X. Paląca potrzeba bliskości
Eugeniusz czuł, że musi podjąć ostatnią próbę porozumienia się z Iriną, jeśli nie chce oszaleć.
Tylko ona mu została, a czuł, że musi mieć w swoim życiu choć jedną przychylną osobę, choć jedną ukochaną. Nie liczył na to, że żona wybaczy mu i rzuci się w jego ramiona. Starczyłoby mu, by po prostu normalnie rozmawiali, by wspólnie przeszli przez żałobę. Razem byli przecież silniejsi niż osobno.
Myślał, co mógłby uczynić, by polepszyć ich relację, lecz nie wpadł na żaden pomysł. Irina nawet nie jadła z nim posiłków, a kiedy na nią spoglądał, wręcz przed nim uciekała. Jak miał tak dłużej żyć? Potrzebował jej jak powietrza.
Nie widząc innego sposobu na uporanie się ze swoją żałobą, wieczorami upijał się w swoim gabinecie. Z początku zbyt duże ilości koniaku i wina uderzały mu do głowy tak bardzo, że znajdował się na skraju omdlenia, lecz po jakimś czasie już się do nich przyzwyczaił. Alkohol wypity z samego rana pomagał mu przetrwać dzień pełen trudów i znoju, wieczorem zaś sprawiał, że wyrzuty sumienia i ponure myśli nie były tak dotkliwe.
Alkohol mu pomagał. Potrzebował go. Już nie Irina, a wino było jego powietrzem. Musiał je pić, jeśli chciał uwolnić się od koszmarów.
A one stawały się coraz bardziej przerażające. W nocy widział Poluszkę wyciągającą do niego swoje małe rączki. Dziewczynka topiła się w jeziorze, a on nie mógł do niej pobiec, bo coś trzymało go za nogi i nie chciało puścić. Po chwili czarne fale przykrywały Poluszkę, a na powierzchni zostawały tylko jej złote loczki.
Budził się wtedy zlany potem, mając nadzieję, że Pola będzie leżała tuż obok niego na łóżku, a gdy jej nie znajdywał, zalewał się łzami. Wiedział, że to niemęskie, że mu nie przystało, ale inaczej już nie potrafił. Strata córeczki bolała go zbyt bardzo, by miał się kryć ze swymi uczuciami.
Naprawdę chciał już normalnie żyć. Czasem marzył, by tamtego dnia nie dał się namówić Poli na wyjście na zewnątrz, by miał więcej rozumu i ją powstrzymał. Uchroniłby się wtedy przed największą katastrofą swojego życia.
Którejś nocy obudził się z taką potrzebą przytulenia kogoś, że nie zważając na nic, podniósł się z łóżka i po cichu wsunął się do pokoju Iriny. Cieszył się z tego sekretnego, skrytego za zasłoną przejścia.
Uśmiechnął się blado, widząc ją pogrążoną we śnie. Wyglądała jak anioł, zupełnie pozbawiona tej przerażającej złości, której tyle zazwyczaj w sobie miała.
Pragnął jej dotknąć, przycisnąć do piersi i pocałować, jak to czynił dawniej przed snem... Tknięty gorącym pragnieniem bycia blisko, podszedł do jej łóżka i usiadł na jego skraju. Wbił wzrok w jej spokojną twarzyczkę i uśmiechnął się blado.
Nie mogąc się już dłużej powstrzymywać, wsunął dłoń w jej włosy i zaczął delikatnie po nich przesuwać. Dawało mu to wrażenie, jakby znów byli blisko, jakby nic między nimi nie zaszło.
Drugą dłonią ujął jej rękę i wpatrzył się w jej anielską twarzyczkę. Unoszące się spokojnie piersi i usta ułożone w błogi uśmiech dawały mu nadzieję, że Irina nie ma w sobie aż tyle złości, by gniewać się na niego przez całe życie, że w końcu wściekłość z niej ujdzie i powrócą do normalnego życia.
Ogarnięty tęsknotą za jej czułością, pochylił się nad żoną i złożył pocałunek na jej czole. Wpatrywał się w nią przez chwilę, gdy nagle otworzyła oczy. Pisnęła, widząc męża, i zerwała się z łóżka.
Cofnęła się pod sam zagłówek i spojrzała na Eugeniusza tak, jakby był obrzydliwym, wstrętnym potworem.
Jarmuzow poczuł, jak jego serce przeszywa sztylet. Obawiał się, że Irina nigdy mu nie wybaczy, a on w końcu umrze z żalu.
— Co ty tu robisz? — zapytała, posyłając mu pełne pogardy spojrzenie. — Czego ode mnie chcesz?
— Chcę, żebyś... Żebyś żyła ze mną, jak na żonę przystało. Nie oczekuję od ciebie wiele, jedynie zrozumienia... I nieco życzliwości... — jęknął błagalnie, Irina jednak nie zamierzała się ugiąć.
— Nie... Nie potrafię. Nie mogę znieść twojego widoku — rzekła z kamienną twarzą. — A teraz wyjdź z mojej sypialni. Wolę nie myśleć, co zamierzałeś uczynić!
— Nic złego, moje kochanie, nic złego... Chciałem jedynie na ciebie popatrzeć... Tak bardzo mi cię brakuje, moja Irinko... Proszę, żyjmy znów tak, jak kiedyś.
— Nie potrafię. Nawet, jeśli chciałabym wrócić do tego, co niegdyś między nami było, to nie potrafię. Sprawiłeś mi za wiele bólu.
