Rozdział 2

Kiran 

– Duma rozpiera mnie ponad wszystko!

Oklaski rozległy się po słowach jego ojca. Król Somir skinął głową i uniósł rękę, chcąc kontynuować.

– Cieszę się, że stajemy się otwarci na problemy tworzące naszą rzeczywistość. – Obecny władca Glatty rozejrzał się po tłumie stojącym przed nim. Kiran zaś pomyślał, że gdyby mu dane było tak przemawiać, zatoczyłby ręką koło nad głowami zebranych, by lepiej podkreślić moc wypowiedzianych słów. – Cieszę się, że nie mówimy jako o pojedynczej osobie, która buduje przyszłość naszego królestwa. Mówimy tym samym językiem, widzimy te same cele, dlatego z radością przeznaczam te oto złoto i kosztowności na budowę sierocińca oraz szpitala, które z pewnością wpłyną pozytywnie na życie w stolicy.

Kolejna fala oklasków rozniosła się przez rynek miasta, w którym było już coraz mniej śniegu. Jednakże jego brawa nie były tak głośne, jak innych, bowiem pogrążony był w myślach. Nadeszła nowa wiosna w jego życiu, a zarazem czas kolejnych zmian.


Aletiana

Opuszczenie morza na wiosnę jak zwykle nie miało dla niej sensu. Tak samo, jak spędzenie miesiąca u zaprzyjaźnionego lorda, który rok w rok gościł jej ciotkę, a do którego po przeminięciu zimniejszych dni przybywało wielu możnych z różnych zakątków Glatty, by spędzić wspólnie czas na przyjęciach, które połączone były rozmowami o interesach.

Aletiana spojrzała ku otwartej skrzyni, w której znajdowały się jej rzeczy, a następnie wypłynęła z komnaty, bowiem nastała już pora, w której miała opuścić nie tylko komnatę, lecz także pałac. Wypłynęła ze swego pokoju, uchylając lekko drzwi, a tuż za nimi dostrzegła Talayę.

Zamarła na jej widok i westchnęła głęboko, gdyż od ich ostatniej wspólnej wyprawy nie zamieniła z nią więcej słów niż te, które były konieczne. W pamięci wciąż miała to, że syrena o wszystkim mówiła swej ciotce. Że nie trzymała tego, co się działo pomiędzy nią, Fatyą i Talayą za zębami.

– Tal – powiedziała mimo wszystko zdrobnienie imienia dawnej przyjaciółki.

– Wasza wysokość. – Skłoniła się przed nią syrena, wymawiając jej tytuł. – Dziś to mi powierzono zadanie towarzyszenia ci poza pałacem.

Aletiana odetchnęła głęboko, słysząc tę nowinę, która nie była jej na rękę i skinęła tylko głową, a następnie popłynęła w głąb korytarza.

*** 

– Fatya!

Przyjaciółkę dostrzegła już z daleka, jednak zatrzymała się w oddali na widok syreny pochylonej nad rośliną, której znała tylko właściwości, które musiała mieć w głowie przed zapowiedzianą lekcją, na której miała być rozliczana ze zdobytej wiedzy. Chciała dać sobie chwilę, by móc przypatrzyć się lepiej Fatyi, która pośród roślin zdawała się być we własnym królestwie, a nie tym, które należało do jej ciotki.

Dziewczyna zaś na zawołanie jej imienia, spojrzała w jej stronę, a następnie równie szybko jak Ana podpłynęła, by spotkać się z nią gdzieś pomiędzy.

Aletiana przytuliła się do Fatyi i głęboko odetchnęła, a następnie szepnęła do jej ucha:

– Będę tęsknić.


Lariarda 

Widok z góry zapierał dech w jej piersi, choć wspięła się na balkon, by móc odetchnąć głęboko powietrzem pozbawionym duchoty. Lariarda jednak kochała świat, którego była częścią. Muzyka i taniec były sensem jej życia, choć czasami potrzebowała od nich dystansu.

Tak było w tej chwili. Lari obserwowała z góry salę balową przepełnioną kolorowymi sukniami i melodią, która zapraszała do tańca. Mimo że bal został zorganizowany z okazji rocznicy narodzin księżniczki Abosty, to nie ona znajdowała się w centrum uwagi. Młoda i niedawno koronowana królowa Abosty przyćmiewała wszelkie osoby wokół siebie, sprawiając, że w żółtej sukni była niczym słońce niezamierzające zajść, by ustąpić miejsca nocy.

Lari powiodła wzrokiem w stronę ściany, gdzie wśród abostańskiej arystokracji stał jej ojciec, poklepując ramię jakiegoś mężczyzny w przyjaznym geście. Pamiętała jego słowa tego ranka. Słowa, które mówiły, że rada czekała, aż królowa wybierze mężczyznę, który zasiądzie u jej boku na tronie. Mężczyznę, który będzie nie tylko jej doradcą, lecz także partnerem.

Gra na dworze królewskim trwała cały czas. Nie łatwo było zejść z wielkiej sceny, którą tworzyła pałacowa rzeczywistość, kiedy się w niej zaczerpywało pierwszy oddech. Gra wciąż trwała, aktorzy wypowiadali swoje kwestie, próbując zyskać przychylność jak największej ilości osób. Lari tak czasami postrzegała swojego ojca. Jako aktora, który wciąż gra, gdyż był w dobry.

Kroki młodej królowej Abosty w kierunku przeciwnym do miejsca, w którym stał jej ojciec, sprawiły, że skupiła uwagę na postaci kobiety. Ta zaprosiła do tańca nieznanego jej mężczyznę, który ubrany był w granatowy strój. Obserwowała dokładnie, jak ta para o tak różniących się strojach zatrzymała się na środku sali balowej, przyciągając uwagę wszystkich dookoła. Najpierw zapanowała cisza, a potem rozbrzmiała jedna ze znanych jej na pamięć melodii.

Taniec się rozpoczął, a ona podczas jego trwania zaczęła myśleć o nim. O Kiranie. Kiranie, który dotrzymywał jej towarzystwa w tej chwili w myślach. Kiranie, który pokłonił się przed nią, choć nie musiał tego robić ze względu na różniący ich status i zaoferował swą dłoń, a następnie zawirował wraz z nią w tańcu.

Lariarda przymknęła powieki, wyobrażając sobie ten moment, o którym tak bardzo marzyła. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top