XIV. Rozmowy trudne i potrzebne

Po spotkaniu Dymitra na balu Irina czuła się dziwnie. Przez cały następny dzień walczyła z ogarniającymi ją wyrzutami sumienia. Nie mogła pogodzić się z tym, jak okrutnie go potraktowała. Chciał tylko odwieść ją od popełnienia głupoty, a tymczasem ona zaczęła na niego krzyczeć i wypominać mu winy z przeszłości. Nie tak powinno wyglądać ich spotkanie po tylu latach, nawet jeśli Dymitr ją zranił. Wczoraj działał jedynie dla jej dobra, z troski, by nie uczyniła niczego głupiego. 

Westchnęła ciężko i wstała z łóżka. W końcu zdecydowała się na wizytę u Kseni. Czuła, że oszaleje, jeśli nie rozmówi się z kimś na temat swoich uczuć. Potrzebowała wyżalić się przyjaciółce i poprosić ją o radę. Tylko jej mogła ufać, skoro Eugeniusz zachował się wobec niej tak potwornie. 

Po obiedzie wsiadła do powozu i rozkazała woźnicy zawieźć ją do Lwowów. Miała nadzieję, że Ksenia ucieszy się z wizyty. 

Gdy weszła do domu Lwowów, którego nie odwiedzała już od pół roku, ogarnęła ją nostalgia. Przez te wszystkie lata, pełne bólu, ale też i szczęścia, zaznała u przyjaciółki wiele radości. Tylko Ksenia potrafiła ją pocieszyć, zawsze służyła też dobrą radą. Irina nikogo nie darzyła tak ogromną sympatią. 

Na widok przyjaciółki odzianej w ciemną, żałobną suknię Ksenia jęknęła ze smutkiem i podeszła do Iriny, by ją objąć. Ta westchnęła, znalazłszy się w ramionach Kseni. W końcu były razem i mogły się sobie zwierzyć, ulżyć sobie nawzajem w tym przerażającym bólu. 

Lwowa, nic nie rzekłszy, zaprowadziła ją na sofę. Irina ułożyła się wygodnie i rozejrzała się po pokoju. Nic się tu nie zmieniło, odkąd Siergiej zamieszkał wraz z rodziną w pałacu odziedziczonym po ojcu. Eleganckie, jasne meble wciąż zdobiły wnętrza pomieszczenia, ożywiając nieco ciemne jak zamglony, listopadowy poranek tapety, a  złote lichtarze dodawały całości smaku i elegancji. Uśmiechnęła się blado. 

— Chciałabyś herbaty, Irinko? — Ksenia spojrzała na nią pytająco. 

— Tak, poproszę — odrzekła. 

Lwowa skinęła głową i przywołała służącą, której przekazała, by przygotowała dwie filiżanki herbaty. Później objęła Irinę i przycisnęła ją do piersi jak małą dziewczynkę. 

Trwały w milczeniu, wsłuchując się w bicie swoich serc. Znały się od tak dawna, że już nawet nie pamiętały, kiedy zaczęła się ich znajomość. Zawsze były gotowe powierzyć sobie swe najskrytsze sekrety, a obecność drugiej z nich koiła jak najlepszy balsam. Irina trwała w uścisku przyjaciółki, oddychając ciężko. Choć nic nie mówiły, panująca cisza nie była dobijająca czy przerażająca, a przeciwnie, uspokajająca. Irina czuła, że z każdą chwilą ulatuje z niej złość nagromadzona w sercu przez ostatni czas. Jej piersi stały się lżejsze, jakby ktoś odjął jej jakiś ciężar z serca. Uśmiechnęła się z ulgą i wyprostowała się. 

Ksenia wypuściła przyjaciółkę z uścisku i ujęła dłoń przyjaciółki. Patrzyły na siebie przez chwilę, dokładnie się sobie przyglądać. Irina dostrzegła ciemne cienie pod oczyma Kseni, uwadze Lwowej zaś nie uszło wymizerowanie Jarmuzowej. Obie przedstawiały doprawdy marny widok. 

