LXI. Knowania Larysy

Larysa nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało. Lekarz musiał kłamać. Jakim cudem spodziewała się dziecka? Jak to się w ogóle stało? I najważniejsze, co z tym uczynić? Od śmierci Aleksandra minęło już tyle czasu, że nie mogła nikomu wmówić, że to jego potomek, a James już dawno opuścił Petersburg, jeśli nawet nie Rosję, nie pozostawiwszy jej żadnego adresu, na który mogłaby do niego napisać. 

Ogarnął ją strach. Wiedziała,że jeśli szybko czegoś nie uczyni, pogrąży się w niesławie i zostanie wyklęta przez towarzystwo. Na co było jej tak długo romansować z Jamesem? Gdyby wcześniej mu odpuściła, nie miałaby problemu. 

Wiedziała, że istniały tylko dwie drogi, którymi mogła podążyć — wyjść za mąż najszybciej, jak się da, lub urodzić dziecko w tajemnicy i oddać je do przytułku. To pierwsze rozwiązanie wymagało szybkiego działania, drugie — mnóstwa ostrożności. Wolała nie narażać się na plotki spowodowane jej rosnącym brzuchem, uznała więc, że znalezienie nowego małżonka będzie odpowiedniejszym wyjściem. Tylko kto byłby gotów poślubić ją w tak krótkim czasie?

Wyszła ze swojej sypialni i skierowała się w stronę pokojów brata. Miała zamiar pomówić z nim na temat swego pragnienia zamążpójścia. Może Eugeniusz akurat znał kogoś, kto poszukiwał żony? Może mógłby zawrzeć umowę z którymś ze swoich przyjaciół? Larysie bardzo by to odpowiadało. Nie musiałaby szukać chętnego, a wszystko zostałoby uzgodnione w sposób oficjalny. 

Zapukała do jego sypialni, lecz tam nie zastała brata, udała się więc do jego biura. Pisnęła, widząc go trzymającego Irinę na kolanach i gładzącego jej dłoń. Widok młodych małżonków napawał ją obrzydzeniem i sprawiał, że ogarniały ją mdłości. 

— Czego tu chcesz? — Eugeniusz spojrzał na nią morderczo. 

Irina, cała czerwona ze wstydu, usiadła obok niego i wyswobodziła dłoń z mężowskiego uścisku. Larysa fuknęła. 

— Muszę się z tobą poważnie rozmówić, bracie — oświadczyła nieznoszącym sprzeciwu tonem. — Chciałabym, żeby Irina opuściła nas na czas...

— Irina nigdzie nie idzie — przerwał jej Jarmuzow. — Nie mam przed nią żadnych sekretów.

Larysa prychnęła ze złością. 

— Ale ja mam przed nią sekrety. 

— I tak je pozna, kiedy tylko opuścisz ten pokój, więc to żadna różnica. Mów więc prędko, czego chcesz, i nie zawracaj nam głowy. Nie zamierzam poświęcać ci więcej czasu, niż to konieczne. 

Gruszecka posłała bratu pełne gniewu spojrzenie, lecz nic nie rzekła. Wiedziała, że tym sposobem niczego nie ugra, a nie mogła zniechęcić do siebie brata. Musiała na chwilę zapomnieć o swojej dumie. 

— Chciałabym wyjść za mąż — oświadczyła. 

— Och, kto jest tym nieszczęśnikiem?

— Jeszcze nie mam żadnego kandydata. Chciałam, byś się wywiedział, czy ktoś, kto sporo znaczy w towarzystwie, nie szuka akurat małżonki. 

— Jeśli myślisz, że skażę kogoś na małżeństwo z tobą, to grubo się mylisz — sarknął rozbawiony Eugeniusz. — Ale cóż, Brusiłow i Kirżycki na pewno są wolni, nie wiem, czy jeszcze jakiś mężczyzna odpowiadający twym standardom nie zdążył się ożenić. 

To rzekłszy, popatrzył na Larysę tak morderczo, że ta natychmiast opuściła jego pokój i wróciła do swoich spraw. Eugeniusz zaś, uszczęśliwiony, że zostali sami, przycisnął usta Iriny do swoich. Nie miał w zwyczaju oddawać się czułostkom w swym gabinecie, lecz po tym, jak jego matka weszła do sypialni Iriny, a Larsa zbrukała próg buduaru jego małżonki, tylko tutaj czuł się bezpiecznie. Do biura nikt nie przychodził, nie chcąc przeszkadzać zajętemu pracą mężczyźnie. Miał tu też małą harfę, na której czasem ćwiczył, choć należy rzec, że na ogół preferował większy instrument stojący w pokoju muzycznym. 

— Oszalała, że znów chce wychodzić za mąż — mruknął Eugeniusz. — Ale z drugiej strony... Wtedy nie będziemy musieli jej dłużej znosić, a to ogromna dogodność. Mam już jej dość!

