5. Titisee-Neustadt - 22 styczeń

Przeciągnąłem się leniwie, gdy zadzwonił budzik w telefonie. Wyłączyłem go, po czym przetarłem twarz dłońmi. Powoli trzeba było wstawać, żeby zacząć kolejny dzień. Niezwykle ważny, bo konkursowy. Miałem nadzieję na dobre miejsce, najlepiej w pierwszej trójce, ale wiedziałem, że może być ciężko, bo konkurencja była spora i było wielu kandydatów do podium. Usiadłem na łóżku, by następnie, chwycić poduszkę w dłoń i uderzyć nią śpiącego Karla.

— Wstawaj — powiedziałem, a ten jęknął z niezadowoleniem.
Przewrócił się na bok, mamrocząc coś pod nosem.
Ja za to sięgnąłem do walizki po ciuchy i ruszyłem do łazienki, żeby się ogarnąć.
Kilka minut później wróciłem do pokoju. Zaśmiałem się pod nosem, widząc na wpół przytomnego Geigera. Mógł jeszcze dłużej wisieć w nocy na telefonie.
Odwróciłem się gwałtownie w stronę drzwi, gdy ktoś mocno w nie zapukał.

— Markus! Otwieraj! Szybko! — Uniosłem brwi, słysząc głos Wellingera po drugiej stronie, a gdy otworzyłem drzwi, Andreas zdenerwowany wpadł do środka.
— Nie żyje. Ona nie żyje. Rozumiesz to? Nie żyje — mówił, chodząc nerwowo po pokoju. Wodziłem za nim wzrokiem od prawa do lewa, zastanawiając się, o kogo chodziło.

— Kto? — zapytałem w końcu. Zerknąłem kątem oka na Geigera, który przewrócił się na drugi bok, zakrywając poduszką głowę. Podziwiałem jego obojętność w tym momencie, ja na jego miejscu nadstawiłbym uszu, a on poszedł dalej spać.

— Leoni. — Z wrażenia usiadłem na łóżku, po rewelacjach, jakie przekazał mi Andreas. Wpatrywałem się w niego, przetwarzając tę informację.

— Skąd wiesz? — odezwałem się po chwili.
Nigdy nie sądziłem, że do tego dojdzie. Czyżby faktycznie zabił ją ojciec, czy po ucieczce trafiła na nieodpowiednie towarzystwo i doszło do tragedii. Przetarłem dłońmi twarz, zastanawiając się, jak potoczyłyby się jej losy, gdyby tamtego feralnego dnia w Austrii nie zatrzymałaby jej policja.
Patrzyłem na Andreasa, który wyjął z kieszeni komórkę.

— Wieści z Scheidegg — powiedział, przesuwając palcem po ekranie. 
— Wczoraj wieczorem w lesie policja odnalazła zwłoki młodej dziewczyny. Wszystko wskazuje na to, że to ciało poszukiwanej Leoni Heissler — przeczytał, po czym podał mi komórkę.
— Ten zwyrol ją zabił — dodał po chwili.
Spojrzałem na niego, zaciskając usta.

— Andreas uspokój się — odezwałem się, lustrując jego twarz. Kompletnie nie wiedziałem, co powiedzieć.

— Dlaczego nie zabrałeś mnie ze sobą, jak do niej jechałeś? Może jakbyśmy byli we dwójkę, to ta kobieta by nas wpuściła? — dopytywał, na co przygryzłem wargę. Nagle zmrużyłem oczy, gdy coś sobie uświadomiłem. Skoro dziennikarz twierdził, że Leoni nie żyła, to dlaczego nie miałem żadnej informacji od Miriam? Wstałem z łóżka i chwyciłem swoją komórkę, po czym odszukałem numer przyjaciółki Heissler. Po chwili przyłożyłem urządzenie do ucha.
— Jasne, ignoruj mnie — mruknął Andreas. — Dzwoń, żeby sobie z kimś pogadać, kiedy ja przychodzę z tragicznymi informacjami.

— Dzwonię do Miriam, matole — powiedziałem, przewracając oczami.

— Tylko nie matole — odparł, a ja uniosłem dłoń do góry, żeby się uciszył. Westchnąłem głęboko, czekając, aż dziewczyna odbierze.

