XXVIII. Wojna nadchodzi

Praskowia Łukjanowna spodziewała się wszystkiego. Wszystkiego, prócz tego, że w przededniu wojny do domu wróci Fiodor. 

Gdy tylko przekroczył próg ich pałacu, zadrżała ze strachu. Pełne złości spojrzenie i gniewne pomruki wydobywające się z jego gardła dawały kolejne znaki, że Fiodor jest wściekły. 

Praskowia zadrżała z przerażenia. Zdawało się jej, że mężczyzna zaraz kogoś zabije. Obawiała się, że tą osobą będzie właśnie ona. Nie miał jej nawet kto obronić, bo Aleksy mieszkał z Wierą, a Iwan... zaciągnął się do armii. 

Praskowia została więc ze swoim problemem zupełnie sama. Wiele by dała, by któreś z jej dzieci znajdowało się przy niej. Nawet obecność Iriny byłaby jej wielką pociechą. A tak została sama z Fiodorem. 

— Już wróciłeś? — Spojrzała na niego z lękiem, na co Fiodor prychnął. 

— Tak. Jak mogłaś do tego dopuścić? — ryknął. 

Kobieta zadrżała. Niczego nie rozumiała. Chciała, by Fiodor zostawił ją w spokoju. 

— Do czego?

— Nie udawaj głupiej!

— Naprawdę nie wiem...

— Nie wiesz o tym, że twoja córka uciekła z przeklętym Gruszeckim? Jak mogłaś do tego dopuścić, co? 

— Niczego nie rozumiem. Jak to uciekła z Gruszeckim? Przecież pojechała do Szwajcarii się leczyć...

Praskowia niczego już nie rozumiała. Wiedziała, że po śmierci Poli jej córka nie była już tą samą kobietą, ale by miała opuścić męża? Nie była przecież aż tak pozbawiona godności, by uczynić coś tak ohydnego i narazić całą rodzinę na hańbę. 

Nie, Fiodor kłamał. Irina nie mogła uciec z Gruszeckim, bo przecież nie kochała go ani trochę. Dymitr potraktował ją w tak okrutny sposób, że niemożliwym było, by żywiła do niego jeszcze jakieś uczucia. 

— To dlaczego dom Jarmuzowów stoi pusty, a jej teściowa jest teraz u Larysy i powiedziała mi, że Irina uciekła, a Eugeniusz wyjechał do Grecji? 

— Nie, to jakiś absurd. Nic mi o tym nie wiadomo, Fiodorze, proszę cię, nie kłam... 

— Ależ ja nie kłamię, droga mateczko. — Zaśmiał się tak okrutnie, że Praskowia zadrżała. — Przyrzekłem sobie, że nie zezwolę na to, by Irina była z Gruszeckim, i słowa dotrzymam. Znajdę ich, a potem... — urwał, jakby sam przeraził się tego, co kryło się w jego umyśle. 

Praskowia zadrżała. Wiedziała, że Fiodor dotrzyma słowa. Pozostawało jej tylko modlić się o to, by nie było tak źle, jak się tego obawiała. 

Iwan nie mógł wytrzymać w domu. Wcześniej nie zaciągnął się do wojska, lecz teraz, skoro nie miał już nic, nie zamierzał biernie przyglądać się temu, jak jego ojczyzna płonie. Musiał coś robić, by zapomnieć o swojej rozpaczy. 

Wojna szykowała się od dawna, lecz dopiero jakiś czas temu stało się jasne, że beczka prochu, którą od dawna była Europa, wybuchnie. 

22 czerwca Napoleon zadeklarował drugą wojnę polską. Dwa dni później jego armia przekroczyła Niemen i zaczęła wędrówkę ku sercu carskiego imperium. 

Nikt nie wiedział, co przyniosą nadchodzące dni. Niektórzy żołnierze mieli pewność, że przeciwnik zagubi się wśród rosyjskich stepów i nic nie zdziała. Inni uważali, że wielka, potężna armia Napoleona zmiecie przeciwnika w pierwszym starciu. 

Wśród tych czarnowidzów znalazł się też Iwan. On nie wierzył w to, że Rosjanie mają jakiekolwiek szanse. Uważał, że starczy jedna bitwa, by państwo carów legło w gruzach, przygniecione przez falę francuskich napastników. 

Taka wizja bardzo odpowiadałaby Iwanowi. Czułby się szczęśliwi, by wszystko obróciło się w proch, wraz z nim samym. Nie chciał już dłużej cierpieć. Życie bez Nadii było jeszcze większym piekłem niż wojna, która miała pochłonąć cały kraj. 

Na wieść o tym, że Francuzi wkroczyli do Rosji, jedynie uśmiechnął się blado. Chciał już doprowadzić do końca tej piekielnej wojny i zginąć. Tak byłoby dla niego najlepiej. 

Armia rosyjska jednak, w miarę posuwania się Francuzów i ich sojuszników naprzód, uciekała coraz bardziej w głąb kraju, paląc za sobą wszystko, co zostawiała. Iwana niezmiernie to irytowało. Nie mógł patrzeć na to, jak oficerowie uciekają przed walną bitwą mającą rozstrzygnąć ich los. 

