Rozdział ósmy

Stałam naprzeciwko Chaza i przyglądałam się, jak sprawnie obsługuje sprzęt. Miał w rękach coś, co przypominało latarkę, ale jednak nią nie było. Jego pomysł na zniszczenie ultrafioletowych polegał na tym, żeby wytworzyć tak duży promień światła, który po kolei likwidowałby każdego obcego. Był jednak mały haczyk. Taką ulepszoną wersję latarki mogła obsłużyć tylko osoba, która została ''zmutowana'' przez obcych. Musiała ich po prostu dotknąć i nie zostać zabita. Czyli już tutaj zaczynają się problemy, bo jak przekonać potencjalnych ludzi by być może zgodzili się na śmierć? Jego plan miał luki, ale w gruncie rzeczy nie był zły, a ja zamierzałam pokazać obcym, że jeszcze się nie poddaliśmy.

- Więc jak to dokładnie działa? - pytam i patrzę się na jego twarz. Przydługie kosmyki zasłaniają jego oczy. Dzięki temu, że w pomieszczeniu palą się światła (nie mam pojęcia, jakim cudem, ale nie zamierzam o to pytać), widzę go dokładnie. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz dostrzegam, że w gruncie rzeczy Chaz jest przystojny. Zastanawia mnie, czy miał dziewczynę, zanim ultrafioletowi zamienili nasz świat w wieczną ciemność.
- Działanie tego jest bardzo proste. Sensory, które zbudowałem na rączce przewodzą cieplne komórki do baterii w środku, a w efekcie powstaje wiązka promieni świetlnych, które unieszkodliwiają obcych.
Kiwam głową, chociaż dalej ciężko mi to wszystko ogarnąć. W szkole zawsze bardziej skupiałam się na sporcie i językach obcych, a inne przedmioty zaniedbywałam. Teraz było widać tego konsekwencje.
- Dalej jednak nie rozumiem, czemu każdy człowiek nie może zabić ultrafioletowego tym wynalazkiem.
Chłopak patrzy się na mnie i po chwili odpowiada.
- Widziałaś, co się dzieje z ludźmi, którzy spotkają na swojej drodze ultrafioletowych?
Przed oczami staje mi obraz z sali gimnastycznej. Bez słowa kiwam głową.
- Ich komórki mimo kontaktu z ich ciałem nie zmutowały się i dlatego obcy bez trudu mogli ich zabić. Nie wiem dlaczego to robią. Kiedy zabijają jakiegoś człowieka, jego tęczówki stają się żółto-pomarańczowe. Trochę ironiczne biorąc pod uwagę, że obcy unikają światła za wszelką cenę - wykrzywia wargi niby to w uśmiechu, ale w ogóle go nie przypomina - Kiedy nie dochodzi od razu do mutacji, ludzkie oczy pozostają w takim samym kolorze w jakim były za życie. Po prostu ich komórki nie są na tyle silne, żeby ukryć taką osobę przed wzrokiem obcych. Wiem, że to strasznie skomplikowane i rozumiem, że możesz się trochę gubić, ale...-przerywa na chwilę i patrzy się na mnie. Ma lekko zmartwioną minę.
- Ash, wszystko okey?
Łapię powietrze i nie umiem opanować drżenia rąk. O tym, że Jessie nie przeżyła zdecydowały jakieś słabsze komórki? Gdyby miała więcej czasu, może ukryłyby ją tak jak mnie. Dlaczego ktoś zdecydował akurat tak? Dlaczego ja, a nie ona? Czym różniło się moje życie od jej? Wściekłość na wszystkich rozsadza mnie od środka, chociaż wiem, że nikt tu nie zawinił.
Nie mogą mnie zabić tak? Świetnie.
- Rashida, gdzie idziesz?
Wybiegam z pomieszczenia i otwieram okno na oścież. Czuję wiatr, który chłodzi moje ciepłe policzki. Chłopak staje za mną. Nie wie, co robić. Nie dziwię mu się. Sama mam totalny mętlik w głowie, ale jedno wiem na pewno. Oni muszą za to zapłacić.
***
- Nie rozumiem jednego - mówię, kiedy jestem już w miarę spokojna.
- Mianowicie?
- Czemu fioletowy szal ukrył Silver przed wzrokiem obcych?
- To jest jedno z zagadnień, których nie umiem wyjaśnić - chłopak odpowiada szczerze i patrzy się na mnie. - Wydaje mi się jednak, że chodzi o to, że ultrafioletowi nie dostrzegają fioletu, jak sama nazwa wskazuje. 
- To dalej nie ma sensu. We wszystkich filmach nawet jeśli ubrałeś się na ciemne kolory, to kosmici dalej byli w stanie cię zobaczyć.
- Mówiłem, że nie umiem tego logicznie wyjaśnić.
- Trzeba się będzie tego dowiedzieć.
- Jak? - Chaz ma zaciekawioną minę.
- A jak się ustala fakty? - zadaję retoryczne pytanie i po jego reakcji widzę, że załapał, o co mi chodzi, bo uśmiecha się szatańsko.
- Podoba mi się ten pomysł.
Idziemy z powrotem do jego ''mieszkania''. Silver skacze na mnie i dopiero teraz uświadamiam sobie, kto stanie się przynętą. Nie mogę się jednak wycofać. Oni nie cofną się przed niczym. Muszę stać się tak samo bezwzględna.

Cześć!
Przepraszam, że tyle trwało napisanie tego rozdziału,  ale miałam dużo spraw rodzinnych do załatwienia i nie byłam w stanie siąść i napisać czegoś, co miałoby ręce i nogi. Ale już do Was wracam! Mam nadzieję, że rozdział się podoba ^^
Miłego dnia/nocy :)
claire1902

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top