LXX. Droga Siergieja
Siergiej dmuchnął, chcąc odgonić kropelki potu z czoła, lecz na nic mu się to nie zdało. Zaklął więc szpetnie pod nosem i szedł dalej. Kajdany na dłoniach i kostkach boleśnie obcierały mu skórę. Nie mógł patrzeć na wystające spod okuć czerwone pręgi. Słońce niemiłosiernie paliło jego skórę.
Nie mógł już znieść wędrówki w tym piekielnym upale. Gdyby jeszcze pozwolono im iść luźno, bez obciążających ich kajdan, nie byłoby to dla nich tak uciążliwe. Wiedział jednak, że nie było to możliwe — wtedy nikt nie doszedłby na miejsce kaźni.
Nie wiedział, gdzie miał trafić. Modlił się jedynie, by nie wywieziono go zbyt daleko.
Był zdeterminowany, by któregoś dnia uciec i wrócić do Kseni. Musiał wybadać sytuację i poczekać na sposobność, co mogło trwać ogromnie długo, lecz miał nadzieję, że mu się to uda. Nie będzie czekał siedmiu lat, by znów ujrzeć swoje dzieci i żonę, nie pozwoli, by matka umarła z tęsknoty za swym pierworodnym.
Nienawidził rosyjskiego systemu już od chwili, w której został aresztowany. Chciał wyrzucić z głowy wspomnienia z więzienia, nie licząc tamtego spotkania z żoną, lecz nie potrafił pozbyć się obrazów kopiących go strażników i zatęchłej pryczy. Za to zupełnie nie pamiętał procesu. Jedynie moment ogłoszenia wyroku wrył się w jego pamięć, reszta zaś była jedną wielką plamą, podobnie jak odprawa w Głównym Więzieniu Tranzytowym w Moskwie i droga do Włodzimierza.
Za to od wkroczenia na Władimirówkę pamiętał już wszystko, a może jedynie tylko tak mu się zdawało, bowiem każdy dzień był taki sam jak poprzedni. Nie liczył już czasu, który tak się wlókł, że Siergiejowi zdawało się czasem, że stał w miejscu.
Każdego dnia towarzyszyły mu ogromny ból i poniżenie. Nic w życiu nie upokorzyło go tak, jak ogolona głowa i szare ubranie skazańca oraz łańcuchy krępujące mu nogi i ręce. Nie mógł nawet otrzeć spływającego mu po czole potu. Odarto go z jego tożsamości. Dla tych, którzy pilnowali konwoju nie był hrabią Lwowem, głową rodziny, ojcem dwóch ślicznych dziewczynek, ale kolejnym zbrodniarzem, który miał zostać odprowadzony na miejsce kaźni.
Upodlające było też to, że nie mógł iść sam, a przykuty do drugiego zesłańca. Gdy jeden upadał, ciągnął za sobą drugiego, zatrzymując przy tym całą kolumną. Nie liczył nawet, ile rzędów takich par skuto razem w długi rząd ludzi zmierzających ku zatraceniu i wiecznemu zapomnieniu wśród śniegów Syberii.
Miał szczęście, że jego towarzyszem niedoli został spokojny, milczący mężczyzna w sile wieku. Siergiej dziwił się, że ktoś wyglądający tak łagodnie mógł trafić na skazanie. z goryczą pomyślał, że on sam również nie sprawiał wrażenia kryminalisty, a i tak zmierzał na miejsce kaźni. Nie mówili wiele, lecz zdołał się dowiedzieć, że mężczyzna miał na imię Jurij.
Czuł piekący ból w przełyku. Chciało mu się pić. Zapomniał już, jak smakuje woda. Gdyby tylko mógł napić się choć łyczka wody... Wtedy mógłby zajść i do Irkucka. Ale racje cennego płynu były tak niewielkie, że starczały ledwo na kilka chwil. Potem zaraz znów chciało mu się pić.
