XLVIII. (Nie)oczekiwany dzień
Dzień ślubu Iriny i Eugeniusza nadszedł niespodziewanie szybko. Wołkońska przyzwoliła narzeczonemu na ustalenie daty uroczystości, a że Jarmuzowowi śpieszno było do zawarcia z nią małżeństwa, to wybrał termin nieco ponad miesiąc po zaręczynach. Bo na cóż miałby zwlekać?
Irina nie miała nic przeciwko takiemu obrotowi spraw. Nie potrafiła już cieszyć się z codziennego życia, kiedy jej ukochany papa leżał w grobie. Wiedziała, że będzie tęsknić za rodzinnym domem, za czułą, kochającą matką, która zawsze dzielnie ją we wszystkim wspierała, za roześmianymi braćmi, lecz ta rozłąka nie zdawała się jej tak bolesna, jak jeszcze pół roku temu, gdy ojciec żył, a ona była zaręczona z Dymitrem i na myśl o opuszczeniu Aleksego Kiriłłowicza chciało się jej gorzko szlochać.
Matka od rana biegała po domu z różnymi sukniami, Irina bowiem nie zamówiła żadnej specjalnej kreacji na swój ślub, i kazała jej je przymierzać. Wołkońskiej zbytnio nie obchodziło, w jakiej toalecie stanie przed ołtarzem, ani tym bardziej, czy będzie prezentowała się dobrze. Gorzko pomyślała, że chociaż książę Eugeniusz był naprawdę cudownym człowiekiem, to nie on miał dzisiaj zostać jej mężem. Marzyła, żeby było już po wszystkim.
Miała nadzieję, że w końcu zapomni o swej miłości do Dymitra i nauczy się kochać Eugeniusza. W końcu zasługiwał na to bardziej niż ktokolwiek. Była niemal pewna, że on nigdy nie zostawiłby jej w potrzebie i wspierałby ją we wszystkim, co czyniła. Darzyła go szczerą przyjaźnią, więc pierwszy krok ku dobremu małżeństwu został poczyniony. Istniały solidne podstawy, na których mogła budować miłość do niego. Był przystojny, inteligentny i podzielał jej zainteresowania, a do tego kochał ją, miała więc nadzieję, że z czasem i ona poczuje do niego coś więcej niż zwykłą sympatię.
— Irinko, może ta? — Matka wskazała jej na piękną, jasną suknię.
Irina pamiętała, że założyła ją na bal przed rokiem czy dwoma. Delikatna, zwiewna kreacja nie miała zbyt wielkiego dekoltu, co bardzo przypadło jej do gustu. Odcięta pod biustem kreacja rozszerzała się ku dołowi, by przy ziemi rozłożyć się niczym wachlarz. Ten raczej krótki, aczkolwiek rozłożysty tren wyszywany był ogromem srebrnych koralików, które układały się w kwiatowe ornamenty, lśniące niby rosa na żywych roślinach. Podobnymi zdobieniami, choć już nieco mniej bogatymi, pokryto resztę sukni. Praskowia uznała, że jej córka wyglądała jak nimfa.
Irina wcale się z tego nie cieszyła. Nie pomyślała o tym, że o jej zaślubinach cały Petersburg będzie mówił przez kolejny rok, więc chociażby z tego powodu powinna prezentować się jak najlepiej. Gdy matka skończyła ją ubierać, dziewczyna poddała się następnym zabiegom mającym na celu poprawienie jej wyglądu. Ucieszyła się, kiedy w końcu wsiadła do powozu.
Sobór Przemienia Pańskiego, w którym miał mieć miejsce ślub Jarmuzowa i Wołkońskiej, z zewnątrz nie wyglądał zbyt imponująco, lecz jego wnętrze wprost ociekało złotem. Nawet przedsionek, w którym mieli oczekiwać na kapłana, był bogato zdobiony.
