Rozdział czwarty

Jestem strasznie zmęczona. Oczy same mi się zamykają. Od kiedy wyruszyłyśmy nie miałyśmy w sumie żadnego dłuższego postoju, więc postanawiam poszukać jakiegoś schronienia, żeby się przespać i być może poszukać jakiegoś innego pożywienia niż suche ciastka, które prawdę mówiąc, również się kończą.  Tak, świetnie...
Silver macha ogonem, kiedy zbliżamy się do miasta. Okey, muszę w końcu to przyznać. Las był fatalnym pomysłem, ale dalej nie jestem przekonana, co do miasta. Jakieś pomysły, co robić?
Nie? Żadnych?  W takim razie podejmujmy kolejną fatalną decyzję! Jej! Z czegoś się trzeba cieszyć,  nie?
Miasto spowija mrok...tak jak wszędzie Rash...nie odkryłaś Ameryki. Dobra, wiem.
Zdecydowanie nie było ze mną dobrze, ale czemu się dziwić?  Od ponad roku (roku?) byłam sama więc moje zdrowie psychiczne już dawno wyjechało na wakacje i jakoś nie zbierało się do tego, żeby wrócić. Nieważne.
Miasto jest ciemne i ponure, jak wszystko inne dookoła. Trzymam się raczej mniejszych uliczek i unikam chodzenia środkiem ulicy. Latarkę ściskam w jednej ręce, a drugą trzymam smycz. Suczka zachowuje się nienagannie. Jeszcze tego by mi brakowało, gdyby zaczęła szczekać...Wchodzimy do pierwszego sklepu, który jest zaraz na rogu. Otwieram drzwi i słyszę dzwonek, radośnie obwieszczający wejście nowego klienta. Zamieram, jak dziecko przyłapane przez matkę z ciastkiem w ręce. Silver też jakby wyczuwa powagę sytuacji, bo stoi nieruchomo. Nie słyszę nawet jej oddechu. Kiedy jednak nie następuje żadne "falowanie", ruszam dalej. Patrzę na pełne półki jedzenia. Jest to dosyć podejrzane, ale nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać. Jestem głodna. Biorę puszki z suchą karmą. Świece latarka na terminy ważności. Większość rzeczy jest dobra, ale są też takie które już dawno są przeterminowane. Szerokim łukiem omijam dział pieczywa,  warzyw i owoców oraz mięs. Pamiętam, jak niczego jeszcze nieświadoma weszłam do pierwszego sklepu po trzech miesiącach od tego wszystkiego i zobaczyłam te wszystkie muchy, robale siedzące na żywności. Uch...nawet teraz, kiedy sobie to przypominam,  jest to obrzydliwie. Idę dalej pustymi alejkami, świecąc co jakiś czas latarką, żeby nie wpaść na coś...lub kogoś. Nigdy nic nie wiadomo, mimo wszystko.
Po końcowych zakupach, czujecie tą ironię?, idę dalej ulicą. Mam wypchany plecak, a moja towarzyska również niesie pakunek.  Wydaje się zadowolona, bo chyba wie, że czeka ją mała uczta. Cóż,  nie myli się.
Mi też jest jakoś wyjątkowo lekko. Bez problemu znajdujemy puste mieszkanie. Nie jest ono w samym centrum. Ma dwa wyjścia i znajduje się na piętrze. Wydaje mi się w miarę bezpieczne, ale czy można tak powiedzieć o jakimkolwiek miejscu po tym, czego byłam świadkiem? Nie wiem. Nie znam tego nowego miejsca, chociaż wszystko pozostało takie same, to jednak zaszła jakaś zmiana, której nie można ignorować.
Mieszkanie jest spore. Ma 4 pokoje, dość sporą łazienkę i jest w pełni wyposażone. Szkoda tylko, że większość sprzętu jest na prąd. Widać, że ktoś już tutaj był przede mną i na pewno nie była to jedna osoba, bo na ziemi walają się różne śmieci, a niektóre rzeczy są zepsute, ale w gruncie rzeczy nie jest tak źle.
Silver rozkłada się na wielkim fotelu i merda zadowolona ogonem. Cóż, przynajmniej ona jest szczęśliwa z nowego mieszkania. Postanawiam, że zostaniemy tutaj trochę dłużej, bo ten sklep wygląda obiecująco i jak na razie nie natrafiłam na nikogo, kto mógłby nam zagrażać. A w razie czego zawsze możemy się szybko ulotnić.
Otwieram puszkę z karmą i nakładam ją na talerz, który wcześniej przecieram.
Wyglądam przez okno i próbuję wypatrzyć coś w całkowitej ciemności, ale ulica wygląda dokładnie tak samo. Nic się nie porusza, więc uspokojona siadam i również postanawiam coś zjeść. Decyduję się na płatki z mlekiem (to prawdziwy cud, nie pamiętam kiedy ostatni raz znalazłam dobre z ważnym terminem przydatności) a na deser mam czekoladę z orzechami, moją ulubioną.
Moja towarzyszka już śpi, kiedy kończę jeść. Ja też postanawiam się położyć, bo nie wiem, kiedy ostatni raz spałam w łóżku.
Jakoś dziwnie kłaść mi się do cudzego łóżka, nawet jeśli właściciele tego mieszkania już dawno nie żyją. Wybieram więc kanapę i zamykam oczy. Pod powiekami przez chwilę tańczą mi obrazy dawnego życia, ale kiedy je ignoruję, odchodzą, a ja odpływam w sen.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top