LXIV. Koniec wyrzutów
Na nagich drzewach szybko zakwitły pąki, a zima ustąpiła miejsca wiośnie. Jeszcze prędzej nastało lato. Przez ten czas wiele zmieniło się w życiu Jarmuzowów i Lwowów. Larysa początkiem lutego została żoną Anatola Brusiłowa. Na ślub zaproszono wszystkich, którzy coś znaczyli w Petersburgu. Wszyscy opowiadali później, jak pięknej uroczystości zostali świadkami.
Wiosną państwo młodzi obwieścili, że zostaną wkrótce szczęśliwym rodzicami. Larysa miała nadzieję, że nikt nie domyśli się, że ojcem dziecka nie jest Anatol. Uznałaby to za swą osobistą porażkę i fiasko wszystkich swych planów. Najbardziej uradowana wieściami była Barbara Iwanowna.
Z kolei Eugeniusz i Irina wiedli beztroskie, chciałoby się rzec, próżniacze życie, wypełnione balami, wizytami w operze, obiadami u przyjaciół Jarmuzowa i innymi spotkaniami towarzyskimi. Książę pracował również nad projektem nowej wozowni, którą chciał uczynić piękniejszą niż jakikolwiek budynek tego typu, jaki kiedykolwiek widział. W chwilach, które spędzał na pracy, jego młoda żona oddawała się lekturze ksiąg. Nic nie zwiastowało, by w najbliższym czasie miała zostać matką, lecz mąż kazał się jej tym nie przejmować. Obydwoje wierzyli, że Bóg obdarzy ich dzieckiem, gdy nadejdzie ku temu odpowiedni czas.
Lwowom nie powodziło się już tak dobrze. Ksenia odzywała się do Siergieja tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne, a żadne jego przeprosiny nie przynosiły skutku. Ta sytuacja odbijała się nie tylko na małżonkach, ale również na bliskich Siergieja.
Z nastaniem wiosny wojska francuskie wznowiły działania. Po serii drobniejszych potyczek Napoleonowi udało się doprowadzić do walnego starcia pod Frydlandem. Armia Benningsena została pokonana, a Aleksander I musiał poprosić Napoleona o pokój. Stało się to dziewiętnastego czerwca 1807 roku.
Dla Jarmuzowów ten dzień zaczął się z pozoru spokojnie. Irina obudziła się jak co rano w ramionach męża. Po śniadaniu udała się do buduaru, gdzie zajęła się lekturą, podczas gdy Eugeniusz pracował nad swym projektem. Książka o historii Imperium Rzymskiego tak ją wciągnęła, że nie spostrzegła się nawet, kiedy nastało południe.
Wtem usłyszała, jak ktoś puka do jej pokoju. Zdumiała się. Nie mógł to być Eugeniusz, jemu bowiem pozwalała wchodzić do siebie bez pytania o zgodę, Barbara z kolei nigdy się tu nie zapuszczała.
— Irino Aleksiejewno, proszę natychmiast zejść do bawialni, Larysa przyszła. — Zza drzwi dobiegł ją głos Barbary.
Westchnęła ciężko i odłożyła książkę. Nie chciała widzieć szwagierki, wiedziała jednak, że inaczej teściowa będzie stała pod jej drzwiami, póki nie wyjdzie, a tego wolała uniknąć.
— Za chwilę zejdę — odparła z rezygnacją.
Poprawiła fryzurę, wygładziła suknię przy dekolcie i zeszła. W bawialni już czekali Larysa, Eugeniusz i Barbara. Irina szybko zajęła miejsce obok męża i rozłożyła się na małej sofce w kolorze szampana. Delikatnie muskała palce Eugeniusza, chcąc dodać sobie pewności siebie. Patrzyła na męża z niepokojem, obawiając się, co zaraz się wydarzy. Po Larysie i Barbarze spodziewała się wszystkiego, co najgorsze.
