LXIII. Małżeńska kłótnia

— Kseniu, przepraszam. Zrobiłem, co uznałem za słuszne. — Siergiej spojrzał jej w oczy. 

Ksenia załkała. Chciało się jej płakać, lecz jednocześnie miała ochotę wybuchnąć z wściekłości. Jak Siergiej mógł być tak głupi, by dać wciągnąć się w podejrzane interesy? Dlaczego nie mógł po prostu zająć się rodziną?

— Przepraszam, Kseniu. Kocham cię... — westchnął cicho i odszedł w tylko sobie znanym kierunku. 

Wtem Ksenia otworzyła oczy. Odetchnęła z ulgą, zdawszy sobie sprawę z tego, że to wszystko było tylko złym snem. Poczuła potrzebę przytulenia się do męża i usłyszenia od niego zapewnienia, że nie zamierza jej opuszczać, że wszystko będzie dobrze. 

Odwróciła się na drugą stronę, by dostrzec, że jej męża nie było w sypialni. Najpierw pomyślała, że poszedł do dzieci, lecz gdy dostrzegła, że jego koszula nocna wisiała na parawanie, zrozumiała, że znów udał się gdzieś ze swoimi podejrzanymi znajomymi. Świadomość, że postawił swoje sekrety ponad nią, sprawiła, że z jej piersi wydobył się gorzki szloch. 

Po raz kolejny zostawił ją samą i nawet nie rzekł jej, gdzie się wybierał. Po raz kolejny nie przejął się tym, że potrzebowała jego bliskości, by czuć się bezpiecznie. I po raz kolejny nie przejął się tym, że kochała go i martwiła się o to, co się z nim działo. 

Czuła przerażającą pustkę. Po raz kolejny zwątpiła w to, czy Siergiej ją kochał. Bo jeśli coś by do niej czuł, to nie zostawiałby jej samej co noc. Może jedynie udawał tę czułość, a chodziło mu tylko o spłodzenie syna? Może przestał ją kochać i markował miłość, by jej nie zranić? 

Sama nie wiedziała już, co myśleć. Każda teoria, która pojawiała się w jej głowie, zdawała się coraz bardziej oderwana od rzeczywistości i nieprawdopodobna, lecz Ksenia była w stanie uwierzyć w każdą z nich, póki Siergiej do niej nie wróci. Dlaczego tak ją dręczył?

Wstała z łóżka i po cichu przemknęła do pokoju dziecinnego. Skoro nie mogła mieć przy sobie Siergieja, musiała przytulić się chociaż do ich córeczek, by pokrzepić się ich obecnością. Uchyliła drzwi i podeszła do kołyski Lizy. Z początku oboje mieli trudności z odróżnianiem dziewczynek, lecz w końcu nauczyli się, że Sonia była większa i zdrowsza od młodszej o godzinę siostry. 

Ksenia wyciągnęła Lizę z kołyski i przycisnęła drobne ciałko pogrążonej we śnie dziewczynki do piersi. Naraz niemowlę otworzyło oczy, lecz nie krzyknęło, co bardzo ucieszyło Ksenię. Nie potrafiła uspokajać dzieci w przeciwieństwie do Siergieja, którego bliskość zawsze koiła bliźniaczki. 

Pocałowała dziewczynkę w czółko i zaczęła ją kołysać. Bliskość córeczki działała na nią uspokajająco. Jej drobna twarzyczka przypominała jej lico męża. Dzieci zupełnie się w nią nie wdały, co z jednej strony napawało ją smutkiem, lecz dzięki temu mogła się poczuć bliżej męża, gdy znikał. Jak teraz. 

— Och, kochanie... Co ten twój tatuś wyczynia? Gdzie znika?

Liza zakwiliła w odpowiedzi. Ksenia posłała jej pełen tkliwości uśmiech. 

— Oczywiście, że nie wiesz, księżniczko. Ale może kiedyś obie poznamy prawdę... 

Kołysała ją jeszcze przez chwilę, aż w końcu odłożyła dziewczynkę do kołyski. Ani się obejrzała, a zasnęła z głową na krawędzi łóżeczka. 

Gdy się obudziła, ze zdumieniem dostrzegła, że leżała we własnym łóżku, otoczona ramionami męża. Siergiej wpatrywał się w nią czule i gładził jej włosy. Ksenia nie rozumiała, jak się tutaj znalazła i skąd nagle pojawił się Siergiej. Pisnęła, kiedy mąż nachylił się do niej i musnął jej usta swoimi. Zaraz jednak przypomniała sobie o swej pełnej boleści nocy i odwróciła się od niego. Jednym pocałunkiem nie mógł jej przebłagać. Na wspomnienie tego, co przeżyła, zachciało się jej płakać. 

Mężczyzna przysunął się do ukochanej i położył głowę na jej ramieniu. Jego półdługie włosy połaskotały ją w szyję, Ksenia jednak nie zamierzała się śmiać. Prychnęła i schowała głowę pod kołdrę. 

— Kseniu, co się dzieje? — zapytał zdumiony mąż i spojrzał na nią ze smutkiem.

— Domyśl się — odwarknęła. 

— Zrobiłem coś źle? 

— Tak, wszystko — odparła gniewnie. 

Siergiej spojrzał na nią z konsternacją. Wiele złych rzeczy uczynił w trakcie trwania ich relacji, lecz zdawało mu się, że odkąd zostali małżeństwem, zachowywał się wobec niej wręcz wzorcowo, zwłaszcza po powrocie z wojny. Na niczym jej nie zbywało, otaczał ją miłością i poświęcał jej każdą wolną chwilę. Czego więcej mogła chcieć od swego męża kobieta?