— Ja też, kochany — westchnęła Irina. — Nawet nie wyobrażam sobie, jak bardzo musiałeś się z nią męczyć przez tyle lat... Niegdyś żałowałam, że nie mam siostry, ale jeśli miałaby być niczym Larysa, to może lepiej. 

— Zdecydowanie — odparł i musnął jej czoło ustami. 

Tknięty nagłą chęcią, podniósł się z miejsca i podszedł do instrumentu. Ułożył na nim dłonie i zaczął wydobywać spod jego strun boskie dźwięki, które unosiły się po pokoju niczym opary delikatnej, magicznej mgiełki. Irina czuła się niczym w baśni, której była główną bohaterką. Muzyka koiła jej zszargane przez Larysę i Barbarę nerwy i otulała ją niczym najcieplejsza pierzyna lub ramiona ukochanego, zapewniając, że cokolwiek się nie wydarzy, będzie dobrze. 

W końcu Eugeniusz oderwał się od instrumentu i podszedł do żony. Zauważył, że zamknęła już oczy, ukołysana do snu przez tęskną pieśń, którą grał. Ułożył ją tak, by jej głowa spoczywała na siedzeniu małej sofy, i poprosił służącą, by przyniosła mu pled. Gdy to uczyniła, okrył nim Irinę i ucałował ją w skroń. Przypominała mu małą dziewczynkę. Uśmiechnął się do siebie i usiadł przy biurku, po czym zajął się swoimi dokumentami. 

Larysa tymczasem leżała w swej sypiali wśród satynowej pościeli. Zastanawiała się nad słowami brata. Kirżyńskiego odrzuciła od razu, gdyż jej zdaniem zupełnie nie nadawał się na małżonka. Zawsze pragnęła wyjść za mężczyznę nie tylko bogatego i o wysokiej pozycji wśród towarzystwa, lecz również przystojnego. Niski, krzepki Kirżyński z bujnym, czarnym owłosieniem na całym ciele na pewno nie mógł poszczycić się urodą. Co innego wysoki, jasnowłosy Brusiłow. Co prawda nie mogła nazwać go spełnieniem swych marzeń, lecz na tę chwilę nie mogła znaleźć lepszego kandydata na męża. 

Im dłużej o tym myślała, tym bardziej podobała się jej wizja siebie w roli żony Anatola. Mieszkał sam, więc nie musiałaby trudzić się z przekonaniem do siebie teściowej czy szwagierki, do tego uwielbiał szalone przyjęcia, na których chętnie zjawiała się i Larysa. Tylko jak mogła go do siebie przekonać? I co najważniejsze, czy nie będzie za późno, gdy doprowadzi do ślubu?

Nikt nie wiedział o tym, że Larysa wystosowała zaproszenie do Brusiłowa na herbatę. Nie ośmieliłaby się również przyznać do tego, że na liście widniało nazwisko nie jej, lecz Eugeniusza. Uznała, że byłoby niestosownym, gdyby to ona wyszła z inicjatywą spotkania. Ogromnie cieszyła się z tego, że Anatol potwierdził swe przybycie. Mogła wcielić pierwszą część swego planu w życie. 

Nie należał on do zbyt skomplikowanych. Zamierzała po prostu kusić Anatola, aż ten nie ulegnie jej wdziękom. Wtedy przedstawiłaby mu swą propozycję z nadzieją, że na nią przystanie. 

Cieszyła się, że w domu akurat nie było nikogo, bowiem Irina i Eugeniusz udali się z wizytą do Lwowów, a Barbara Iwanowna pojechała do swej przyjaciółki. 

Larysa od rana zastanawiała się, w co powinna się ubrać, by zrobić wrażenie na mężczyźnie. W końcu zdecydowała się na czerwoną suknię ze złotymi marszczeniami przy biuście. Była tak wycięta, że zdawało się, że zaraz ukaże piersi kobiety w pełnej krasie. Dobrała do niej ogromną, nieco ordynarną kolię. Włosy kazała spiąć tak, by z koka wystawało kilka luźnych pasm. Wiedziała, że dodawało to kokieterii. 

Uśmiechnęła się perfidnie, gdy lokaj obwieścił jej przybycie mężczyzny. Miała nadzieję, że jeśli nie uda się z nim dziś pomówić na temat ich ewentualnego małżeństwa, to chociaż zachęci go do siebie na tyle, by zaczął myśleć o ślubie. 

Gdy zjawiła się w bawialni, Anatol wytrzeszczył oczy i wbił wygłodniałe spojrzenie w jej dekolt. Larysa podeszła do niego, zalotnie kręcąc biodrami, i odezwała się niskim, aksamitnym głosem:

— Dzień dobry. Przepraszam pana najmocniej, lecz mojemu bratu coś wypadło i nie może pana przyjąć. Mam nadzieję, że panu to nie przeszkadza. 

— Ależ oczywiście, że nie. Będę zaszczycony, móc spędzić z panią nieco czasu. 

