Rozdział trzydziesty

Słyszę walenie w drzwi i ze stacji staczam się z kanapy. Na początku nie wiem, co się dzieje, ale po chwili orientuje się w rzeczywistości. No, staram się orientować.
Podbiegam do drzwi i wyglądam przez wizjer. Na ganku stoją Aret i Mike. Miny mają zadowolone, ale na ich twarzach nie maluje się odprężenie, tylko cały czas nerwowo rozglądają się dookoła. Za nimi dostrzegam grupę co najmniej siedmiu osób.

Czym prędzej otwieram wszystkie zamki i naciskam klamkę.

Mike uśmiecha się, kiedy mnie widzi, ale Aret posyła mi tylko wykrzywienie warg. Cóż, lepsze coś niż nic.

Chłopak wzrusza ramionami i idzie za dziewczyną. Kiedy wszyscy jesteśmy już w salonie, patrzę po twarzach nowo zebranych osób. Stanowią oni dość dziwną mieszankę kulturowo-społeczną. Dwie dziewczyny, które wyglądają na siostry, mają zabójczy wyraz twarzy. Obie mają prawie identyczne ubrania, ale jedna ma spięte włosy w kucyk, a druga w koka. Ich rysy też nieznacznie się różnią, ale odpowiedni makijaż i byłyby nie od odróżnienia. Nawet w obliczu apokalipsy przypominają mi się dawne czasy, gdzie Jessie potrafiła 24h/7 gadać o makijażu, a ja nie miałam za bardzo pojęcia, o co właściwie chodzi.

Na jej wspomnienie coś zaciska mnie w środku, więc spoglądam na następną osobę, którą jest chłopiec. Ma dziwny błysk w oczach, który świadczy o tym, że tylko spryt utrzymał go przy życiu. Zbyt długie kosmyki jasnych włosów, wpadają mu do fioletowych oczu. W przyszłości być może mógłby być modelem, ale na razie jest tylko dziesięcioletnim dzieciakiem, który stracił wszystko i jego dzieciństwo polega na zabijaniu i uciekaniu.

Aret i Mike przyglądają mi się z zaciekawieniem, ale w oczach dziewczyny dostrzegam zaniepokojenie. Czyżby się o mnie martwiła?

Ostatnie trzy osoby znają się od dawna. Od razu to dostrzegam. Dwóch chłopaków stoi po obu bokach dziewczyny, która z niepokojem rozgląda się po pomieszczeniu. Jest od nich młodsza. Może mieć jakieś piętnaście lat. Jeden chłopak trzyma rękę na jej tali, więc obstawiam, że są razem. Drugi, w tym samym wieku, pewnie jest jej bratem. Wnioskuję to po tym, jak na nią patrzy. W jego oczach dostrzegam troskę. Dokładnie taką samą jaką moja siostra otaczała mnie, pomimo naszych napiętych stosunków przez większość czasu.

Jeszcze raz patrzę na nowo zebraną grupę i posyłam im uspokajający uśmiech. Dopiero kiedy Aret szturcha mnie w ramię, dostrzegam, że obok niej stoi ktoś jeszcze.

Elizabeth.

Muruje mnie. Tracę oddech i nie wiem, jak się nazywam. Nie jestem w stanie się poruszyć ani nic powiedzieć. Po prostu stoję jak słup soli, zamiast przytulić siostrę. Czuję jak krew odpływa mi do nóg i nagle nie jestem w stanie nawet stać. Zataczam się do tyłu, kiedy robi mi się ciemno przed oczami i tylko słyszę, jak głosy zlewają się w jeden szum. Upadam, zanim ktoś zdąży mnie złapać.

***

Powoli powraca mi świadomość, ale na razie nie mam kontroli nad własnym ciałem. Słyszę głos zaniepokojonej, ale rzeczowej Liz, która rozmawia z Aret.

- Nie wiedziałam, że tak zareaguje - mówi Aret. Wydawała się najbardziej poskładana.

- Rashida - Elizabeth nigdy nie używała skrótów mojego imienia, tak jak ja nigdy nie mówiłam do niej pełnym. Nie ma co, dopełniałyśmy się - zawsze była najbardziej poukładana, ale był z niej szatan. Ambicja, żeby coś osiągnąć, często nie pozwalała jej spać, bo twierdziła, że trening są najważniejsze, ale w kwestii uczuć ciężko się z nią było porozumieć.

Aret wzdycha.

- Nie sądziłam jednak, że zabójstwo mamy tak na nią wpłynie. Wydawało mi się, że jest...inna.

Ciężko słuchać mi czegoś takiego i nie móc zareagować, ale moje ciało nie chce mnie słuchać.

Chcę powiedzieć, że to ona wyjechała na inny kontynent, chociaż wiedziała, że nigdy nie byliśmy zgraną rodziną, ale po jej wyjeździe było dwa razy gorzej. Co prawda nasze stosunki się poprawiły, ale w domu panowała ponura atmosfera.

- To świat nas zmienia. Musisz zaakceptować fakt, że twoja siostra się zmieniła. Ludzie teraz dzielą swoją osobowość na TERAZ i PRZEDTEM.

Tym razem to Liz wzdycha. Prawie słyszę, jak trybiki w jej mózgu pracują. Zawsze za bardzo wszystko analizowała i chyba zostało jej to do teraz, sądząc po ciszy, jaka nastała.

Mrugam powiekami i czuję, jak wracają mi siły. Nareszcie!

Powoli siadam i widzę, jak dziewczyny odwracają się w moją stronę.

- Musimy porozmawiać - mówię. Po ich minach orientuję się, że doskonale zdają sobie sprawę z tego, iż ja wszystko słyszałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top