3. Titisee-Neustadt - 20/21 styczeń

But you didn't have to cut me off
Make out like it never happened and that we were nothing
And I don't even need your love
But you treat me like a stranger and that feels so rough
No you didn't have to stoop so low
Have your friends collect your records and then change your number
I guess that I don't need that though
Now you're just somebody that I used to know

Constantin śpiewał na głos utwór Gotye, mając na uszach założone słuchawki, a ja modliłem się w duchu, żeby albo skończył, albo, żeby mu w końcu padła bateria w telefonie, bo fałszował niemiłosiernie.

Po kilku dniach spędzonych w domach byliśmy w drodze na kolejny konkursowy weekend. Do tej pory nie dostałem żadnej informacji od Miriam o Leoni, co oznaczało, że jej sytuacja prawdopodobnie nie uległa zmianie. Ja stwierdziłem, że nie będę wyrywny i napiszę do niej dopiero po weekendzie. Nie widziałem sensu szybszego kontaktu, skoro sama się nie odzywała.

— Ej, co robisz? — Schmid zerwał się z siedzenia, gdy Andreas zdjął mu słuchawki z głowy.

— Przestań fałszować, bo mi łeb pęka — odpowiedział poirytowany.

Miałem wrażenie, że Wellinger był wkurzony na cały świat i zastanawiałem się, czy miało to związek z Leoni. Z tym że nie miał o niej żadnych informacji. Widziałem jego niezadowolenie i to, jak zaciskał dłonie w pięści, gdy Schmid znowu zaczął ją wspominać. Atmosfera wtedy gęstniała, a ja obawiałem się, że Andreas któregoś razu nie wytrzyma i przywali Constantinowi. Na mnie też był obrażony. Gdy zapytał, czy zdobyłem adres Heisslerów, skłamałem, że nie i, że ma zostawić już tę sprawę w spokoju. Nie przyznałem się, że byłem w Scheidegg.

— Sam fałszujesz — odparł Schmid.
— Gdybym nie był gwiazdą skoków, bo byłbym gwiazdą muzycznej estrady — dodał, na co wszyscy parsknęliśmy śmiechem. Chłopak nie miał w sobie za grosz samokrytycyzmu.

— Ludzie by cię wygwizdali — wtrącił Leyhe ze śmiechem.

— Nie znasz się. — Machnął ręką Schmid, po czym założył słuchawki i zaczął dalej śpiewać.

— Boże, kiedy w końcu dojedziemy do tego Titisee? — jęknął Andreas, przecierając twarz dłońmi.

— No, w sumie już jesteśmy — powiedziałem, widząc przez boczną szybę znak informujący o wjeździe do miejscowości.

— Huraaaaa! — krzyknął Wellinger, a Constantin spojrzał na niego z niedowierzaniem.

— Nie znacie się na prawdziwym talencie — mruknął Schmid.

Kilkanaście minut później zaparkowaliśmy pod hotelem. Zabraliśmy swoje bagaże i ruszyliśmy w stronę budynku. Po zakwaterowaniu w pokoju miałem zamiar szybko wziąć prysznic i wskoczyć do łóżka. Byłem zmęczony po podróży, a jutro czekał nas intensywny dzień ze skokami treningowymi i później kwalifikacjami. Musieliśmy porządnie wypocząć. W hotelu tym razem o dziwo było spokojnie, pomimo że wszyscy skoczkowie już dotarli. W porównaniu do ostatniego dnia w Bischofshofen można by się zastanawiać, czy w tym hotelu była jakaś żywa dusza. Chyba każdy zawodnik tym razem postawił na koncentrację przed weekendowymi zmaganiami.

*

Obudziłem się w nocy, słysząc, że na korytarzu coś się działo. Trwało jakieś poruszenie, a do moich uszu docierały podniesione głosy trenerów innych reprezentacji.

— Co się dzieje? — zapytał wyraźnie zaspany Geiger, włączając nocną lampkę. Ziewnął szeroko i spojrzał na mnie, drapiąc się po głowie.