Mimo wszystko wciąż miały te same twarze, które wzajemnie tak miłowały. Obie doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że gdyby się nie miały, nie wyszłyby ze wszystkich życiowych burz. Ksenia nie poradziłaby sobie ze śmiercią matki, a Irina ze zgonem ojca i porzuceniem przez Dymitra. 

Spojrzała na Ksenię z ufnością i zaczęła mówić. Ledwo kontrolowała potok słów wylewających się z jej ust. Nie zastanawiała się zbytnio nad doborem słów, nie kreowała się na winną czy ofiarę, a po prostu opowiadała. O śmierci Poli, jej bladym ciałku pod bielutkim płótnem, o tym, jak składała ostatni pocałunek na zimnym czole córeczki, wreszcie o rozdzierającym serce bólu, którego nie potrafiła zwalczyć. 

Ksenia pogładziła jej dłoń delikatnie. Nie rzekła ani słowa, wiedząc, że wyrazy współczucia na niewiele zdadzą się Irinie. Jej przyjaciółka potrzebowała bliskości i zrozumienia drugiej osoby, nie pustych słów pełnych litości. 

— Nie mogę już tego znieść, Kseniu... — kontynuowała Irina, ledwo powstrzymując napływające jej do oczu łzy. — A jeszcze potem... Eugeniusz... Och... Jakby mało było tego, że przez swoją nierozwagę dopuścił do śmierci Poli... To jeszcze... Przedwczoraj zastałam go z inną kobietą w alkowie... 

— Ale jak to, u was w domu? 

— Tak... Wiem, że nie dawałam mu odpowiednio wiele czułości, ale mimo to uważam, że nie miał do tego prawa... Przecież... On wie, że po śmierci Poli trudno mi na niego patrzeć. Naprawdę staram się mu zapomnieć... Wczoraj chciałam z nim pomówić, zapewnić go o tym, że wciąż coś do niego czuję i że chcę, by nasze życie wyglądało odpowiednio. Ale... Kiedy służąca zaprowadziła mnie do tego pokoju, w którym on był z tą kobietą... 

— Och, co za drań! A zawsze sprawiał na mnie wrażenie takiego dobrego człowieka... — westchnęła Ksenia. 

Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, jak wielki ból musiała odczuwać Irina. Wolała nie roztrząsać kwestii tego, czy przyjaciółka traktowała męża zbyt chłodno, gdyż nie uważała tego za kluczowe w całej sprawie. Nikt nie miał prawa do takiego postępowania. Uczynek Eugeniusza był chyba najohydniejszą zbrodnią, jaką mogła sobie wyobrazić. 

— Nie rozumiem go... 

— Ja też nie... Wczoraj ogarnęło mnie takie dziwne uczucie... Chciałam... Chciałam go zranić i rzucić się na Trubeckiego albo na Kurakina, byle tylko pokazać Eugeniuszowi, że go nie potrzebuję, że równie dobrze mogę sobie poradzić bez niego, że inny mężczyzna też zapewni mi to samo, co on... Dobrze, że tego nie uczyniłam, bo umarłabym z wyrzutów sumienia. Wiesz, kto mnie od tego odwiódł? 

— Nie mam pojęcia... 

— Dymitr... — jęknęła i rozszlochała się. 

Dłużej już nie mogła tłumić kotłujących się w niej uczuć. Gruszecki był największym szczęściem jej życia, jedyną osobą, dzięki której doświadczyła tyle ciepła, miłości i czułości. Do dziś nie potrafiła pojąć, dlaczego ją opuścił. Pragnęła, by znów do niej powrócił, by dał jej ukojenie, lecz nie potrafiła mu wybaczyć, póki nie znała przyczyn ich rozstania. Gdyby jej wtedy nie zostawił, dziś byłaby jego żoną i nie musiałaby cierpieć u boku Eugeniusza. Ale co mogła uczynić? Czasu nie dało się już cofnąć. Gdyby tylko mogła poznać kierujące nim pobudki...

— O Boże... Słuchaj, Irino... Myślę, że muszę ci coś powiedzieć...

— Tak? — zapytała ze zdumieniem. 

Miała nadzieję, że wieści, które zamierzała jej przekazać przyjaciółka, jeszcze dodatkowo jej nie pognębią. Chyba by tego nie zniosła. 

