LXXIII. Porywy dziewczęcego serca
Nadieżda westchnęła ciężko, patrząc na wiszącą w swoim pokoju ikonę. Siergieja nie było w domu już od pięciu miesięcy. Miała wrażenie, że od ich ostatniego spotkania upłynęła cała wieczność.
Jego twarz powoli zamazywała się w jej pamięci. Usiłowała ją przywołać, lecz za każdym razem ponosiła fiasko. Przerażało ją to. Jak mogła nie pamiętać ukochanego brata?
Oddałaby wszystkie piękne suknie i klejnoty, byle Siergiej znów z nimi był. Nie zależało jej na bogactwie, skoro nie mogła się nim dzielić z bratem. Gdy patrzyła na cierpienie matki, siostry i bratowej łamało się jej serce.
Nagle ktoś zapukał do jej pokoju. Ogromnie ją to zdumiało. Zazwyczaj nikt nie zakłócał jej spokoju. Wstała z sofki i podeszła do drzwi.
— Nadusiu, córeczko, jesteś tam? — Usłyszała głos matki.
— Tak, matulko! Coś się stało?
— Chodź tu prędko, masz gościa!
Nadia zdumiała się. Kto mógłby chcieć ją odwiedzić? Nie miała przecież żadnych przyjaciółek. Ogromnie zdumiona słowami matki podeszła do szafy i szybko wyjęła z niej swoją ulubioną, granatową suknię, w której uwielbiała przechadzać się po domu. Odziała się w nią, poprawiła uczesanie i wyszła. Nie zależało jej specjalnie na tym, by powalić ewentualnego gościa wyglądem, ale musiała prezentować się przyzwoicie.
Stojąca za drzwiami matka pociągnęła ją za rękę do salonu. Nadia była coraz bardziej zdezorientowana.
Wstrzymała oddech, gdy w bawialni ujrzała Irinę i jej braci. Iwan trzymał w dłoniach ogromny bukiet frezji. Gdy tylko ją ujrzał, natychmiast podbiegł do Nadieżdy i wręczył jej kwiaty.
— Dzień dobry. Przyniosłem pani prezent.
— Och, są przepiękne, dziękuję! — odparła, rumieniąc się.
Nigdy nie dostała prezentu od żadnego mężczyzny, jeśli nie liczyć brata, ten jednak był poza skalą. Nigdy nie miała adoratora czy choćby znajomego.
Po jej ciele rozlało się przyjemne ciepło. Posłała mu szeroki uśmiech. Czyżby żywił wobec niej jakieś uczucia, że okazywał jej takie zainteresowanie?
— Nie piękniejsze niż ty — odparł.
Nadieżda zarumieniła się jeszcze bardziej. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Nadia czuła się jak bohaterka jednego z romansów, które tak chętnie czytała. Nie mogła uwierzyć w to, że to wszystko działo się naprawdę, nawet jeśli w istocie nie wydarzyło się nic wielkiego, a ona wszystko wyolbrzymiała.
— Ty, Romeo, siadaj już, bo dziewczyna się zaraz przez ciebie spali! — krzyknął Aleksy, przerywając im tę chwilę.
Nadia oderwała spojrzenie od młodego Wołkońskiego i poszła poszukać służącej, której chciała polecić wstawienie kwiatów do wazonu. Gdy już to uczyniła, wróciła do bawialni i zajęła jedyne wolne miejsce na małej sofce obok Iwana.
— Irinko, wyglądasz kwitnąco, kochana! — Ksenia spojrzała na swą przyjaciółkę.
Nadia uznała, że wcale tak nie było. Ksenia przy nadziei wprost promieniała szczęściem, podczas gdy Irina sprawiała wrażenie zmęczonej i udręczonej. Oczy nie błyszczały jej takim blaskiem jak wtedy, gdy odwiedzała ich jeszcze jako narzeczona Dymitra.
Nie rozumiała, co się stało z Iriną. Zdawało się jej, że Jarmuzowa wiedzie wprost bajkowe życie u boku męża. Nie widziała jeszcze nigdy mężczyzny tak zapatrzonego w żonę jak książę Eugeniusz. Nawet Siergiej nie patrzył w ten sposób na Ksenię. Czasem zdawało się jej nawet, że uwielbienie Jarmuzowa graniczyło z obsesją.
— Dziękuję, Kseniu, ale mówisz tak chyba z grzeczności. Nie czuję się najlepiej i wiem, że to po mnie widać.
— Tylko tak kokietuje — Iwan szepnął Nadii. — Wie, że jest piękna, ale potrzebuje, by ludzie zapewniali ją o tym miliony razy.
