LXXI. Bal u Jarmuzowów
— Kseniu, czy naprawdę musimy iść na ten bal? — Nadia spojrzała błagalnie na bratową.
— Tak, kochanie... Wiem, że to dla ciebie trudne, bo i ja nie jestem zbyt przychylna temu pomysłowi, ale obiecałam Irinie, że przyjdziemy.
— Żeby ci wszyscy ludzie patrzyli na nas spode łba? Sieriożka postąpił tak, jak nakazało mu sumienie, a teraz skazali go na cierpienie, a nas na ostracyzm! Nie chcę żyć w świecie, w którym trzeba cierpieć za to, w co wierzymy! — krzyknęła rozpaczliwie i zalała się łzami.
Miała dość życia bez brata. Zawsze był tuż obok, by ją pocieszyć, a teraz zesłano go gdzieś daleko, na piekielną lodową pustynię, z której mógł nigdy nie wrócić. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, co musiał tam przeżywać, jak wielka tęsknota rozdzierała jego serce. Na pewno płakał za swoimi dziewczynkami, kiedy współzesłańcy nie patrzyli.
W snach widziała wychudzoną twarz ukochanego braciszka, który w więziennych łachmanach i z ogoloną głową przedzierał się przez prowadzące na Syberię drogi.
Z odrazą spojrzała na swoją delikatną, granatową suknię. Wolałaby wrócić do tamtych czasów, gdy nie mieli nic, ale przynajmniej wszyscy byli razem, a Siergiej nie cierpiał.
— Nadieńko, wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale chcę, żebyś się trochę zabawiła, oderwała od rzeczywistości. Starczy, że ja i mama nie możemy przestać rozpaczać. My jesteśmy stracone, ale ty jeszcze masz szansę żyć pełną piersią, kochanie. Może znajdziesz sobie jeszcze męża...
— Ale ja chcę tylko Sieriożę!
— Uspokój się, Nadio. Ubierz się i wychodzimy.
Nadieżda westchnęła ze smutkiem i podeszła do toaletki. Jej pokoik był dość skromny jak na sypialnię hrabianki, ale bardzo się jej podobał. Lubiła eleganckie mebelki z sosnowego drewna, wygodne łóżko z tuzinem poduszek i głęboki fotel, w którym mogła zatapiać się wraz z książką.
Spojrzała w lustro i poprawiła fryzurę, po czym zapięła delikatny srebrny łańcuszek z małym kamieniem na szyi. Siergiej kupił jej go tuż po tym, jak wprowadzili się do tego pięknego domu. Błyskotka przypominała jej o bracie.
Uznawszy, że odpowiednio się prezentuje, wyszła z pokoju i dołączyła do Kseni, która już czekała na nią w przedsionku. Bratowa uśmiechnęła się do niej blado i poprowadziła ją na zewnątrz.
Wsiadły wspólnie do powozu i westchnęły. Przez całą drogę do Jarmuzowów nic nie mówiły, bo też brakowało im tematów. W głowach obu był jedynie Siergiej maszerujący w przerażającej kolumnie zesłańców na miejsce zatracenia.
Gdy przybyły do Jarmuzowów, uśmiechnęły się do siebie blado. Przed wejściem do imponującej sali balowej powitali ich Eugeniusz i Irina. Księżna trzymała dłoń na brzuchu, jakby chciała ukryć swój stan, który i tak nie był jeszcze widoczny.
— Dobry wieczór, moje drogie. — Irina uśmiechnęła się do nich szeroko.
Eugeniusz skłonił się przed damami. Nadia poczuła się nieco ośmielona tym gestem. Skoro tak wielki arystokrata kłaniał się jej, jakby byli sobie równi, może i goście Jarmuzowów będą ją traktować choćby przyzwoicie.
— Dobry wieczór, Irinko. Wyglądasz kwitnąco. Musisz być bardzo szczęśliwy, Eugeniuszu.
— Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo, moja droga Kseniu. Nie mogę się doczekać, aż w końcu ujrzę nasze maleństwo. Nie chcę nawet myśleć, ile jeszcze czasu minie, nim przyjdzie na świat!
— Zobaczysz, że zleci bardzo szybko. A na razie rozkoszujcie się tym czasem, bo jest naprawdę piękny. Liczycie na chłopca, prawda?
— Eugeniusz woli dziewczynkę. — Zaśmiała się Irina.
— Naprawdę? — Ksenia spojrzała na niego ze zdumieniem. — Nie chcesz mieć dziedzica?
— Chcę, ale bardziej nęci mnie wizja rozpieszczania małej księżniczki jak Irina. Do tego dziewczynki zazwyczaj są spokojniejsze, a ja chciałbym się przyzwyczaić do faktu, że w domu jest głośniej.
