Rozdział piąty

Budzą mnie promienie słońca. Jestem tak zaskoczona, że wydaje mi się to niemożliwe. Biegnę do okna, ale to nie to samo, co poczuć je na skórze, więc wybiegam z mieszkania. Ludzie patrzą się na mnie dziwnie, kiedy stoję w piżamie, ale uśmiechają się. Nasza sąsiadka macha mi, sadząc kwiaty. Odmachuję jej i cieszę się słońcem. Czuję czyjąś rękę na ramieniu. Odwracam się. Mama stoi i uśmiecha się do mnie. Wzrok ma jednak spuszczony. Na początku mi to nie przeszkadza i po prostu cieszę się jej obecnością. Przytulam ją, ale ona jest jakaś sztywna. Widzę tatę, który stoi z drugiej strony. On również nie podnosi wzroku. Nagle ktoś zaczyna ciągnąć mnie w tył. Odwracam się i widzę siostrę. Ma na sobie ciemne rzeczy, ale okryta jest fioletowym szalem.
- Już za późno - mówi. Jej postać jest dziwnie świetlista. Ale hej oczy biją fioletowym odcieniem. Coś jest bardzo nie tak.
- Czemu tak się świecisz?
Uśmiecha się z pobłażaniem, a później staje w ogniu. Wrzeszczę, a rodzice stoją nieruchomo. Podbiegam do nich i potrząsam za ramiona. Podnoszą oczy. Ich tęczówki są żółto-pomarańczowe. Chcę się odsunąć, ale potykam się. Ostatnie co widzę to falowanie powietrza i fioletowe oczy mojej siostry.
Budzę się i w ciemności, spadam z łóżka. Nie mam pojęcia, gdzie jestem i chwilę zajmuje mi dojście do siebie. Przecieram ręką splątane włosy i trę oczy, aż zaczynają mnie piec. Oddycham głęboko, ale dalej mam przed oczami cały sen.
Silver patrzy na mnie, a ja uśmiecham się sztucznie, jakbym próbowała udawać, że nic mi nie jest. Widać jednak, że jestem w tym tak kiepska, że nawet pies mi nie wierzy. Kiedy podchodzi do mnie i kładzie mi pyszczek na nogach, nie potrafię powstrzymać łez. Miałam takie cudowne życie. Rodzinę, która mnie kochała, najlepszą przyjaciółkę i rozwijającą się karierę sportową. Czemu wszystko nagle musiał trafić szlag?
Nie wiem, jak długo siedzę na podłodze, ale w końcu tyłek zaczyna mnie boleć, więc podnoszę się. Silver ociera się o moją nogę, jak kot. Dobrze, że nie zaczyna miauczeć, bo to już byłoby chyba dziwne, nawet jak na ten popieprzony świat. 
Drapię ją za uchem. Zaczyna machać ogonem.
- To co śniadanie?
Mogłabym przysiąc, że zaczyna tak energicznie machać ogonem, że boję się, że zaraz odleci. Śmieję się z niej i idę po kolejną puszkę karmy. Nie mam zamiaru żałować jej jedzenia. Nie wiem, kiedy znowu nam się tak poszczęści.
***
Trochę żal opuszczać mi to mieszkanie, ale wiem, że musimy ruszać w drogę. Od dziwnego snu minęło już kilka dni, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo bez słońca trudno to określić. Wyruszamy z Silver w drogę z pełnym plecakiem jedzenia. Moja suczka również niesie torbę, bo nigdy nic nie wiadomo. Jeszcze nie zdarzyło mi się głodować, ale wolałabym nie wiedzieć, jak to jest. Niektórym rzeczom lepiej po prostu zapobiegać.
Jestem zadowolona, bo udało mi się uzupełnić zapasy baterii, tak że teraz mam ich przynajmniej na kilkadziesiąt godzin palenia się latarki. Znalazłam również jedną zapalniczkę, do połowy wypełnioną gazem, dwa pudełka zapałek, jedną poręczną świeczkę (wcześniej jakoś o tym nie pomyślałam), ciepły szal, bo pogoda zaczęła się zmieniać, oczywiście w kolorze ciemnego fioletu i mały poręczny sztylecik. Swój stępiony nóż wywaliłam.