Coraz bardziej go to dobijało. Uczyniłby wszystko, byle doszło już do bitwy. Na razie jednak pozostało mu obserwowanie pól, które płonęły. Czasem miał ochotę rzucić się w objęcia płomieni, lecz tłumił w sobie tę chęć. Nie mógł popełnić samobójstwa jak tchórz. Matka chyba by wtedy umarła. A gdyby zginął jak bohater, przynajmniej zostałaby jej myśl, że jej syn poświęcił się w imię wyższej sprawy.

Dymitr nie mógł zasnąć tej nocy. Miał niejasne przeczucie, że zaraz stanie się coś złego. Wieści o zbliżającej się w ich stronę armii francuskiej dodatkowo go przerażały. Obawiał się tego, co będzie, kiedy wróg dotrze do Jabłońska. 

Wcisnął nos we włosy Iriny i westchnął ciężko. Przynajmniej ona smacznie spała, zupełnie zapominając o troskach. Na pewno myślała jedynie o ich dziecku. On też powinien się na nim skupić. Miało pojawić się na świecie dopiero za pół roku, ale on już cieszył się na jego przyjście na świat. 

Położył dłonie na jej brzuchu i zaczął gładzić go delikatnie. Czuł się kompletny, kiedy miał przy sobie ukochaną kobietę. Może i nie żył już w stolicy, nie chadzał na bale ani nie cieszył się poważaniem innych, lecz dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Dla Iriny gotów był na wszystko. 

Nagle kobieta poruszyła się niespokojnie. Przycisnął ją mocniej, lecz ona dalej się szamotała i jęczała cicho. Położył dłoń na jej włosach, mając nadzieję, że jego czuły dotyk nieco ją uspokoi, lecz nie przyniosło to żadnych skutków. 

— Dimo... Dimo... Dimo! — jęczała cicho. 

— Jestem tu, najdroższa moja, jestem — wyszeptał. — Co ci się dzieje?

— Dima... 

Odwróciła się twarzą do niego i zaszlochała. Dymitr nie mógł dłużej znieść jej rozpaczy. Starał się ją jakoś uspokoić, gładził ją czule i całował, lecz Irina wciąż płakała. 

— Co się dzieje? — zapytał. 

— Bo... Śniło mi się, że Fiodor... On... Och...  I jeszcze wojsko...

— Nie płacz, kochanie, nie dam mu cię skrzywdzić. Nawet jeśli nas znajdzie, to już nas nie rozdzieli. Zadbam o to, najdroższa — rzekł i starł z jej policzka łzy. 

— A co, jeśli wojsko przyjdzie i nas zabije? Przecież na pewno będą tędy przechodzić, a jak zobaczą taki wielki pałac, zechcą nas ograbić...

— Nie bój się, Irino. Zobaczysz, zadbam o wszystko i nic nam nie będzie. Myśl lepiej o maleństwie. — Uśmiechnął się blado. — Będzie dobrze. 

Sam jednak nie był tego pewien. Chciał jedynie, by Irina się uspokoiła i poszła spać. Zapewne kłamał, mówiąc, że im się ułoży, ale nie mógł inaczej. Jej dobro było najważniejsze. 

Z każdym dniem coraz bardziej zadręczał się poruszoną przez Irinę kwestią. Co będzie, kiedy Francuzi pojawiają się w okolicach jego domu i przyjdą go ograbić? Wiedział, że żołnierze wroga potrafili być okrutni. Nie zamierzał oddawać im swojego majątku ani pozwolić na zniszczenie go, ale wiedział, że jeśli stawi opór, najpewniej zostanie zabity, a Irina zgwałcona. Nie mógł dopuścić do tego, by stała się im krzywda. 

Im jednak wojsko było coraz bliżej Jabłońska, tym coraz bardziej skłaniał się ku temu, by oddać Francuzom swój majątek. Zrobiłby wszystko, byle tylko Irina i dziecko byli bezpieczni. Miał już nawet plan, który miał pozwolić mu to osiągnąć. 

Irina czuła się źle. Nie dość, że dręczyły ją wymioty, to jeszcze Dymitr ciągle gdzieś znikał. Wiedziała, że nie czynił nic złego, lecz nie podobało się jej to, że go przy niej nie było. Stał się też dziwnie milczący, co dodatkowo ją niepokoiło. 

Czyżby żałował, że się tu znaleźli? Czyżby chciał się stąd  wyrwać? A może szukał okazji, by od niej odpocząć?

Nie wiedziała, ale ogromnie ją to niepokoiło. Miała nadzieję, że to jedynie głupie podejrzenia, które nie mają żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Któregoś wieczoru postanowiła z nim o wszystkim pomówić. 

Gdy na niego spojrzała, złamało się jej serce. Jego mina wyrażała tak dogłębny smutek, że przeszedł na nią samą. Ścisnęło ją w piersi, kiedy wtulił twarz w jej włosy i załkał. Przez chwilę trwali tak w milczeniu, aż w końcu zapytała:

— Co się stało, najdroższy? 