— Nie wydaje mi się. Pańska siostra wygląda naprawdę źle, choć nie mogę zaprzeczyć, że jest przepiękna. Czy coś ją trapi?
— Nie wydaje mi się. Eugeniusz to wzorowy mąż, czasem daje nam nawet pieniądze, żebyśmy sobie coś kupili albo poszaleli, bo po śmierci papy gorzej się nam powodzi.
— Och... Tak mi przykro, że wasz tatuś umarł. Siergiej mówił, że to była straszna tragedia. Mój ojciec też już nie żyje, ale, wstyd się przyznać, nie żałowaliśmy go za bardzo...
Nie wiedzieć czemu czuła, że może mu o wszystkim powiedzieć, że nie będzie jej oceniał, że wszystko zrozumie. Promieniało od niego przyjemne ciepło, które ogromnie ją do siebie przyciągało.
— Wiem, Irina raz mi rzekła o waszym ojcu. To okropne, że można tak traktować własne dzieci. Tym bardziej cieszę się, że mimo takiego rodzica wszyscy jesteście takimi dobrymi ludźmi. Ale nie mówmy o takich nieprzyjemnych rzeczach, wolałbym posłuchać nieco o pani.
— Ale ja nie mogę powiedzieć panu nic ciekawego...
— Na pewno się pani czymś interesuje, nie wmówi mi pani, że nie!
— Cóż... Lubię czytać książki. Ostatnimi czasy bywam też często w operze i bardzo mi się podoba.
— Och, mnie opera nieco nudzi, ale to dlatego, że nie znam włoskiego, a większość tych oper jest w nim pisana. Nie rozumiem tego, nawet Mozart, Niemiec, po włosku!
— Ja również nie znam włoskiego, ale jestem tak urzeczona wspaniałością spektakli, że nie zwracam na to uwagi. Starczy mi, że przeczytam streszczenie z tej książeczki.
— Och, to urocze, że jest pani tak urzeczona pięknem opery. Ja, będę z panią szczery, częściej goszczę w szynkach niż w operze.
— No wreszcie chłop się przyznał do swojego prawdziwego charakteru! — krzyknął Aleksy.
Brat posłał mu mordercze spojrzenie, na co Nadia zaśmiała się gromko.
— Ja i tak wiem, że z panów są hultaje. Irina nieraz mi mówiła, a i Ksenia czasem o was opowiada.
— No wiesz co, siostrzyczko? — Aleksy spojrzał na nią z wyrzutem. — Tak o własnych braciach w towarzystwie mówić?
— Skoro żeście sobie zasłużyli, to macie — odparła oschle kobieta.
— Ten cały Jarmuzow zanadto cię rozpuścił! Gdzie twoja solidarność dla braci?
— Nie powiem, kto zawsze mnie przy wszystkich ośmieszał, mówiąc, że jestem beksą, która tylko tuli się do papy — prychnęła.
Nadię ta wymiana zdań ogromnie bawiła. Uważała stosunki panujące między Wołkońskimi za niezmiernie urocze.
— Och, Irina, urocza jak zawsze — sarknął Iwan. — Biedny ten twój mąż, jeśli i wobec niego się tak zachowujesz!
— Troszcz się lepiej o to, jaką ty sobie znajdziesz żonę, wypadałoby już się tym zająć.
Iwan spojrzał w stronę Nadii, na co ta zarumieniła się. Nie rozumiała, co miał znaczyć ten uśmiech na jego wargach, ale wyglądał niezmiernie uroczo.
— Już ty się o to nie martw, Irinko, zobaczysz, że znajdę sobie naprawdę dobrą małżonkę.
Następnego dnia po wizycie Wołkońskich Nadieżda otrzymała list. Zdumiało ją to jeszcze bardziej niż wizyta gości. Nigdy jeszcze nikt do niej nie napisał.
Ogromnie podekscytowana, zasiadła przy swoim biureczku. W wazonie stały kwiaty, które podarował jej Iwan. Od wczoraj nieustannie się w nie wpatrywała. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że została obdarzona tak pięknym prezentem, w dodatku przez tak urodziwego młodzieńca.
Musiała przyznać, że Iwan był naprawdę przystojny. Duże, szare oczy przypominały jej nieco spojrzenie Iriny, lecz nie błyszczał w nich smutek, a radość. Usta wiecznie ułożone w uśmiech sprawiały, że i ona miała ochotę się cieszyć.
Oderwała się od rozmyślań o Wołkońskim i delikatnie otworzyła kopertę nożykiem do papieru. Nie widniał na niej żaden nadawca, co nieco ją rozczarowało. Rozprostowała więc kartkę i zaczęła czytać, by jak najszybciej dowiedzieć się, kto był nadawcą epistoły.