Irina zadrżała na widok Eugeniusza, lecz gdy ten posłał jej ośmielający uśmiech, nieco się uspokoiła. Czuła, że Eugeniusz naprawdę szczerze ją kochał i chciał się nią opiekować. Obok niej stała Ksenia, która mimo swojego błogosławionego stanu uparła się na bycie jej świadkiem. Irina usiłowała jej wyperswadować ten pomysł, obawiając się, że trzymanie ciężkiej, złotej korony przez tak długi czas może zaszkodzić Kseni, lecz nie było siły, która by ją od tego odwiodła. Świadkiem Eugeniusza został oczywiście Aleksander, który mimo ostatnich wydarzeń, jakie miały miejsce w jego życiu, starał się wyglądać jak najweselej, by nie zepsuć przyjacielowi tak ważnego dnia.
Chciała szepnąć coś do przyjaciółki, lecz wtem w przedsionku zjawił się kapłan. Wszyscy spoważnieli. Irina wciągnęła powietrze w płuca. Nie było już odwrotu.
Pop uczynił nad młodymi znak krzyża i wręczył im zapalone, cienkie świecie, po czym wyrecytował odpowiednią formułę. Irina czuła, jak podniosła i pełna sakralnego namaszczenia była to chwila. Potem państwo młodzi ucałowali obrączki i wymienili się nimi. Eugeniusz uśmiechał się szeroko do swej oblubienicy, gdy wsuwał pierścionek na jej szczuplutki palec. Kiedy przyszła jej kolej, by włożyć obrączkę na dłoń Eugeniusza, tak ogromnie się zdenerwowała, że pierścień niemal wypadł jej z rąk. Jarmuzow posłał jej uśmiech mający podnieść ją na duchu. Irina odpowiedziała tym samym.
Po tej ceremonii kapłan wreszcie wprowadził młodych do wnętrza cerkwi. Irina oniemiała z zachwytu. Jasne ściany cerkwi pełne złotych zdobień błyszczały w blasku świec. Kamelie, którymi z okazji ślubu przyozdobiono wnętrze cerkwi, sprawiały, że Irinie zdawało się, jakby była w krainie czarów.
Podeszli do anałoju, na którym położono Pismo Święte, krzyż i korony. Stało tam też wino. Irina znów westchnęła. Nie czuła się jeszcze gotowa na zostanie żoną.
— Czy decyzja wstąpienia w związek małżeński jest świadoma i nieprzymuszona? — zapytał pop, na co oboje odpowiedzieli twierdząco.
Potem nastąpiły kolejne modły i śpiewy. Irina zawsze uwielbiała się im przysłuchiwać. Tak było i teraz. Śpiewy chóru uspokajały dziewczynę i dawały jej potwierdzenie tego, że Bóg chciał, by stanęła przed ołtarzem z Eugeniuszem. Jarmuzow wciąż patrzył na nią z miłością, co sprawiało, że czuła się nieswojo, że nie potrafi odwdzięczyć mu się tak samo silnym uczuciem. Lecz co mogła począć?
Gdy nadszedł czas na nałożenie koron na głowy nowożeńców, Irina wstrzymała oddech. Co rusz spoglądała z niepokojem na Ksenię. Miała nadzieję, że tej nic się nie stanie. W pewnym momencie zauważyła, że Lwowa ledwo trzyma koronę nad jej głową. Odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie można je było odłożyć.
Następnie odczytano fragmenty Pisma Świętego, a później podano młodym kielichy wina, które wypili na znak wspólnej drogi. Irina nigdy za nim nie przepadała, przez co ledwo powstrzymała się od wyplucia trunku.
Gdy złączyli dłonie, które następnie kapłan nakrył epitrachylionem, odetchnęła z ulgą. Oznaczało to, że męcząca ceremonia powoli dobiegała końca. Czuła, że dłoń Eugeniusza drży. Wiedziała, że jest to oznaka szczęścia. Jej dłoń również drżała, tyle że z nerwów. Kapłan trzykrotnie oprowadził ich wokół stołu, aż wreszcie stanęli przed Rajskimi drzwiami. Tam pop pokropił ich wodą święconą, po czym pobłogosławił i odszedł.
Młodzi zatopili się we wspólnej modlitwie. Eugeniusz, pełen szczęścia, dziękował Bogu za to, że jego marzenia w końcu się ziściły, oraz prosił go o pomyślne życie u boku Iriny i jak najliczniejsze potomstwo. Irina prosiła jedynie o to, by ich małżeństwo okazało się udane.