— Wybacz, kochanie, lecz nie rozumiem, dlaczego tak się burzysz. Staram się z całych sił, żeby było ci dobrze, opiekuję się dziewczynkami, jestem przy tobie, gdy mnie potrzebujesz. Naprawdę nie rozumiem, co takiego zrobiłem źle... Powiesz mi? Bo sam... Naprawdę nie wiem. A chciałbym się poprawić, żeby było ci jak najlepiej. 

— Naprawdę nie domyślasz się, co robisz źle? — Spojrzała na niego z takim gniewem, że Siergiej aż się skulił. — Naprawdę?

— Naprawdę, kochanie... 

Ksenia westchnęła ciężko, starając się powstrzymać łzy. Z rozpaczy zaczęła jej drżeć warga. Czuła, że jeszcze chwila i wybuchnie szlochem. 

— Gdzie byłeś wczoraj w nocy, co? Przez chwilę było dobrze, a teraz nagle znowu zacząłeś znikać. Co robisz? Dlaczego cię przy mnie nie ma? Miałam taki straszny sen, potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił po przebudzeniu, a ciebie nie było! 

Siergiej spłonął rumieńcem. Zrobiło mu się wstyd, że żona odkryła jego nieobecność. Najbardziej jednak żałował tego, że nie było go przy niej, gdy powinien. To świadczyło o tym, jak okropnym okazał się mężem. 

Westchnął ciężko i posłał jej smutne spojrzenie. Ujął jej drobną dłoń w swoją i zaczął ją powoli gładzić. Ksenia nie powstrzymywała już łez i cichutko szlochała. Siergiejowi ściskało się na to serce. Uniósł jej palce do ust i złożył na każdym z osobna krótki pocałunek. 

— Nie mogę ci powiedzieć, już raz o tym mówiliśmy. To bardzo poufna sprawa... Wszyscy zobowiązani jesteśmy milczeć. 

— Myślisz, że nie utrzymam języka za zębami, jeśli zajdzie taka konieczność? — Spojrzała na niego nienawistnie, wyrywając dłoń z jego uścisku. — I co to w ogóle za sprawa? Coś niezgodnego z prawem, że musicie się tak kryć? 

— Być może... — jęknął i odwrócił spojrzenie. — W każdym razie obiecałem reszcie, że nie pisnę ani słówka, czy to żonie, czy komuś z zewnątrz. Musisz mnie zrozumieć.

— Ale nie chcę. Nie rozumiem, dlaczego stawiasz te podejrzane interesy ponad mnie! Nienawidzę cię za to!

— Ależ kochanie... Nie mów tak... Nie wiesz nawet, o co chodzi...

— I co z tego? — przerwała mu gniewnie. — Ważne, że to wpływa na mnie, na nasze małżeństwo, na nasze dzieci! Co, jeśli przez to mi cię odbiorą? Ja nie chcę zostać sama! Nie pozwolę ci zrobić nic głupiego! — krzyczała. 

Po jej policzkach spłynęły gęsto łzy. Siergiej zaczął je ścierać, lecz Ksenia rzucała się, nie chcąc mu na to pozwolić. Dlaczego nie mógł jej po prostu wszystkiego wyjaśnić? Przecież była jego żoną. Powinni sobie bezgranicznie ufać. 

— Kseniu, kochanie, proszę... Uspokój się — szeptał. 

Złapał jej ramiona i przysunął się do ukochanej, po czym złożył pocałunek na jej delikatnych usteczkach. Gdy się oderwał, Ksenia uderzyła go z całej siły w twarz. Siergiej syknął z bólu. 

— Póki mi wszystkiego nie powiesz, nie chcę cię tu widzieć! — wrzasnęła. — Nienawidzę cię! 

Siergiej spojrzał na nią przepraszająco, lecz nic to nie dało. Ksenia nie zamierzała mu tak łatwo przebaczyć. 

Larysa wysiadła z powozu przed posiadłością Brusiłowa. Poprawiła swą szmaragdową suknię, by odpowiednio na niej leżała, i skierowała się ku drzwiom. Przywitał ją lokaj, który wprowadził ją do pięknie urządzonej bawialni. Anatol już tam na nią czekał. 

— Laryso, moja droga... Ogromnie cieszy mnie twój widok — zaczął. 

Uśmiechnął się do niej uwodzicielsko i położył dłonie na jej talii, po czym przyciągnął kobietę do siebie i złożył pocałunek na jej ustach. Larysa westchnęła z zachwytu. 

— Świetnie całujesz. — Uśmiechnęła się zalotnie. 

— Równie dobrze wychodzą mi inne rzeczy. — Spojrzał na nią dwuznacznie. — Możemy dokończyć to, co ostatnio zaczęliśmy... 

— Och nie! — Larysa wykrzywiła się w grymasie przerażenia. — Takich rzeczy nie robi się przed ślubem! 

Anatol posłał jej pełne niedowierzania spojrzenie. 

— Dziwne, że to z twoich ust wychodzą takie słowa. A czy po zaręczynach wypada? 

Larysa uśmiechnęła się pod nosem i pocałowała go w szyję, po czym spojrzała w oczy Anatola. 

— Czy to znaczy, że chcesz się ze mną ożenić?

— Tak.

— W takim razie wypada — odparła. 

Zaśmiała się perliście i pozwoliła, by uczynił z nią, co chciał.



Oki, wątek Larysy załatwiłam i mam spokój, ale nie jestem z niego totalnie zadowolona. Problem jest taki, że nienawidzę jej i nie mogę po prostu już o niej pisać XDDD Obiecuję, że to już ostatni taki krótki rozdział, a z następnym zaczynamy się rozkręcać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top