— Czego? — wymruczała Miriam, gdy w końcu odebrała. — Tu się jeszcze śpi. Mówiłam, że masz mnie nie nękać telefonami w środku nocy.

— Jest siódma rano — odpowiedziałem. Spojrzałem na Wellingera, bo czułem na sobie jego wzrok. Kumpel wpatrywał się we mnie ze zniecierpliwieniem.

— Ale jest weekend. Daj się wyspać pilnej uczennicy.

— Co wiesz na temat znalezionych zwłok w lesie w Scheidegg? — zapytałem wprost.

— Aaa, po to dzwonisz — odezwała się, ziewając głośno. — No, kogoś znaleźli — dodała, a ja zmarszczyłem brwi. Nie pasowało mi to, że mówiła o tym wszystkim bez większych emocji, a przecież przyjaźniła się z Heisslerową.

— Czy to prawda, że to Leoni? — Gdy zadałem to pytanie, Andreas skrzywił się, po czym usiadł obok mnie.

— Nie, pismaki szukają sensacji. Tamta podobno miała długie, blond włosy. — Przymknąłem oczy, oddychając z ulgą. Spojrzałem na Wellingera i pokręciłem głową, a on uśmiechnął się lekko.

— Ale sto procent nie wiadomo? — zapytałem, żeby się upewnić.

— Klusek, jakby to była Leoni, to wiedziałabym to wcześniej niż ten pseudodziennikarz — powiedziała Miriam. Zerknąłem na Andreasa, który przeglądał informacje na swoim telefonie. — Heisslerowie wczoraj wieczorem gdzieś wybyli, domyślam się, że po to, żeby obejrzeć to ciało. Wrócili i zachowywali się normalnie, więc to nie Leoni. Gadają, że to nietutejsza laska.

— To skąd ten artykuł? — zapytałem, a Wellinger Szturchnął mnie w ramię, po czym kiwnął na swój telefon, gdy na niego spojrzałem. Przeniosłem wzrok na jego telefon, wczytując się w kolejny artykuł o zwłokach znalezionych w Scheidegg.

— Voight znany jest z taniej sensacji. Za kilkanaście minut pewnie pojawi się kolejny, że to jednak nie Leoni.

— Już się pojawił — odparłem.

— No widzisz. Problem rozwiązany. Ciesz się, że masz mnie, bo inaczej byś zginął w tym gąszczu pokrętnych informacji. — Wzniosłem oczy ku górze, cicho wzdychając.
— Tylko następnym razem dzwoń o ludzkiej porze.

— Leoni się nie odzywała? — zapytałem jeszcze z ciekawości.

— Nie.

— Nie masz pomysłu, dokąd mogła pójść?

— Pomysły miałam, ale wszystko sprawdziłam i jedno mogę stwierdzić z całą pewnością - w Scheidegg jej nie ma.

— Jakby się odezwała, to daj znać.

— Ciągle mi to powtarzasz, a ja nie mam sklerozy, klusku.

— Przestań tak na mnie mówić — powiedziałem, bo już zaczęło mnie irytować to określenie.

— Dobrze — odparła potulnie. Nie sądziłem, że tak łatwo pójdzie.

— Cześć. — Pożegnałem się z dziewczyną.

— Cześć, klusku — odpowiedziała i nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, rozłączyła się. Wypuściłem przeciągle powietrze z płuc, blokując urządzenie.

— Na szczęście to nie ona — odezwał się z zadowoleniem Andreas.

— Następnym razem tak nie panikuj — powiedziałem, na co on wzruszył ramionami.

— A ten, czemu nie wstaje? — zapytał, kiwając w stronę Geigera. Chwyciłem poduszkę i rzuciłem nią w Karla.

— No, zaraz, no — mruknął, a ja pokręciłem z niedowierzaniem głową.

— Dobra, to ja spadam. — Wellinger wstał z miejsca I ruszył w kierunku drzwi. — See you later — rzucił na odchodne, wychodząc z pokoju.
Westchnąłem głęboko, opadając na łóżko, po czym przetarłem dłońmi twarz. Nie ma co, dzień zaczął się z przytupem, ale miałem nadzieję, że reszta dnia i wieczór będą spokojne.