Larysa gładziła pieszczotliwie swój duży brzuch, który zakrywały warstwy kremowego materiału. Irina pomyślała z kpiną, że Brusiłowa wyglądała tak jak wielka beza ze śmietaną, lecz powstrzymała się od zgryźliwego komentarza. Mogła nie darzyć jej sympatią, lecz nie powinna zniżać się do jej poziomu.
— Laryso, moja droga, bardzo cieszy mnie, że wciąż chcesz odwiedzać starą matkę — zaczęła Barbara Iwanowna z szerokim uśmiechem.
— Och, gdzieżbym śmiała o tobie zapomnieć, droga mamusiu! — Uśmiechnęła się do niej.
Irina dostrzegła w wyrazie jej twarzy fałsz. Ogromnie cieszyło ją, że siostra Eugeniusza już z nimi nie mieszkała. Nie musiała już przynajmniej znosić jej złośliwości i pełnych jadu słówek.
Larysa wzbudzała w niej uczucie głębokiego obrzydzenia. Nie znała innej osoby, która napawałaby ją takim wstrętem. Nie mogła uwierzyć, że można było zachowywać się tak bezczelnie wobec dużo starszego brata. Za jeszcze ohydniejsze uważała postępowanie Larysy wobec matki. Nie mogła znieść słodyczy, z którą ta zwracała się do matki, na którą potem pomstowała.
— Czy możemy zakończyć to święto sztucznej, wymuszonej grzeczności i przejść do rzeczy? — warknął Eugeniusz.
— Synku, dlaczego jesteś taki niemiły? — Barbara spojrzała na niego ze zdumieniem.
— Zawsze jestem niemiły. Powinnaś się do tego przyzwyczaić — odburknął. — A teraz proszę, kontynuujmy. Jaki jest powód twej wizyty, Laryso? Co chcesz w ten sposób uzyskać?
— Ależ nic, braciszku. Czy nie mogę już po prostu odwiedzić mej rodziny? Kocham Anatola, ale smutno mi bez was. Wbrew temu, co zapewne myślicie, brakuje mi was wszystkich, nawet ciebie, Irino.
Jarmuzowa pomyślała, że to dlatego, że Larysa nie ma komu dogryzać w domu Brusiłowa, lecz i tego osądu nie odważyła się wypowiedzieć na głos, nie chcąc wywoływać niepotrzebnej kłótni. Nauczyła się już, że nie należało zadzierać z Larysą, jeśli chciało się żyć w pokoju z Barbarą. Irina co prawda nie dbała o zdanie teściowej na jej temat, lecz wolała nie wysłuchiwać jej utyskiwań.
— Cóż, uznajmy, że wierzę w twą tęsknotę, choć zgaduję, że jeśli czegoś ci brakuje, to dręczenia mnie i Iriny. My z kolei ogromnie cieszymy się z twej nieobecności — rzekł beznamiętnie Jarmuzow.
Barbara Iwanowna spojrzała na niego z oburzeniem.
— Gieniu! — fuknęła. — Jak możesz wyrażać się w ten sposób o siostrze? Ona musi tak bardzo za nami tęsknić! Do tego jest przy nadziei, jeśli będziesz ją denerwował, możesz doprowadzić do tragedii.
— Głupoty — sarknął. — Nie wierzę w takie kobiece gadanie.
— To uwierz. Poza tym powinieneś wziąć przykład z Larysy i jej drogiego męża. Tak niedawno wzięli ślub i już będą mieli potomka, a ty...
— Skończ, mamo. — Eugeniusz posłał jej mordercze spojrzenie. — Nie mam na to wpływu. Z Aleksandrem Larysa nie miała dzieci i tak na nią nie naciskałaś.
— Bo nie obchodziło mnie, czy przedłuży obcy ród. A nasz ród mnie interesuje. A ty, głupi, wybrałeś kobietę, która nie jest w stanie dać ci dziedzica! Nawet dziewczynka by się nam przydała, a tak...
