XIV. Polityczny spór
Przygotowania do ślubu Larysy Konstantynowny i Aleksandra Andriejewicza tuż po balu ruszyły pełną parą. Tatiana Aleksandrowna niechętnie przykładała rękę do tego wszystkiego, Andrzej Pawłowicz miał ślub pierworodnego syna w poważaniu i tylko Barbara Iwanowna, matka panny młodej, wykazywała żywe zainteresowanie projektowanym mariażem.
Jak ustalono, państwo młodzi mieli po ślubie zamieszkać w Żaradnem, jednym z majątków należących do Andrzeja Pawłowicza, który ten miał sprezentować młodym z okazji ślubu, co przyprawiało go o koszmary. Nie o takiej synowej śnił. Aleksander miał wprowadzić do ich rodziny kobietę światową, o lotnym umyśle, wielkiej urodzie i nienagannej reputacji, oczywiście pochodzącą z rodu o wielkiej przeszłości. Larysa miała tylko to ostatnie. Dlaczego to Dymitr musiał zakochać się w księżniczce Wołkońskiej? Ona byłaby dużo lepszą kandydatką na matkę tego, który kiedyś odziedziczy majątek Gruszeckich. Szkoda, że to nie Aleksander się nią zainteresował.
Najmniej zadowolony z konceptu połączenia Aleksandra i Larysy węzłem małżeńskim był jednak Eugeniusz. Doskonale znał kierujące jego siostrą pobudki, które z miłością niewiele miały wspólnego, chyba że z cielesną. Wiedział, że Larysa, chętna tylko na tytuł i pieniądze Aleksandra, zdradzi go przy pierwszej okazji, jaka się nadarzy, a ta będzie rychła, księżniczka Jarmuzowa bowiem nie mogła się opędzić od adoratorów.
Bolało go niemożebnie, że Sasza jest zaślepiony urodą jego siostry i zupełnie nie widzi jej wad, których zdaniem brata miała mnóstwo. Nie tylko próżność i lekkomyślność, ale też spryt i przebiegłość, o które mało kto ją podejrzewał.
Do tego wszystkiego nie mógł znieść widoku swej matki ekscytującej się weselem. Jej ohydne, mięsiste wargi wykrzywiały się wtedy w uśmiech, który jej syn zwał parszywym. Miał już dość tego wszystkiego.
— Mamo, dlaczego ty tak bardzo ekscytujesz się tym ślubem? — zapytał któregoś razu, gdy nie mógł już dłużej znieść zamieszania wokół ożenku Aleksandra.
— Bo twoja siostra robi doskonałą partię, Gieniusiu mój kochany! Aleksander Gruszecki to wprost doskonały kandydat na jej męża!
— Chyba na ofiarę jej podłości — sarknął. — Nie chcę patrzeć na to, jak Aleksander cierpi.
Barbara Iwanowna posłała mu mordercze spojrzenie.
— Larysa będzie cudowną żoną, gwarantuję ci, synku. Zajmij się lepiej szukaniem żony dla siebie. Masz już swoje lata, nie będziesz wiecznie młody!
— A może ja nie chcę mieć żony? — Spojrzał na nią wyzywająco.
Oczywistym dla niego było, że kiedyś się ożeni, lubił tak jednak próbować cierpliwość swej matki, zwłaszcza kiedy miał jej dość.
— Uspokój się, syneczku, trzeba przedłużyć ród. No już, Gieniusiu, ucałuj starą matkę i zapomnij o tym, że się kłóciliśmy.
— Nie zapomnę, bo póki co Larysa wciąż ma zamiar wyjść za Aleksandra, a ja się na to nie zgadzam. Wolę, żeby żyła w hańbie, niż niszczyła mu życie. A teraz wybacz, matko, lecz skoro nie możemy osiągnąć porozumienia, to ja nie zamierzam tu dalej przebywać.
I wyszedł, nie zwracając uwagi na otwarte ze zdziwienia obwisłe wargi matki.
Ksenia czuła się dziwnie, gdy obudziła się kolejnego ranka. Dopiero dziś z pełną mocą uderzyła ją niestosowność mieszkania z dwoma mężczyznami. Nie bała się, że Dymitr i Siergiej mogliby jakkolwiek ją skrzywdzić, myślała raczej o tym, co powiedziałaby o tej sytuacji elita. Zaraz jednak uznała, że teraz i tak nie mogła się nigdzie pokazać, więc to, co plotkuje na jej temat towarzystwo, powinno jej być obojętnym.
