Rozdział trzydziesty czwarty
Aret
Czuję, jak wokół mnie wybucha ogień. Raz za razem, fioletowe płomienie liżą ściany i unicestwiają Ludzi Nowej Generacji, którzy stają się popiołem.
Jestem pochłonięta walką i utrzymaniem ognia, pomimo osłabionej ręki.
Słyszę krzyki, później wrzask jednej osoby, prawdopodobnie Diany, sądząc po jego tonie, chociaż nigdy nie interesowałam się muzyką. Podejrzewałam u siebie słuch absolutny, bo zawsze bez problemu dopasowywałam melodię i z głosami ludzi było podobnie, chociaż w tym wypadku nie byłam stuprocentowo pewna, bo miałam na głowie inne zmartwienia.
Chcę się odwrócić, ale zauważam falowanie powierzchni dokładnie przed sobą i czuję pieczenie, kiedy ktoś łapie mnie za uszkodzoną rękę.
Przede mną stoi Ultrafioletowy, a za rękę trzyma mnie młoda dziewczyna, ma nie więcej niż trzynaście lat, ale jej oczy są ognistoczerwone i jest w nich absolutna bezwzględność. Wiem, że zabije mnie bez mrugnięcia okiem. Nad obcym przed sobą mam jedną przewagę. Nie widzi mnie, ale dziewczyna która w żelaznym uścisku miażdży moją dłoń, już nie ma tego problemu.
Teraz liczą się sekundy. Wywijam się, chociaż ból ćmi mi umysł na kilka sekund, kiedy muszę wykręcić ramię. Przed oczami latają mi czarne plamy i robi mi się niedobrze, ale nie ma czasu na wzięcie oddechu. Każdy może być moim ostatnim.
Upadam na ziemię i zdążę odturlać się w momencie, kiedy nóż śwista obok mojej głowy, pozostawiając smugę krwi na skroni i wbija się w ziemię. Głęboko.
Przełykam ślinę i dźwigam się na nogi. Nie mogę liczyć na pomoc innych. Każde z nas jest zdane na siebie, swoje umiejętności. Zdaję sobie sprawę, że kiedy to się skończy, długo nie będziemy mogli się pozbierać, ale na razie w moich myślach jest tylko jedno słowo: ''Przeżyj''.
Tu nie chodziło o wygranie, wiem, że nie mamy na to szans. Oni wykorzystali element zaskoczenia, którego nam zabrakło. Dodatkowo byliśmy osłabieni, a zdrada Elizabeth ostatecznie przechyliła szalę. Dobry taktyk zawsze wie, kiedy powinien się wycofać, ale niestety tu nie było takiej możliwości. Całkowita porażka oznaczała śmierć.
Wszyscy walczymy o to, żeby móc żyć.
Szybko analizuję to, co się dzieje. W oczach dziewczyny nie ma emocji. To też daje im przewagę. Ona się nie irytuje, nie boi się, nie ma wyrzutów sumienia ani nie odczuwa emocji. Przy czym, jeśli te wszystkie rzeczy które wymieniłam były zaletami w walce, to ta ostatnia nie, jeśli wiedziało się, jak ją wykorzystać na plus.
A ja mam nadzieję, że wiem.
Ręce mi się rozgrzewają i czuję, że lewa strona już nie funkcjonuje. Mam ochotę się rozpłakać, ale nie mogę tego zrobić. Jeszcze będzie czas na płacz, Aret.
Zabijam Ultrafioletowego, zanim dziewczyn zdąży wydać mu jakieś polecenia. Z każdą sekundą tracę siły.
Już wiem, że umrę, ale mam nadzieję, nie umrzeć sama, tylko zabrać to dziecko ze sobą.
To dziecko, które kiedyś miało rodziców, dom i przyjaciół.
To dziecko, któremu ktoś to odebrał, wyprał mózg i kazał zabijać.
To dziecko, które jest gotowe na śmierć i nawet nie może zrobić tego czując.
