8. Willingen - 27/28 styczeń

— Dlaczego uciekłaś? — zapytał, a ja czułam, jak wszystko zaczęło się we mnie gotować.

— Uciekłam!? Uciekłam!? — dopytywałam z niedowierzaniem podniesionym tonem głosu. Czy on się w ogóle słyszał?
— Raczej się ratowałam — warknęłam. — Trzeba było jeszcze dłużej siedzieć w tym sklepie. Przez ciebie ktoś mnie rozpoznał. Gdybym nie uciekła, to pewnie siedziałabym teraz w radiowozie i była w drodze do Scheidegg — dodałam poirytowana. Zachowywał się, jakby wcale mnie nie poszukiwali. Jakby plakaty z moją podobizną nie wisiały na tablicach informacyjnych.

— Przestań krzyczeć, bo zaraz sama się wydasz — powiedział, a ja zacisnęłam usta. — Możesz mi powiedzieć, co ci zrobiłem, że tak mnie traktujesz? — zapytał, na co ze zrezygnowaniem opuściłam barki. Nie wiedziałam, czy doszły do niego moje słowa, ale najwyraźniej nie.

— Tak? To znaczy, jak? — Spojrzałam na niego wymownie, zakładając ręce na klatce piersiowej.

— Cały czas trzymasz mnie na dystans, unikasz mnie, nie chcesz ze mną rozmawiać. — Zaczął wyliczać na palcach. Przewróciłam oczami, widząc to. — Jesteś zupełnie inna niż w Austrii.

— Od tego czasu trochę się zmieniło — mruknęłam pod nosem. Pewnie, gdybym nie widziała go wtedy z tamtą dziewczyną, to patrzyłabym na niego inaczej, ale teraz nie mogłam udawać, że nic się nie stało. Chciałam tylko, żeby trzymał się ode mnie z daleka.

— Ja się nie zmieniłem i to, co ci powiedziałem w wieczór poprzedzający twój powrót do domu, jest aktualne.

— Andreas, przestań — odparłam obojętnie. Nie miałam zamiaru słuchać jego pokrętnych tłumaczeń. — Nie zwiedziesz mnie więcej.

— Ale ja cię nie zwodzę.

— W ostatni weekend widziałam coś innego — powiedziałam, patrząc na niego wymownie, na co zmarszczył czoło. —  To ja obrzuciłam cię śnieżkami, gdy rozmawiałeś z tą brunetką. — Andreas rozchylił usta i lustrował moją twarz w milczeniu. 
— Co? Zdziwiony? Leoni przepadła, to stwierdziłeś, że nie ma na co czekać i trzeba szukać kogoś innego — dodałam zła, pilnując, żeby znowu nie zacząć krzyczeć. Musiałam panować nad emocjami, chociaż było to ciężkie.

— Zwariowałaś? — zapytał zły. — Nie było dnia i nocy, żebym o tobie nie myślał. Ciągle wypytywałem Markusa, czy coś wie na twój temat. Po tym, jak usłyszałem, że znowu uciekłaś, przeglądałem wiadomości w Internecie, szukając takiej, żeby mieć pewność, że żyjesz. Gdy napisali, że w lesie w Scheidegg znaleziono zwłoki młodej dziewczyny, myślałem, że na zawał padnę, bo napisali, że to prawdopodobnie ty. Świat zatrzymał się dla mnie w tamtym momencie — mówił, a ja przewróciłam oczami. Może taka gadka podziałałaby na jakąś dziewczynę, ale na mnie nie. W moim nastoletnim życiu nasłuchałam się różnych bredni i te wypowiedziane przez Wellingera nie działały na mnie.

— Przestań opowiadać te bajki — mruknęłam.

— Ale to prawda — odparł, przecierając twarz dłońmi. — Zapytaj Markusa. A jeśli chodzi o tę sytuację z poprzedniego weekendu, to po prostu rozmawiałem z fotografką o sesji dla sponsora, nic poza tym. — Zmrużyłam oczy, patrząc na jego zrezygnowaną minę. Czyżbym się pomyliła w ocenie sytuacji? Nie, na pewno nie. Chciał mnie tylko zmanipulować. 
— Od kilku dni zastanawiam się, co zrobiłem nie tak, że mnie ignorujesz — zaczął mówić dalej — uciekasz, kiedy chcę złapać cię za rękę, a gdy w nocy kładłem się obok ciebie na podłodze, bo chciałem cię przytulić, to za każdym razem pogoniłaś mnie. — Podszedł bliżej mnie, a ja patrzyłam na niego zdezorientowana jego słowami. Tylko czy były szczere? 
— Dlaczego mnie odtrącasz? — zapytał, a ja zacisnęłam usta. Bałam się, że za chwilę się złamię i znowu uwierzę mu w te kilka słodkich słówek. Musiałam być czujna.