4 XI 1807
Droga panienko Lwowa!
Ogromnie cieszę się, że miałem wczoraj okazję gościć w Panienki domu. Dawno nie było mi tak miło i przyjemnie z kimś rozmawiać. Aleksy śmiał się ze mnie w domu, że stałem się dziwnie łagodny, gdy tylko znalazłem się w Pani towarzystwie, ale ja nie przejmuję się jego słowami.
Zauroczyła mnie Pani swoją osobą. Jest Pani tak inna od kobiet, z jakimi zazwyczaj obcuję, delikatna, uprzejma, inteligentna...
Zapewne płonie Pani teraz tym uroczym rumieńcem, który wykwitał wczorajszego dnia na Pani policzkach tak często. Chciałbym teraz Panią widzieć taką uśmiechniętą i szczęśliwą. Mam nadzieję, że mój list przyprawi Panią jedynie o dobre uczucia, gdyż nie zniósłbym, gdybym Panią zasmucił.
Pragnę zaprosić Panią do opery. Wierzę, że wspólny wieczór byłby czymś, co pomogłoby się nam obojgu lepiej poznać i wzbogacić intelektualnie. Oczywiście wraz z nami udałyby się moja siostra i Pani bratowa, jestem bowiem człowiekiem przyzwoitym, nawet jeśli plotki na mój temat na to nie wskazują, i nie chcę zszargać Pani reputacji.
Mam nadzieję, że rozpatrzy Pani moje zaproszenie przychylnie. Będę niezmiernie uszczęśliwiony, jeśli się Pani zgodzi.
Wielce Pani oddany
Iwan Aleksiejewicz Wołkoński
Nadia spłonęła rumieńcem. Nie wiedziała, czy było to zauroczenie, ale od tamtego balu, gdy razem tańczyli, wciąż o nim myślała.
Nigdy do nikogo nic nie czuła, a kwestii miłości wiedziała tylko tyle, co napisano w czytanych przez nią romansach, trudno jej więc było orzec, czy może w istocie istniały przesłanki pozwalające sądzić, że Iwan ją kochał.
Ona sama czuła się w jego towarzystwie zupełnie inaczej, niż gdy przebywała z rodziną, tak... wyjątkowo. Nikt nigdy nie zachowywał się wobec niej tak kurtuazyjnie i elegancko.
Wtem do jej pokoju weszła matka. Policzki miała całe zarumienione z podekscytowania.
— No, dziecino, kto ci przysłał list? Czyżby panicz Wołkoński?
— Skąd wiesz?
— Po tym, jaki wczoraj był wobec ciebie miły, nie spodziewałam się nikogo innego! Co o nim sądzisz, kochanie? Podoba ci się?
— Mamo! — fuknęła dziewczyna.
— Nadusiu, nie patrz tak na mnie. Masz już dwadzieścia jeden lat i śmiało można rzec, że jesteś starą panną. Po tym całym zamieszaniu z Siergiejem niektórzy ludzie nie chcą nawet na nas patrzeć, bo myślą o nas okropne rzeczy, więc twoje szanse na zamążpójście drastycznie spadły. Gdybyś tak się w nim zakochała i została jego żoną! Pomyśl tylko, dziecino moja, jak to by było zostać małżonką Wołkońskiego! To taka dobra rodzina!
— Oj, mamusiu, ledwo przyniósł mi kwiaty, a ty już planujesz wesele! Już wiem, dlaczego Siergiej przyznał się do tego, że kocha Ksenię, dopiero gdy się miał z nią żenić!
— Nadieńko moja, po prostu się martwię... Co będzie z tobą, kiedy mnie zabraknie? Nie będziesz przecież przez całe życie mieszkać z Sieriożką i Ksenią!
— A dlaczego nie? Jeśli mnie będą chcieli...
— Och, głupiutka moja, taka okazja się nadarza, a ty nie chcesz z niej skorzystać!
— Bo ja nie wiem, czy go kocham i czy chcę zostać jego żoną. Ale spójrz, zaprosił mnie i Ksenię do opery!
— Och, to cudownie, dziecko! Moja Nadieńka!
Nadieżda jedynie się zaśmiała. Matka zdecydowanie przesadzała, ale sama musiała przyznać, że niezmiernie cieszyła ją wizja kolejnego spotkania z Iwanem. Już nie mogła się doczekać.
Jestem mocno w plecy z Gruszą i znów zmieniam plan, grr, ale coś mi nie idzie XD za to za dwa, trzy rozdziały będą rzeczy, na które mega czekam, więc się rozkręci powoli i zapewne będzie tu więcej aktualizacji <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top