— Bo widzisz... Dima powiedział o wszystkim Siergiejowi, a Siergiej mnie, gdy ogarnęło go przeczucie, że może zostać zesłany i mnie opuścić. Ja... Wiem wszystko, dlaczego Dymitr cię zostawił...

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — zapytała oszołomiona Irina. 

— Bo Siergiej prosił, bym wyznała ci prawdę jedynie w ostateczności... To nie jego sekret, mój też nie, ale Dymitra... Póki tobie żyło się całkiem przyzwoicie z Eugeniuszem, a on był na froncie, nie widziałam sensu, by ci o tym mówić. ale teraz... Nie wiem, może ci się to na coś zda... 

— Mów więc... — jęknęła Irina. 

Rozbolał ją żołądek. Ogromnie obawiała się tego, co może usłyszeć od przyjaciółki. Miała nadzieję, że nie zburzy to jej obrazu świata w drobny mak. Spojrzała w sufit, jakby szukała tam pokrzepienia. Ręce zaczęły jej drżeć. Coraz bardziej się bała. 

Ksenia już miała mówić, gdy nagle do pokoju weszła służąca, która poprosiła Lwową do siebie. Irina westchnęła ciężko. Że też ktoś musiał im przeszkodzić w takim momencie!

Ogarniało ją coraz większe podniecenie. Chciała się już wszystkiego dowiedzieć. W końcu od tej jednej decyzji Dymitra zaczął się jej koszmar, który trwał do dziś. 

Wzdrygnęła się, kiedy Ksenia weszła do pokoju, prowadząc za sobą Dymitra. Nie spodziewała się, że ujrzy właśnie jego. Odwróciła spojrzenie i spłonęła rumieńcem. Ogromnie wstydziła się tego, jak się wobec niego zachowała. On jednak nie sprawiał wrażenia, jakby miał jej za złe wczorajszą oschłość. 

Chciała wstać i przywitać się z nim, lecz coś nie pozwalało jej wstać. Patrzyła tępo w przestrzeń, modląc się o to, by w końcu do niej podszedł i ukrócił jej męki. 

Po chwili usiadł tuż obok niej i wziął jej twarz w dłonie, jakby chciał się upewnić, że to naprawdę ona. Wpatrywał się w nią swoimi dużymi, zielonymi oczyma, w których błyszczała tkliwość połączona z rozdzierającym serce smutkiem. Odwróciła głowę, nie mogąc dłużej na niego patrzeć. 

— Irino... Ja... Nie planowałem się tu dziś pojawić... Ale... Przyszedłem do Kseni, bo mam do niej sprawę dotyczącą dziewczynek... Ale ona może zaczekać, to nic ważnego... Kiedy cię ujrzałem, czułem, że muszę się z tobą rozmówić... Tak mi żal...

— Nie gniewasz się na mnie za wczoraj? — zapytała z niedowierzaniem. 

— Nie, w żadnym razie. Zabolało mnie serce, ale w gruncie rzeczy miałaś rację... Gdybym cię nie porzucił, nie musiałabyś wychodzić za Eugeniusza, by uratować swoją reputację... Uwierz mi, nie chciałem zrywać zaręczyn, ale Fiodor... 

— Co Fiodor? — przerwała mu rozgorączkowana. 

Czyżby to on maczał palce w tej całej sprawie? Czyżby to on był sprawcą jej wielkiego nieszczęścia? Czy nie starczyło mu, że przez całe życie pomiatał cała rodziną?

— On... Zagroził mi, że cię zabije, jeśli nie zerwę zaręczyn. Zrozum, nie mogłem mu na to pozwolić... Widzisz, on... On zabił waszego ojca. Strzelił do niego. Sam się do tego przyznał... 

— O Boże... Boże... — jęknęła Irina. 

Ledwo starczało jej sił, by to wszystko znosić. Jej oddech gwałtownie przyśpieszył. W głowie miała chaos. Niczego już nie rozumiała. Dlaczego Fiodor zabił ojca? I jak mógł się z nią tak okrutnie obejść? Czy musiał pozbawiać ich wszystkich szczęścia?

