LII. Rozpacz braci Gruszeckich

Dymitr westchnął ciężko i położył głowę  na sofie. Nie mógł pogodzić się z tym, że Irina została żoną innego mężczyzny. Co noc płakał w poduszkę, myśląc o tym, że Eugeniusz miał to, co powinno być jego. 

Przez okrutną intrygę stracił kobietę, która była całym jego życiem, do tego nie zdążył wymyślić sposobu, dzięki któremu mógłby ją odzyskać. Był nieudacznikiem, który utracił wszystko, co się dla niego liczyło. 

Cieszył go wyjazd Jarmuzowów niemal tuż po ich ślubie. Nie musiał przynajmniej patrzeć na Irinę u boku innego mężczyzny. Nie potrafił jednak wyobrazić sobie, co się stanie, kiedy państwo młodzi wrócą do Rosji. 

Był tak szczęśliwy, mając Irinę u swego boku! W jednej chwili odebrano mu wszystko — stracił nie tylko ukochaną, ale i jakikolwiek powód, by zupełnie nie zanurzyć się w morzu zepsucia i rozpusty, w którym pławił się jeszcze, nim zakochał się w Irinie. Na co miał dalej trwać, skoro już nigdy nie miał mieć ukochanej przy boku? Mógł liczyć co najwyżej na zgon Eugeniusza, który przecież był od niego jedenaście lat starszy. Wciąż jednak nie osiągnął wieku, w którym ludzie zazwyczaj odchodzili z tego świata. Dymitr przewidywał, że Jarmuzowa czeka jeszcze ogromnie długie życie,  oczywiście z Iriną jako jego żoną.

Jęknął głośno i wybuchnął gorzkim szlochem. Siedzący obok niego Siergiej wsunął dłoń w jego włosy i pogładził je uspokajająco. Dymitrowi wcale to nie pomogło.

— Zostaw mnie, Sieriożko, nic mi już nie przyniesie ulgi, chyba że Eugeniusz by umarł, ale w to wątpię. Zresztą, nie życzę mu tego. To dobry człowiek, wiem, że ją kocha i o nią zadba... Ale wciąż... Och, to tak boli!

— Ją chyba też boli, Dimo... — westchnął Siergiej i spojrzał na niego ze smutkiem. 

Dymitr poczuł, jak drętwieją mu ręce. O czym tez Siergiej mówił? Skąd mógł o tym wiedzieć? Zaraz jednak przypomniał sobie o tym, że Ksenia obecna była na ślubie Iriny i Eugeniusza. Siergiej musiał pójść tam wraz z nią. Nie mógł przecież pozwolić, by jego żona, do tego będąca przy nadziei, bawiła się na weselu całkiem sama. Dymitr doskonale to rozumiał i nie miał tego przyjacielowi za złe. 

— Sieriożko, jak ona była ubrana? — zapytał. 

Wiedział, że musiała prezentować się wprost olśniewająco pięknie. Jak zawsze. Skoro nie mógł jej widzieć, chciał choć usłyszeć i wyobrazić sobie, jak ślicznie i niewinnie musiała wyglądać, gdy stała przed ołtarzem.

— Nie wiem, Dimo — przyznał szczerze Siergiej, na co jego przyjaciel posmutniał. — Nie zwracam uwagi na takie rzeczy jak ubiór. Ksenia na pewno powie ci więcej. O ile dobrze pamiętam, to jej suknia się błyszczała, ale tyle mi wiadomo. Za to jej oczy... Były tak pełne smutku, że nawet mnie pękało serce, a wiesz, że nie należę do zbyt wrażliwych. 

— O Boże... Ktoś ją zmusił do tego małżeństwa, to pewne. 

Nie mógł znieść myśli, że ktoś, najpewniej Fiodor lub jej matka, skazał Irinę na pełne smutku i rozpaczy życie u boku Eugeniusza. Miał świadomość, że Jarmuzow ją kochał, lecz co jej było po jego miłości, skoro ona sama nie żywiła do niego żadnych uczuć? Tyle tylko, że skoro Eugeniusz ją miłował, powinien dbać o Irinę. To było dla niego jedyne pocieszenie w tej sytuacji. 