Irina poczuła, jak ściska ją w sercu. Nie chciała przyznać Barbarze racji, lecz w jej słowach kryło się ziarnko prawdy. Może naprawdę nie mogła mieć dzieci? Co jeśli przez nią Eugeniusz nie będzie miał dziedzica? Czy wtedy wystara się o rozwód? A może będzie czekał na jej śmierć, by znaleźć sobie inną kobietę, która da mu dziecko?
Po jej policzkach spłynęły pełne wstydu i żalu łzy. Może rzeczywiście nie powinna była wychodzić za Eugeniusza? Może powinna od niego odejść, skoro nie była zdolna dać mu dziecka?
Ta myśl zdała się jej przerażającą. Przez ostatnie miesiące ogromnie zbliżyła się do męża. Nie darzyła go taką miłością, jaką żywiła do Dymitra — szaloną, ślepą na wady ukochanego, pełną spontaniczności i młodzieńczej naiwności — a dojrzalszym, może nawet głębszym uczuciem pełnym zrozumienia i czułości. Wciąż często myślała o Dymitrze i roztrząsała, dlaczego zerwał ich zaręczyny, jednak pogodziła się już na swój sposób z myślą, że nie dane im było małżeństwo i starała się całą sobą pokochać Eugeniusza. Wiedziała, że do tego jeszcze długa droga, wytężała więc wszystkie siły. Gdyby miała go opuścić i zostać sama, zapewne zupełnie nie poradziłaby sobie z życiem. Nie mogłaby wrócić do domu rodzinnego ze świadomością, że zawiodła, że nie spełniła swego jedynego obowiązku.
Wstała z miejsca i pognała do swojej sypialni. Źle jej było z tym, że już kolejny konflikt z Barbarą i Larysą kończył się w ten sam sposób, lecz nic nie mogła poradzić na to, że tak reagowała. Zniosłaby docinki na temat swej urody czy inteligencji, bo znała swą wartość, lecz na to, że nie mieli jeszcze z Eugeniuszem dziecka, mimo iż za kilka tygodni przypadała pierwsza rocznica ich ślubu, nie mogła zaradzić. Ogromnie ją to bolało.
Padła na łóżko, lecz nie miała nawet sił płakać. Leżała na łóżku, rozmyślając o tym, jak bardzo nienawidziła wizyt Larysy i docinków teściowej. Czy Bóg w końcu pozwoli jej mieć dziecko? Coraz bardziej w to wątpiła.
Wtem do jej pokoju wszedł zmartwiony Eugeniusz. Westchnęła, ubolewając nad powtarzalnością tej sceny. Czy kiedykolwiek zaczną żyć w pokoju z Barbarą? Z goryczą pomyślała, że najprawdopodobniej dopiero wtedy, gdy urodzi dziecko. Ta myśl zdała się jej tak okrutna i pełna gorzkiej ironii, że po jej policzkach spłynęły łzy. Mąż natychmiast dopadł do Iriny i przycisnął ją do siebie. To też zbyt dobrze znała.
— Irino, nie płacz. Jeszcze jeden taki wybryk i naprawdę wyrzucę matkę z domu. Niech mieszka z Larysą, skoro ją tak kocha.
— Tak, i wszyscy będą mówili, jakim jesteś niewdzięcznym synem. Wybacz, ale nie mogę na to pozwolić. Jeśli któraś z nas ma odejść, to ja, bo nie jestem w stanie dać ci dziecka.
— Nie gadaj takich głupot, Irino. Po prostu jeszcze się nie udało, ale to kwestia czasu. Najpóźniej za kilka miesięcy będziemy cieszyć się z dobrych wiadomości. Poza tym to w dużej mierze moja wina, nie twoja. Pamiętasz przecież, jak podle czułem się po śmierci Saszy i jak długo żyliśmy przez to w oddaleniu. Matka o tym nie wie, ale my oboje doskonale zdajemy sobie z tego sprawę.
Irina westchnęła i położyła głowę na jego klatce piersiowej. W jego objęciach czuła się naprawdę bezpiecznie. Nie mogłaby się z nim rozstać. Jego dłonie delikatnie gładzące ją po plecach koiły jej zszargane nerwy i dawały poczucie, że nie jest na tym świecie sama.