— Nie mam pojęcia — odparłem, siadając na łóżku.
Potarłem oczy, po czym wstałem na nogi, żeby wyjść i zobaczyć, co się działo.
Gdy otworzyłem drzwi od pokoju, zobaczyłem pozostałych kumpli z kadry oraz innych reprezentacji, którzy zaciekawieni też wyszli z pokojów.

— Ktoś wie, co się dzieje? — zapytał Karl, ale wszyscy pokręcili głowami.
W tym samym momencie zobaczyliśmy Horngachera, który szedł w naszym kierunku. Powiedzieć, że był zdenerwowany, to jakby nic nie powiedzieć. Na jego twarzy malowało się pełne wkurwienie. Nigdy go jeszcze takiego nie widziałem.

— Trenerze, co się dzieje? — zapytał Schmid, a ja wraz z pozostałymi nadstawiliśmy uszu.

— Policja przeszukuje pokoje — odparł, a my zrobiliśmy wielkie oczy.

— Co? — zapytaliśmy chórem i popatrzeliśmy na siebie z wielkim zdziwieniem.

— Dlaczego? — dopytywał Pius. — Mają w ogóle nakaz?

— Tak, mają. Wiem tylko tyle, że kogoś szukają. Sprawdzają po kolei każdy pokój. — Westchnął głośno. — Jutro kwalifikacje, a oni takie cyrki o drugiej w nocy odstawiają.

Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, kogo szukali. Pierwszy raz zdarzyło się takie coś. Nie zdziwiłbym się, jakby na końcu się okazało, że ktoś zrobił sobie z nas głupi żart i specjalnie napuścił policję.

— Lanisek, chowaj towar! — zaśmiał się Wellinger, na co wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
Anze spojrzał w naszym kierunku i popukał się w czoło.

Po chwili na horyzoncie pojawili się policjanci, którzy zaczęli przeszukiwać pokoje Austriaków. Nigdy nie sądziłem, że spotka nas taka akcja w środku nocy. Kogo szukali i dlaczego w hotelu, w którym my byliśmy zakwaterowani?
Nagle jeden z policjantów przystanął i spojrzał wprost na mnie, mrużąc oczy.

— Eisenbichler, gdzie ona jest? — zapytał, ruszając w moim kierunku, a ja uniosłem brwi. Wszyscy spojrzeli na mnie i przyglądali mi się bacznie.
— Mów! — Prawie krzyknął mi prosto w twarz, gdy stanął naprzeciwko mnie. — Jest tutaj? — zadał pytanie, po czym wszedł do pokoju, który dzieliłem z Geigerem.

— Może by tak jaśniej? — zapytałem, stojąc w drzwiach i patrząc na poczynania funkcjonariusza.
Mężczyzna zajrzał pod łóżka, do szafy, po czym wszedł do łazienki, z której po chwili wyszedł i podszedł do mnie.

— Nie udawaj, że nie wiesz, o kogo chodzi — powiedział, mrużąc oczy.
— Gdzie jest Heisslerowa?

— Heisslerowa? Jaka Heisslerowa? — zapytałem zdezorientowany.
Jedyne, co mi przyszło do głowy to, że żona tego tyrana w końcu się spakowała i odeszła od niego. Tylko dlaczego szukali jej u nas?

— Leoni Heissler. Gdzie ją ukrywasz? — Zrobiłem wielkie oczy, słysząc imię dziewczyny.

— Powariowaliście? Przecież wróciła do domu — odparłem, patrząc na policjanta, jak na wariata. Wszyscy w Niemczech już wiedzieli, że Leoni była w domu, a oni nadal jej szukali. Paranoja.

— Ale znowu uciekła — powiedział, a ja nie mogłem nic poradzić na to, że po pierwszym szoku po tej informacji na mojej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. W myślach już dopingowałem tę dziewczynę, żeby nie dała się złapać drugi raz. — Tak cię to bawi? Gdzie ona jest?

— Skąd mam to wiedzieć? Nie mam z nią kontaktu. — Wzruszyłem ramionami.

