XV. Aktorzy drugiego planu dostają swoje pięć minut

Wiera westchnęła ciężko i spojrzała na swoją szmaragdową suknię z gazy leżącą na sofie. Wygląda wręcz śmiesznie wśród skromnego umeblowania pokoju. Nie żyła w nędzy, ale nie mogła rzec, by była usatysfakcjonowana swoim poziomem życia.

Poprawiła włosy i spojrzała w lustro. Musiała przyznać, że jej uroda powoli przemijała. Niedawno skończyła czterdzieści lat i nie mogła już uchodzić za młodą kokietkę. Z przykrością myślała, że bardziej pasowało jej określenie stara lafirynda. Było okropnie brzydkie, lecz, niestety, najbliższe prawdy.

— Mamo! — Rozległ się głos młodej dziewczyny.

Po chwili do pokoju wpadła śliczna, młoda panienka. Wiera uśmiechnęła się na widok córki. Jej rumiane policzki i mlecznobiała cera w połączeniu z kształtną sylwetką sprawiały, że panna stanowiła istny okaz zdrowia. Kasztanowych loków nie dało się ujarzmić nawet spinając je w kok. W ciemnych oczach błyszczały iskierki podekscytowania. Wiera widziała w córce siebie samą w młodości. Była tak samo radosna i naiwna i z taką samą nadzieją patrzyła w przyszłość.

— Ślicznie wyglądasz, córeczko. — Uśmiechnęła się, patrząc na sylwetkę dziewczyny spowitą w delikatną suknię w kwiatową łączkę.

— Dziękuję, mamusiu!

— O której zamierzasz wrócić?

— Och, nie wiem... — Pokręciła główką.

— A jak Arkadiusz? Kiedy on wróci?

— On zapewne wieczorem, tak mi mówił. Nie martw się, mamusiu, przed zmrokiem tu będziemy, oboje. Już ja dopilnuję mojego brata. 

— Dobrze, Alinko, idź. Do zobaczenia. — Uśmiechnęła się. 

Alina posłała matce pełne radości spojrzenie i wyszła. Wiera odetchnęła i przysiadła przy toaletce. Poprawiła fryzurę i zaczęła się malować. Kobiety ostatnimi czasy co prawda nie przesadzały zbytnio z różem, lecz ona uwielbiała go używać. Uważała, że dodawało jej to powabu i uroku. 

Miała już odziać się w suknię leżącą na sofie, gdy usłyszała, jak ktoś puka do drzwi. Zarzuciła na siebie podomkę i podbiegła do drzwi. 

Uśmiechnęła się, gdy w progu ujrzała twarz jasnowłosego młodzieńca. Mężczyzna pocałował ją, nie zważając na to, że z miejsca, w którym stali, byli widoczni. Wszedł z nią do przedsionka, zamykając drzwi, i popuścił wszelkie hamulce. Wiera poddała mu się bez żadnych wyrzutów sumienia. 

Gdy się od niej w końcu oderwał, spojrzała na niego oczyma błyszczącymi ze szczęścia. Jego lśniły podobnie. 

— Alosza... — szepnęła, kładąc dłoń na jego policzku. — Tak się cieszę, że przyszedłeś... 

— Mnie też raduje to, że cię w końcu widzę... Zbyt rzadko się spotykamy. 

— Zdecydowanie...

— Przepraszam, że tak się wmieszałem, kiedy przyszłaś do Kseni, po prostu musiałem cię ujrzeć... — Spojrzał na nią przepraszająco. 

Wiera spłonęła rumieńcem. Nie myślała, że może tak oddziaływać na młodego człowieka. Był przecież niewiele starszy od jej Arkadiusza. Gdyby się uprzeć, mógłby nawet być jej synem. To uwielbienie ze strony młodzieńca sprawiało, że czuła się dużo młodsza. 

Wykorzystując jej chwilę nieuwagi, Aleksy wziął Wierę na ręce i pobiegł z nią do sypialni. Kobieta śmiała się rozkosznie. Czuła się jak młode dziewczę przeżywające swoje pierwsze zauroczenie, nie dojrzała kobieta, która wiele już miała za sobą. 

Bo Aleksy był jej pierwszym zauroczeniem. Mikołaj zdawał się jej spełnieniem marzeń, łechtał jej próżność swoim zainteresowaniem, lecz nigdy nic do niego nie czuła. Nic poza namiętnością. Zgodziła się zostać jego kochanką, a później z nim zamieszkać, bo jako ulicznica nie miała lepszych perspektyw na życie. Ale nigdy nic do niego nie czuła.

