Rozdział dwudziesty dziewiąty

Siadam pod drzewem i łzy zaczynają cieknąć mi po policzkach. Zaciskam zęby, żeby nie krzyczeć. Rozpadam się na kawałki i nie mam pojęcia, jak mam poradzić sobie z tym, czego właśnie byłam świadkiem. Nie wiem, jak mam dalej żyć, po tym co zrobiłam.
Doskonale wiem, że to już nie była moja mama. Żadne słowa, które bym jej powiedziała, nie zwróciłyby Jej. Bo to nie była Ona. Ale wiem też, że zabiłam kogoś, kto miał jej ciało. Spaliłam powłokę, która kiedyś była mi bardzo bliska.
Ciężko wzdycham i przeczesuję ręką włosy. Muszę się wziąć w garść i wiem o tym, ale niestety ochrona jaką daje mi Cień i wszystkie umiejętności oraz ulepszenia nie działają na emocje i uczucia. Ich nie da się wyeliminować, bo to one czynią z nas ludzi. To przez nie jesteśmy słabi, ale to dzięki nim potrafimy kochać.
- Jestem pod wrażeniem - męski głos odzywa się za mną. Szybko oglądam się za siebie. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że nie mam przy sobie żadnej broni. Ciągle zapominam, że w tym świecie zagrożenie stanowią nie tylko obcy.
Chaz stoi, opierając się o drzewo. Wyczuwam jeszcze kilka innych osób, przynajmniej dwie.
- Przykro mi, że nie jesteśmy sami. Nasza ostatnia rozmowa była dosyć...- przerywa i chce żebym uwierzyła, że naprawdę szuka słowa, choć wiem, że tak nie jest - przykra - kończy, a mi żołądek skręca się w supeł. Nie mogę uwierzyć w to, jak bardzo się zmienił. Z niepewnego nastolatka, który pasjonował się biologią i chciał uratować świat, stał się bezwzględnym, młodym mężczyzną. Mam wrażenie, że teraz nie obchodzi go nikt inny jak on sam. Może zawsze tak było, tylko stwarzał pozory, które teraz postanowił porzucić.
Ma na sobie ciemną, fioletowa koszulę i cienką kurtkę, wnioskuję więc, że ma też działający samochód, bo aż tak ciepło nie jest. Nie wygląda również na zmęczonego. Ma świeżo umyte włosy, starannie uczesane, a jego strój również nie wygląda jak pt. "walczyłem o życie, które jest ważniejsze niż wygląd".
Nie, ten strój zdecydowanie mówi "Jestem panem, który nic nie musi robić, bo ma od tego ludzi"
Przełykam ślinę i zastanawiam się, ile z tego widział.
- Wszystko - mówi z uśmiechem wyższości, jakby dokładnie wiedział o czym myślę. Czyżby jego zdolności aż tak się rozwinęły? Ogrom możliwości mnie przeraża. Kompletnie nie rozpoznaję w nich chłopaka z którym kiedyś się przyjaźniłam i który dbał o moje bezpieczeństwo.
- Chaz - podnoszę się - co chcesz osiągnąć?
- Ja? Nie mam zamiaru ci tego wyjaśniać. Nie chodzi o to, że nie zrozumiesz. Ludzie tacy jak my rozumieją bardzo dużo - przybliża się, więc dokładnie mogę zobaczyć, jego fioletowe oczy, ale coś nie daje mi w nich spokoju - ale po co mam się marnować i ratować ten świat? - pyta, chyba retorycznie, bo po chwili kontynuuje. - Po co się poświęcać na coś, co już jest stracone? Nie ma w tym żadnego sensu. Zamiast tego dołączę do Ludzi Nowej Generacji. Każdy z nas to może. Żyć jak Pan. Jak król. Pomyśl o tym Rash. Przecież nie jesteś głupia - mruga okiem i tak szybko się oddala, że po chwili już go nie ma, a ja uświadamiam sobie, że jego oczy nie były po prostu fioletowe. W nich już było widać żółtawy błysk.
Osuwam się pod drzewo i kładę głowę na kolanach, które obejmuję rękami. Co się stało z nami wszystkimi?
Co Oni nam zrobili?
***
Siadam na krześle, ponuro rozglądając się po pokoju. Jestem sama. Mike i Aret jeszcze nie wrócili. Nie zapytałam się Chaza, czy znalazł wtedy Chiarę i jej ojca, ale sądząc po jego zachowaniu nawet jeśli tak, to nie byli już żywi. Albo zmienili ich w Ludzi Nowej Generacji. Nie mogę wyrzucić z głowy oczu mamy, które pojawiają się ilekroć o tym myślę.
Postanawiam sprawdzić, ile mamy zapasów, tylko po to, żeby coś ze sobą zrobić.