— Nie? — zapytał mężczyzna, zaplatając dłonie na klatce piersiowej. Patrzył na mnie triumfalnie, uśmiechając się szyderczo. Nie podobało mi się jego zachowanie. Wyczuwałem problemy, bo facet był zbyt pewny siebie.
— Czyli zaprzeczasz, że we wtorek byłeś w Scheidegg pod jej domem? — Przełknąłem mocno ślinę, rozglądając się po twarzach kumpli z kadry, gdy po słowach policjanta z ich ust wydostał się cichy szmer. Widziałem zszokowane i jednocześnie zaciekawione spojrzenie Wellingera. W końcu sam mu powiedziałem, że ma zostawić dziewczynę w spokoju, a teraz się dowiedział, że u niej byłem.

— Nie zaprzeczam — odpowiedziałem, a po korytarzu kolejny raz rozszedł się szmer, ale tym razem o wiele głośniejszy.
Mojej rozmowie z funkcjonariuszem nie przysłuchiwali się już tylko kadrowi koledzy i trener, ale i pozostali z zagranicznych ekip, którzy zajmowali to samo piętro.

— Ubieraj się, Eisenbichler. — Kiwnął głową w moim kierunku policjant.
— Jedziesz z nami.

— Hola, hola, panowie — odezwał się Horngacher, gestykulując dłońmi. — Nie ma mowy, nie zgadzam się na to. Po południu są kwalifikacje...

— Z całym szacunkiem, ale pan ma tu najmniej do powiedzenia w tej sprawie. — Wszedł mu w słowo funkcjonariusz. — Eisenbichler jest podejrzany w związku ze zniknięciem Heissler.

— Proszę pokazać nakaz zatrzymania mojego zawodnika. — Horngacher spojrzał triumfalnie na policjanta, a ten niczym niewzruszony, kiwnął w stronę innego funkcjonariusza, który od razu do nas podszedł.

— Steiner, nakaz — odezwał się do niego, wyciągając dłoń, po czym otrzymał do ręki jakiś dokument. 
— Proszę bardzo. — Podał pismo trenerowi.
Horngacher wczytywał się w dokument, mocno zaciskając szczękę, po czym podał mi go. Ze zdziwieniem lustrowałem wzrokiem służbowe pismo, pozwalające zatrzymać mnie i przewieźć na komisariat. Policja była przygotowana na każdą ewentualność. Miałem wrażenie, że cokolwiek by się stało, to i tak zabraliby mnie na przesłuchanie.
— Ubieraj się — powiedział funkcjonariusz, wyrywając mi nakaz z dłoni.

— Panowie, nie możecie przesłuchać go jutro po kwalifikacjach? To jest jeden z moich najlepszych zawodników.

— Jak pan to sobie wyobraża? Przecież on i Heisslerowa od razu skontaktowaliby się ze sobą. Teraz liczy się czas. Tutaj nie ma miejsca na uprzejmości.

— Przecież mówiłem, że nie wiem, gdzie ona jest. Może i byłem w Scheidegg, ale nie widziałem jej.

— Złożysz zeznania na komendzie. — Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem, po czym wszedłem do pokoju, żeby się ubrać.
Dalsza dyskusja nie miała sensu. Facet miał już wyrobione zdanie o mnie. Według niego miałem coś wspólnego ze zniknięciem dziewczyny i nie było szans na przekonanie go, że było inaczej. Pozostawało mi mieć nadzieję, że będzie mnie przesłuchiwał jakiś normalny policjant, a nie ten buc. Gdy ubrany wyszedłem z pokoju, funkcjonariusz sięgnął po kajdanki.

— Serio? Takie cyrki będziemy odstawiać? Może jeszcze przed hotelem jest prasa, żeby pokazać, jak zatrzymujecie niebezpiecznego Eisenbichlera tylko po to, żeby złożył zeznania? — dopytywałem ironicznie.

— Idziemy i bez żadnych numerów — mruknął policjant, kiwając głową.