Aleksy zaś sprawiał, że czuła się naprawdę wartościową, piękną kobietą, nie ladacznicą. Pokazywał jej cały wachlarz uczuć i doznań, których wcześniej nie znała. Spojrzeniem przyprawiał ją o dreszcze, a pod jego czułym dotykiem niemal topniała. 

Pisnęła, kiedy ułożył ją na łóżku i znów ją pocałował. Jego pieszczoty były pełne delikatności i czułości. Wiedziała, że ją kochał, że nie uczyni jej żadnej krzywdy, że nie wykorzysta jej, by samemu osiągnąć przyjemność, nie dając jej nic w zamian. 

Zsunął powoli peniuar z jej ramion i pocałował ją w szyję. Zachichotała. Jego młodzieńcza energia sprawiała, że sama miała jej dużo więcej. 

Dotyk jego miękkich ust na jej szyi przyprawiał ją o taką rozkosz, że zdawało się jej, że zaraz nie wytrzyma i się na niego rzuci. Żaden mężczyzna nie potrafił jej przyprawić o takie doznania. 

— Wyjdź za mnie... — szepnął nagle. 

Wiera w jednym momencie odskoczyła od niego jak oparzona. Jego słowa ogromnie ją zdziwiły. Patrzyła na niego wielkimi z przerażenia oczyma, zastanawiając się, czy naprawdę miał to na myśli, czy jedynie blefował. 

— Nie mówisz chyba poważnie, Aleksy... To... to...

— Ależ jestem absolutnie poważny. Chcę, żebyś została moją żoną. Kocham cię. Nie zamierzam dać się ożenić z kobietą, która rumieni się na każdą wzmiankę o miłości czy przy każdym pocałunku, zupełnie się na niczym nie zna... Chcę ciebie. 

Mówił to z taką pewnością i takim żarem w oczach, że nie mogła mu nie uwierzyć. Zyskała właśnie najlepszy dowód na to, że naprawdę ją kochał. Po raz pierwszy ktoś naprawdę ją chciał, nie dla jej ciała, a dla jej samej. Otarła łzy, które chciały popłynąć po jej policzkach. Tak, Aleksy był najlepszym, co ją kiedykolwiek spotkało. Małżeństwo z nim... Ach, byłoby tak piękne! Tylko że niemożliwe...

— Nie, Aloszo. Co twoja matka powie na to, że ożeniłeś się z ladacznicą? Do tego z kobietą, która odebrała dobre życie twojej bratowej? Jak Iwan na ciebie spojrzy? Przecież Nadia... Och, ona musi mnie nienawidzić. 

— Nie, raczej nie odczuwa wobec ciebie niczego. — Wzruszył ramionami. — Przecież chyba nawet cię nie widziała, czyż nie? Miałaś kontakt jedynie z Ksenią i Siergiejem. O ile nie zapamiętała twojego głosu z tamtej wizyty, nie powinna niczego podejrzewać. 

— Ale Ksenia będzie wiedziała. A ona chyba by nie chciała, bym za ciebie wyszła...

— Ksenia nie należy do mojej rodziny. Jest tylko małżonką brata mojej żony, nie ma nic do powiedzenia w tej kwestii. 

— A moje dzieci? Co one powiedzą? Przecież Arkadiusz jest od ciebie tylko pięć lat młodszy, a Alina sama niedługo będzie wychodzić za mąż. 

— I co z tego? Czy to znaczy, ze masz nie być szczęśliwa? Jeśli dzieci naprawdę cię kochają, zaręczam cię, staną po twojej stronie. 

Westchnęła. Naprawdę pragnęła zostać żoną Aleksego, lecz czuła, że to niewłaściwe. Nie chciała, by jej dzieci czuły się źle, a przede wszystkim, by rodzina obróciła się przeciwko Aleksemu. A czuła, że jego matka nie będzie zadowolona ze związku syna z kimś takim jak ona. Sama nie cieszyłaby się, gdyby Arkadiusz przyprowadził do domu dużo starszą kobietę, która niegdyś zajmowała się nierządem. 

— Aleksy, ja naprawdę nie wiem...

— Zastanów się, proszę... Nie naciskam, ale bardzo tego pragnę... Ale zastanów się, nim podejmiesz jakąkolwiek decyzję, bo nie chcę, żebyś wyszła za mnie tylko dlatego, że ja tak chcę. 