— Źle się czuję, kochana moja... Mam dość wszystkiego. Jestem taki piekielnie zmęczony...

— Ale czym?

— Och... Schowałem wszystkie kosztowności w tej chatce w lesie, w której mieszkał kiedyś łowczy. Zaniosłem tam część rzeczy...

— Ale dlaczego? — zapytała. 

Niczego już nie rozumiała. Na cóż Dymitr chował ich kosztowności i przenosił rzeczy do chatki? Czyżby...

— Wojsko. Będzie tu za dzień, może dwa, wypytałem ludzi we wsi. Musimy się tam przenieść choćby do czasu, aż wojsko opuści naszą okolicę. Tylko tak będziemy bezpieczni... Mebli raczej stąd nie zabiorą, suknie też nie powinny ich interesować, a skoro nie znajdą złota, powinni zostawić dom w spokoju. Kiedy już stąd odejdą, wrócimy. A teraz chodź, trzeba się tam przenieść. Jutro mogą już tu być. 

Przerażające dźwięki rozlegające się na zewnątrz stawały się coraz głośniejsze. Irina wczepiała drżące palce w poły fraka Dymitra, kuląc się na każdy trzask. Gruszecki modlił się cicho, mając nadzieję, że nic złego się nie stanie. 

Domek skryty był w lesie i nie miał widoku na pałac, nie mogli więc przekonać się, czy wciąż jeszcze stał. Dymitr pocieszał się myślą, że skoro nie usłyszał jeszcze odgłosów wybuchu ani nie dostrzegł łuny pożaru, mógł więc podejrzewać, że nic jeszcze się nie wydarzyło. 

Nagle ktoś zapukał do drzwi chatki. Dymitr rozejrzał się po pokoju, mając nadzieję, że tylko złudzenie, lecz Irina spojrzała na niego z przerażeniem. 

— Ktoś puka... — jęknęła. 

Dymitr westchnął ciężko. Nie chciał narażać się na spotkanie z żołdakami, lecz wiedział, że jeśli sam im nie otworzy, ci użyją siły, by tu wejść, a to byłoby jeszcze gorsze. 

— Nie bój się. Siedź tu cichutko i nie dawaj znaku, że tu jesteś. Poradzę sobie — rzekł i podniósł się z łóżka. 

Wyszedł z pokoju i podążył przez korytarz ku drzwiom. Serce podchodziło mu do gardła, lecz wiedział, że musiał to zrobić. 

Poczochrał sobie włosy, mając nadzieję, że dzięki temu będzie wyglądał mniej arystokratycznie, i położył dłoń na klamce. Słyszał przekleństwa dobijających się do drzwi żołnierzy. Mroziły mu krew w żyłach, lecz nie mógł się obawiać. 

Otworzył drzwi. W progu stało dwóch żołnierzy we francuskich mundurach, którzy łypali na niego podejrzliwie oczyma. Zadrżał. Przygryzł wargę i wypiął pierś, chcąc dodać sobie nieco odwagi. 

— Jesteście tu tylko sami? — zapytał mężczyzna. 

Dymitr chciał mu coś odrzec, lecz wiedział, że skoro ma grać chłopa, nie może powiedzieć nic po francusku. Przygryzł mocniej wargę, by nie kusiło go, żeby się nie odezwać. 

— Nie rozumiem — odparł po rosyjsku, na co mężczyźni spojrzeli na niego wrogo. 

— Macie jakieś kosztowności? 

— Hę?

— Ruble, pieniądze! — krzyknął łamanym rosyjskim drugi z mężczyzn. 

— Nie, nie, ja jestem biedny chłop. 

Miał nadzieję, że żołnierze go zrozumieją i odejdą, lecz oni popchnęli go w głąb domu i weszli do przedsionka. 

Dymitr chciał krzyczeć, gdy zaczęli przeszukiwać jego pokoje, lecz nie mógł nic uczynić, jeśli nie chciał problemów. Modlił się tylko po cichu, by nie weszli do pokoju Iriny. 

Na całe szczęście żaden z nich nie pokusił się, by otworzyć skryte za kotarą drzwi. Odetchnął z ulgą, gdy w końcu wyszli, zabierając jedynie bochenek chleba i nieco mięsa. Miał więcej w piwnicy, więc zbytnio go to nie obeszło. Zamknął drzwi od wewnątrz i popędził do ukochanej. Miał nadzieję, że nie czeka ich już nic złego. Nie wiedział, jak bardzo się mylił. 



Matko, dawno żaden rozdział mnie tak nie bolał. Serio. Mam wrażenie, że sknociłam wojnę totalnie, do tego ta praca mnie męczy i mam już takie byle do końca.... Coś podobnego miałam przy WBR i wyszło no kiepsko trochę. Ale może to tylko ja dramatyzuję i nie jest najgorzej. Anyway, zostało mi ok. 10 rozdziałów i epilog, zostały mi jeszcze ze 2 takie trudne i reszta raczej przyjemna. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top