— Po prostu nie pasujemy do siebie — powiedziałam twardo, żeby dać mu do zrozumienia, że traci swój czas i energię na coś, co nie miało przyszłości. — Ty masz wszystko, ja nie mam nic. Zaraz wrócę do Scheidegg i nie wiem, co będzie dalej — mówiłam. — Okey, fajnie się gadało, było miło w czasie pocałunku i tyle. Nie brnijmy w to dalej, bo to nie ma sensu — dodałam pewnie.

— A jakbym ci powiedział, że chcę brnąć w to dalej? — Pokręciłam głową, słysząc jego słowa. Westchnęłam głęboko, próbując zebrać myśli.

— Andreas, pochodzimy z dwóch różnych światów, na dłuższą metę to nie wyjdzie — odparłam. — Ja muszę ogarnąć swoje życie, pomyśleć, co dalej i wątpię, żeby twoja rodzina zaakceptowała dziewczynę z patologii. — Musiałam jasno postawić sprawę, bo taka była prawda. Moja rodzina nie należała do normalnych, ojciec pewnie teraz katował w domu matkę.

— Wiesz, co ci powiem, Leoni? Masz gównianą wymówkę. — Zacisnęłam usta, słysząc jego zdenerwowanie w głosie i dosadną odpowiedź. — I mówiłem ci już ostatnio, że nie musisz wracać do Scheidegg, u mnie możesz znaleźć schronienie bez obaw, że natkniesz się gdzieś na swojego ojca. — Nie mogłam uwierzyć w to, że on dalej brnął w to wszystko.

— Przecież ty mnie w ogóle nie znasz. Ja cię nie znam — powiedziałam, mając nadzieję, że w końcu odpuści i sobie pójdzie.

— Wiedziałabyś już o mnie znacznie więcej, gdybyś normalnie ze mną rozmawiała — mruknął, patrząc na mnie wymownie. — Od tygodnia płaszczę się przed tobą, a ty mnie olewasz. Normalnie już dawno dałbym sobie spokój, ale z tobą jest inaczej, bo gdy rozum podpowiada, żebym odpuścił, to serce pcha mnie w twoim kierunku. — Przewróciłam oczami na jego słowa, bo wydawały mi się strasznie infantylne.

— No, gadane to ty masz. — Zaklaskałam mu teatralnie, a on westchnął przeciągle, robiąc krok w moim kierunku. Miałam wrażenie, że celowo zmniejszał dystans pomiędzy nami.

— Wiem, że chciałabyś zostać w przyszłości dermatologiem, czyli na pewno jesteś mądra i dobrze się uczysz. Lubisz klubową muzykę i filmy z Johnnym Deppem. Gdy się denerwujesz, to zaciskasz usta i nerwowo ruszasz nogą — mówił, a ja skrzywiłam się, bo niestety miał rację. — W dzień się trzymasz i uśmiechasz, ale w nocy płaczesz do poduszki. Jesteś dzielna i twarda, ale też niezwykle delikatna. Masz żal do matki, że nie potrafiła cię zabrać i odejść od twojego ojca, ale mimo wszystko ją kochasz i martwisz się o nią, bo wiesz, że ona też jest ofiarą. Nienawidzisz swojej aktualnej fryzury i martwisz się o to, co dalej, ale wiem, że od dnia twoich urodzin będzie już tylko lepiej, bo masz w sobie niezwykle dużo sił. — Uśmiechnął się do mnie, ale ja nie potrafiłam tego odwzajemnić, bo trafnie mnie wypunktował, co mi się nie podobało. 
— I chciałbym, żebyś była taka, jak w Austrii, bo taka mi się podobałaś.

— Naiwna i głupia? — zapytałam, unosząc brew, na co głośno wypuścił powietrze.

— Radosna, uśmiechnięta o ciepłym spojrzeniu, a teraz tylko ciskasz gromami w moim kierunku — odparł spokojnie, chociaż byłam w stu procentach pewna, że był na granicy wytrzymałości i tylko miejsce, w którym byliśmy oraz okoliczności, powodowały, że się opanowywał.

— Pocałowałam Markusa — wypaliłam znienacka, sądząc, że to go do mnie zniechęci.

— Wiem — odpowiedział, a ja potrząsnęłam głową, żeby oprzytomnieć, bo takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Myślałam, że w końcu zdobędę nad nim przewagę, a tymczasem on brutalnie zniszczył mój plan. — Powiedział mi o tym i nie mam o to do ciebie żalu, chociaż poczułem się dziwnie, słysząc te rewelacje, ale... okey... pogubiłaś się trochę, wybaczam — dodał. Spojrzałam na niego, krzywiąc się. Co z nim było nie tak? Po moich słowach powinien wyjść z tego domku i już więcej tutaj nie wracać. 