Wiera uśmiechnęła się. Te słowa utwierdziły ją w przekonaniu, że Aleksy był odpowiednim wyborem i że na pewno o nią zadba. 

Nadia od jakiegoś czasu czuła się coraz gorzej. Po rozmowie z matką wiedziała już, co było tego przyczyną. Napawało ją to ogromnym strachem. 

Kryła tę wiadomość przed Ksenią i Anastazją, lecz czuła, że w końcu musi im o wszystkim powiedzieć. 

Siedząc w salonie Lwowów, trzęsła się jak osika. Zazwyczaj dom napawał ją przyjemnymi uczuciami, w przeciwieństwie do pałacu Wołkońskich, gdzie niepodzielnie rządził napawający ją ogromnym strachem Fiedia. Dziś jednak czuła się jeszcze gorzej, niż jakby miała spędzić cały dzień z Fiodorem. 

Spojrzała na Ksenię i Nastkę, które wpatrywały się w nią z miłością. Była wdzięczna za to, że otaczały ją tak cudowne kobiety. Gdyby jeszcze Siergiej wciąż przy nich był, uznałaby się za najszczęśliwszą kobietę na tym świecie. 

— Moje drogie — zaczęła, wbijając wzrok w podłogę. Obawiała się na nie spojrzeć. — Ja i Iwan... Będziemy mieli dziecko...

— Och, to cudownie, Nadusiu! — pisnęła Anastazja i rzuciła się siostrze na szyję, Ksenia jednak wyraźnie się zmartwiła. 

Podeszła do Nadii i pogładziła ją delikatnie po policzku. Wołkońska nie mogła znieść widoku jej smutnych oczu. Chciałaby, żeby to się nigdy nie wydarzyło, lecz nie mogła już nic uczynić. 

— Nie boisz się? — Głos Kseni drżał. 

— Boję się, ale kocham Iwana i wierzę, że się uda... On chciał mieć dziecko, chociaż się obawiał, ja podobnie...

Wtem do pokoju wkroczył lokaj. Ksenia rzekła Anastazji, by zapytała go, co się stało, sama bowiem zajęła się Nadieżdą. 

Nastka westchnęła ciężko i podeszła do lokaja. Mężczyzna powiedział jej, że w przedsionku czeka na nią gość, i odszedł. Anastazja nie miała pojęcia, kto mógł chcieć im przeszkodzić, kiedy siedziały razem we trzy i radowały się z błogosławionego stanu Nadii. 

Prychnęła, widząc Mikołaja Gruszeckiego. Ostatnimi czasy zbytnio się jej narzucał. Miała go już powoli dość. Lubiła mężczyzn prawiących jej komplementy, lecz zdawało się jej, że Mikołaj czynił to zbyt często. 

— Och, dzień dobry pani, panienko Lwowa — zaczął. 

Posłał jej tak piękny i szczery uśmiech, że Anastazja pomyślała, że może jednak jego zaloty nie były tak okropne. Razumowski zachowywał się dużo gorzej. Nie miał w sobie tyle uroku, co Mikołaj.

— Dzień dobry, cóż to się stało, że przyszedł pan do nas samotny?

— Dymitr jest zajęty i poprosił, bym przekazał hrabinie Lwowej pewną wiadomość...

— Och... Czego pański brat mógłby chcieć od mojej bratowej?

— Nic ważnego... Jeśli mam być szczery, to zgodziłem się tu przyjść tylko ze względu na panią. Nie mogę się na panią napatrzeć. 

— Przyszedł więc pan z propozycją matrymonialną dla mej skromnej osoby? — Spojrzała na niego figlarnie. 

Uśmiechnęła się, widząc, jak na jego policzkach wykwita delikatny rumieniec. Uwielbiała doprowadzać mężczyzn do takiego stanu. W nieśmiałości Mikołaja było coś ujmującego, co sprawiało, że mimo wrodzonej przekory i pychy jej serce zabiło nieco szybciej. 

— Być może — odparł, prostując się i patrząc na nią wyzywająco. 

Anastazja posłała mu powłóczyste spojrzenie. Mikołaj przystąpił do tej wspaniałej damsko-męskiej gry, zwanej zalotami. Czuła, że bardzo ją ona zadowoli. 


Dziś znów krócej, trochę o pobocznych postaciach. Niedługo kolej na Siergieja, ale ciągle brak mi czasu na ogarnięcie tej piekielnej Syberii, grr.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top