XI. Rodzinny wieczór
— Ciocia Nadusia! — krzyknęły bliźniaczki i podbiegły do bladej, czarnowłosej kobiety.
Otoczyły jej talię swoimi chudziutkimi ramionkami i zaczęły mówić, jak bardzo uwielbiają swoją cioteczkę. Ta śmiała się rozkosznie, gładząc bratanice po główkach.
Siedząca w kącie pomieszczenia Ksenia uśmiechnęła się na ten widok. Dziewczynki były naprawdę urocze. Na szczęście nie odziedziczyły ponurego usposobienia po ojcu. Musiała jednak przyznać, że dałaby wszystko, by Sierioża narzekał nawet i cały tydzień bez przerwy, byle tu przy niej był.
— Dziewczęta, nie męczcie cioci — rzekła stanowczo, na co te zwiesiły smutno główki.
Ich radość nie trwała jednak zbyt długo, bo w pokoju zaraz zjawili się wujowie Wołkońscy. Bliźniaczki ogromnie ich uwielbiały. Sonia, jako starsza z sióstr, była ulubienicą Aleksego, który również urodził się jako pierwszy, Liza zaś najlepiej bawiła się z wujem Iwanem. Młodzieńcy wzięli dziewczęta w ramiona i zaczęli z nimi tańczyć po pokoju.
Zofia Józefowna wpatrywała się we wnuczki z zachwytem. Nie mogła uwierzyć w to, że dziewczynki tak wyrosły. Z jednej strony przyglądanie się ich rozwojowi przynosiło jej ogromną radość, lecz z drugiej przypominało jej o tym, jak długo Siergiej przebywał już na wygnaniu.
Codziennie myślała o swoim syneczku i gorąco się za niego modliła. Miała nadzieję, że wróci do niej jak najszybciej i że w końcu zajmie się swoimi ślicznymi córeczkami.
Bliźniaczki przestały męczyć Wołkońskich, którzy zajęli miejsca przy stole. Dziewczynki zaś usiadły obok babci i zaczęły się przekomarzać. Zofia zawsze zwracała swym dzieciom uwagę, gdy się kłóciły, lecz wnuczki czyniły to w tak zabawny sposób, że nie mogła się im oprzeć.
— Jesteś brzydka! — krzyczała Sonia.
— Jeśli ja jestem brzydka, to ty też! — odpowiadała jej na to Liza.
Sonia tylko się puszyła i odwracała główkę. Dla Zofii były to najpiękniejsze i najczulsze chwile.
— Nadusiu, a wy, kiedy będziecie mieć z Iwanem dziecko? — zapytała, patrząc na córkę.
— Nie wiem, mamusiu... — Dziewczyna spłonęła intensywnym rumieńcem.
— Mamo, nie pytaj ich o takie rzeczy, to wstydliwe! — rzekła jej Ksenia.
Sama pamiętała, jak lata temu Zofia wypytywała ją o to, kiedy postarają się z Siergiejem o dziecko. Było to dla niej ze wszech miar żenujące i nieodpowiednie. Rozumiała troskę kobiety o to, by jej córka miała własne dzieci, oraz jej chęć zajęcia się kolejnymi wnukami, lecz rozprawianie na takie tematy w towarzystwie nie mieściło się w jej standardach moralnych. Sama nie chciałaby, by ktoś tak ją wypytywał. Do tego doskonale wiedziała o kłopotach Iwana i Nadii. Widać było po nich, że marzą o dziecku, ale przez problemy kobiety ze zdrowiem, mogło się to nigdy nie ziścić.
— Ale przecież to nie jest wstydliwe pytanie...
— Ech, dałaby jej mama spokój, może nie chce się biedna męczyć z rozkrzyczanym dzieckiem — prychnęła Anastazja.
— Nastusiu, nie wypada tak się odzywać do mamy — skarciła ją Nadia, poprawiając swoją błękitną suknię z wełny.
Nastka dmuchnęła, chcąc odgonić wystający kosmyk z czoła, i posłała siostrze pełne złości spojrzenie.
— Jeszcze może powiedz mi, że mam sobie poszukać męża, bo to ku temu odpowiedni czas, i wybierz mi kandydata!
— Powinnam tak zrobić, ale nie chcę narzucać ci tego, którego ja bym sama wybrała. Musisz sama to uczynić.
— Wiesz, Nasteczko, ja bym się z tobą ożenił, gdybym mógł, ale cóż, sama wiesz, że nie mogę — zaśmiał się Aleksy.
— O, tobie to też by się przydało! Jesteś ostatni w rodzinie, który nie wziął ślubu. — Wyszczerzył się Iwan.
— A Fiodor to co? Poza tym nie poradzę nic na to, że w tej rodzinie to najmłodsza jako pierwsza wstępuje w związek małżeński i jakoś tak dziwnie od końca idzie.
Ksenia uśmiechnęła się na te przekomarzania. Miała naprawdę wspaniałą rodzinę, kochającą się i wspierającą. Wiedziała, że mimo że bliźniacy wciąż się kłócili, jeden skoczyłby za drugim w ogień, podobnie zresztą jak Nadia za Nastką.
Żałowała, że nie było z nimi Iriny, lecz nie wyobrażała sobie, że miałaby ją tu zaprosić. Obawiała się, że nie wytrzymałaby tej radosnej atmosfery. Sama też nie czuła się jeszcze gotowa na jej przyjęcie, a i Irina uparcie wymigiwała się od kolejnych zaproszeń. Uznała, że powinna jej dać nieco czasu, by przyjaciółka mogła wszystko sobie poukładać.
