Rozdział dwunasty
Czas leci powoli. Nie mam dużo zajęć przez co cały czas myślę. Myślenie z kolei przynosi ból i strach o niepewne jutro.
Chaz jest dalej nieprzytomny. Prawie w ogóle się nie rusza, ale jego oddech jest stabilny. Zastanawiam się, ile jeszcze będzie "spał".
Z racji tego, że zaczynam już świrować, postanawiam bliżej przyjrzeć się masce samochodu. Wychodzę, ściskając w ręce latarkę, a w drugiej mam niewielki nóż. Nie na ultrafioletowych, ale w końcu to nie tylko oni są teraz zagrożeniem, mimo że pozostało już niewielu (żywych) ludzi. Od początku tego wszystkiego zastanawia mnie tylko brak większości ciał. Czy porywają ofiary przed zabiciem ich? A może zabierają tylko same ciała. Nie wiem. Nie znam odpowiedzi na bardzo wiele pytań, ale dalej mam nadzieję, że kiedyś to wszystko się wyjaśni, bo wierzyć że świat wróci do normy to głupota. Taka nadzieja zabija, a nie pomaga. Można wierzyć w to, co niemożliwe, ale tylko wtedy, gdy człowiek ma silną psychikę, w innym wypadku najprawdopodniej skończy się to tragicznie.
Cały przód auta jest zgnieciony. Widzę kable, dziwne płyny i metalowe części, które odbijają się w świetle latarki. Nie zamierzam naprawiać samochodu, bo nie mam o tym zielonego pojęcia. Myślałam jednak, że z autem jest lepiej. Jasne, to tak jakbyś wryła twarzą w asfalt i wierzyła, że była to trawa. Mniej więcej tak wygląda nasze auto.
Kostka dalej mnie boli, ale postanawiam odejść kawałek i zobaczyć, czy gdzieś nie ma jakiegoś miejsca, bo prawdę mówiąc zaczynam mieć dość siedzenia i myślenia. To jak przeniosłabym tam później Chaza, to już inna kwestia, o której nie mam zamiaru myśleć, przynajmniej na razie
Idę powoli, uważnie się rozglądając i wypatrując falowania, ale jak na razie jest spokojnie. Za paskiem mam wąski nóż, ale w walce z ultrafioletowym na niewiele by mi się przydał.
Obejście całej powierzchni terenu zajmuje mi prawie cały ''dzień'', ale nie przynosi żadnych rezultatów. Nie mogę powiedzieć, że mnie to nie zdołowało, ale staram się myśleć pozytywnie, chociaż to dosyć ciężkie w tej sytuacji.
Chaz dalej nie odzyskał przytomności, ale mój stan zdrowia się poprawia, a przynajmniej mam taką nadzieję.
Kiedy słyszę dziewczęcy głos, stoję akurat przy samochodzie, opierając się o zniszczoną maskę, więc odskakuję, wyciągając nóż.
Przede mną stoi może piętnastoletnia dziewczynka. Ma jasne oczy i włosy. Jest wychudzona, a jej ubranie jest brudne.
- Tu peux aider moi?* - pyta. Mówi z francuskim akcentem, wiec pewnie nie jest stąd. Kiedyś uczyłam się francuskiego, ale średnio mi szło. Jessie mówiła biegle w tym języku. Jej wspomnienie przeszywa mnie bólem, dlatego skupiam się na dziewczynce.
- Désolée - Jestem zaskoczona, że cokolwiek pamiętam, ale najwyraźniej mój mózg był obecny na kilku lekcjach pani Deaobux. - Mais, je ne comprends pas. Tu peux parler anglais? **
Dziewczynka jest przestraszona, ale słysząc, że próbuje się z nią dogadać w jej ojczystym języku, trochę się uspokaja i nerwowo rozgląda dookoła.
- Mój tata być źle - mówi w końcu.
Próbuję zrozumieć, o co jej chodzi, bo mówi łamaną angielszczyzną. I tak jestem jej wdzięczna, że już nie każe mi mówić po francusku.
- Twój tata jest chory? - pytam, ale chyba nie rozumie, wiec zmieniam szyk zdania - źle się czuje?
- Oui, yy...Tak? - to brzmi bardziej jak pytanie, ale uznaje, że z jej tatą coś się stało.