Gdy wyszli, obsypano ich płatkami kolorowych kwiatów. Zebrani wiwatowali hucznie na cześć nowożeńców. Kobieta nie mogła znieść radosnych okrzyków braci i widoku rozradowanej matki. Gwar wywoływany przez tłum sprawiał, że zaczynała boleć ją głowa. Na co tak krzyczeli? Przecież ich ślub nie był wcale wielką okazją do radości.
Eugeniusz ściskał dłoń Iriny tak mocno, że sprawiał jej ból. Dziewczyna jednak nic nie rzekła. Gdy wsiedli do powozu, uświadomiła sobie, że właśnie została księżną Jarmuzową.
Eugeniusz usadowił się obok świeżo upieczonej żony i przycisnął jej drobne ciało do piersi. Irina w końcu była jego i już nikt nie miał mu jej odebrać. Od szczęścia zakręciło mu się w głowie, mimo że jeszcze niczego nie wypił, nie licząc wina mszalnego. Wiedział, że ono nie mogło go tak otępić, wszak nie miało żadnej mocy.
— Szczęśliwa? — Spojrzał na Irinę z tkliwością i wsunął rękę w jej włosy.
Przesunął po nich delikatnie i wyciągnął jedną szpilkę z jej upięcia. Pasmo jasnych loków spłynęło na jej czoło, dodając dziewczynie uroku. Złożył pocałunek na szyi żony, na co ta spłonęła rumieńcem.
— Tak — szepnęła.
Nie należała do najszczęśliwszych, lecz nie mogła narzekać. Była względnie zadowolona z faktu, że właśnie stała się księżną Jarmuzową. Od tej chwili miało jej na niczym nie zbywać — ani na strojach, ani na pięknych meblach, ani na miłości. Wmawiała sobie, że gdy spędzi kilka dni pod jednym dachem z Eugeniuszem, jej wątpliwości znikną. Mąż na pewno przez ten czas okaże jej tyle miłości, że zatraci wszelkie wątpliwości.
— Kocham cię, Irino — wyszeptał.
Chciał się do niej nachylić i ją pocałować, lecz po chwili uznał, że może jednak powinien to uczynić nieco później. Zdawało mu się, że Irina nie czuje się z nim pewnie, wolał więc póki co dodatkowo nie rozstrajać jej nerwów. I tak musiała w tej chwili przeżywać ogrom różnych, niekoniecznie pozytywnych emocji.
Gdy zajechali przed posiadłość Jarmuzowów, Eugeniusz ścisnął dłoń Iriny, chcąc zapewnić ją, że będzie dobrze, i wysiadł, po czym pomógł jej uczynić to samo.
Oboje chcieli, żeby przyjęcie jak najszybciej dobiegło końca — Eugeniusz nie mógł się już doczekać, aż zostaną sami, Irina zaś miała dość tłoku. Starczyło jej, że w cerkwi obecny był już tak ogromny tłum, który niemożebnie ją przytłaczał.
Gdy przyszedł czas na przyjmowanie gratulacji gości, Irinie zdało się, że zaraz zemdleje. Zdecydowanie nie była przygotowana na tyle uścisków i pocałunków od kobiet, które ledwo kojarzyła. Uśmiechnęła się, gdy podeszli do niej Ksenia i Siergiej.
— Wszystkiego najlepszego, Irino. — Siergiej uśmiechnął się, lecz dziewczyna widziała smutek obecny w jego oczach.
— Dziękuję wam, kochani — odparła.
Przez cały posiłek, a ten był ogromnie obfity, bowiem podano aż cztery dania włącznie z deserem, Irina czuła się nieswojo. Przerażały ją te wszystkie bezwzględnie taksujące ją spojrzenia, łypiące na nią z zazdrością młode panny czy panowie objadający się bez umiaru.
— Irinko, bardzo się cieszę, że teraz obie będziemy mężatkami. — Ciepły głos Kseni wyrwał ją z zamyślenia. — Pomyśl, może za miesiąc czy dwa i ty będziesz oczekiwała dziecka. Ale byłoby uroczo, gdybym ja miała synka, ty córeczkę i za dwadzieścia lat stanęliby na ślubnym kobiercu!
— Tak, to piękna wizja... — westchnęła Irina. — Może kiedyś się ziści.