Gdyby ojciec żył, wyszłaby za Dymitra i wiodła z nim szczęśliwe życie. Matka wciąż miałaby przy swym boku ukochanego męża i dożyła z nim starości... Ojciec mógłby się cieszyć wnukami. Przecież tak bardzo kochał dzieci i nie mógł się doczekać, aż ukochana córka powije swemu mężowi maleństwo! A on im to wszystko odebrał. Jednym strzałem. Swoją zazdrością i przepełniającą go nienawiścią. 

Próbowała powstrzymać się przed wyobrażaniem sobie scen niedoszłego szczęścia, lecz nie potrafiła. W myślach widziała, jak ojciec trzyma na rękach Polę, szepcze do niej słodkie głupotki i całuje ją po główce, a ona z Dymitrem u boku siedzą na sofie, wtuleni w siebie. Zdawało się jej, że przed oczyma stoi jej ojciec, zupełnie jak żywy, i wpatruje się w nią z dumą. Na pewno byłby zadowolony, że Iwan w końcu się ustatkował. Od razu zapałałby uczuciem do spokojnej, uroczej synowej. 

To wszystko odebrała im brutalność Fiodora. 

Nie miał serca, skoro pozbawił ich tak ogromnego szczęścia i skazał na ból i rozpacz. 

Nie mogła już dłużej znieść rozdzierającej jej serce rozpaczy. Pozwoliła, by łzy spływały jej po policzkach, mocząc jej szyję i koronkę przy wykończeniu sukni. 

Rozpacz żłobiła nie tylko jej jasną skórę, ale i wnętrze. Zdawało się jej, że wydziera z niej wszystkie wnętrzności, kawałek po kawałku, pozbawiając ją serca. Czuła, że zaraz nie będzie już nic prócz przerażającej pustki. 

Nagle Dymitr otoczył ją ramionami i przycisnął do piersi. Zaszlochała cicho, czując ciepło jego piersi przy sobie. Dawało jej ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. Przesuwał dłońmi po jej włosach, starając się ją ukoić. Jego czuły dotyk sprawiał, że powoli się uspokajała. Już dawno nie doświadczyła od nikogo tyle ciepła. Dymitr szeptał coś cicho, ścierając łzy z jej policzków. Miała wrażenie, że jego dłonie wlewają w nią jakąś ciepłą substancję, która wypełnia jej puste ciało na nowo, jakby złoty płyn rozlewał się po jej żyłach. Przerażający chłód zmienił się w przyjemne gorąco, oziębłe serce znów zapłonęło uczuciem. 

Spojrzała na niego z nadzieją i położyła dłoń na jego policzku. Był poznaczony nowymi bliznami, nieco bardziej szorstki, lecz wciąż tak samo znajomy. Dymitr zmężniał, na jego twarzy pojawiły się też pierwsze zmarszczki, lecz wciąż był jej najdroższym Dimą. Nie czuła wobec niego żadnego żalu, a jedynie nadzieję, że przywróci jej chęci do życia, że jeszcze za jego sprawą stanie się szczęśliwa. 

Zapomniała na chwilę o mężu, o tym, że miała wobec niego powinności, że nie powinna patrzeć z miłością na innego mężczyznę. Liczył się tylko on. 

Przysunęła się bliżej. Czuła jego ciepły oddech na karku. Dymitr także zdawał się coraz bardziej zmniejszać dzielący ich dystans. W końcu ich usta złączyły się w jedno. Dymitr był ostrożny i czuły, jakby obawiał się ją całować albo miał wyrzuty sumienia. Ona sama nie ośmieliła się całować go zbyt śmiało, zbyt zdumiona tym, co właśnie się wydarzyło. 

Oderwała się od mężczyzny i spojrzała mu w oczy. Lśniła w nich radość, ale i pewność, że jeszcze im się ułoży. Irina poczuła, że jeszcze będzie dobrze, choćby miała się wyrzec swojego dotychczasowego życia, że jej egzystencja nabierze sensu. Czuła, że Dymitr jej to zapewni, choćby nie mieli się złączyć. 


Napisałam ten rozdział w godzinkę i bardzo mi się podoba, mam nadzieję, że Wam również! <3 pisało mi się naprawdę super. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top