Ruszyłem przed siebie, uśmiechając się lekko pod nosem. Miałem wrażenie, że facet robił pokazówę, bo szykował mu się jakiś awans albo miał na takowy nadzieję. Wszyscy zawodnicy w milczeniu patrzyli, jak odchodzę wraz z policjantami. Po wyjściu z hotelu usiadłem na tylnej kanapie jednego z radiowozów i ruszyliśmy w stronę komisariatu.

*

Siedziałem na krześle w pokoju przesłuchań, czekając, aż w końcu ktoś do mnie przyjdzie. Uderzałem palcami w blat, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym znajdował się tylko stół oraz trzy krzesła. Zastygłem w bezruchu, słysząc, że ktoś wszedł do środka. Poprawiłem się na krześle, po czym spojrzałem w lewą stronę, gdy obok mnie postawiono herbatę w tekturowym kubku.

— Cześć, przepraszam, że musiałeś tyle czekać. — Uśmiechnąłem się, widząc siadającego przede mną zastępcę komendanta, który odłożył na blat teczkę z dokumentami i kubek ze swoim napojem.

— Cześć — odezwałem się do kumpla, po czym sięgnąłem po herbatę, którą przyniósł dla mnie. Upiłem spory łyk, bo z emocji zaschło mi w gardle.
— Wiedzą, że się znamy? — dopytywałem, a David pokręcił głową. Ciekawe, czy przydzieliliby go do tej sprawy, gdyby komendant albo ten czubek, który pilotował przeszukiwanie hotelu, wiedzieli, że znałem się z Meissnerem.
— To, o co jestem oskarżony?

— Daj spokój, Markus — powiedział David, patrząc na mnie wymownie.
— O nic. — Wzruszył ramionami, rozkładając przed sobą kilka dokumentów — To tylko rutynowe przesłuchanie. Wiesz, jak jest. Pozwolisz, że włączę dyktafon.

— Zaczekaj — odezwałem się, kładąc dłoń na urządzeniu.
— Co to za typ, który tak się panoszy? — Meissner westchnął przeciągle, biorąc długopis do dłoni, którym kilkukrotnie popstrykał, lustrując moją twarz.

— Burhardt, pupilek komendanta — odparł, odchylając się do tyłu na krześle.

— I? — Spojrzałem na niego wymownie, oczekując rozwinięcia tej odpowiedzi.

— I kuzyn starego Heisslera. — Prychnąłem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Zdaje się, że macki ojca Leoni sięgały dalej, niż mi się wydawało.

— Od razu zakładali to, że mnie zatrzymają? — zapytałem, a David przytaknął.

Wziąłem swoją rękę z dyktafonu i oparłem się plecami. Meissner uruchomił urządzenie, po czym zaczął wygłaszać standardową regułkę z datą, godziną, wymienieniem danych osobowych i powiedzeniem, czego dotyczyła sprawa. Pierwsze pytanie oczywiście dotyczyło miejsca aktualnego pobytu uciekinierki.

— Ja naprawdę nie wiem, gdzie ona jest — odpowiedziałem pewnie.

— Powiedz mi, na co ci była ta cała wycieczka do Scheidegg? — Westchnąłem przeciągle, przecierając twarz dłońmi. No właśnie. Na co mi to było? Gdybym wiedział, że będę miał z tego tytułu takie kłopoty, to w życiu bym tam nie pojechał.

— Chciałem z nią pogadać, zobaczyć co u niej słychać. Czy nie ma problemów — odparłem, wzruszając ramionami.
Meissner znowu kilkukrotnie pstryknął długopisem, spoglądając na mnie zmrużonymi oczami.

— Skąd miałeś adres?

— Od Leoni. W sumie nawet nie wiem, dlaczego mi go kiedyś dała. — Skłamałem, ale nie mogłem powiedzieć Davidowi, że miałem go od kogoś z komendy w Scheidegg. Nie chciałem ściągać kłopotów na tamtego mężczyznę.

— Pojechałeś tam i co było dalej?