Idziemy ciemnymi uliczkami. Ciało mam całe napięte. Silver idzie grzecznie grzecznie obok mojej nogi bez smyczy. Zastanawiam się do kogo wcześniej należała i czy ten ktoś wiedział, jakiego ma mądrego psa. Moje myśli gdzieś odpływają. Na chwilę tracę czujność, ale to wystarcza bym nie zauważyła falowania. Czuję dreszcze na karku, odwracam się, ale nikogo oczywiście nie widzę. Ciemność nie ułatwia sprawy.
Wiem, że ultrafioletowi poruszają się bezdźwięcznie, nie można ich zobaczyć, poczuć. Właśnie uświadamiam sobie, w jak beznadziejnej sytuacji się znajduję. Nic nie wiem o swoim wrogu. Nagle Silver zrywa szal z moich ramion. Mam zamiar jej go wyrwać, ale nagle doznaję olśnienia. Szal! No jasne!
Okrywam nim go nas dwie. Po chwili już brakuje mi tlenu, ale nie ruszam się, przytulona do sierści suczki. Słyszę tylko nasze oddechy. Następnie dzieje się coś, czego kompletnie nie przewiduję. Słyszę głos. Nie jest jednak ludzki. Nie jest to chyba nawet angielski. A nie, jednak jest, ale jest dziwnie zniekształcony. Jakby trochę trzeszczący. Moje serce przestaje pompować krew, a przynajmniej tak mi się wydaje, kiedy słyszę te słowa.
- Zniknęły? - chyba to właśnie powiedział, ale nie jestem pewna. Jestem za to śmiertelnie przerażona, ale nie zamierza przestać słuchać. Muszę zacząć zbierać informacje o swoim wrogu.
- Nie widzę - mogę prawie poczuć, jak po moim ciele prześlizguje się wzrok obcych.
- Czuję - ich słownictwo jest bardzo ograniczone. Czyżby nie mogli porozumiewać się w innym języku? Są dla mnie całkowitą zagadką.
Zrywa się silny wiatr. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Trzymam szal mocno, ale wiatr nie ustępuje. Targa nami i robi, co chce. Wyrywa z moich palców krańce materiału.
Leżę na ziemi całkowicie odsłonięta. Słyszę jak Silver warczy i słyszę śmiech. Jest trzeszczący i przerażający.
Widzę ich kształty. Zmierzają w naszym kierunku. Nie mam zamiaru zginąć na leżąco. Zamierzam się bronić, choć nie mam pojęcia jak. Wyciągam sztylet. Ultrafioletowi patrzą na siebie. Wiatr nagle ustaje. Kontrolują pogodę? Jeśli tak, to naprawdę mam małe szanse na zwycięstwo, a właściwe zerowe.
Nie mogę więc ukryć zdziwienia, kiedy patrzą w moje oczy. Ich tęczówki są wielkie i żółte, a później przechodzą obok mnie, jakbym nie istniała. Moja sunia skomle, kiedy do niej podchodzą. O nie! Nie zabijecie mi psa! Rzucam się na nich, co prawdopodobnie nie jest najmądrzejszym posunięciem, ale lepsze coś niż nic, prawda?
Na nich to jednak nie robi wrażenia. Zachowują się tak, jakby w ogóle tego nie zauważyli. Myśl, Rash, myśl!
W końcu w geście rozpaczy wyciągam zapasową koszulkę z plecaka i podpalam ją. To daje zamierzony efekt, kiedy rzucam ją na ''plecy'' jednego z nich. Wrzeszczy wniebogłosy, a mi ten dźwięk wwierca się uszy. Kiedy jego kolego chce ściągnąć materiał, zapala się. Oboje płoną. Zbieram swoje rzeczy. Silver podbiega do mnie. Nic jej nie jest, a przynajmniej tak mi się wydaje. Zaczynamy uciekać, a chwilę później słyszę głośne bum i świat rozjaśnia się na kilka sekund. Widzę dwie pochodnie pośrodku ciemności, a później potykam się i tracę przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top