Myśl, że za rok mogłaby być już matką, nieco ją przerażała. Wciąż nie czuła się gotowa, by dać życie małej istotce i być dla niej wzorem. Sama była jeszcze młoda i głupia, więc czego mogłaby nauczyć swe dziecko?
Eugeniusz z kolei żywo konwersował z Aleksandrem. Ustalili między sobą, że nie będą mówili na temat polityki oraz Larysy, która zresztą siedziała obok i próbowała zwrócić na siebie uwagę wszystkich gości.
— Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwszy niż ja — szepnął mu Aleksander.
Jarmuzow nie chciał sprawić mu przykrości, więc nie rzekł nic, wiedział jednak, że na pewno tak będzie. Irina w końcu stanowiła zupełne przeciwieństwo Larysy. Już nie mógł się doczekać ich wspólnego życia.
Po obiedzie rozpoczęły się tańce. Eugeniusz ujął dłoń Iriny i poprowadził ją na parkiet, by oficjalnie otworzyć taneczną część przyjęcia. Nie mógł się napatrzeć na delikatną twarz ukochanej, na której jaśniał nieśmiały uśmiech.
Rzeczywiście, gdy tylko odeszli od stołu i nie musieli przysłuchiwać się plotkom zaproszonych dam, Irina odżyła. Teraz naprawdę czuła się szczęśliwa. Jako że na parkiecie póki co znajdowali się tylko oni, mogła skupić się na pełnym miłości i czułości spojrzeniu Eugeniusza, jego ułożonych w uśmiech ustach i ciepłych dłoniach. Jedną z nich położył na jej talii, drugą zaś ujął jej drobną rączkę i zaczął tańczyć z nią walca. Irina poczuła się bezpiecznie w jego objęciach. Dawał jej pewność, że uchroni ją przed złem, które czyhało na nią w wielkim świecie.
Gdy przestała myśleć o ludziach czekających, aż powinie się jej noga, zaczęła naprawdę cieszyć się ze ślubu. Tańczyła niemal wyłącznie z mężem. Gdy patrzyła na jego pełne radości oblicze, utwierdzała się w przeświadczeniu, że dobrze postąpiła, decydując się na małżeństwo.
Mimo tego, że bawiła się dość dobrze, z ulgą przyjęła koniec balu. Było już późno i powoli zaczynało ogarniać ją zmęczenie. Eugeniusz odprowadził ją do sypialni, którą specjalnie dla niej urządził. Wbrew temu, co było w zwyczaju, umiejscowił ją obok swojej, nie w przeciwległym skrzydle domu. Za kotarą znajdowały się drzwi, które prowadziły do ogromnej garderoby, a z niej do jego alkowy. O tym jednak Irina póki co nie wiedziała.
— Przyjdę do ciebie za chwilkę, kochanie — szepnął i ucałował ją w czoło, po czym sam udał się do swojego pokoju.
Nacisnęła klamkę i weszła do pomieszczenia. Widziała je już wcześniej i naprawdę się jej podobało. Utrzymane w łagodnych barwach, ściany miało wyłożone brzoskwiniową tapetą i ozdobione jasną boazerią ze złotymi akcentami. Wszystkie meble również takie były, włącznie z wielkim łożem, którego kotary miały ten sam kolor, co ściany. Obok okna stała delikatna toaletka, na której ułożono szczotki z rzeźbionymi rączkami i flakoniki na perfumy o różnych, wymyślnych kształtach.
Z pomocą pokojówki Irina ściągnęła suknię i odziała się w koszulę nocną. Zrezygnowała z peniuaru, gdyż czerwcowa noc była zdecydowanie zbyt ciepła, by go na siebie zakładać. Ułożyła się w łóżku i przykryła pierzyną. Była miękka niczym puch. Westchnęła z zadowoleniem i rozłożyła się na łóżko.
Wtem posłyszała czyjeś kroki. Nie dobiegały jednak z korytarza, lecz zza ściany. Spięła mięśnie.
Wtem zza kotary w rogu pokoju, na którą wcześniej nie zwróciła zbytniej uwagi, wyszedł Eugeniusz. Wzdrygnęła się, widząc, że miał na sobie tylko kalesony. Nigdy wcześniej nie widziała mężczyzny w negliżu, był to więc dla niej widok niekoniecznie komfortowy.