— Wyszła do mnie jej matka. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo się nie przedstawiła. Pogadałem z nią chwilę i tyle. Najpierw stwierdziła, że Leoni jest zajęta, potem, że śpi, a na końcu powiedziała, że jest chora i nie przyjmuje gości. Zasugerowała, że jak nie odejdę, to wezwie policję, więc skapitulowałem — odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

— Rozmawiałeś z kimś jeszcze?

— Z Miriam.

— Z jaką Miriam? — zapytał David, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Nie wiem, jak się nazywa. — Wzruszyłem ramionami. — Wiem tylko, że jest przyjaciółką Leoni. Od niej dowiedziałem się, że dziewczyna w ogóle nie wychodzi z domu.

— I postanowiliście, że razem wspaniałomyślnie pomożecie jej uciec? — spytał David, a ja zaśmiałem się bezgłośnie, odchylając głowę.

— Nie, absolutnie nie. — Zaprzeczyłem, przenosząc wzrok na Meissnera. — Po rozmowie z nią pojechałem do Rosenheim, a dzień później wyjeżdżaliśmy z kadrą do Titisee.

— I dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym dniu z domu ucieka Leoni. — Westchnąłem przeciągle, słysząc te słowa.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że David musiał w ten sposób prowadzić to przesłuchanie, ale irytowało mnie to trochę. Późna pora i niewyspanie, jeszcze bardziej potęgowały moją frustrację. Jednak wiedziałem, że muszę być spokojny i w pełni kontrolować swój głos. Nie mogłem pozwolić sobie na żaden wybuch gniewu, bo to mogłoby przysporzyć mi kłopotów.

— Nawet nie wiedziałem, że uciekła — odpowiedziałem, przecierając twarz dłońmi. — Dopiero jak do hotelu wpadli policjanci, to dowiedziałem się o tym.

— Podobno ucieszyła cię ta wiadomość? — Przymknąłem na chwilę oczy, uśmiechając się delikatnie, a gdy podniosłem powieki, zauważyłem, jak David pukał się palcem po czole, patrząc na mnie wymownie. Nie mogłem poradzić nic na to, że cieszyła mnie wiadomość i, że chociaż dziewczyna była więziona, to jakimś cudem udało jej się uciec z domu.

— Wiecie, że jej ojciec znęcał się nad nią? Bił ją i przypalał papierosem? — zapytałem, nie odpowiadając na poprzednie pytanie.

— Skąd masz takie informacje?

— Od Leoni. Pokazała mi nawet ślady. W Scheidegg rozmawiałem z Miriam i potwierdziła to. Co więcej, powiedziała, że Heissler znęcał się nie tylko nad córką, ale i żoną. Że wszyscy w Scheidegg o tym wiedzą i nikt nic z tym nie robi — mówiłem pewnie.

— Jej poprzednia ucieczka, podczas której ją ukrywałeś — David nawiązał do wydarzeń sprzed kilku tygodni — jaki mieliście plan? — zapytał, opierając łokcie o blat i składając palce dłoni w piramidkę.

— Nie było żadnego planu. — Wzruszyłem ramionami. — Miała być przy mnie w czasie pobytu w Bischofshofen, a potem pójść w swoją stronę — odpowiedziałem, pomijając fakt, że tak naprawdę miała pojechać do moich rodziców. Po co miałem jeszcze im przysparzać problemów? I tak nic nie wiedzieli na temat tej dziewczyny.

— Jak długo miała się ukrywać?

— Do osiemnastki.

— Czyli dokładnie do dwudziestego dziewiątego stycznia? — zapytał, spoglądając na dokument.

— Być może. — Wzruszyłem ramionami. — Nie znam dokładnej daty jej urodzin.

— A teraz gdzie przebywa? — Przewróciłem oczami, słysząc to pytanie. Zacząłem się coraz bardziej denerwować.

— Nie wiem. Nie znam jej aktualnego miejsca pobytu. Nie mam z nią żadnego kontaktu — mówiłem dobitnie, zaciskając i rozluźniając dłonie raz za razem. To pomagało mi zapanować nad emocjami.

— Na pewno?