— Jesteś...

Chciałam mu powiedzieć, że był idiotą, że tak łatwo wybaczył mi ten pocałunek z Eisenbichlerem, ale nie dał mi dojść do słowa, bo przyciągnął mnie do siebie gwałtownie i zamknął usta pocałunkiem. Przez moment opierałam się, ale potem odwzajemniłam to, bo podobało mi się, jak mnie całował. Wplotłam ręce w jego jasną czuprynę i oddawałam każdy pocałunek. 

Wiedziałam, że straciłam dla niego głowę, podobał mi się, ale miałam wątpliwości, czy on mógł coś poczuć do mnie. Poza tym pojutrze miałam wrócić do Scheidegg, co potem miałoby się z nami dziać? Czy w ogóle byłaby jakaś nadzieja na to, żebyśmy się potem spotykali? Miałam chaos w głowie, a on nie pomagał mi go opanować. Serwował mi miłe słówka, ale czy były one szczere? A jeśli chciał się tylko zabawić, bo wiedział, że potem już się więcej nie zobaczymy? Byłam młoda i naiwna, bez doświadczenia w związkach. Spotykałam się kiedyś przez dwa miesiące z kolegą z klasy, ale nic poza tym. Wellinger był starszy i nie wiedziałam, czy jego zamiary były szczere.

Westchnęłam cicho, gdy chłopak oderwał się od moich ust. Lustrowałam jego twarz, zagryzając wargę, na co on uśmiechnął się do mnie. Oddychałam ciężko, a moje serce wybijało przyspieszony rytm. Nagle znowu przycisnął swoje usta do moich i zaczął całować. Przesunął mnie do tyłu, przez co uderzyłam plecami o ścianę, ale o dziwo nie poczułam bólu, bo kontrolę nad moim ciałem przejęło pożądanie. Ganiłam się w duchu za to, że czułam się tak dobrze, gdy mnie całował. Andreas znowu pociągnął mnie za sobą i usiadł na drewnianej ławie, a ja wylądowałam na jego kolanach, całując go zachłannie.
Chwilę później, gdy oderwaliśmy się od siebie, oparłam się głową o jego bark. Było mi dobrze. Było mi bardzo dobrze i drżałam o to, jak będę funkcjonować, gdy wrócę do Scheidegg.

— Lubię cię uciszać w ten sposób — odezwał się Andreas, przez co spojrzałam na niego. Zmrużyłam oczy, lustrując jego twarz, na której widniał  zadziorny uśmieszek.

— Uważaj, bo zaraz się okaże, że to był ostatni nasz pocałunek.

— Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. — Przewróciłam oczami, uderzając go lekko w ramię.

Porozmawialiśmy jeszcze trochę, po czym zdecydowaliśmy się wrócić do hotelu. Obawiałam się trochę tego, ale Andreas stwierdził, że mam nie panikować na zapas. Łatwo mu było mówić, bo to nie jego poszukiwali.

— Pójdę sama — odezwałam się, gdy wymknęliśmy się z terenu skoczni. Andreas spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

— Zapomnij, że zostawię cię tutaj, jest późna pora. — Zacisnęłam usta, rozglądając się dookoła. Włożyłam ręce do kieszeni od kurtki i przeniosłam wzrok na chłopaka. 

— Zrozum, że tak będzie lepiej. Jakbyś miał na sobie inną kurtkę, to okey, ale teraz zwracasz uwagę innych, a spojrzenia obcych nie są mi teraz potrzebne.

— No, nie wiem — wahał się, rozglądając dookoła.

— Ale ja wiem, że tak będzie najlepiej. Znam drogę do hotelu. — Patrzyłam na niego pewnie, gdy przeniósł wzrok na moją twarz. Po chwili przytaknął i pochylił się w moim kierunku, całując mnie kolejny raz tej nocy. Zagryzłam wargę, gdy odsunął się ode mnie. Miałam wrażenie, że oszalałam. Czy w ogóle powinnam robić sobie jakąś nadzieję, że coś mogłoby się nam udać?

— Do zobaczenia — powiedział, puszczając mi oczko.