— Dimo... — Siergiej spojrzał na niego poważnie. — Powiesz mi w końcu, co się między wami zdarzyło, że zerwałeś zaręczyny? Nie chcę naciskać, lecz uważam, że jako twój najlepszy przyjaciel mam prawo wiedzieć. Zwłaszcza, że teraz, nawet gdybyś całym sercem tego pragnął, nie cofniesz już swojej decyzji...

Dymitr poczuł, jak jego serce przyśpiesza. Oczywistym było,  że Siergiej zasługiwał, by wiedzieć, zwłaszcza, że teraz przecież Irina i tak była żoną Eugeniusza. Fiodor dopiął swego i czego Dymitr by nie uczynił, już nigdy nie miał złączyć się z Iriną. Może gdyby rzekł przyjacielowi o wszystkim, byłoby mu lepiej.

— Dobrze, Sieriożko, ale musisz mi obiecać, że nigdy nikomu nie powiesz, dlaczego to uczyniłem, nawet Kseni. Ona zaraz pobiegnie z tym do Iriny, a wtedy będzie prawdziwa tragedia...

— Oczywiście, Dimo, jeśli tak sobie życzysz... 

Gruszecki spojrzał na niego z wdzięcznością, wziął oddech i zaczął swą historię. Gdy przypomniał sobie, jak Fiodor napadł na niego z nożem, a potem zagroził, że zabije Irinę, a później jak musiał poinformować ukochaną o swej decyzji, po jego policzkach zaczęły spływać łzy. 

Dałby wszystko, byle tylko z obecną wiedzą wrócić do marca, gdy byli wszyscy w Dobrowolsku, i udaremnić okrutny zamach na Aleksego Kirryłowicza. Gdyby książę Wołkoński żył, on i Irina byliby już małżeństwem.

Gdy skończył, po jego policzkach spływały łzy. Wzrok nieco mu się zamazywał, lecz dostrzegł, że również Siergiej płakał, dużo ciszej i dyskretniej, lecz płakał. Dymitr pozwolił mu się objąć i szlochał w jego rękaw. Wiedział, że gdyby widzieli ich teraz przyjaciele z pułku, obaj staliby się pośmiewiskiem całego oddziału, lecz nie dbał o to. Szloch pomagał mu w oczyszczeniu się ze złych emocji, a bliskość przyjaciela sprawiała, że czuł, że nie został jeszcze sam na tym świecie. 

Bo kto prócz Siergieja mu pozostał? Rodzice byli na niego wściekli za zerwanie zaręczyn, Aleksandra zbyt pochłaniała Larysa, Katia i Liza zajmowały się swoimi mężami i dziećmi, a Nikołasza był zbyt mały, by zrozumieć jego rozterki. Został mu tylko Lwow. Najlepszy przyjaciel, jakiego mógł sobie wyobrazić. 

— Dziękuję, Sieriożko. Jesteś cudownym przyjacielem. Wybacz, że zaprzątam ci głowę moimi smutkami, kiedy niedługo będziesz miał dziecko i jesteś zapewne przeszczęśliwy z tego powodu. Po prostu...

— Ej, Dimo, nie mów tak. Od tego mnie masz. Kiedy ja będę załamany, też będziesz mnie pocieszał. — Uśmiechnął się do niego blado. — Jeszcze kiedyś mi się za to odwdzięczysz. 

 — Oby nie — odrzekł Dymitr. — Miejmy nadzieję, że już wszystko będzie dobrze.

Aleksander przez kilka dni unikał żony, jak mógł. Nie potrafił pogodzić się z tym, co mu uczyniła. Kochał ją bez granic, pragnął dać jej wszystko, co miał, a ona odpłaciła mu się zdradą. 