Do nosa i oczu wdzierał mu się kurz, który wzniecały stopy skazańców maszerujących przez równinę. Kaszlał głośno. Słyszał, że podobno już kilku z tych więźniów, którzy szli na końcu, padło z powodu niemożności oddychania przez kurz.
Wtem rozległ się rumor. Idący dwa rzędy przed Siergiejem skazaniec upadł na ziemię. Cały konwój stanął. Jeden ze strażników podbiegł do nieszczęśnika i zaczął mu się przyglądać. Siergieja przeszył dreszcz, gdy mężczyzna kopnął poszkodowanego.
— Trup — rzekł beznamiętnie. — Niech ktoś go szybko zabierze. Nie mamy czasu na ociąganie się.
Siergiej patrzył na to, jak zabierano ciało umarłego, z narastającym przerażeniem. Nie rozumiał, jak można było z taką obojętnością patrzeć na czyjąś śmierć. Nie wiedział, że to wcale nie jest najgorsza rzecz, na jaką stać strażników, a to wszystko, czego doświadczał, było zaledwie początkiem koszmaru, który miał go czekać. Z goryczą pomyślał, że słowa wypowiedziane przez jego ojca na łożu śmierci spełniły się. Zaznał piekła za życia.
Ksenia patrzyła na Irinę ze smutkiem, starając się powstrzymywać szloch. Każdy dzień bez męża okazywał się coraz bardziej męczący i pełen rozpaczy. Nie było go ledwo od dwóch miesięcy, a ona już nie mogła wytrzymać.
Całymi dniami leżała w łóżku i płakała, by później wyjść do matki i sióstr męża i przyglądać się ich rozpaczy. Starała się nie przebywać w ich towarzystwie zbyt długo, bo wtedy musiała być silna. A nie chciała być silna. Nie potrafiła.
Jedynie przy Irinie nie musiała tłumić swych uczuć. Ta pozwalała jej płakać tyle, ile potrzebowała, nie oceniała jej i dawała poczucie bezpieczeństwa. W końcu ktoś ją wspierał i dbał o jej uczucia.
Nocami ciągle wyobrażała sobie męża wędrującego w palącym słońcu przez bezkresne stepy. W jej snach miał spierzchnięte usta, przekrwione oczy i czerwoną z wysiłku twarz. Nawet nie przypuszczała, jak blisko była prawdy.
— Irinko, kochana, powiedz mi, jak ja mam znieść ten ból? Nie potrafię już sobie bez niego poradzić... Tak bardzo go kocham...
— Nie wiem, Kseniu... Tak ogromnie ci współczuję. Wybacz mi, że Eugeniusz nie zdołał nic zdziałać w kwestii Sierioży.
— Nie, nie przepraszaj, i tak sporo zdziałał.
Nie chciała, by Irina obwiniała się o to, co się wydarzyło. Jedynie Siergiej zawinił i dostał to, na co zasługiwali mu podobni. Nie mogła przecież zaprzeczyć, że planowany zamach na cara nie był żadną błahostką, że Siergiej i jego przyjaciele zostali słusznie skazani. Mimo to nie potrafiła się pogodzić z tym, że jej go odebrano.
— A jak ty się czujesz? Musicie być tacy szczęśliwi...
— Tak, jesteśmy, choć to Eugeniusz cieszy się bardziej niż ja, bo mimo wszystko nieco się boję. To chyba złe z mojej strony...
— Nie, to całkiem normalne. — Uśmiechnęła się blado Ksenia. — Ja też lękałam się bycia matką, ale kiedy pojawiły się dziewczynki, oddałam im całą siebie. Kocham je z całego serca. Ty swoje maleństwo też obdarzysz miłością, kiedy tylko je ujrzysz.
— Mam taką nadzieję. A poród? Mama nic mi nie powiedziała na ten temat...
— Bardzo boli, ale to całe cierpienie jest wszystkiego warte. Nie martw się, Irinko, będziesz cudowną mamą, a Eugeniusz wspaniałym ojcem. — Zdobyła się na uśmiech.