Wellinger ruszył przed siebie, a ja odczekałam chwilę, po czym też skierowałam się w stronę hotelu. Wolałam trzymać się z tyłu, bo bałam się, że jakby ktoś się nim zainteresował i zobaczył mnie u jego boku, to jeszcze by mnie rozpoznał. Musiałam być bardziej uważna tym bardziej teraz, gdy policja wzmożyła patrole. Przetarłam oczy, które mi się zamykały. Byłam już mocno zmęczona i marzyłam o tym, żeby położyć się spać. Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę i zaplotłam dłonie na klatce piersiowej, idąc przed siebie. Na zewnątrz było coraz zimniej. Zatrzymałam się nagle, gdy w oddali zobaczyłam patrol policji, który legitymował jakąś parę. Przełknęłam mocniej ślinę, by chwilę później ponownie ruszyć przed siebie, gdy policjanci wsiedli do radiowozu i odjechali. Szłam ostrożnie, rozglądając się na boki. Przeklinałam pod nosem tamtą kobietę, która mnie rozpoznała i rozpętała tę całą burzę wokół mnie. Myślałam, że tutaj będę bezpieczna i tak się czułam, a teraz wszystko legło w gruzach. Znowu towarzyszył mi ogromny stres. Zeszłam z głównej drogi i ruszyłam w stronę parku. Stwierdziłam, że przejście przez niego będzie dla mnie bezpieczniejsze. Tutaj wszędzie kręcili się policjanci, więc liczyłam, że tam nie będzie nikogo. Szłam pewniejszym krokiem, jednak mimo wszystko bacznie przyglądałam się okolicy. Spuściłam głowę, gdy na horyzoncie pojawiło się dwóch młodych mężczyzn. Nie chciałam, żeby zobaczyli moją twarz, bo bałam się, że mogliby mnie rozpoznać. Byłam przekonana, że na pewno w sieci krążyła już informacja, że widziano mnie w Willingen. Zerknęłam przed siebie i zacisnęłam usta, widząc, że mężczyźni się zatrzymali, jednak mimo wszystko szłam dalej przed siebie. Miałam nadzieję, że nic mi nie zrobią.

— Dobry wieczór, starszy posterunkowy Thomas Scheibel, proszę się zatrzymać — odezwał się głośno jeden z nich w moim kierunku, wyciągając przed siebie odznakę, gdy byłam niedaleko.

Zaczęłam panikować w duchu, bo tak skupiłam się na rozglądaniu się za policjantami w mundurach, że nie przewidziałam tego, że mogą też działać incognito. Nie wiedziałam, co zrobić. Powinnam się przy nich zatrzymać, ale wiedziałam, że wtedy mnie rozpoznają. Na pewno chcieli dopytać, czy nie widziałam poszukiwanej. I co im miałam powiedzieć, że to ja? Pozostało mi tylko jedno wyjście, ucieczka. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Spojrzałam na mężczyznę, który stał i trzymał wyciągniętą przed siebie odznakę, po czym zaczęłam biec.

— To ona! — krzyknął ten drugi. — Leoni Heissler, zatrzymaj się!

Nie miałam zamiaru tego robić, biegłam przed siebie, ile sił w nogach, a mężczyźni niestety zaczęli pościg za mną. Nawet nie wiedziałam, dokąd biegnę, nie znałam terenu. Jedyne czego pragnęłam to tego, żeby od nich uciec, żeby mnie nie złapali. Po jakimś czasie zwróciłam lekko głowę do tyłu. Zauważyłam, że jeden z policjantów został mocno z tyłu, ale niestety ten drugi miał szansę na złapanie mnie, tym bardziej że z każdym przebiegniętym metrem coraz bardziej słabłam. Wiedziałam, że jeśli czegoś nie wykombinuję, to mężczyzna mnie dopadnie. Tylko że nie miałam żadnego planu. Nie było nawet gdzie się ukryć, a policjant nie odpuszczał, przez co zaczęłam wpadać w panikę. Pisnęłam głośno, gdy nagle zostałam sprowadzona przez kogoś do parteru i razem zaczęliśmy turlać się w dół. Nawet nie miałam pojęcia, że dotarłam na jakieś wzniesienie. Było tak ciemno, że nie wiedziałam, co znajdowało się dookoła mnie. Jednak to było wtedy moje najmniejsze zmartwienie. Największe było to, kto mnie staranował. Ta osoba trzymała mnie kurczowo, co było dla mnie jednym sygnałem, że złapał mnie ten drugi policjant. Być może znał jakiś skrót i postanowił przeciąć mi drogę mojej ucieczki. Panikowałam w duchu, zastanawiając się, co zrobić jak się zatrzymamy. Jedyne, na co wpadłam, to po prostu uderzenie tego policjanta, żeby mnie puścił, a potem dalsza ucieczka. Wiedziałam, że w ten sposób będę miała jeszcze większe problemy przez napaść na funkcjonariusza na służbie, ale nie mogłam tak po prostu odpuścić. Nie mogłam wrócić do domu.
Gdy w końcu się zatrzymaliśmy, już byłam gotowa, żeby przyłożyć facetowi, ale ten niespodziewanie poderwał się na nogi, po czym brutalnie podciągnął mnie w górę i zaczął mnie ciągnąć za sobą. Kompletnie nie wiedziałam, co się działo. Biegliśmy w ciemności, słysząc za sobą coraz mniej wyraźne krzyki, co oznaczało, że policjanci zostali z tyłu. Krzyknęłam, gdy potknęłam się o coś i zaliczyłam upadek. Osoba, która trzymała mnie za rękę w czasie biegu, szybko przy mnie przyklęknęła.