— Na sto procent.

— Wzięła coś ze sobą z domu, jak z niego uciekała? — Przekląłem w myślach, słysząc kolejne bezsensowne pytanie, które do niczego nie zmierzało.

— Nie wiem. Trzeba by jej zapytać.

— A może spotkałeś ją gdzieś przez przypadek i widziałeś, czy miała coś ze sobą?

— Nie, nie spotkałem jej, ani nie mam zamiaru się z nią spotkać. Nie mam z nią żadnego kontaktu. — Wściekły spojrzałem na Davida, a ten uśmiechnął się pod nosem.

Meissner zadał mi jeszcze kilkanaście pytań, przez które miałem ochotę wyrzucić go przez okno, wyłączył dyktafon, a ja przekląłem pod nosem. Nie sądziłem, że to głupie przesłuchanie tak wyprowadzi mnie z równowagi. Mogłem cieszyć się jedynie z tego, że przesłuchiwał mnie David, bo zapewne, gdyby zrobił to Burhardt, to facet pewnie bardziej by mnie cisnął.

— I jak zapatrujesz się na kwalifikacje? — Wypuściłem przeciągle powietrze z płuc, słysząc tak szybką zmianę tematu.

— Liczę, że pomimo nieprzespanej nocy, nie usnę na rozbiegu.

— Powodzenia, stary. — David podał mi dłoń, którą uścisnąłem. — Jesteś wolny.

— Ktoś mnie podrzuci do hotelu, czy będę musiał zrobić sobie pieszą wycieczkę? — zapytałem, unosząc brew.

— Zaraz kogoś ogarnę, żeby cię odwiózł.

Wyszliśmy z pokoju przesłuchań, po czym skierowaliśmy się do następnego pomieszczenia. Meissner porozmawiał z kimś chwilę i kilka minut później wsiadałem do radiowozu. Jechałem do hotelu z tylko jedną myślą.

Spać.

Bo oczy same mi się zamykały.

*

Gdy wszedłem do hotelu, ze zdziwieniem zauważyłem, siedzącego na kanapie w holu Horngachera. Nigdy bym nie przypuszczał, że trener będzie czekał, aż wrócę. Porozmawialiśmy trochę o całej sprawie i zapewniłem go, że nie miałem nic wspólnego z ucieczką Leoni.
Kilka minut później w końcu ruszyłem w kierunku windy, żeby wjechać na piętro i poszedłem do pokoju. Wszedłem po cichu, żeby nie obudzić śpiącego Geigera. Rozebrałem się i ułożyłem wygodnie na łóżku, by po kilkunastu minutach nareszcie usnąć.

***

Gdy się obudziłem, Karla nie było w pokoju. Spojrzałem na zegar w komórce i szeroko ziewnąłem, nie miałem jeszcze po co wstawać. Kadra co prawda była już na skoczni, ale w nocy ustaliliśmy z trenerem, że skoki treningowe sobie odpuszczam. Miałem potem pojawić się tylko na kwalifikacjach i miałem nadzieję, że to wyjdzie mi na dobre. Załamałbym się, gdybym odpadł już w przedbiegach.

Leżałem na łóżku, wpatrując się w sufit i rozmyślając o nocnej akcji oraz o Leoni. Co takiego działo się w domu, że kolejny raz postanowiła uciec? Gdzie teraz była? Czy sobie radziła? Zastanawiało mnie też to, dlaczego Miriam nie powiadomiła mnie o wszystkim. Miała dzwonić, gdyby coś się działo, a tymczasem z jej strony była cisza. Postanowiłem dowiedzieć się tego u źródła, więc ponownie chwyciłem telefon i rozblokowałem go. W tym samym czasie na wyświetlaczu pojawiło się połączenie z nieznanego numeru. Odrzuciłem je, bo to mógł być jakiś dziennikarz, a nie chciałem ryzykować odpowiadania na niewygodne dla mnie pytania. Tak, jak pierwszą akcję z Leoni dało się zatuszować przed prasą i opinią publiczną, tak teraz nie mogłem być tego pewny. Tym bardziej że w policji w Titisee pracował kuzyn Heisslera, więc sami mogli zrobić na mnie dziennikarską nagonkę.
Wszedłem w kontakty i odszukałem numer do przyjaciółki Leoni, po czym zacząłem łączenie.