Nawet nie przypuszczała, że będzie tyle ją kosztował, lecz dla Iriny musiała się poświęcić. Na tym jej zdaniem polegała przyjaźń.
Dymitr miał wrócić do stolicy w lipcu, lecz dał się namówić Danielowi na krótką wizytę nad Morzem Czarnym. Młodzieńcy zregenerowali tam siły po wojnie i pojechali do swych domów — Daniel do Witebska, zaś Dymitr do Petersburga.
Bardzo nie chciał zjawiać się w stolicy, obawiał się bowiem, że będzie zmuszony przyglądać się szczęściu Iriny i Eugeniusza, czego by nie zniósł, lecz wiedział, że matka na niego czeka. Nie wyobrażał sobie, jak smutno musiało jej być samej w domu z Nikołaszą.
Uśmiechnął się, gdy ujrzał dom rodzinny. Nawet jeśli opustoszały, wciąż był miejscem, które ogromnie kochał.
Nie zdziwił się, że nikt go nie przywitał, gdy wszedł. Nie napisał matce, kiedy dokładnie wróci, więc zupełnie się temu nie dziwił. Poprosił więc służącego, by zaprowadził go do pokoju matki.
Ta, jak przypuszczał, siedziała w buduarze i czytała jakąś powieść. Gdy ujrzała Dymitra w progu pokoiku, odłożyła książkę na szezlong i z radosnym krzykiem rzuciła się synowi na szyję.
— Boże, mój Dima! W końcu wrócił do domu! Syneczku!
Dymitr przycisnął ją do siebie i zanurzył nos w jej włosach. Pachniały kwiatowym specyfikiem, którego Tatiana używała do pielęgnacji. Pamiętał jego zapach z dzieciństwa. Przypominał mu o tamtych beztroskich dniach, gdy nie musiał się niczym przejmować, gdy zajmowały go tylko zabawa i posiłki.
— Wróciłem, mamusiu, ale nie na długo. Za dwa tygodnie ruszam do Turcji.
— Do Turcji? — zdumiała się matka. — Czyś ty rozum postradał? Na co ci tam jechać? Nie możesz już tu zostać? Powinieneś się już ustatkować, syneczku.
— Nie, mamo, nie czuję, bym się nadawał do zakładania rodziny. Nie mam na to najmniejszej ochoty. Ten obowiązek przejdzie na Nikołaszę.
— Och, Dimo, co to życie z tobą zrobiło — załkała i przycisnęła się do piersi syna.
Dymitr westchnął ciężko. Nienawidził, gdy matka szlochała, a kiedy jeszcze czyniła to z jego powodu, serce młodzieńca pękało na pół. Chciał ją jakoś pocieszył, lecz nie potrafił. Wiedział, że ulgę przyniesie jej jedynie jego pozostanie w domu, a tego uczynić nie zamierzał.
Nie mógłby żyć wśród tych wszystkich ludzi i uśmiechać się radośnie, kiedy w środku niewyobrażalnie cierpiał. Był z tych, którzy wszystko przeżywali z podwojoną siłą. Gdy był szczęśliwy, nie mógł pohamować swej radości, tańczył, śpiewał i mówił wszystkim o tym, jakie to wielkie łaski go spotkały. Gdy z kolei popadał w rozpacz, zatracał się w niej całkowicie i bez granic.
— Przeżuło mnie brutalnie i wypluło, mamusiu. Ale jedno się nie zmieniło: nadal ogromnie cię kocham.
— A ja ciebie.
— Idę do Sierioży, wrócę wieczorem — rzekł i wyswobodził się z uścisku matki.
Zauważył, że na słowa o Siergieju Tatiana posłała mu spojrzenie, którego znaczenia nie potrafił rozszyfrować, lecz zbytnio się tym nie przejął. Co prawda od jakiegoś czasu nie dostawał odpowiedzi na listy do przyjaciela, lecz i to szczególnie go nie obeszło, uznał bowiem, że Siergiej ma tak wiele pracy w domu, że nie znajduje czasu, by mu odpisać, lub że poczta zagubiła list przyjaciela.