*

Po konkursie przebieraliśmy się w domku dla skoczków i rozmawialiśmy o rywalizacji. Karl wskoczył na podium, a ja się o nie otarłem. Żałowałem, że nie wyszedł mi drugi skok, bo miałem szansę na trzecie miejsce. Niestety zwykle już tak jest, że jak czegoś się bardzo chce, to potem nie wychodzi. Na szczęście jutro była szansa na zrehabilitowanie się i poprawę lokaty.
Zapiąłem sportową torbę i postawiłem ją przed sobą. Pozostali jeszcze się pakowali. Po chwili drzwi od pomieszczenia się otworzyły i w progu stanął Andreas, który strzepywał śnieg z głowy i zza kołnierza.

— A tobie, co? Hotki cię w śniegu wytarmosiły? — zaśmiał się Leyhe, a my mu zawtórowaliśmy.
Chłopak przewrócił oczami, przechodząc przez pomieszczenie, po czym usiadł na drewnianej ławie, opierając głowę o ścianę.

— Bardzo zabawne — powiedział, głośno wzdychając. — Rozmawiałem z jedną z fotografek, śmialiśmy się i w pewnym momencie zacząłem obrywać śnieżkami.

— Od kogo? — zapytał Pius, a Wellinger wzruszył ramionami.

— Dobre pytanie, bo nikogo na gorącym uczynku nie złapałem. Nie wiem, kto sobie znalazł taką zabawę — odparł, przeczesując dłonią włosy.

— Jakaś zazdrosna fanka. — Skwitował Constantin. Pewnie miał rację. Jakaś dziewczyna zobaczyła z daleka, że jej crush rozmawia z inną i postanowiła zainterweniować.

— Człowiek ma przez nie same problemy. — Westchnął przeciągle Andreas. — To jest naprawdę frustrujące, nie móc z kimś normalnie pogadać, tym bardziej że omawialiśmy plany zawodowe.

— Sesja dla sponsora? — zapytał Karl, na co Wellinger przytaknął.

— No, jakoś nie mam na nią parcia, mus to mus.

— Jedziemy już do hotelu? — Spojrzałem na Schmida, gdy się odezwał. Wszyscy przytaknęliśmy, więc wstaliśmy z miejsc, zabierając swoje rzeczy i wyszliśmy z domku, po czym ruszyliśmy w stronę parkingu pod skocznią, gdzie stał nasz bus.

*

Potrząsnąłem głową, krzywiąc się, gdy do moich uszu doszedł śpiew Constantina. Chociaż byłem w innym pokoju, na dodatek za zamkniętymi drzwiami, to doskonale było słychać jego wokalne popisy. Przetarłem dłońmi twarz, słuchając jak kaleczy piosenkę zespołu Modern Talking. On powinien mieć sądowy zakaz śpiewania czegokolwiek.

My sexy, sexy lover, tell me there's no other 
Tell me there's no other deep in your heart 
My sexy, sexy lover, I wanna be your cover 
There's no other, who's braking apart 

— Schmid, do cholery! Ucisz się w końcu! — zaśmiałem się pod nosem, słysząc krzyk Andreasa.
Po chwili było słychać, jak się kłócili.
Nadstawiłem uszu, gdy muzyka ucichła, tak samo, jak Constantin. Chyba interwencja Wellingera podziałała.

Pogrążyłem się w myślach, stojąc przy łóżku, bo kompletnie nie wiedziałem, gdzie zostawiłem telefon. W pokoju na pewno go nie było. Przeszukałem swoje torby, a Geiger do mnie dzwonił, bo dźwięk miałem włączony i niestety nie słyszeliśmy go. Podrapałem się po głowie, cicho wzdychając.

— Dobra, przejdę się po klucze od busa, może mi wypadł w aucie, jak wracaliśmy ze skoczni — odezwałem się do Karla, zakładając na siebie kurtkę.

— A wziąłeś go w ogóle ze sobą z domku?

— Dobre pytanie. — Zamyśliłem się na chwilę. — Nie sprawdzałem kieszeni. Najwyżej przejadę się tam. — Wzruszyłem ramionami, biorąc przy okazji dokumenty.

— Jakbyś faktycznie pojechał na skocznię, to rozejrzyj się też przy okazji za moją bluzą. Chyba zostawiłem ją w domku, bo nie miałem jej w torbie. — Przytaknąłem, po czym opuściłem pokój.