Wszyscy prócz Nadieżdy zaśmiali się. Panie Lwowe wkroczyły cichutko do sali balowej i przystanęły w kącie, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Niestety nie udało im się to, bowiem już po chwili doskoczyli do nich bliźniacy Wołkońscy. Skłonili się przed damami i ucałowali ich dłonie.
— Doprawdy, pięknie panie dziś wyglądają — rzekł Aleksy.
— Tak, nawet nasza siostra nie prezentuje się tak pięknie jak ty, pani. — Iwan spojrzał na Nadię.
Dziewczyna pokraśniała. Na poprzednich kilku balach Iwan okazywał jej względy, lecz nie brała tego na poważnie. Bo co urodziwy młodzieniec z bogatej szlacheckiej rodziny mógłby w niej widzieć? Nie było w niej nic specjalnego.
— Czy mógłbyś prosić panią o kilka tańców? — Wyrwał ją z zamyślenia.
Poczerwieniała jeszcze bardziej. Zauważyła, jak Ksenia patrzy na nią zachęcająco. Nie chciała w ogóle tańczyć, gdyż uważała, że nie powinna zachowywać się tak, skoro Siergiej był na wygnaniu.
— Chyba nie powinnam... — jęknęła.
— Ależ baw się, Nadieńko, to twój wieczór — rzekła Ksenia.
— Czy skoro ma pani przyzwolenie na tańce od bratowej, zgodzi się pani?
— Cóż... Chyba nie mam innego wyjścia.
Nim jednak rozpoczęły się tańce, Eugeniusz stanął na środku sali i poprosił zebranych o ciszę. Wszyscy wbili w niego pełne ciekawości spojrzenia. Wiadomym było, że skoro ktoś zamierzał coś ogłosić, musiała to być rzecz wielkiej wagi.
— Moi mili goście! — zaczął głośno Eugeniusz, na co wszelkie hałasy ucichły. — Cieszę się, że zgromadziliście się tu tak licznie. W tym pięknym dniu chciałbym ogłosić wam wielce radosną nowinę, która kilka tygodni temu sprawiła, że moje życie stało się piękniejsze. Jestem zaszczycony, mogąc was powiadomić o tym, że moja piękna żona spodziewa się dziecka. Z tej okazji szampan będzie się dziś lał do białego rana!
W sali rozległy się brawa. Irina uśmiechała się niepewnie. Czuła się przytłoczona całą tą sytuacją. Nie lubiła bycia w centrum uwagi, a wbite w nią spojrzenia gości sprawiały, że czuła się niekomfortowo.
Spojrzała na Eugeniusza, który uśmiechał się szeroko. On uwielbiał bycie w centrum uwagi, zbieranie pochwał i gratulacji. Goście zaczęli do nich podchodzić, by życzyć im wszystkiego dobrego, co jeszcze bardziej ją skrępowało. Jarmuzow przyjmował wszystkie gratulacje z radością, lecz Irina zupełnie nie zwracała na nie uwagi. Kolejne twarze przewijające się przed jej oczyma zlały się w jedną całość. Nie wiedziała już, kto składa nieszczery pocałunek na jej policzku, kto ściska jej dłoń i szepcze, jak bardzo cieszy się z jej szczęścia. Wiedziała, że to wszystko było tylko jednym wielkim kłamstwem.
Gdy ta błazenada dobiegła końca, Eugeniusz wziął Irinę za rękę i poprowadził ją na środek sali balowej. Spojrzał na nią swymi błyszczącymi szczęściem oczyma i puścił się w tan. Irina lubiła walca, lecz nierozerwalnie kojarzył się jej z Dymitrem. Przez to nie mogła się w pełni radować tańcem z Eugeniuszem.
— Szczęśliwa? — zapytał w którymś momencie.
— Bardzo.
— Nie sprawiasz takiego wrażenia, a ta suknia, zamiast rozświetlać twoją postać, upodabnia cię do panny młodej, która straciła swego oblubieńca w dniu ślubu. A przecież wszystko jest dobrze, czyż nie?
Irina westchnęła ciężko. Nie chciała, by Eugeniusz wiedział, że czuła się źle. Nie przepadała nigdy za balami i czuła, że się to nie zmieni.
W istocie jej beżowa suknia wyszywana błyszczącymi koralikami, miast dodawać jej uroku, sprawiała, że prezentowała się blado. Irinie zbytnio to nie przeszkadzało, a nawet się jej podobało, bo dzięki temu wyglądała mało korzystnie i nie zwracała na siebie niczyjej uwagi.
Nie licząc męża.
— Powiedzmy, że tak — szepnęła.