Wtem nagle do pokoju wszedł lokaj. Nie wyglądał na zadowolonego. Ksenię ogarnął lęk. Co mogło się wydarzyć?
— Pani Lantratowa przyszła — oznajmił.
Ksenia zadrżała. Spojrzała na teściową przepraszająco i wyszła. Nie lubiła, gdy Wiera odwiedzała ich w domu. Starczyła jej myśl, że odebrała Siergiejowi i jego rodzinie dom, w którym teraz mieszkali. Czy musiała jeszcze do nich przychodzić i dręczyć biedną matkę Sierioży? Nie starczało jej, że co miesiąc dokładała jej nieco pieniędzy?
Prychnęła, widząc ufryzowaną Wierę w eleganckiej sukni, która odsłaniała jej wydatny biust. Kseni zupełnie się to nie podobało. Najwyraźniej miała dużo więcej pieniędzy, niż deklarowała.
— Czego tu chcesz? Mówiłam ci, żebyś tu nie przychodziła — syknęła.
— Wybacz... Potrzebuję dodatkowych pieniędzy. — Spłonęła rumieńcem.
— Tak? Na co?
— Arkadiusz, mój synek, jest chory... Potrzebuję na lekarstwa dla niego.
— A na suknie to cię stać?
— Och, to tylko... Stara rzecz, dostałam ją już jakiś czas temu. Proszę cię... Nie ma mi kto pomóc, naprawdę... Ostatnio jedna pani wymówiła mi lekcje pianina i... Mogłabym iść na ulicę, ale nie chcę, by dzieci to widziały... Proszę...
Ksenię ogarnęły wyrzuty sumienia. Powinna jej pomóc jako dobra chrześcijanka... Ale nie potrafiła. Miała wrażenie, że zbyt dużo już jej dała, a Wiera na to nie zasłużyła.
— Nie wiem, nie wiem, nie wiem...
— Ja mogę pani pomóc — odezwał się nagle Aleksy.
Ksenia odwróciła się za siebie, by ujrzeć starszego z bliźniaków. Nie spodziewała się go tutaj, a już zwłaszcza nie przypuszczała, że chciałby pomóc Wierze.
— Przecież ty nie masz pieniędzy, idź stąd — prychnęła.
— A właśnie, że mam. Mogę pani pomóc, jeśli dla Kseni to taki problem. Wiem, że jest jej ciężko podjąć taką decyzję, więc zupełnie ją rozumiem...
— Och, byłby pan dla mnie tak łaskawy? — Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Tak. W gruncie rzeczy dobry ze mnie człowiek. — Uśmiechnął się.
Ksenia przyglądała się temu ze zdumieniem, jednak nic nie rzekła. Skoro Alosza miał taką wolę, nie mogła nic uczynić.
— Dimo, dlaczego tak patrzyłeś na tę kobietę? — Ludmiła spojrzała na Dymitra z oburzeniem.
Ten jęknął. Nie rozumiał zarzutów żony. Spojrzał co prawda na kilka pięknych kobiet, gdy byli na balu, ale na żadnej nie zawiesił oka na dłuższą chwilę. Bo i po co, skoro i tak już nie kalkulował się w zawodach o serca dam.
— Na jaką kobietę, co ty wymyślasz? — sarknął.
Ludmiła podparła dłonie na biodrach i spojrzała na niego krytycznie. Jej półnagie ciało wykrzywione w takiej pozie sprawiało, że Dymitr nie mógł patrzeć na żonę. Nigdy jeszcze nie odczuwał takiego wstrętu wobec żadnej kobiety.
Rozumiał, że rozbierała się po balu, i nie miał jej tego za złe, lecz nagość żony w połączeniu z ohydnymi wyrzutami sprawiała, że pragnął się od niej jak najszybciej uwolnić. Gdyby mógł tak po prostu pozbyć się jej z sypialni, a najlepiej z życia...
— Na tę czarnowłosą młódkę! — krzyknęła. — Tę, do której wzdychał twój brat!
— Ale ja tylko patrzyłem, jak Niki sobie z nią radzi, głupia! Nie kocham się w Anastazji Lwowej, Siergiej chyba by mnie za to udusił!
— Nie kłam! — fuknęła. — Przecież wiem...
— Nic nie wiesz! — krzyknął.
Dość już miał jej insynuacji. Nie rozumiał, dlaczego Ludmiła wszędzie musiała szukać zwady. Wciąż tylko oskarżała go o patrzenie na inne kobiety. Czy nie miał do tego jakiegokolwiek prawa? Czy nie mógł po prostu na jakąś spojrzeć bez obaw, że zostanie posądzony o najgorsze?
Ludmiła nagle jakby złagodniała. Ułożyła usta w dziubek, oczy spuściła ku podłodze i stała tak, czekając, aż Dymitr coś rzeknie. Kiedy jednak nie zareagował, podeszła do męża i oplotła go ramionami Dymitr poczuł się, jakby to nie czuła żona, a obślizgła żmija trzymała go w objęciach. Dotyk jej nagiej skóry palił go jak rozżarzone węgle. Oderwał się od Ludmiły i otrząsnął się z obrzydzeniem.
— Wychodzę — rzekł ostro i niewiele się zastanawiając, opuścił pomieszczenie.
Choć tę noc spędził sam, w końcu czuł się dobrze. Tego właśnie mu było trzeba.
No to mamy kolejny rozdział. Ostatnio wychodzą mi paskudnie krótkie, ale mam nadzieję, że się to zmieni, bo od kolejnego oj dzieje się!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top