Ilość pozostałego jedzenia nie jest wystarczająca nawet na tydzień i to przy maksymalnym oszczędzaniu i racjonowaniu. Woda nie starczy nawet na trzy dni.

Ciężko wzdycham i ukrywam twarz w dłoniach. Mam ochotę znowu się rozpłakać i dopiero teraz orientuję się, jak zmęczona jestem. Cała ta akcja, nowy plan, moja mała misja sprawiły, że całkowicie wyrzuciłam z głowy sen. A teraz mój organizm upomina się o niego podwójnie. Wiem jednak, że nie zasnę, dopóki Aret i Mike nie wrócą. Według naszych wstępnych ustaleń powinni być tutaj za kilka godzin. Jestem świadoma, że wiele rzeczy mogło pójść nie tak i chociaż nie chcę o tym myśleć, być może mogą być martwi. Nie. Muszę mieć nadzieję, że chociaż raz wszystko poszło po naszej myśli. Szkoda tylko, że bardzo rzadko tak faktycznie jest.

Kładę się na kanapie i wpatruję w sufit, a mózg pomimo zmęczenia pracuje na najwyższych obrotach. Mam ogromną nadzieję na to, że udało im się znaleźć przynajmniej kilku ludzi, którzy zgodzili się walczyć. Oczywiście fajnie, jeśli byliby Pod Osłoną Cienia, ale tak naprawdę przyda się każda para rąk, niekoniecznie tych ''magicznych''.

Czas leci bardzo powoli albo to ja jestem tak zmęczona, ale minuty dłużą się niemiłosiernie.

Zamykam oczy, nie chcąc usnąć, ale poddaję się i kiedy już odpływam, w głowie świta mi jedna myśl. Tak bardzo nie chcę wstawać, ale wiem, że jeśli teraz tego nie zrobię, to do jutra o tym zapomnę.

Wstaję i idę po mapę, a kiedy w końcu znajduję punkt, gdzie prawdopodobnie jestem, nie mogę uwierzyć, że dom mojej cioci jest niecałe trzysta kilometrów stąd. Siadam na kanapie i wpatruję się w narysowane drogi.

Pewnie, że potrzebowałbym samochodu, żeby tam dojechać, ale kiedy przedstawię ten pomysł Aret i Mike'owi, myślę, że się zgodzą. Poza tym dom mojej cioci stoi na uboczu, więc mógłby być również świetną bazą wypadową. A no i na pewno znalazłabym tam jakieś zapasy.

Kiedy tak o tym myślę, jestem podekscytowana, ale mój mózg chyba naprawdę potrzebuje snu, bo ręce zaczynają mi się trząść, a przed oczami zaczynają mi latać czarne plamy. Dochodzę do kanapy i ciężko opadam na poduszki.

Przykrywam się kocem i odpływam, układając sobie w głowie cały plan, którego mam nadzieję nie zapomnieć.

Ostatnią myślą jest, że być może również uda znaleźć mi się Liz. Moja siostra mogła wrócić z Europy przed końcem świata, ale nie zdążyła się już z nami skontaktować.

Zapadam w dosyć niespokojny sen, ale cieszę się, że przynajmniej w śnie nie muszę się martwić o uratowanie wszystkich.

Hej!

Mam nadzieję, że rozdział jest okey. Muszę w końcu zacząć częściej dodawać te rozdziały, bo ostatnio znowu zaniedbałam Wattpada.

Cieszę się, że ciągle tu jesteście :)

Odpocznijcie przez majówkę!

claire1902




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top