Rozdział trzydziesty pierwszy
Patrzę przez okno i opieram głowę na podciągniętych kolanach. Myślę o tym, co powiedziała mi siostra.
Tak, jak przypuszczałam, wróciła do Stanów krótko przed tym, zanim zaczęła się cała masakra związana z końcem świata. Miała akurat przerwę na studiach i postanowiła zrobić nam niespodziankę, ale kiedy przyjechała do naszego domu, było już za późno. Sama nie rozumiała, co się dzieje, a że telefony i Internet nie działały, musiała zaufać instynktowi. Była (dalej jest) Ultrafioletową, co ułatwiło jej podróż, ale zdziwiłam się, gdy wspomniała, że nie miała bliższego kontaktu z Ludźmi Nowej Generacji. Wydawało mi się to co najmniej niemożliwe, ale może miała po prostu szczęście. To, którego zabrakło 99% ludzkości, która została całkowicie zmieniona. Och, jasne był też ten 1%, który nie przeżył przemiany i zmarł.
Szczęście to mit. Cholerny wymysł, żebyśmy potrafili wytłumaczyć sobie to, że nie idzie nam w życiu, bo nie mamy Szczęścia. Jakby to cokolwiek zmieniało...
Wzdycham i zastanawiam się, co ona zrobiłaby na moim miejscu. Gdyby stanęła naprzeciwko mamy, która tak naprawdę już nią nie była. Gdyby spojrzała jej w jaskrawożółte oczy i musiałaby w ułamku sekundy podjąć decyzję.
Obce oczy, które kiedyś patrzyły z miłością.
- Hej - ktoś dotyka mojego ramienia, więc się odwracam - może się trochę przepisz? - pyta Mike, kiedy siada naprzeciwko mnie.
Kręcę głową.
- Nie potrzebuję snu - mój głos dochodzi jakby z bardzo daleko. Tylko fizycznie jestem tutaj.
- Sen jest po to, żeby odpocząć. Nie tylko fizycznie - jego głos jest poważny.
- Więc chyba powinnam spać przez całą dobę - śmieję się głucho, chłopak zachowuje jednak powagę.
- Krótko przed końcem świata pokłóciłem się z rodzicami. Wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami i krzycząc, że ich nienawidzę. Nie pamiętam, o co się sprzeczaliśmy. Spałem wtedy u kumpla, a kiedy rano wróciłem do domu, w salonie były ich ciała. Najwyraźniej nie nadawali się do przemiany - patrzy się w dal i dopiero po dłuższej chwili spogląda na mnie. Nie przerywam mu i pozwalam słowom płynąć - Wtedy po prostu wyszedłem z domu, nie myśląc o niczym. Wszystko wydawało się chorym snem, koszmarem, który zaraz się skończy i życie będzie toczyło się swoim rytmem. Ale świat już się zatrzymał.
Delikatnie się poruszam, ale nie wiem, czy chłopak potrzebuje bliskości. Po chwili odsuwa się i wstaje. Zamieram.
- W każdym razie - sztucznie się uśmiecha, ciągle jest pogrążony we wspomnieniach - powinnaś odpocząć. Od jutra musimy zacząć planować.
Kiwam tylko głową, a Mike wychodzi. Znowu zostaję sama.
***
Ciągle śnią mi się koszmary, więc kiedy po raz kolejny budzę się z niespokojnego snu, postanawiam wstać i zająć się czymś pożytecznym.
Zamykam drzwi od swojego pokoju i wychodzę na korytarz. W salonie pali się jedna świeczka, jednak nikogo tam nie ma, więc ją gaszę. Wszyscy pewnie śpią. Zastanawiam się, kto stoi na warcie, bo jestem pewna, że Aret nie zostawiłaby tylu osób bez nadzoru.
Nie mam jednak ochoty na pogawędki z kimkolwiek, szczególnie, jeśli to ona postanowiła zarwać noc, bo wątpię, że poleciła to zadanie którejś z nowych osób.
Postanawiam wymknąć się balkonowymi drzwiami, obstawiając, że wartownik będzie na dachu.
Naciągam pelerynę i zarzucam kaptur na głowę.
Nikt mnie nie zatrzymuje, więc bez problemu przemykam do lasu. Może nie jest to najbezpieczniejsza rzecz, ale potrzebuję pomyśleć. Albo nie myśleć. Sama już nie wiem.
Chcę pozbyć się emocji, strachu, niepewności. Muszę poczuć, że nad czymś mam kontrolę, że ten świat nie zabrał mi wszystkiego, a mogę to zrobić tylko w jeden sposób.
Czuję, jak moje dłonie rozpalają się pod wpływem szalejących w głębi uczuć.
Po chwili stoję pośrodku okręgu, a wokół mnie szaleją płomienie, które liżą moje ciało, uspakajając je. Całe wahanie i niepokój spala się, wypalając ziemię i moje wnętrze.
Gdybym spojrzała na to wydarzenie z perspektywy czasu, uświadomiłabym sobie, jak niebezpieczne i głupio było to posunięcie, jednak w tamtym momencie jedyne, co się dla mnie liczyło to zapomnienie. Do momentu, kiedy ktoś zapytał się mnie: ''Czy zastanowiłaś się już Rash?''
A ja uświadomiłam sobie, że absolutnie nikt nie wie, gdzie jestem i nikt nie będzie w stanie mi pomóc.
Cześć!
Na szczęście są już wakacje, więc mam nadzieję trochę ruszyć z tym opowiadaniem do przodu, bo jak na razie tylko obiecuję...
Rozdziały będą pojawiać się w miarę moich możliwości, ale na pewno raz na półtorej tygodnia.
Trzymajcie się! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top