Zastanawiał się, czy Anglik był jedynym kochankiem żony. Z odrazą myślał o tym, że Larysa przyjmowała innych mężczyzn w tym samym łożu, w którym sam tyle razy z nią spał. 

Jej piękna, symetryczna twarz pozbawiona żadnych skaz, duże oczy otoczone firanką gęstych rzęs i kuszące usta, zamiast wzbudzać w nim pożądanie i podziw, napawały go obrzydzeniem. 

W nocy nie potrafił spać, gdyż co rusz nawiedzały go obrazy Larysy splecionej w uścisku z Anglikiem. Dlaczego musiał być świadkiem czegoś tak ohydnego? Wiele by dał, by wyrzucić z głowy to wspomnienie. 

Nie miał pojęcia, co uczynić w związku z tym zamieszaniem. Rozwód zdawał mu się najlepszym wyjściem, wiedział jednak, jak trudno będzie mu go uzyskać. Mógł ogłosić separację, lecz byłaby ona niemal tak wielkim skandalem, jak rozwód, a nie przyniosłaby niemal żadnych wymiernych skutków, prócz tego, że nie musiałby już mieszkać z Larysą. Wciąż jednak należałoby w takiej sytuacji płacić za jej utrzymanie, a to byłoby jego zdaniem poniżające. Wybaczyć jednak też nie zamierzał. Nie należał nigdy do zbyt dumnych, lecz jego miłość własna nie potrafiła znieść świadomości, że żona wybrała innego mężczyznę zamiast niego.

W końcu do głowy przyszło mu rozwiązanie, które uznał za najtrafniejsze, przynajmniej w obecnej sytuacji. Postanowił jak najszybciej obwieścić swą decyzję żonie. Najpierw jednak musiał z nią pomówić o zaistniałej sytuacji, gdyż od wykrycia zdrady jeszcze ze sobą nie mówili. 

Larysa siedziała w swoim pokoju i przeglądała szkatułkę z biżuterią. Aleksander ze wstrętem pomyślał o tym, ile rubli kosztowały jej zachcianki. Najchętniej sprzedałby te wszystkie klejnoty i zapomniał, że kiedykolwiek się z nią ożenił. Na co mu to wszystko było? Powinien wyczuć podstęp wtedy, na balu, gdy Larysa tak usilnie go uwodziła. Żałował, że się jej poddał. Gdyby nie to wszystko, co wydarzyło się na przyjęciu... Dziś może wciąż cieszyłby się wolnością. I szczęściem. 

Żona odwróciła się, gdy ujrzała w lustrze, jak wchodzi. Posłała mu wrogie spojrzenie i wróciła do przeglądania biżuterii. Aleksander ze smutkiem pomyślał, że zapewne znaczył dla niej mniej niż leżące przed Larysą klejnoty. 

— Musimy pomówić — oznajmił chłodno i zbliżył się do niej na tyle, by miał ją na wyciągnięcie ręki. 

Larysa spojrzała na niego, udając zdumienie, i wykrzywiła pogardliwie usta. 

— Co, nagle po tylu dniach milczenia nabrałeś ochoty na konwersację z żoną?

— To ja tutaj zadaję pytania — odrzekł oschle.  

— Ależ Saszo, na co te nerwy — zaśmiała się kpiąco. 

Aleksander poczuł, jak wzbiera w nim ogromna złość połączona ze wstrętem. Nie starczyło jej, że go upokorzyła, musiała jeszcze z niego kpić! Nie spostrzegł się, kiedy spoliczkował Larysę. Na jej alabastrowym policzku został czerwony ślad. 

— Dlaczego to zrobiłeś? — krzyknęła na niego żona.