Wstała z kanapy i przetarła oczy. Na dworze było jeszcze ciemno. Nie miała pojęcia, która mogła być godzina. Postanowiła sprawdzić, czy młodzieńcy jeszcze spali.
Po omacku dotarła do drugiego pomieszczenia. Dużo mniejsze od tego, w którym spała, przywodziło na myśl małą jaskinię. Stały w nim tylko dwa łóżka i mały stolik oraz krzesełko. Teraz znajdowała się na nim zapalona świeca. W jej poświacie widziała Siergieja w białej koszuli nocnej piszącego coś przy bladym płomieniu oraz śpiącego Dymitra.
Siergiej poruszył się, gdy do jego uszu dobiegły szmery. Zastanawiał się, skąd pochodzą. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że od wczoraj goszczą u siebie Ksenię. Wolał nie myśleć o tym, że u nich mieszkała. Chciał wierzyć, że stan ten będzie trwał tylko przez krótki czas, a wtedy będzie spotykał Ksenię tylko na przyjęciach u Dymitra i Iriny, kiedy ta dwójka zostanie już małżeństwem. Bo co do tego, że Gruszecki doprowadzi do ślubu z Wołkońską, nie miał wątpliwości.
Drażniła go jej obecność. Nigdy nie obcował z kobietami, nie licząc matki i sióstr, i choć wiedział, że kiedyś będzie musiał ożenić się i spłodzić potomka, póki co wolał o tym nie myśleć. Kobiety miał za głupie i frywolne istoty, które miały pstro w głowie.
— Czego chcesz?
— Nie mogę spać i nie mam pojęcia, która jest godzina, dlatego uznałam, że przyjdę zapytać któregoś z panów.
— Piąta trzydzieści — wymamrotał.
— Dlaczego nie śpi pan tak wcześnie, tylko coś pisze?
— Nie twoja sprawa. Wracaj do łóżka, jeśli chcesz mieszkać tu dłużej niż dobę. Dymitr cię nie wyrzuci, bo jesteś przyjaciółką jego najdroższej Iriny — sarknął — ale ja nie będę miał skrupułów.
— On ją kocha, prawda?
— Kto? — Siergiej nie rozumiał, kogo dziewczyna miała na myśli.
— No Dymitr. Irinę.
— Chce się z nią żenić — odpowiedział beznamiętnie.
Ksenia ledwo powstrzymała się od pisku. Irina miała takie niewyobrażalne szczęście! Nie dość, że udało się jej zerwać zaręczyny z kimś tak ohydnym jak Piotr, to jeszcze o jej rękę zamierzał starać się tak uroczy i dobry młody człowiek. Nie znała Dymitra zbyt długo, czuła jednak, że był bardzo przyzwoitym młodzieńcem, który na pewno zadba o jej przyjaciółkę.
Skoro jej ciekawość w tej kwestii została zaspokojona, poczęła zastanawiać się, co też Siergiej tak zawzięcie pisał o tak wczesnej godzinie. W końcu musiało być to czymś o wielkiej wadze, skoro wstawał tak wcześnie, by się tym zająć.
— Cóż jest tak ważne, że niszczy pan sobie dla tego wzrok?
— Nie twój interes — burknął i pochylił się jeszcze bardziej nad kartkami, nie chcąc, by Ksenia widziała ich treść.
— Dlaczego jest pan dla mnie niemiły?
Siergiej zacisnął pięści z gniewu.
— A dlaczego ty musisz być tak ciekawska? I nie mów do mnie na pan, bo oszaleję, nie jestem żadnym starcem.
— Ale tak się zachowujesz. Starzy ludzie zazwyczaj nie mają żadnej radości z życia, ty zaś jesteś niewiele ode mnie starszy...
— A z czego niby mam się cieszyć? Z tego, że mój ojciec porzucił mnie, moją matkę i siostry dla innej kobiety i ledwo mogę je wyżywić?
— Ja... Przepraszam, nie wiedziałam — jęknęła Ksenia.