Nie ma takiego numeru.

Zrobiłem wielkie oczy, odkładając telefon od ucha i spoglądając na wyświetlacz. Przecież, gdy podawała mi numer, to potem puściłem jej sygnał i wszystko było dobrze, a teraz wysłuchiwałem absurdalnego komunikatu.
Westchnąłem głęboko, widząc kolejne połączenie z obcego numeru. Dziennikarska hiena nie odpuszczała. Rzuciłem komórkę na łóżko i wstałem na nogi, żeby przejść do łazienki. Trzeba było się w końcu ogarnąć. Gdy wróciłem do pokoju, mój telefon znowu wibrował. Poirytowany zauważyłem ten sam obcy numer, który wcześniej kontaktował się ze mną.

— Pora na blok — powiedziałem z zamiarem zablokowania natręta.

Po chwili zastygłem w bezruchu, uświadamiając sobie, że równie dobrze mógł to być ktoś z policji. Zacisnąłem usta, po czym postanowiłem odebrać. Postanowiłem, że gdyby jednak okazało się, że to dziennikarz, to po prostu się rozłączę.
Niech się dzieje co chce. — Pomyślałem, przesuwając palec po wyświetlaczu.

— No, ja pierdole w końcu — mruknął ktoś do telefonu, a ja zmarszczyłem brwi. — Do papieża wcześniej bym się dodzwoniła. Każdą laskę tak robisz w ciula? Najpierw dajesz swój numer telefonu, a potem ignorujesz?

— Kto mówi? — zapytałem zdezorientowany. Kompletnie nie kojarzyłem głosu tej dziewczyny.

— Kto mówi. Kto mówi. — Przedrzeźniała mnie. — Miriam mówi. Ja wiem, że popularność uderzyła do główki, ale mógłbyś z łaski swojej nie ignorować szarych ludzi. Tym bardziej że sprawę mam.

— Czemu dzwonisz z obcego, a tamten jest nieaktualny?

— Ehh. — Westchnęła głośno. — Leoni nawiała — dodała po chwili, ignorując moje pytanie.

— No, co ty nie powiesz? — zapytałem ironicznie. — Wyobraź sobie, że przez to spędziłem noc na komisariacie.

— Jest z tobą?

— Kto? — Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, o co jej chodziło.

— Ja pitolę, no Leoni — mruknęła.

— Nie, nie ma jej ze mną i nie wiem, gdzie jest — odparłem poirytowany. Dlaczego każdy zakładał, że Heissler po ucieczce skontaktowała się ze mną?

— To niedobrze, bo ja też tego nie wiem. A teraz mam nowy numer, to nawet do mnie nie zadzwoni.

— Czemu masz nowy numer?

— Spanikowałam.

— Co? — Kompletnie nie wiedziałem, jak rozmawiać z tą dziewczyną. Miałem wrażenie, że ja pytam o jedno, a ona rzuca odpowiedzią wyciągniętą z kapelusza.

— Widziałam przez okno, że coś się dzieje u Heisslerów. Przyjechała policja. Dużo policji — mówiła z podekscytowaniem. — Na początku myślałam, że stary ją zakatował i przyjechali go zwinąć, ale potem przywieźli psy — opowiadała dalej.
— Takie wiesz... zwierzęta na czterech łapach, bo jak mówiłam, gliny zjechały się wcześniej. — Przewróciłem oczami, zastanawiając się nad tym, dlaczego los postanowił postawić na mojej drodze te dwie nastolatki. Jedną z problemami w domu i drugą, która ewidentnie miała nierówno pod sufitem.

— Brałaś coś? — zapytałem po chwili.

— Co?

— Nieważne — mruknąłem.