— Jesteś cała? — Zrobiłam wielkie oczy, słysząc głos mężczyzny, a po chwili uniosłam głowę i spojrzałam na jego twarz.

— Andreas? — zapytałam z niedowierzaniem.
Skąd on się wziął w tamtym parku? Przecież szedł inną drogą. Po chwili wytężyłam wzrok i w mroku dostrzegłam, że swoją kadrową kurtkę miał założoną na drugą stronę.

— A kogo się spodziewałaś? Bruce'a Wayne'a? — Przewróciłam oczami, słysząc głupie pytanie. Otrzepałam się ze śniegu, gdy pomógł mi wstać z ziemi.

— Przecież szedłeś przede mną — powiedziałam, przyglądając się mu.

— No, właśnie. Miałaś iść za mną, a nie zmieniać trasę — odparł z pretensją w głosie.
Najwyraźniej moje zapewnienia, że wrócę do hotelu sama, nie przekonały go i w którymś momencie musiał zawrócić.

— Myślałam, że tak będzie bezpieczniej. — Wzruszyłam ramionami, na co on pokręcił głową.

— Chodź — powiedział, chwytając mnie za dłoń i ruszyliśmy w dalszą drogę.

— I mogłeś być delikatniejszy, jak mnie taranowałeś — mruknęłam pod nosem.
Po chwili uśmiechnęłam się lekko, przypominając sobie to, jak wpadł na mnie pierwszy raz, gdy przed Turniejem Czterech Skoczni, kadra urządziła sobie zabawy na śniegu.

— A co? Pupa boli? Mogę potem wymasować — mówił, przyciągając mnie do boku.
Szturchnęłam go lekko w ramię, odsuwając się, po czym rozejrzałam się dookoła.

— Wiesz, dokąd iść? — zapytałam niepewnie, a Andreas przytaknął, odpisując na jakąś wiadomość, którą w międzyczasie otrzymał na telefon.
Ja kompletnie nie wiedziałam, gdzie byliśmy i czy daleko było do hotelu. Nie chciałam znowu natknąć się gdzieś na policjantów. Po przejściu kilkudziesięciu metrów wyszliśmy na drogę. Zmarszczyłam brwi, widząc stojący na światłach awaryjnych samochód, którym poruszała się kadra skoczków. Andreas uprzedził mnie, że pozostali wiedzą o mnie i w aucie jest Schmid. Nagle przednie drzwi się otworzyły, po czym z wnętrza wysiedli Markus i Constantin.

— Siema, Leoni! — krzyknął Schmid, przez co z przerażeniem rozejrzałam się dookoła, bo bałam się, że ktoś mógł usłyszeć, jak krzyczał moje imię.

— Ucisz się, głąbie — odezwał się Andreas, kładąc palec na usta.

— Tylko nie głąbie — mruknął Constantin, po czym przytulił mnie na przywitanie. — Słyszałem, że w niedzielę imprezujemy? Tylko outfit byś musiała zmienić, bo teraz wyglądasz mało wyjściowo. — Przewróciłam oczami, słysząc jego przytyk.

— Dzięki, Constantin — odparłam, uśmiechając się sztucznie.

— Wsiadajcie i wracajmy do hotelu — powiedział Markus, kiwając głową w stronę auta.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł.

— Najlepszy, młoda. Pakuj się do auta — mówił Constantin, otwierając tylne drzwi, po czym popchnął mnie do środka. Fuknęłam na niego, by po chwili zająć miejsce, a on usiadł obok mnie. Andreas usiadł z przodu obok Markusa, który był kierowcą.
— Wiesz, że lubię śpiewać w samochodzie? Chcesz posłuchać? — zapytał Schmid, uśmiechając się od ucha do ucha.

— Nie! — wykrzyknęli jednocześnie Wellinger i Eisenbichler. — Schmid wyraźnie był zły o odpowiedź, jaką dostał od swoich kadrowych kolegów, ja za to zaśmiałam się cicho pod nosem, zastanawiając się, jak tak naprawdę śpiewał Constantin, skoro Markus i Andreas od razu zainterweniowali. Chłopak siedział naburmuszony z zaplecionymi na klatce piersiowej rękoma. 

— Pas chociaż zapnij — odezwałam się, szturchając go w łokieć, na co przewrócił oczami. 

Siedzący za kierownicą Eisenbichler odpalił silnik samochodu i powoli ruszył do przodu. Spojrzałam przez szybę, zastanawiając się, gdzie bym teraz była, gdyby nie oni. Kolejny raz mi pomagali, narażając siebie. Gdyby Horngacher dowiedział się, że mnie ukrywali, chyba głowy by im pourywał.

