Rozdział czternasty
Stoję sparaliżowana. Wszystko wokół mnie przestaje mieć znaczenie, kiedy Chaz żarliwie wpatruje się we mnie. Jego oczy robią na mnie piorunujące wrażenie. Nie mam pojęcia, jak na to zareagować. Głos zamiera mi w gardle i dopiero za trzecim razem udaje mi się wykrztusić.
- Chaz...twoje oczy - chłopak nie wygląda na ani trochę zdezorientowanego, w przeciwieństwie do mnie. Kiwa głową i uśmiecha się zagadkowo. Mam jednak wrażenie, że coś jest nie tak. Jakby część jego ducha pozostawała gdzieś indziej. Coś sprawia, że wiem, iż nie jest on w stu procentach świadomy tego, co się z nim dzieje.
Dotykam lekko jego ramienia, a między nami przeskakuje fioletowa flara światła, która za chwilę znika. Patrzę na twarz chłopaka. Jego rozszerzone źrenice wracają do normalnych rozmiarów. Wciąga głęboko powietrze i po chwili upada na ziemię. Klęczy i oddycha spazmatycznie tak, jakby sprawiło mu to ból. Nie wiem, co robić.
- Chaz? - odzywam się w końcu. Chłopak nie odpowiada. Kucam przy nim. Nie ukrywam, że boję się go dotknąć, ale w końcu się na to decyduję i podnoszę mu głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Jego tęczówki są już lekko fioletowe. Dopiero teraz jest w pełni świadomy. Z ulgi, że w końcu go odzyskałam chce mi się płakać. Znowu.
Odzyskałam go.
Odzyskałam...
Przytulam się do niego. Jest zdezorientowany, ale po chwili obejmuje mnie. Słyszę, jak wzdycha.
- Czy zechcesz mi wyjaśnić, co się stało? Bo ostatnie co pamiętam, to twój krzyk, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, dlaczego krzyczałaś.
Och, myślę, to będzie dość długa opowieść.
- Może lepiej usiądź.
- Jest aż tak źle? - w jego głosie nie ma strachu, tylko zrezygnowanie.
- Po prostu usiądź.
***
Kiedy kończę mówić, Chaz spogląda na mnie, a chwilę później jego pięść ląduje w ścianie. Cały domek się trzęsie od tego uderzenia. Czuję wibracje przechodzące przez podłogę. Coś się zmieniło, ale mój umysł nie chce na razie dopuścić do zaakceptowania tego faktu. Sama nie wiem, czy to dobrze.
- Więc potrąciłem człowieka? - pyta w końcu. Jego głos jest wyprany z emocji.
Kiwam głową.
- A później ten sam człowiek zniknął?
Ponowne kiwnięcie.
- Jesteś pewna, że Ci się nie przywidziało? Ludzie w szoku mają czasami halucynacje.
- Chaz - nic nie mogę poradzić na to, że mój głos jest gniewny. - Jestem pewna. Ten człowiek wybiegł na ulicę, samochód uderzył w drzewo, a później kiedy się ocknęłam, nie było go w pobliżu.
Kiedy spojrzałam w rozjarzone oczy Chaza, przypomniałam sobie wszystko. Każdy szczegół tego wypadku. Tak, jakby to wszystko zdążyło się chwilę temu, a nie kilka dni wstecz.
Chłopak łapie się za głowę.
Czuję ból w skroniach.
On chyba też.
Przyciskam ręce do uszu.
Ktoś krzyczy.
Ból się nasila.
Kiedy upadam w ciemność, jestem sama.
***
Przede mną jest lustro. Mój wzrok na początku jest zamglony, dlatego sądzę, że to co widzę, nie jest prawdą, ale kiedy wraca ostrość jestem przerażona. W miejscu gdzie leżę, w lustrze powinna odbijać się moja sylwetka, ale nic tam nie widać.
Jest tylko pustka.
Jest mi niedobrze i czuję, że kręci mi się w głowie.
Podchodzę bliżej, ale nic się nie zmienia. Nadal mnie nie widać.
Przerażenie coraz bardziej paraliżuje moje ciało. Nie mam pojęcia, co się dzieje. Kiedy dotykam powierzchni lustra ono znika, a na jego miejscu pojawia się przeźroczysta postać. Odskakuję do tyłu. Ona robi to samo.
Ultrafioletowy powtarza wszystkie moje ruchy. Przykłada dłoń do ust. Łapie się za głowę. Przybliża się, kiedy ja robię krok w przód.
Nie robi tylko jednego. Nie wrzeszczy wniebogłosy.
- Rashida!
- Rashida! Obudź się - Chiara patrzy na mnie rozszerzonymi ze strachu oczami. Wypuszcza oddech, kiedy otwieram oczy.
- Bogu dzięki - słyszę obok siebie. Chaz siedzi z rękami na kolanach i tez wypuszcza powietrze.
- Co się stało?
- Najpierw byłaś nieprzytomna przez pół godziny tak mniej więcej, a później zaczęłaś niemożliwe krzyczeć. Jakby ktoś Cię mordował.
- To by chyba było lepsze... - odpowiadam częściowo nieobecna, a później patrzę w oczy Chazowi i szepczę - znam odpowiedź na jedno pytanie.
- Niech zgadnę - chłopak chce być zabawny, ale wiem, że tak naprawdę boi się, tak jak wszyscy - nie spodoba mi się to prawda?
Nie muszę nic odpowiadać.
- Jesteśmy nimi, Chaz. Jesteśmy Ultrafioletowi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top