Będzie myślało, że to w porządku, że tak powinno być.
To dziecko już nie jest człowiekiem.
Płomienie odbijają się w moich oczach, kiedy ostatni raz biorę oddech, słyszę krzyki ludzi, którzy zaufali mi, że możemy wygrać. Widzę dziewczynkę, która idzie odebrać mi duszę. A później wszystko staje się zbyt jasne. Cały dom staje w płomieniach. Nie wiem, co się dzieje, ale czuję, że muszę odpuścić. To światło jest zbyt ciepłe i zbyt zachęcające. Mam dość walki.
Płynę w jego stronę i opadam tam, gdzie już nie muszę niczym się martwić.
***
Rashida
Patrzę w lustro, które stoi naprzeciwko mnie. Wiem, że to wszystko nie jest prawdziwe, że to tylko wytwór mojego szalonego umysłu, ale nawet jeśli bym chciała, to nie wiem, jak się wyrwać.
Lustro jest duże. Przynajmniej dwa razy wyższe niż ja. Wokół unosi się szary dym, który zakrywa wszystko, co ewentualnie może być obok mnie. Nie rozglądam się więc, tylko skupiam na tafli przede mną.
Moje odbicie wygląda żałośnie, ale po chwili coś zaczyna się dziać. Włosy stają się znowu gęste i wyglądają na świeżo umyte. Mam czyste ubrania, które aż błyszczą. Moje cera wygląda na zdrową i promienną, aż bije od niej blask. Ale zmieniają się też moje oczy. Z ametystowego koloru, przechodzą na jasny fiolet, a później w lekki róż i na końcu stają się ognistoczerwone.
Patrzy na mnie moje odbicie, ale to nie jestem.
Nie wiem, jak mam na to zareagować. A później zauważam pistolet w swojej dłoni. Widzę czarny, połyskujący metal i wewnętrznie wiem, że jest naładowany. Czuję, jak ciąży mi w ręce i zastanawiam się, co się stanie, bo straciłam kontrolę nad własnym ciałem, ale umysł pozostaje przerażony.
Mogę tylko biernie patrzeć i mieć nadzieję, że przez ten czas zdążę się już ''obudzić'' i wrócić do rzeczywistości. Na razie się jednak na to nie zanosi.
Dym się zagęszcza, ale metr wokół mnie pozostaje od niego wolny. Zawsze byłam lepsza w sporcie, niż w myśleniu, ale podświadomie wyczuwam, że to nie skończy się dla mnie dobrze.
Moja ręka prowadzona jakąś siłą przystawia pistolet do skroni, która jest jednocześnie moja, a jednocześnie nie.
Zanim zdążę nacisnąć spust, lustro pęka i w momencie kiedy fioletowy ogień pochłania mnie, z powrotem jestem w swoim ciele.
Rozglądam się spanikowanym wzrokiem dookoła i dostrzegam toczącą się walkę. Widzę, jak moi przyjaciele przegrywają.
Wiem, że mam tylko jedno wyjście. Zawsze wiedziałam, że tylko takie jest i może to mnie tak przytłoczyło, ale od przeznaczenia nie można uciec, bo przecież ''jak to lotny, nie ma pieszego dogonić''*.
Wszystko dzieje się automatycznie, kiedy widzę, jak do Aret zbliża się dziewczynka na oko jedenastoletnia, której krew skapuje z noża.
Aret była jedyną osobą, która nigdy nie ukrywała tego, jaka jest. Jej niechęć do mnie była szczera i może to dlatego tak bardzo jej nie lubiłam, bo była prawdziwa. Moja siostra nie.
Ogień wypełnia całe moje ciało. Płonę od środka. Przestaję cokolwiek widzieć, bo ogień jest zbyt jasny. Najpierw płonie tylko moje wnętrze, ale siła jest zbyt duża, a moje ciało to za mało.
Wybucham, a fioletowe płomienie pochłaniają wszystko dookoła.
*J. Kochanowski "O miłości"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top