*

Po dotarciu pod hotel Markus podał mi jego zapasową kadrową kurtkę, po czym zarzuciłam kaptur na głowę i ruszyliśmy do budynku. Za każdym razem, kiedy tak przemykałam obok hotelowej recepcji, strasznie się denerwowałam, ale jak do tej pory nikt z obsługi nie zorientował się, że zawodnicy mieli dodatkowego gościa w mojej postaci. Potem jeszcze pozostało cichaczem przejść przez korytarz i mieć nadzieję, że  nie natkniemy się gdzieś na trenera. Na piętrze było dość spokojnie, co oznaczało, że większość zawodników odpoczywała przed jutrzejszymi kwalifikacjami.

Odetchnęłam głęboko, gdy Wellinger zamknął za nami drzwi od pokoju. Zdjęłam kurtki, po czym rzuciłam je na łóżko i podeszłam do okna, gdzie znajdował się kaloryfer, do którego od razu przylgnęłam, bo byłam zmarznięta i marzyłam o cieple. Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi, przez co od razu położyłam się na podłodze za łóżkiem. Markus podszedł do drzwi, a ja z szybko bijącym sercem czekałam na to, co się wydarzy.

— Przyszliśmy się z nią przywitać. — Przymknęłam oczy, uśmiechając się pod nosem, gdy usłyszałam cichy głos Karla, więc wstałam na nogi. Nie sądziłam, że ponownie wszyscy tak ciepło mnie przyjmą.

***

Stałam przy oknie i wyglądałam przez nie, obserwując teren dookoła hotelu. Oczy dosłownie same mi się zamykały przez nieprzespaną noc. Ciągle bałam się tego, że niespodziewanie może pojawić się tutaj policja, przez co nie zmrużyłam oka. Nagle podskoczyłam w miejscu, gdy z samego rana drzwi gwałtownie się otworzyły. Zapomniałam przekręcić zamek po tym, jak Markus i Andreas wyszli na śniadanie. Przeklęłam pod nosem, widząc Constantina, który szczerzył zęby. Przez niego padłabym na zawał.

— Nie nauczono pukać? — zapytałam, na co wzruszył ramionami.
Zamknął za sobą drzwi i podszedł do mnie. Usiadłam na łóżku, a Schmid stanął przy oknie, opierając się o parapet i zaplatając dłonie na klatce piersiowej. Patrzył na mnie, mrużąc oczy, a ja zastanawiałam się, czego ode mnie chciał.

— Ciężka noc? — odezwał się po chwili.

— Też byś taką miał, gdyby to ciebie szukali — odparłam, cicho wzdychając. Miałam wrażenie, że nikt mnie nie rozumiał.

— Tu jesteś bezpieczna — powiedział, ale nie mogłam podzielić jego entuzjazmu. Mimo wszystko nadal towarzyszył mi strach, że w każdej chwili w hotelu mogła pojawić się policja. — Zabraliśmy cię z miejsca, gdzie nie było żadnego monitoringu. Poza tym... szczerze? — zapytał, zawieszając się na chwilę. — Obstawiam, że już nawet przestali cię szukać. W nocy zrobili akcję, ale pewnie odpuścili. Co najwyżej nas będą obserwować, czy przypadkiem nie jesteś w naszym towarzystwie — dodał. Może i miał rację, ale i tak musiałam się pilnować. — To mówisz, że ty i Andreas... że jesteście razem? — zapytał po chwili, a ja zrobiłam wielkie oczy.

— Nie — odparłam, kręcąc głową, bo taka była prawda.
Może i zachowywaliśmy się jak para, ale nią nie byliśmy. Po prostu dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie.

— Ale buraka spaliłaś teraz — zaśmiał się Constantin, a ja przygryzłam wnętrze policzka, patrząc na niego.
— Przede mną nic się nie ukryje, zapamiętaj to sobie — dodał z rozbawieniem, na co wzniosłam oczy ku górze, by po chwili poprosić go o dyskrecję. Nie chciałam, żeby paplał nieprawdę na prawo i lewo.

*

Leżałam na łóżku z wyciągniętymi nogami i patrzyłam w sufit, zastanawiając  się, co zrobię po powrocie do Scheidegg. Miriam załatwiła kumpla, który miał mnie odebrać i przywieźć do mojej rodzinnej miejscowości, tylko nie wiedziałam, czy będę miłe widzianym gościem w domu mojej przyjaciółki. Jej mama, co prawda, bardzo mnie lubiła, ale mogła nie chcieć obcej osoby w domu  szczególnie po tych wszystkich wydarzeniach i ucieczkach. Westchnęłam głośno, przecierając twarz dłońmi. W tym samym czasie zawibrowała komórka. Sięgnęłam dłonią urządzenie i uśmiechnęłam się pod nosem, widząc połączenie od Miriam.