Gdy wszedł do domu Lwowów, uderzyła go cisza w nim panująca. Myślał, że będzie panował tu gwar jak wtedy, gdy wyjeżdżał na wojnę.
Poprosił, by zaprowadzono go do Kseni. Ta przebywała w pokoju dziecięcym. Pomyślał, że zapewne siedzi tam z Siergiej i bawią się z córeczkami, poza którymi nie widzą świata. Już nie mógł się doczekać, aż ujrzy ich wszystkich razem.
W sypialni dziewcząt zastał jednak tylko Ksenię, która siedziała na sofie, tuląc do siebie jedną z bliźniaczek. Druga z małych panienek Lwowych siedziała obok matki z rączkami wczepionymi w jej ramię.
— Kseniu, tak się cieszę, że cię w końcu widzę! — wykrzyknął na jej widok i zaczął rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu przyjaciela. — Gdzie jest Sierioża?
Ksenia spojrzała na niego oczyma pełnymi łez. Przeszył go dreszcz. Czyżby jednak tamto spojrzenie matki istotnie coś znaczyło? Żona przyjaciela była tak blada i wychudzona, że był już pewien, że w życiu Lwowów wydarzyło się coś strasznego.
— Nie wiesz, co się stało? — zapytała trzęsącym się głosem.
— Nie. Nikt mi nie powiedział...
— Policja wykryła ten przeklęty spisek. Sierioża... Zesłali go... Och, Dimo, dlaczego mi nie powiedziałeś? Podobno o wszystkim miałeś pojęcie. Mogłabym wtedy jakoś na niego wpłynąć... — zaszlochała.
Serce Dymitra przeszył bolesny skurcz. Jego drogi Sierioża na Syberii? Nie chciało mu się w to wierzyć. Nie, nie mógł tam trafić. Nie on. Był na to zbyt inteligentny i sprytny.
Jęknął, czując, jak uginają się pod nim nogi. Upadł na podłogę z głuchym rumorem i zapłakał. Czy Bóg nie mógł wreszcie dać mu chociaż trochę szczęścia? Odebrano mu już brata, ojca, ukochaną i najlepszego przyjaciela. Tylko matka trzymała go przy życiu, bo reszty rodzeństwa nigdy aż tak nie kochał. Dlaczego musiało go spotkać tyle nieszczęść? Przez całe życie starał się być dobrym człowiekiem, nie czynił nic złego poza nadmiernym spożyciem alkoholu, a jednak został tak okrutnie pokarany.
— Boże, mogłeś wysłać tam mnie! — jęknął przeraźliwie. — Mój biedny Sieriożka! Daj mu siłę, by wrócił, Panie, bo na to wszystko nie zasłużył!
Wróciłam do Gruszy po jakichś dwóch tygodniach przerwy, nieco odświeżona. Przyznam się szczerze, że bardzo bałam się tego wątku syberyjskiego i przez niego musiałam zrobić taką przerwę. Jestem przez to 10 rozdziałów w tył w stosunku do pierwotnego planu, ale nie tracę nadziei na to, że uda mi się to skończyć do stycznia. Zobaczymy... Co do kwestii historycznych, korzystam z książki Dom umarłych D. Beera, z tym, że nie zaznaczono dokładnie w niektórych miejscach, czy dane procedury weszły w życie po reformach Sperańskiego w latach 20 XIX wieku, czy istniały już wcześniej. Przyjęłam, że wszystko, czego nie określono jako reformę tego pana, miało miejsce już wcześniej. Mam nadzieję, że to dobra metoda. Jeśli macie lepsze, merytoryczne źródła i widzicie, że walnęłam gafę, to będę wdzięczna za odesłanie mnie do odpowiedniej literatury. Dziękuję Wam serdecznie za głosy w Papierowych różach, bo Grusza zajęła I miejsce w historyczne w głosowaniu czytelników oraz w wyborze jury. Jesteście wielcy! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top