Było jej źle z tym, że tak zareagował, skąd jednak miała wiedzieć, że za skorupą oschłości i milczenia skrywał w sobie cierpienie?
— Lepiej już idź.
— Najpierw daj mi świeczkę, nie zasnę już. Masz jakąś zapasową, prawda?
— Mam.
— Doskonale. — Uśmiechnęła się.
Młodzieniec oderwał się od papierów i podszedł do szafy, na której stało pudełko ze świecami. Ksenia w tym czasie próbowała dojrzeć, o czym młodzieniec z takim zapałem pisał.
— Nie wściubiaj nosa w nieswoje sprawy — prychnął Siergiej, widząc, jak próbuje przeczytać jego notatki. — Jeśli zobaczę cię z tymi notatkami... Pożałujesz. Masz tę świeczkę, odpal ją od mojej i znikaj.
Wcisnął jej podłużny przedmiot w dłoń, na co ta zareagowała zdumieniem. Zrobiła, o co ją prosił, i wróciła do siebie.
Dwie godziny później obudził się Dymitr. Dziś powiedziano im, że nie muszą przychodzić na ćwiczenia do garnizonu, co Gruszecki postanowił wykorzystać na wcielenie w życie planu, który przez noc zrodził się w jego głowie, a mianowicie zeswatania Kseni i Siergieja.
Uważał, że jego przyjaciel doskonale pasował do przyjaciółki Iriny. Sorokina dała się im poznać jako wesoła, niepokorna dziewczyna, niebojąca się sprzeciwić ojcu. Siergiej był smutnym, przygnębionym młodzieńcem, któremu potrzeba było jakiegoś promyka radości w życiu. Czy tym promieniem nie mogłaby być śliczna i pełna sił witalnych dziewczyna?
Gdy Siergiej wyszedł do piekarni, by zakupić dla nich chleb na śniadanie, Ksenia i Dymitr zostali sami. Dziewczyna nieco obawiała się przebywania z nim bez towarzystwa kogoś trzeciego. Gruszecki zauważył jej krępację.
— To chyba nie był najlepszy pomysł, by tu zostawać i korzystać z waszej uprzejmości...
— Dlaczego, Kseniu?
— Bo to dziwne, żeby kobieta mieszkała z dwoma mężczyznami, którzy nie są z nią w żaden sposób spokrewnieni...
— Daj spokój, nikt się nie dowie, nie pozwolę, żeby przyjaciółka Irinki żyła w niesławie. Nie zasługujesz na to.
— Dziękuję... — Uśmiechnęła się. Nagle przypomniała sobie o papierach, które rano przeglądał Lwow. Może jego przyjaciel wiedział, co zawierały? — Mógłbyś mi powiedzieć, co Siergiej tak zawzięcie pisał dziś rano? Często tak robi?
— To jego polityczne notatki, możesz je sobie poczytać, zanim wróci. — Wzruszył obojętnie ramionami i wstał z sofy.
Wziął swoje wysokie, oficerskie buty i zajął się ich czyszczeniem. Ksenia uznała, że nie będzie mu przeszkadzała i udała się do sypialni, by przejrzeć notatki Siergieja. Nie wiedziała nawet, dlaczego tak bardzo ją to ciekawiło.
Na starym, porysowanym stole leżało mnóstwo kartek. Niektóre były pełne kleksów i przekreślonych zdań, inne, zupełnie czyściutkie, nie licząc linijek zapisanych zamaszystym, niestarannym pismem Siergieja, zdawały się mówić, że to one są tymi właściwymi, gotowymi do czytania. Ksenia wzięła plik kartek i rozsiadła się z nimi na łóżku stojącym obok stolika. W przeciwieństwie do drugiego posłania było schludnie pościelone, nie licząc kilku czarnych włosów, które zabłąkały się w pierzynie. Skonstatowała, że musiało ono należeć do Siergieja. Dymitr nie zdawał się jej zdolnym do utrzymywania porządku.
— Co my tu mamy? — wymamrotała do siebie i zaczęła lekturę.
Notatki były nieco pomieszane, jednak dojście do tego, jaka była ich kolejność nie sprawiło jej większych kłopotów.