— No, teraz to wszystko ma sens. Tylko nie rozumiem, dlaczego wcześniej nie poszła po rozum do głowy. — Zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc, o co chodziło mojej przyjaciółce.

— Co? — odezwałam się po chwili.

— Obyłoby się bez tego całego dramatu, a tak sama zagotowało ci piekło. — Przewróciłam oczami, słysząc, że dalej mówiła jakimiś szyfrem.

— Miriam, naprawdę nie wiem, o co ci chodzi — powiedziałam zrezygnowanym tonem głosu.

— Bo za dużo przebywasz w towarzystwie Eisenbichlera. — Moja przyjaciółka jak zawsze miała na wszystko gotową odpowiedź. — On też jakiś taki mało lotny i gdy z nim gadałam, to nic nie rozumiał — zaśmiałam się cicho z tego, jak podsumowała Markusa. On natomiast uważał, że Miriam brakowało jednej klepki i cieszył się, że nie musiał już z nią rozmawiać.

— Może dlatego, że powinnaś zacząć mówić od początku — odezwałam się po chwili.

— Ile my się znamy?

— Całe życie?

— No, właśnie, za dużo do opowiadania. — Westchnęłam głośno, na co Miriam mruknęła.
— Ej, ty serio nic nie rozumiesz? — zapytała z niedowierzaniem.

— Nie.

— Czyli nie czytałaś wieści z naszej wiochy?

— Jakich wieści?

— Twój ojciec został zatrzymany.

— Co?! — Z wrażenia usiadłam na łóżku, po rewelacjach, jakie przekazała mi Miriam. Jakim cudem to się wydarzyło?

— Twoja matka wczoraj wszystko wyśpiewała na komisariacie i uważaj na to: po namowie mojej mamy. — Z każdym wypowiedzianym słowem, robiłam coraz większe oczy.
— Podsłuchałam wszystko. Byłam w szoku, gdy słuchałam, jak rycząc, mówiła, że w końcu zgłosiła wieloletnie maltretowanie, ale to jeszcze nie wszystko... — Przyjaciółka zamilkła na chwilę, a ja z niecierpliwością czekałam na ciąg dalszy tej historii.

— Miriam, mów dalej. — Popędziłam ją po chwili. Miałam już dosyć tej przedłużającej się ciszy.

— To, że po twojej ucieczce ściągnęli psy, to wiesz? — Mruknęłam twierdząco na jej pytanie. — Wiem, dlaczego nie mogły złapać twojego śladu — powiedziała i znowu zamilkła na dłuższą chwilę.

— Jezu, nie znęcaj się tak nade mną — odezwałam się zrezygnowanym tonem głosu.

— Jezusa możesz odpuścić, wystarczy Miriam albo Mir. — Przeklęłam w myślach, bo chciałam, żeby przyjaciółka w końcu m wszystko opowiedziałam bez zbędnych komentarzy. — Dobra, no, już gadam. Ty naprawdę zrobiłaś się niecierpliwa jak Eisenbichler. — Przewróciłam oczami na te słowa. — Psy cię nie wywąchały, bo tadam, tadam, tadam... werble — mówiła Miriam, na co nie wiedząc czemu, wstrzymałam oddech — twoja matka dała im do powąchania ubranie, które nie należało do ciebie. — Z wrażenia otworzyłam usta. — Ona wtedy, gdy wypuściła cię z łazienki, nie rozmawiała z twoją ciotką, jak twierdziłaś, tylko z moją mamą, która ją wspierała i przekonywała, że dobrze postępuje, dając ci możliwość ucieczki. — Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. To było tak nieprawdopodobne. Tyle lat katowania, a teraz sama mnie wypuściła? Czy obawiała się, że może dojść do najgorszego? Do tego, że pewnego dnia ojciec tak uderzy, że mnie zabije?

— Co z nią? — zapytałam cicho. Było we mnie tyle emocji, że słowa z trudem przechodziły mi przez gardło.

— Przeprowadziła się do nas.

— Co?

— Boi się, że jak wypuszczą twojego ojca, no to wiesz... może nie być za ciekawie.

— Powiedziałaś im, gdzie jestem? — zapytałam. Domyślałam się, że nasze matki na pewno wielokrotnie wypytywały Miriam o to, czy wie, gdzie przebywam.

— Nie, ale widziały informację w gazecie, że widziano cię w Willingen.

— Napisali o tym? — Zmarszczyłam brwi na tę informację.