Gruszecki nie popierał nigdy stosowania przemocy w rodzinie, zwłaszcza wobec kobiet, które przecież był bezbronne. Kiedyś widział, jak po przerażającej awanturze ojciec uderzył jego matkę. Ten widok sprawił, że jego chłopięce serce złamało się na pół. Wtedy postanowił sobie, że sam nigdy nie uderzy własnej żony. W sytuacji, w jakiej się znalazł, dawne przyrzeczenia poszły w niepamięć. Liczył się tylko ogromny cierpienia, jaki zadała mu Larysa. Wymierzony jej policzek nie był tak bolesny, jak jego rany na duszy. 

— Bo zasłużyłaś. To i tak nic przy tym, jak okropne są twoje czyny. Brzydzę się tobą. Nie mam pojęcia, jak mogłem się z tobą ożenić. 

— Kochałeś mnie, nie pamiętasz? — Spojrzała mu w oczy.

Jej własne płonęły nienawiścią i pogardą. Aleksander nie mógł znieśc wzroku żony. Nigdy jeszcze nikt nie patrzył na niego w tak obrzydliwy i wstrętny sposób. 

— Tak. Kochałem cię jak głupi. Bo byłem głupi. Teraz wiem, że miłość do ciebie była największym błędem mojego życia. Zniszczyłaś mnie. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Posłuchałbym Eugeniusza! Miał co do ciebie piekielną rację! Dlaczego nie wziąłem sobie do serca rad tego, który najlepiej wie o tym, jaką jesteś żmiją?

— Eugeniusz sam jest obrzydliwym wężem, tylko o tym nie wiesz. Zostawiłby cię przy pierwszej okazji, jaka by się przytrafiła. A nie, zaczekaj, czy już tego nie zrobił? No przecież! Wyjechał na niemal rok do Radonieża! A dlaczego? Bo ta mała, szara gąska go odrzuciła. Jego uczucia znaczyły dla niego więcej niż ty.

— Kłamiesz! Eugeniusz wyjechał, bo chciał spokoju, do tego zupełnie go wtedy nie potrzebowałem, bo byłem szczęśliwy przy tobie, a przynajmniej tak mi się wtedy zdawało! Dopiero później dowiedziałem się, że jesteś ohydną żmiją! A ja tak cię kochałem! Myślałem, że ty mnie też...

Larysa zaśmiała się głośno. W jej śmiechu Aleksander usłyszał ogromną nienawiść i bezczelność. Była w nim też nuta ordynarności i prostactwa. Pojął wreszcie, że jego żona, mimo iż pochodziła z doskonałej rodziny i kreowała się na wielką damę, tak naprawdę była wulgarną dziewczyną pozbawioną szacunku do kogokolwiek poza sobą samą. 

— Naiwny głupcze! Każda wyszłaby za mężczyznę, który jest w niej tak ślepo zakochany, a do tego piekielnie bogaty! Jedynie w tym się sprawdziłeś, bo w żadnej innej dziedzinie nie sprostałeś obowiązkom!

— Czy... czy...

— Tak, o tym mówię! Myślisz, że po co byli mi kochankowie? Gdybyś właściwie wypełniał swoje obowiązki, nie byłoby tego problemu! 

Aleksander poczuł się gorzej, niż jakby Larysa uderzyła go w twarz. Jego męska duma nie mogła znieść tego, co właśnie rzekła kobieta. Chciał zapaść się pod ziemię i zniknąć na zawsze. 

— Zacznij się pakować, bo pojutrze wyjeżdżasz na wieś. Ja dołączę do ciebie za tydzień, muszę tu załatwić jeszcze kilka spraw. A teraz znikaj mi z oczu. I nie waż się zabierać ze sobą klejnotów! Sprzedam je albo oddam mojej matce, choć nie jestem pewien, czy powinna nosić coś, co należało do takiej ladacznicy. A teraz wybacz, mam sporo do zrobienia — odparł beznamiętnie i wyszedł, trzaskając drzwiami. 

W głowie dźwięczało mu tylko jedno pytanie: Dlaczego nie posłuchał Eugeniusza, gdy był na to czas?

No to trochę ostro było u Larysy i Aleksandra XD Jak myślicie, jak to się dalej potoczy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top