Poszedłem do asystenta trenera po klucze od busa i chwilę później wychodziłem z hotelu, kierując się w stronę parkingu. Gdy otworzyłem auto, włączyłem sufitową lampkę i rozejrzałem się po podłodze przy siedzeniu, które zajmowałem, ale nigdzie nie dostrzegłem swojej komórki. Przesuwałem rękę po podłodze kawałek po kawałku, żeby nie przeoczyć żadnego fragmentu, ale nic z tego. Urządzenia nie było w busie, a na pewno nie było go na podłodze. Rozejrzałem się jeszcze po fotelach, jednak niestety nigdzie go nie dostrzegłem. Westchnąłem przeciągle, zastanawiając się, czy faktycznie nie zostawiłem telefonu w domku, który zajmowaliśmy w czasie kwalifikacji. Wyszedłem z busa i pociągnąłem drzwi, żeby je zamknąć.

— Co tam? — Podskoczyłem w miejscu, słysząc za sobą głos, po czym się odwróciłem.

— Andreas, nie strasz ludzi — odezwałem się, biorąc głęboki oddech.

— Co robisz?

— Telefonu szukam — powiedziałem, zamykając tylne drzwi samochodu.
— Jadę na skocznię, bo chyba zostawiłem go w domku — dodałem.

— Przejadę się z tobą — odparł Wellinger, otwierając przednie drzwi, by zająć miejsce pasażera, a ja przewróciłem oczami, bo wiedziałem, że w czasie drogi temat będzie tylko jeden - Leoni.

— Trochę lipa, że zgubiłeś telefon — powiedział Andreas, gdy zająłem miejsce za kierownicą. Zapiął pas i spojrzał na mnie. — A jak międzyczasie kontaktowała się z tobą Miriam? — Przygryzłem wnętrze policzka, bo już się zaczynało. Nawet metra nie ujechaliśmy, a ten już gadał o przyjaciółce Heissler.

— Andreas, błagam cię. Nie zaczynaj tego tematu — jęknąłem, przekręcając kluczyk w stacyjce. Nie uśmiechało mi się kolejny raz słuchać tego samego.

— Ciebie nie ciekawi to, co się stało z Leoni?

— Nawet jakby ciekawiło, to co z tego? — zapytałem, ruszając w kierunku skoczni. — Nie mamy na nic wpływu i musimy czekać. Przestań już o niej myśleć, bo popadniesz w jakąś paranoję.

— Gdyby jej Horngacher nie wydał, to teraz piłbym z nią pewnie herbatę. — Westchnął przeciągle, a ja zmarszczyłem brwi i spojrzałem przez chwilę na kadrowego kumpla. — Miała wpaść na konkurs — dodał zamyślony, uśmiechając się lekko.

— Widzę, że nieźle się w niej zadurzyłeś — powiedziałem ze śmiechem.

— Zwariowałeś? — Andreas oburzył się na moje słowa. — Po prostu fajnie się z nią gadało.

— Czyli ci się nie podoba?

— Nie mój typ — odparł, a pokręciłem lekko głową. Kogo on próbował oszukać? No, chyba że gadając takie rzeczy, sam siebie chciał przekonać do tego, że nic nie czuł do Leoni.

— Mhh — mruknąłem pod nosem, uśmiechając się, gdy do głowy przyszedł mi pomysł, jak sprawdzić to, czy Wellinger blefował.
— To Schmid w razie czego mieć do niej podbijać — powiedziałem z zadowoleniem.

— Co? Jakie podbijać? — Andreas poruszył się niespokojnie na siedzeniu, a ja w duchu nabijałem się z niego, bo jego reakcja zaprzeczała poprzednim słowom.

— Chyba mu się spodobała. Pius mówi, że ciągle o niej gada wieczorami. Już słuchać tego nie może. — Skłamałem, dolewając oliwy do ognia, ale musiałem.
Nie mogłem nic poradzić na to, że postanowiłem trochę z niego zakupić. Constantin oczywiście nic takiego nie mówił Paschkemu. Wymyśliłem to, żeby sprawdzić reakcję kumpla.

— Schmid i ona? Może pomarzyć. — Prychnął pod nosem Andreas. W tym samym czasie dojechaliśmy pod skocznię.