Nie ma szans, żeby zrozumiała czy zaprowadzi mnie do niego po angielsku, więc próbuję przypomnieć sobie słówka i chyba w gruncie rzeczy mój francuski nie jest taki zły. Nie mówię perfekcyjnie, ale najgorzej też nie jest.
- Tu vas avec moi à ton père? *** - Miałam nadzieję, że zapytałam, czy zaprowadzi mnie do swojego taty. Sądząc jednak po jej minie, stwierdzam, że musiałam coś sknocić, ale dziewczynka chyba rozumie, bo mówi.
- Alle. ****
Więc idziemy.
Nie rozmawiamy po drodze. Każda jest pogrążona w swoich myślach, ale też maksymalnie skupiona na tym, co się dzieje dookoła. Myślę o tym, że zostawiłam Chaza na pastwę losu dla kompletnie obcej osoby, która może okazać się niebezpieczna, a na miejscu może czekać na mnie pułapka, ale kiedy patrzę na udręczoną twarz piętnastolatki poczucie winy z powodu zostawienia chłopaka nieco maleje. Co gdybym ja była na jej miejscu? Potrzebuję pomocy, a właściwie mój przyjaciel jej potrzebuje, ale skoro jemu pomóc nie mogę , to może zdołam zrobić coś dla mojej nowej towarzyszki.
- C'est ici ***** - dla mnie brzmi to jak ''sisi'' ale orientuję się, że chodzi o to, że jesteśmy na miejscu.
W środku lasu wszystko wydaje się bardziej przerażające, niż jest w rzeczywistości. Świat pogrążony w ciemności nie wygląda ani trochę przyjaźnie. Nie do końca rozumiem fenomen, dzięki któremu stałam się tym, kim jestem i czeku akurat ja jestem Pod Osłoną Cienia, ale nie będę z niego rezygnować, póki widzę cokolwiek w tej cholernej ciemności.
Na ziemi leży jakiś mężczyzna. Oddycha ciężko. Dziewczynka pochyla się nad nim i szepcze mu coś do ucha po francusku. Widzę jednak, że to bezcelowe, bo mężczyzna jest nieprzytomny.
Przypominam sobie zajęcia z pierwszej pomocy i układam go w pozycji bezpiecznej, bo jak na razie oddycha - dzięki Bogu, bo resuscytacja jest dużo gorsza, kiedy wiesz, że to ty odpowiadasz za życie tego człowieka i nie ma co liczyć na to, że za chwilę przyjedzie pogotowie.
- On żyć? - pyta.
Patrzę na wymizerowaną twarz człowieka, na jego unoszącą się z trudem klatkę piersiowa i stwierdzam, że tak, będzie żyć, ale nie wiem jak długo. Nie chcę jednak odbierać jej nadziei, więc tylko kiwam głową. Widzę, że trochę jej ulżyło. Pytam po francusku, jak ma na imię.
- Chiara - pada odpowiedź - et toi? ******
- Rashida.
Chiara powtarza moje imię z francuskim akcentem, co trochę mnie bawi, więc chichocze. Ona po chwili dołącza do mnie. W tej krótkiej, ulotnej chwili mam wrażenie, że świat do końca nie przepadł i być może kiedyś będzie jeszcze tak, jak dawniej. A przynajmniej dalej chcę w to wierzyć. Bo tylko wiara teraz mi pozostała.
Tutaj macie tłumaczenie wszystkich francuskich części dialogu, gdyby ktoś był ciekaw ;)
*Możesz mi pomóc?
** Przykro mi, ale nie rozumiem. Umiesz mówić po angielsku?
*** Pójdziesz ze mną do swojego taty? (To dlatego Chiara miała problem ze zrozumieniem Rashidy)
**** Idź
***** To tutaj
****** a ty?
Cześć!
Wracam na Wattpada z nowymi pomysłami i nową weną. Mam nadzieję, że szybko się nie skończą. Od razu mówię, że rozdziały nie będą pojawiać się regularnie do końca wakacji, ale od września w każdy piątek wieczorem będzie nowy rozdział. Mam nadzieję, że się cieszycie.
Ja tymczasem żegnam się z Wami i do napisania!
claire1902
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top