Tekst tyczył się uwłaszczenia chłopów rosyjskich. Siergiej wymieniał w nim powody, dla których car powinien podarować chłopom wolność i dlaczego szlachta nie powinna dostawać za pozbawienie jej rąk do pracy odszkodowania. Chociaż jego cel wydawał się jej szczytnym, środki, jakimi Lwow chciał do niego dążyć, Ksenia uznała za zbyt oderwane od rzeczywistości i pozbawione logicznego rozumowania. Zaśmiała się z jego głupoty i naiwności.
Nagle do pokoju wszedł Siergiej. Gdy ujrzał ją z jego bezcennymi notatkami w dłoniach, na chwilę zamarł. Dopiero po chwili ogarnął go gniew i jakaś szaleńcza desperacja, by odebrać jej dzieło swego życia. Jak śmiała zabierać mu notatki, kiedy był na tyle łaskawy, by pozwolić jej zamieszkać tu na kilka dni?
— Oddaj mi to — wycedził przez zęby, starając się powściągnąć wściekłość.
Na Kseni jego słowa wywarły jednak odwrotne wrażenie. Skoro tak bardzo pragnął odzyskać notatki, dlaczego by go nieco nie podręczyć? Przydałby mu się uśmiech na tej ponurej twarzy, a tym sposobem mogłaby go wywołać, a przynajmniej tak się jej zdawało.
— Jeszcze nie skończyłam czytać, więc musi mi pan wybaczyć, ale nie oddam panu tego. To doprawdy fascynująca lektura! Pan jest tak uroczo naiwny, sądząc, że szlachta zgodzi się na oddanie swej ziemi chłopom, i to jeszcze bez żadnej rekompensaty od państwa!
— A dlaczego mieliby tę rekompensatę uzyskać? Za to, że nie będą już ciemiężyć biednych chłopów?
— Choćby za to — wydęła wyzywająco usta — że skoro zamierza ich pan pozbawić siły roboczej, nie będą w stanie zarobić na swój byt.
— Zawsze mogą nająć uwłaszczonych chłopów do pracy.
— Ale pan chce oddać ich ziemię chłopom. Gdzie niby ci najemnicy mają pracować? Chce pan zostawić cały dwór bez źródła utrzymania! Jak taki szlachcic, przykładowo ojciec Dymitra, ma utrzymać dzieci, siebie i pomnożyć majątek, by było co odziedziczyć, skoro nie będzie zarabiał?
— Nie obchodzi mnie to. — Wzruszył ramionami Lwow. — Może sprzedać majątek, zacząć oszczędniej gospodarować pieniędzmi, przenieść się do miasta, znaleźć pracę, cokolwiek. Tyle wieków wykorzystywali chłopów, że gdy teraz to oni będą cierpieli, nic się nie stanie, będzie to jedynie wyrazem sprawiedliwości dziejowej — prychnął.
Ksenia spojrzała na niego z oburzeniem. On naprawdę był pozbawiony rozumu!
— Pan chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że taka rewolucja zniszczyłaby rosyjską gospodarkę! Tu nie wolno poddawać się impulsom. Nie jestem przeciw uwłaszczeniu, uważam jednak, że potrzeba stopniowych zmian, by proces ten dokonał się w racjonalny sposób. Do tego w Rosji nie nadszedł jeszcze ku temu czas! Na zachodzie mogą sobie uwłaszczać chłopów, jeśli ich na to stać, lecz u nas to się nie przyjmie!
Siergiej spojrzał na nią zdumiony. Na moment zapomniał, jak używa się języka. Miał ją za kolejną z tych pozbawionych rozumu panienek, jakich pełno było na petersburskich salonach, lecz widział, że wielce się mylił. Jej argumenty były naprawdę solidne i rzeczowe, poparte logicznym rozumowaniem. Nie myślał, że kobiety mogły mieć tyle rozumu.
— Co, zabrakło ci argumentów? — zakpiła. — Wiedziałam, że tak będzie!
— Oddawaj lepiej te notatki — warknął, zły, że z niego zadrwiła.
Naraz cała światłość jej argumentów zgasła. Pozostał jedynie fakt, że tak okrutnie ośmieszyła idee, w które całym sercem wierzył i którym pragnął poświęcić swe życie. A tego nie potrafił jej przebaczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top