— Zobaczysz, wszystko będzie dobrze, trzeba nam tylko nieco cierpliwości.
Kilka tygodni później Irina źle się poczuła. Było to akurat w tym samym dniu, gdy cesarz Napoleon spotkał się z carem Aleksandrem na barce na rzece Niemen, by uzgodnić warunki pokoju. Wszyscy dookoła tyle mówili o dobiegającej końca wojnie, że Irina nie mogła już wytrzymać, mimo iż zazwyczaj chętnie mówiła o polityce.
Leżała w łóżku przez cały dzień, przeglądając biografie rzymskich wodzów. Ostatnimi czasy bardziej zajmowała ją historia starożytna niż to, co działo się na jej oczach. Dość już miała Napoleona i jego nienasyconych żądz. Obawiała się, że niedługo wejdzie do Rosji i zajmie jej ojczyznę, lecz Eugeniusz uspokajał ją, mówiąc, że warunki klimatyczne pokonają Wielką Armię szybciej, niż jej pyszny dowódca sobie to wyobrażał.
— Mam dość... — jęknęła, przewracając się na drugi bok.
Siedzący przy jej łóżku Eugeniusz spojrzał na nią z troską i ujął jej drobną dłoń. Nie rozumiał, co działo się z jego żoną. Ogromnie obawiał się, że dopadła ją jakaś śmiertelna choroba, która odbierze mu ją w przeciągu kilku tygodni.
— Wezwę doktora i nie waż się protestować. Chodzi o twoje dobro, najdroższa.
— Jeśli bardzo tego pragniesz i ma to uspokoić twe sumienie, proszę bardzo. Lekarz może mnie zbadać jedynie dla twojej przyjemności.
Eugeniusz nie wahał się więc ani chwili dłużej i kazał posłać po medyka. Gdy ten przyszedł, udał się za nim pod pokój żony i przez całe badanie czekał niecierpliwie pod drzwiami. Serce drżało mu z obawy, że Irinie działo się coś poważnego. Nie darowałby sobie, gdyby poważnie zachorowała. Chodził w te i wewte, obgryzając paznokcie i modląc się cicho, by doktor nie miał dla niego złych wieści.
Gdy w końcu wyszedł z pokoju, spojrzał na Eugeniusza łagodnie i uśmiechnął się. Jarmuzow dopadł do niego, ciężko dysząc ze zdenerwowania.
— I co z nią, panie doktorze? Nie umrze?
— Ależ nie, książę — zaśmiał się dobrodusznie lekarz, zaraz jednak spojrzał na niego z lękiem. — Przepraszam, nie powinienem był. Pańska małżonka spodziewa się dziecka, stąd to złe samopoczucie.
— O Boże! — wykrzyknął uradowany tą wieścią Eugeniusz i wbiegł do pokoju żony.
Leżała wśród pościeli, uśmiechając się od ucha do ucha. Wyglądała śliczniej niż kiedykolwiek. Nawet w dniu ślubu nie jaśniała takim szczęściem. Eugeniusz przysiadł na łóżku Iriny i wziął ją w ramiona. Mocno przycisnął żonę do siebie i zaczął obsypywać jej twarz pocałunkami.
— Tak bardzo się cieszę, Irinko! Mówiłem ci, że starczy jedynie nieco poczekać, a wszystko będzie dobrze! Och, moja najdroższa! — wykrzyknął i schylił się, by musnąć ustami jej skryty pod delikatnym materiałem koszuli nocnej brzuch.
Irina co prawda cieszyła się z tego, że miała zostać matką, lecz, ku jej boleści, najbardziej uradowała ją świadomość, że Barbara Iwanowna nie będzie więcej uprzykrzała jej życia. Westchnęła i wtuliła się w Eugeniusza. Wierzyła, że z jego pomocą uda się jej być dobrą matką.
W sumie to miało być później, ale mój plan wydarzeń ciągle się zmienia i jakoś tak wyszło XD jak są błędy, to dajcie znać!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top