— Ty w ogóle ogarniasz, co się wokół ciebie dzieje? — Westchnęłam głośno, zdając sobie sprawę z tego, że nie wiedziałam co się wokół mnie działo. Nie śledziłam już tego, czy pisano o mnie. Skupiłam się tylko na tym, żeby nie dać się złapać. — Wracasz jutro? Prawda? — Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Miriam. Zacisnęłam usta, słysząc je.

— Tak — odparłam po chwili.

— Alert, wykryto brak entuzjazmu.

— Po prostu... to wszystko jest takie pokręcone... — Westchnęłam.

— Będzie dobrze, Leoni — powiedziała Miriam radosnym głosem. — Aj, będziemy mieszkały razem — pisnęła głośno.
Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc jej entuzjazm. Też cieszyłam się, że znowu będziemy blisko siebie. Była dla mnie jak siostra.

Po rozmowie rzuciłam telefon na łóżko i przetarłam twarz dłońmi. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Moja matka zgłosiła ojca, dostarczając wieloletnie dowody pobicia w postaci obdukcji. Tylko co będzie, jeśli one nagle zaginą tak, jak moje, a raczej zostaną zniszczone przez obecnego komendanta? Bałam się, że jak wypuszczą ojca, to do końca życia będziemy musiały uciekać przed jego zemstą. Mogłam mieć tylko nadzieję, że jednak mimo wszystko nikt nie będzie chciał tego zatuszować, bo inaczej to byłaby dla mnie i mamy katastrofa.

*

Siedziałam wieczorem na podłodze oparta plecami o kaloryfer i przysłuchiwałam się rozmowie skoczków, którzy rozmawiali o dzisiejszym konkursie. Bardzo dobrym w ich wykonaniu, bo Karl wygrał, a Markus i Constantin byli w pierwszej dziesiątce. Pozostali zajęli odleglejsze miejsca, ale grunt, że wszyscy dostali się do drugiej serii. Przynajmniej ja to tak widziałam, bo oni już niekoniecznie. Od godziny każdy po kolei marudził, co mógł zrobić lepiej, a ja siedziałam i słuchałam wszystkiego, mając już powoli tego dosyć, wolałabym posłuchać o czymś innym. Na szczęście pół godziny później w końcu zmienili temat.

Zamarłam, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Szybko położyłam się na podłodze, bo osoba stojąca po drugiej stronie drzwi nie czekała, aż odezwie się któryś ze skoczków, tylko od razu nacisnęła klamkę i weszła do pokoju. Serce biło mi jak oszalałe, bo bałam się, że to policja.

— Panowie, mam wam jeszcze kilka uwag do przekazania przed jutrzejszymi zawodami — Zaklęłam w myślach, słysząc głos Horngachera, który wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Mogłam się teraz tylko modlić o to, żeby mnie nie znalazł.
— Coś się stało, że macie takie miny? — zapytał po chwili.

— Nie — odezwał się Karl.

— Gorąco tu, uchylę okno. — Zrobiłam wielkie oczy, słysząc trenera. Przecież ja leżałam na podłodze pod oknem. Oblał mnie zimny pot na myśl, że za chwilę zostanę zdemaskowana.

— Ja to zrobię! — krzyknęli jednocześnie skoczkowie i po chwili przy oknie pojawili się Markus oraz Karl, a Andreas, który siedział obok mnie, zerwał się na równe nogi. — Zacisnęłam usta, bo zachowywali się tak idiotycznie, że Horngacher na pewno już ogarnął, że coś było nie tak.

— Nie pozabijajcie się — zaśmiał się Constantin.  — Nienawidziłam go w tym momencie, bo przez jego głupi przytyk w stronę kadrowych kumpli chciało mi się śmiać.
Zagryzłam wargę, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku i bezszelestnie przesunęłam się po podłodze, aby znaleźć się bliżej łóżka, pod które w razie czego mogłam się wślizgnąć. Andreas rzucił mi krótkie spojrzenie, po czym usiadł z powrotem na podłodze. Miałam wrażenie, że atmosfera w pokoju była strasznie sztywna. To byłaby katastrofa, gdyby trener teraz mnie znalazł, bo miałam pewność, że od razu powiadomiłby służby. Jeszcze tylko kilka godzin dzieliło mnie od upragnionej wolności. Po północy mogłabym i zatańczyć przed policją, a i tak nic by mi nie mogli zrobić. Tylko kilka godzin do pełnoletności. Zaczęłam się w duchu modlić, żeby Horngacher jak najszybciej opuścił pokój, bez zbędnego rozglądania się po nim, a jutro mogło dziać się już wszystko.

****************************

Został jeszcze 🥴 Kiedy będzie? Niestety nie wiem 🤷‍♀️, ale postaram się w miarę szybko 😉

Póki co zastanawiam się, czy ta historia ma się kończyć happy endem, czy nie 🤔

*****************************

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top