— Cieszy mnie to. — Posłała mu uwodzicielski uśmiech i zajęła miejsce na małej sofce w kolorze szampana, tuż obok Anatola. 

— Nie wie pani może, o czym chciał ze mną pomówić pani brat?

— Nie mam pojęcia... Eugeniusz ma ostatnio tyle spraw na głowie! Obawiam się, że biedaczek się przepracuje. I jeszcze ta jego biedna, młoda żona. Ona tak za nim tęskni, kiedy siedzi w tym gabinecie! Co ja mam zrobić, żeby się otrząsnął i zaczął o nią dbać? Tak mi szkoda biedaczki...

— Och, to okrutne z jego strony — westchnął. — Zwłaszcza, że jego małżonka to naprawdę ładna dziewczyna, choć nie w moim guście. 

Larysa uśmiechnęła się pod nosem na takie słowa. Podobało się jej, że Anatol nie gustował w kobietach pokroju Iriny. Sama dzieliła płeć piękną na dwie kategorie — nudne cnotki i drapieżne kusicielki. Irinę zaliczała do tej pierwszej, siebie zaś do drugiej. Skoro Brusiłow nie był zainteresowany Iriną, najprawdopodobniej wolał damy ceniące sobie inne rozrywki niż te przeznaczone dla umysłu. 

Skrzyżowała ramiona, by uwydatnić swój biust, i posłała kusicielskie spojrzenie Anatolowi. Ten uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. 

— Niestety, Gieniu interesuje się tylko sobą. Podobnie miał mój świętej pamięci mąż. Sasza obchodził się tylko wojskiem. Zupełnie nie interesowało go, że ja siedzę tu sama i czekam, aż wróci...

— To doprawdy okrutne ze strony męża, by nie dbać o tak piękną kobietę. Gdybym ja wszedł w posiadanie tak cennego skarbu, nigdy bym o nim nie zapomniał, przeciwnie, pielęgnowałbym go, by powiększyć jego wartość. 

Na te słowa Larysa przesunęła delikatnie rękę w jego kierunku. Położyła ją na kolanie mężczyzny, po czym zaczęła wędrować w kierunku jego uda. Usłyszała, jak jego oddech przyśpiesza, na co uśmiechnęła się. Uwielbiała doprowadzać mężczyzn do szału tylko za pomocą wyciętych sukni, kilku słówek i pozornie niewinnego dotyku. 

— Też tak uważam, mój drogi panie Brusiłow. Jeśli miałabym znów wyjść za mąż, co chciałabym uczynić, to tylko za mężczyznę, który by mnie docenił... Nie mogłabym żyć z kimś, kto traktowałby mnie jak Eugeniusz Irinę. 

— Och, zdecydowanie pani na to nie zasługuje. Muszę pani rzec, że już wcześniej dostrzegłem pani urodę, lecz dopiero dziś mnie ona obezwładniła. Nigdy nie widziałem tak zniewalającej kobiety. 

Larysa zamruczała z zadowolenia niczym kot i przybliżyła się do niego. Czuła jego oddech na karku. Położyła dłonie na policzkach mężczyzny i musnęła jego usta swoimi. Z każdą chwilą pocałunek stawał się coraz intensywniejszy. Jęknęła z przyjemności, gdy umościł ręce na jej plecach i pchnął ją na sofę. 

Wtem do pokoju weszli Eugeniusz i Irina, którzy wrócili już od Lwowów. Na taki widok Jarmuzow zaklął szpetnie. Larysa natychmiast oderwała się od Anatola i spojrzała ze strachem na brata. Mężczyzna aż kipiał ze złości. Jego oblicze przybrało intensywnie czerwony kolor. Zaczęły mu drżeć wargi. Larysie zdało się, że z jego ust zaraz zacznie toczyć się piana. 

— Laryso! Co tu się dzieje? — warknął. 

— Nic... — odparła, poprawiając suknię, która zsunęła się z jej ramienia. 

— To jest nic? Czy zdajesz sobie sprawę, że gdyby przyłapał was ktoś obcy, musielibyście w tej chwili planować ślub?

— To nie jest taki zły pomysł... — mruknął Brusiłow. 

Larysa posłała mu szeroki uśmiech, który zaraz jednak zniknął pod wpływem spojrzenia Eugeniusza, które zmroziło jej krew w żyłach. Mimo to zdawało się jej, że swój cel na ten dzień osiągnęła. Miała nadzieję, że jeszcze kilka spotkań, a Brusiłow zgodzi się ją poślubić i wybawi ją od kłopotów. 


Troszkę krótko jak dla mnie... Ale mam wrażenie, że wyczerpałam temat, a nie chce mi się myśleć dziś nad większą ilością opisów, bo rozbiła mnie dość ta sprawa z wyciekiem, zwłaszcza że wiem, że kilku z Was straciło konta :(

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top