Nakryła się pierzyną po czubek nosa, przerażona tym, co ją czekało. Dopiero teraz to sobie uświadomiła. Nie miała pojęcia, jak się zachowywać. Matka nic jej na ten temat nie rzekła, nie licząc napomnienia, by słuchała męża. Ksenia nie powiedziała jej wiele więcej. Z jej słów zapamiętała jedynie, że nie powinna się zbytnio troskać.
Eugeniusz zaśmiał się, widząc jej nieporadność. I on nie czuł się z tym wszystkim zbyt pewnie. Zdał sobie sprawę, że od tak dawna nie miał do czynienia z żadną kobietą, nie mówiąc już o damie tak niewinnej jak Irina, że nie wiedział, jak powinien postąpić. W końcu przysiadł na łóżku i przysunął się do żony, po czym objął ją ramieniem.
Czuł bijący od niej lęk. Przypominała mu teraz bardziej przerażone dziecko niż młodą mężatkę. Wcale się jej nie dziwił. On sam zapewne na jej miejscu trząsłby się ze strachu.
— Irino, nie obawiaj się mnie — wyszeptał. — Nie skrzywdzę cię.
Poczuł, jak mięśnie dziewczyny nieco się rozluźniają. Przysunęła się nieco do ściany, by miał więcej miejsca, i pozwoliła, by złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Uznał to za dobry znak.
Przesunął dłonią po jej włosach i pocałował żonę w czoło, lecz Irina wciąż wyglądała na skrępowaną.
— Nie bój się, najdroższa... — mówił dalej, jednak i to nie uspokoiło jej obaw.
Czuła się niekomfortowo, patrząc na jego nagi tors. Nie wiedziała nawet, dlaczego tak ją to gorszyło. Latem widziała przecież Iwana i Aleksego wracających z kąpieli w jeziorze bez koszul. Lecz oni byli jej ukochanymi, postrzelonymi braćmi, nie kimś obcym. Eugeniusza również za takiego nie uważała, lecz wciąż nie była z nim na tyle blisko, by bez dyskomfortu widzieć go w takim negliżu.
— Jeśli chcesz, możemy to przełożyć, Irino, nie będę cię do niczego zmuszał. Możemy dzisiaj tylko razem spać, żebyś oswoiła się z tym, że jestem blisko ciebie.
Irina jednak wcale nie uznała tego za akt dobroci z jego strony. Poczuła się źle. Nie mogła się tak zachowywać. Zawsze powtarzano jej, że przede wszystkim powinna uszczęśliwić męża, a miała wrażenie, że Eugeniusz ogromnie by się rozczarował, gdyby teraz odmówiła swemu małżonkowi tego, co mu się należało.
— Jest dobrze, Eugeniuszu... — jęknęła, mąż jednak nie był przekonany.
— Naprawdę nie musisz się dla mnie poświęcać, jeśli czujesz lęk. To ludzkie, a ja... jestem gotów na ciebie poczekać te kilka dni. Już i tak wytrzymałem tak długo bez ciebie, a teraz, kiedy jesteś moją żoną, wiem, że nikt mi już cię nie odbierze... Ta świadomość starcza mi do bycia spełnionym.
— Jest dobrze — odparła z boleścią wymalowaną na twarzy. — Nie przedłużajmy tego, proszę... — Spojrzała nań błagalnie.
Eugeniusz pojął, że Irina nie ma zamiaru ustąpić. Westchnął i wplótł dłoń w jej miękkie włosy. Wcześniej zawsze je spinała. Nie myślał, że były aż tak długie, że sięgały jej za pośladki. Chcąc ją przyzwyczaić do swojego dotyku, podwinął nieco koszulę nocną żony i położył dłoń na jej łydce. Biło od niej przyjemne ciepło. Był tylko jeden szkopuł — Irina wciąż drżała.
— Kochanie, naprawdę... — zaczął, lecz Irina zaraz mu przerwała:
— Proszę, Eugeniuszu, miejmy to za sobą... — jęknęła.
Jarmuzow pojął, że Irina nie da mu spokoju. Złożył delikatny pocałunek na jej miękkich ustach i chwycił za zapięcie jej koszuli nocnej. Miał tylko nadzieję, że nie przyprawi jej o traumę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top