— Ale Irino... Przecież... Ja tak bardzo żałuję... Wiesz, że w życiu nie pozwoliłbym mojemu dziecku umrzeć, to był tylko tragiczny wypadek...
— Och, Eugeniuszu... — jęknęła.
Naprawdę nie wiedziała już, co ma rzec. Chciało się jej szlochać, lecz nie czuła, że nie może przy nim płakać. Po chwili zapragnęła krzyczeć, lecz wolała nie budzić służby. Uczyniłaby wszystko, byle już wyszedł i tu nie wracał.
Spojrzała na niego z wyrzutem. Nie miała już pojęcia, co wobec niego czuła. Z jednej strony przeszywała ją okrutna złość, z drugiej tkwiła w niej cząstka żalu. Trudno jej było patrzeć na Eugeniusza w takim stanie, zrozpaczonego, pozbawionego chęci do życia... Ale nie mogła mu darować, nawet jeśli chciała się nad nim ulitować. Wściekłość i żal były w niej zbyt silne.
— Irino, zrobię wszystko, bylebyś była szczęśliwa, powiedz mi tylko, co mam uczynić...
— Nic już nie możesz zrobić. Wyjdź. Proszę cię, nie chcę, żebyś tu ze mną był.
Eugeniusz westchnął ciężko, lecz nie oponował. Po chwili zniknął, a Irina mogła rozłożyć się swobodnie w łóżku.
Pragnęła zasnąć, lecz nie potrafiła. Wciąż myślała o Eugeniuszu i o ich dziecku. Może jednak nie był taki okrutny? Może należało mu dać szansę? Widziała przecież, że cierpiał.
Ale on odczuwał ból z powodu własnej głupoty i braku rozwagi, a ona została przez niego poszkodowana. Nie mogła mu wybaczyć, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Ból wciąż był zbyt świeży.
Z tą myślą zamknęła oczy i przycisnęła do piersi jedną z poduszek. Źle jej było spać samej, bez męża ni dziecka, lecz nigdy by się przed nim do tego nie przyznała. Wolała cierpieć w samotności.
Z tą myślą zasnęła. Miała nadzieję, że jutro jej ból stanie się choć trochę mniejszy.
Eugeniusz nie liczył już, ile poranków z rzędu spędził sam. Najpierw zjadł skromne śniadanie w łóżku, nie czuł bowiem potrzeby pokwapienia się do jadalni. Wolał skonsumować posiłek w alkowie. Tu przynajmniej nie musiał patrzeć na puste miejsce wyzierające tuż przed nim.
Po śniadaniu szybko się przebrał i postanowił udać się na spacer. Musiał przewietrzyć umysł po wydarzeniach poprzedniego wieczoru. Czuł, że tego potrzebuje.
Z utęsknieniem czekał na dzień, w którym nareszcie przestanie odczuwać dojmujące wyrzuty sumienia i poczucie winy, miał jednak wrażenie, że nigdy on nie nadejdzie.
Przechadzając się po mieście, przyglądał się spacerującym ludziom, eleganckim damom, uśmiechniętym dzieciom czy dżentelmenom w cylindrach. Wszystkim im ogromnie zazdrościł. Gdyby tylko mógł śmiać się tak beztrosko jak mali chłopcy biegający wzdłuż chodnika albo maszerować przez Petersburg z dumnie uniesioną głową, nie przejmując się nikim i niczym.
Dlaczego akurat jego musiało spotkać tyle cierpienia? Czy tamten mężczyzna w brązowym futrze nie mógł otrzymać od losu tyle bólu? Albo tamta kobieta we fiołkowym szalu?
Zganił się za takie myśli. Nie powinien życzyć innym źle. W ten sposób tylko udowadniał, jak okropnym był człowiekiem.
Był już na skraju załamania, gdy nagle dostrzegł piękną damę o czarnych, gęstych lokach i drobnych usteczkach, które zabarwiła na czerwono. Uśmiechnął się delikatnie.
Wciąż ją pamiętał. Ją i wszystkie noce, które razem spędzili. Dawała mu bliskość, gdy zdawało mu się, że nigdy nie zdobędzie Iriny, że już na zawsze pozostanie sam. Nie kochał jej, ale wypełniała pustkę w jego życiu. Pustkę, która teraz stała się jeszcze większa, niż była lata temu.
Podszedł do niej z nadzieją, że zapomniała o ich dawnych zatargach i uśmiechnął się. Claire spojrzała na niego z dumą, lecz bez pogardy. Jej futrzana etola sprawiała, że wyglądała na dużo ważniejszą i bardziej elegancką.
— Och, Eugeniuszu, miło cię widzieć. — Posłała mu czarujący uśmiech, jakby nic się między nimi nie wydarzyło. — Tak dawno cię nie widziałam! Co tu robisz?
— Szukam towarzystwa kogoś, kto mnie zrozumie — wydukał.
Wiedział, że będzie miał wyrzuty sumienia, które później nie pozwolą mu żyć, lecz i tak ledwo już wytrzymywał, a bliskość drugiej osoby była mu tak potrzebna, że nie zwracał już uwagi na nic. Skoro Irina nie chciała mu dać czułości, musiał poszukać jej gdzie indziej.
Miałam problem z tym rozdziałem, nie wiem, czy wyszedł odpowiednio XD ogółem to zrobiłam plan Gruszy i według niego będzie tu 40 rozdziałów w tej księdze, czyli zostało 30. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale ja bardzo chcę to już skończyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top