— To mi nie przerywaj — odparła zła. — Przywieźli te psy, ale za cholerę nie mogły złapać tropu. Ruszyły spod domu, przeszły dwie ulice i wróciły, ale z drugiej strony. Tak wiesz, jakby Leoni okrążyła dom i tyle — mówiła z przejęciem. — Dawali im różne jej rzeczy do powąchania, ale ciągle było to samo. Ubaw miałam — zaśmiała się. — Godzinę tak krążyli. Ja nie wiem, co ona zrobiła. Teleportowała się potem, czy co?

— No dobra, ale nadal nie wiem, dlaczego masz nowy numer. — Dziewczyna mogłaby w końcu zacząć odpowiadać na zadane pytania.

— Potem ci policjanci przyszli do mnie. — Przewróciłem oczami, słysząc, że znowu mówi nie na temat. — Jak widziałam, że wchodzą na posesję, to spanikowałam i zniszczyłam tamtą kartę. — W końcu dowiedziałem się tego, o co pytałem. — Oczywiście najpierw nabazgrałam twój numer na kartce. — Miriam trajkotała dalej jak najęta. — Bałam się, że będą mi grzebać w telefonie i zobaczą twój numer, to pomyślą, że jesteśmy w kontakcie. Heisslerowa pewnie wypaplała to, że u nich byłeś. — Tu dziewczyna się nie myliła. — A tak to wiesz. Nie znamy się — dodała zadowolona.

— Chyba nie do końca — powiedziałem, pocierając dłonią kark.

— To znaczy?

— Jak mnie przesłuchiwali, to powiedziałem, że rozmawiałem z tobą — odparłem, a Miriam zaklęła pod nosem.

— Nie mam sił do ciebie — mruknęła niezadowolona. — Sprowadzisz na mnie tylko problemy, a i tak mam ich wystarczająco dużo w szkole.

— Ty z tą swoją gadką masz problemy w szkole? — zapytałem z zaciekawieniem. Jakoś nie wyobrażałem sobie tego, że Miriam mogła mieć jakiekolwiek problemy.

— Ale nie towarzyskie — powiedziała z dumą w głosie. — Tylko w nauce. Zawsze Leoni mi pomagała, a teraz... wiesz, jak jest. — Westchnęła przeciągle, a ja zaśmiałem się pod nosem. Momentami była nawet zabawna. Wróżyłem jej karierę w stand up-ie.

— Czyli nie wiesz, gdzie ona jest?

— Nie mam zielonego pojęcia. Myślałam, że ty będziesz, coś wiedział.

— Dlaczego ja? — zapytałem ze zdziwieniem.

— Nie wiem — odparła zrezygnowanym tonem głosu. — Chyba, dlatego że obdarzyła cię jakimś tam zaufaniem. Chociaż na koniec wyszedł przypał — powiedziała, a ja w sumie przyznałem jej rację.
— Ty, a jak Heissler ją zabił?

— Weź, przestań. Nie zrobił tego — odparłem, a ona głośno westchnęła.

— Dobra, muszę kończyć, bo matka mnie woła.

— Rozumiem, że to jest twój nowy numer? — zapytałem na koniec.

— No. Możesz sobie go zapisać jako ponętna Miriam — zaśmiała się głośno, a ja wzniosłem oczy.
— Strzałka — dodała i od razu się rozłączyła.

Rzuciłem telefon na łóżko, po czym przetarłem twarz dłońmi. Rozmowa z tą dziewczyną była męcząca. Trajkotała jak najęta, a i tak nic konkretnego nie powiedziała.
Leoni rozpłynęła się w powietrzu i teraz trzeba było czekać na jakieś tąpnięcie. Domyślałem się, że ujawni się w dniu osiemnastych urodzin. Tylko pytanie, co do tej pory? Czy poradzi sobie sama? Czy nie stanie jej się krzywda? W głowie znowu miałem pełno pytań, a jeszcze czekała mnie rozmowa z kumplami z kadry, a przede wszystkim z Andreasem. Byłem pewien, że Wellinger nie odpuści tematu mojej wycieczki do Scheidegg.

*************************

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top