— Dlaczego powiedzmy? Co sprawia, że ci źle, kochanie?
— Nic... Po prostu nie lubię przyjęć i tłumów...
— Och, Irino... Trzeba było mówić, nie urządzałbym tak wielkiego przyjęcia. Może powinienem odprowadzić cię do sypialni?
— Nie narobisz tym sobie wstydu? — Spojrzała na niego pytająco.
— A kto by się tym przejmował. Najwyżej rzeknę, że źle się poczułaś. W twoim stanie to normalne. Chodź.
Irina skinęła mu głową i podążyła za mężem. Chciała się znaleźć jak najdalej stąd. Dość już miała tego przyjęcia, wbitych w nią żądnych sensacji oczu i plotek, które słyszała.
Eugeniusz wyprowadził ją na zewnątrz i podążył z żoną na schody. Przemierzali korytarz w milczeniu, aż dotarli do sypialni. Jarmuzow otworzył drzwi i wszedł za żoną do pokoju.
— Pomóc ci się rozebrać? — zapytał czule, muskając jej szyję ustami.
— Nie trzeba, służąca zrobi to za ciebie. Nie powinieneś kłopotać się takimi sprawami.
— Dobrze... Dobranoc, najdroższa. Przyjdę do ciebie, kiedy to wszystko się skończy.
— Śpij dzisiaj u siebie, proszę... — szepnęła. — Nie chcę, żebyś mnie budził.
— Dobrze, aniele, jak sobie życzysz — odparł i pocałował ją w czoło. — Dobranoc.
Kiedy wyszedł, Irina odetchnęła z ulgą. Źle się czuła w jego obecności. Nie chciała, by patrzył na jej nagie ciało. Nawet jeśli była przy nadziei, czuła się niepewnie, kiedy na nią spoglądał. Nie wiedziała nawet dlaczego. Przecież zawsze był wobec niej najczulszym mężem i nie uczyniłby jej żadnej krzywdy.
Westchnęła. Pozwoliła pokojówce się rozebrać i ułożyła się do snu. Po chwili zasnęła, lecz rano wcale nie była wyspana.
Nadieżda tymczasem wirowała w ramionach młodszego z bliźniaków. Iwan patrzył na nią jakby była świętą ikoną, z takim podziwem, że się zawstydziła. Nie zasługiwała na takie uwielbienie. Była tylko małą, prostą Nadieńką, która najbardziej w świecie kochała swoją rodzinę.
— Moja droga, gdzieś ty była przez te wszystkie bale, na które byłem zmuszony uczęszczać? — zapytał w pewnym momencie. — Gdybym znał cię wcześniej, zapatrywałbym się na takie sprawy zupełnie inaczej.
— Ależ mi pan słodzi. Nie wierzę w to, że tak się panu spodobałam — zachichotała cichutko.
— Proszę nie być tak skromną! Jest pani wyborną towarzyszką. Cudownie pani tańczy. Gdyby tylko Irina była w połowie tak dobrą partnerką! Wtedy połowa bali w moim życiu nie byłaby tak nieudana.
— Pańska siostra źle tańczy? — zdumiała się. — Myślałam, że jest prawdziwą królową zabaw tanecznych. Zawsze na nich lśni.
— Bo jest piękna, ale tańczyć nie umie. Patrzy wtedy tępo w podłogę i mało co mówi. Przynajmniej ze mną tak czyniła.
— Może nie miała ochoty z tobą mówić, w końcu spędzacie razem tyle czasu, a raczej spędzaliście, że mogło się jej znudzić.
— Och tak, pani i Siergiej zapewne też tyle ze sobą przebywaliście, że wspólny taniec nie był dla was atrakcją. O Boże, przepraszam najmocniej, nie było moją intencją panią zranić... — jęknął, widząc jej pełne łez oczy.
Serce Nadii przeszył ból, lecz nie zamierzała tego okazywać. Nie chciała, by Iwan obwiniał się o to, że spowodował jej złe samopoczucie.
— Nic się nie stało.
— Ależ widzę, że się stało. Jeszcze raz proszę o wybaczenie. Wierzę, że Siergiej jakimś sposobem do was wróci i już na zawsze z wami zostanie.
— O tym marzę... Ale niech pan nie przejmuje się tym wszystkim. Tańczmy. — Uśmiechnęła się.
Kiedy przestała rozmyślać tak nad sytuacją brata, tańczyło się jej dużo łatwiej i przyjemniej. Kiedy bal dobiegł końca, ogarnęło ją rozczarowanie. Chętnie zostałaby tu na dłużej.
Dziś trochę weselej. Sprawy zaczynają powoli przybierać jaśniejsze barwy, nieco się tu rozpogodzi <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top