— Dlaczego? — zapytałem, gasząc silnik. Odpiąłem pas i spojrzałem na Wellingera, czekając na jego odpowiedź.

— On nie jest w jej typie.

— A skąd ty możesz to wiedzieć? — Uniosłem brew, patrząc wymownie, a on wzruszył ramionami.

— Po prostu nie pasują do siebie i tyle — mruknął.
Zacisnąłem zęby, żeby się nie uśmiechnąć, bo już byłem pewny, że Wellinger czuł coś do Leoni. Może sam do końca nie wiedział co, więc postanowił iść w zaparte, że to nic takiego.

— Idziesz? Czy zostajesz w busie — zapytałem, otwierając drzwi.

— Idę.

Wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy do ochroniarza. Chwilę z nim pogadaliśmy, tłumacząc, po co przyjechaliśmy i po sprawdzeniu, który domek zajmowała nasza reprezentacja, dał nam klucze, po czym ruszyliśmy w jego kierunku. Dobrze, że księżyc świecił jasno, to coś widzieliśmy, bo niestety oświetlenie, które było uruchomione w czasie zawodów, zostało już powyłączane. Teraz wiedziałem, co czuł Halvor, gdy wraz z Lindvikiem byli tutaj po zmroku. Miejsce faktycznie wydawało się mroczne. Mogłem mieć tylko nadzieje, że nas ominą wszystkie atrakcje, o jakich mówił Granerud.
Gdy doszliśmy do domku, Andreas wyciągnął z kieszeni komórkę, żeby latarką oświecić zamek. Zastanawiałem się, dlaczego nie uruchomił jej, gdy tu szliśmy, ale nie pytałem go o to, bo widząc stan baterii, wiedziałem, że musiał ją oszczędzać. Podał mi telefon, żebym oświetlał zamek, a sam włożył kluczyk.

— Nie wiem, po co facet dał nam klucze, jak jest otwarte — odezwał się, spoglądając na mnie, a ja zmarszczyłem brwi.

— Otwarte? — zapytałem ze zdziwieniem.

— No, patrz — powiedział, próbując przekręcić kluczyk w lewo, ale ani drgnął.
Zrobił to w prawo, jednocześnie zamykając drzwi. Po chwili ponownie przekręcił kluczyk w lewo, żeby je otworzyć i nacisnął klamkę. W tym samym momencie drzwi otworzyły się z impetem, przez co Wellinger dostał nimi i upadł na ziemię, a z domku ktoś wybiegł, i zaczął uciekać.

— Goń go! Dalej! — krzyknął Andreas, gdy chciałem pomóc mu wstać. — Ja się pozbieram sam!

Ruszyłem więc w pogoń za uciekinierem, który miał na sobie bluzę Geigera. Trafił mi się złodziej. Musiałem przyznać, że facet miał niezłą kondycję. Już prawie go dogoniłem, ale on wtedy jak na zawołanie przyspieszył. Biegliśmy w górę skoczni, gdzie po chwili zaczynał się teren ze sporą ilością drzew. Ciężko się biegło po ciemku, lawirując między drzewami. Złodziej dobrze znał teren, bo biegł jak szalony. Zacząłem się zastanawiać, czy ten sam mężczyzna mógł obserwować Halvora i Mariusa, gdy przyjechali na skocznię. W końcu Granerud twierdził, że widział kogoś przebiegającego między domkami.
Czułem, że powoli zacząłem opadać z sił. Już chciałem zrezygnować z dalszego pościgu, gdy nagle kawałek dalej gość poślizgnął się i niefortunnie upadł. Ostatkiem sił przyspieszyłem i w momencie, kiedy podnosił się z ziemi, żeby dalej uciekać, chwyciłem go za bluzę, która należała do Karla.

— Mam cię, złodzieju! — krzyknąłem, sprowadzając go z powrotem do parteru.
Facet szarpał się dość mocno, ale nie miałem zamiaru wypuszczać go z rąk. Zblokowałem go kolanami i zdjąłem z jego głowy kaptur, żeby zobaczyć twarz. Gdy to zrobiłem, w jednej chwili znieruchomiałem. Bo to nie był mężczyzna, tylko dziewczyna.

— Leoni — wyszeptałem, lustrując jej przestraszoną twarz.

*******************************

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top