Komplikacje
Z trudem obudził się podnosząc głowę. Ewidentnie stracił czucie ciała, aż w końcu zorientował się, że coś go kłuje w lewe ramię. Nie był w stanie na tyle przechylić głowę, by zobaczyć co było powodem delikatnego bólu. Ale z każdą kolejną sekundą, niezręczne uczucie nasilało się, a Albrecht zaczął odzyskiwać kontrolę nad ciałem. Gdy miał go na tyle, by ruszyć głową na bok, zobaczył rozmazaną osobę, która była wbita w jego ramię. Chciał się natychmiast zerwać, ale jeszcze nie był w stanie.
— Spokojnie, tylko trochę podpiję, nawet nikt się nie dowie. — szepnął mu przy uchu znajomy głos.
— Anna... Kardos... — wymamrotał.
— Cieszę się, że poznajesz mnie po głosie, jakoś mnie to tak lekko satysfakcjonuje. — odrzekła z uśmiechem, po czym wróciła do picia krwi żołnierza.
Ten coraz mocniej czuł ból, aż o mało nie podniósł głosu, lecz nawet gdyby, to Anna trzymała dłoń przy jego ustach, by go w razie czego uciszyć. Do tego znów tracił siły, dopadało go zmęczenie jak i brak kontroli nad ciałem.
— Chyba za dużo wypiłam, prawda? — wyszeptała wampirzyca, odklejając się od jego ramienia. — Za chwilę czymś się zakryje i nikt się nie dowie. Bo przecież nikomu nie powiesz, mam rację?
Ale nie uzyskała odpowiedzi, jej odbiorca już nie był w stanie nic zrobić z powrotem.
— Widzę, że ledwo zipiesz. Może jednak powinnam... — westchnęła, a po chwili zaśmiała się. — Możemy zawrzeć kontrakt. Tylko zastanawiam się, czy przez usta, czy może po prostu nożem.
Spojrzała na niego, niczym wygłodniałe zwierzę i zbliżyła się do jego twarzy. Paznokciem nacięła sobie dolną wargę, tak, że zaczęła kapać z niej krew. To samo postąpiła z ustami Albrechta. Ten jedynie wpatrywał się w nią, nie mogąc nic zrobić.
Usta wampirzycy wbiły się w te żołnierza. Trzymała go w długim pocałunku, przytrzymując jego poliki, by ten jakoś nie uciekł. Trwało to koło minuty, aż w końcu Anna cofnęła się oblizując.
— Umowa między nami zawarta. — dodała przyglądając się swojej ofierze.
Albrecht zaczął odzyskiwać siły, a dzięki temu, chciał zaatakować oprawczyni. Sprawdził dyskretnie, czy ma bagnet przy pasie, kiedy wampirzyca nie patrzyła. Miał go. Teraz wystarczyło zaatakować ją w plecy. Anna siedziała na krawędzi łózka, jakby skupiając się. Mężczyzna wyjął broń i zaczął przysuwać się do niej. Był wyjątkowo cichy. W końcu nadeszła chwila, kiedy stał tuż za nią. Wziął zamach ręką. Nóż miał się wbić w jej plecy.
Nagle! Jego ramię zatrzymało się, a w jego głowie krążyły słowa ,,Nie zrobisz tego swojej wybrance".
— Nie zrobisz tego swojej kochance. — oznajmiła, odwracając się przodem do niego z uśmiechem.
— Co to było?! — zapytał zdezorientowany Albrecht.
— Twoja krew płynie w moich żyłach, a część mojej w tobie. Szczerze mówiąc... Nie spodziewałam się, że faktycznie będzie ona o wiele inna. Chyba następnym razem przyjmę jej odrobinkę więcej — szepnęła do sparaliżowanego ze strachu żołnierza. — Po prostu nie możesz mnie zabić, ani ja ciebie.
Minęło kilka chwil, a Albrecht wciąż nie mógł się pozbierać po tym co mu się przydarzyło. Myślał intensywnie. Próbował przypomnieć sobie coś tuż przed utratą przytomności. Może akurat doszukałby się jakiegoś szczegółu.
— Gdzie jestem oraz gdzie są pozostali? Gdzie Lusperina? — wydobył z siebie podnosząc się.
— Jakby to powiedzieć... Pielęgniarka obiecała, że zajmie się tobą pod warunkiem, że nikogo innego nie będzie w pomieszczeniu. — odpowiedziała dumnie.
— To... Gdzie ona jest? Chyba, że podszyłaś się pod nią... — stwierdził kierując się ku wyjściu.
— Powiedzmy, że masz rację — potwierdziła. — Ale gdzie idziesz? Chyba nie myślisz, że uciekniesz, prawda?
— Tam na pewno czeka na mnie Lusperina. Muszę do niej dotrzeć! — wręcz wrzasnął i szarpnął za klamkę.
Nie był w stanie utrzymać równowagi, więc skończyło się to upadkiem tuż za otwierającymi się drzwiami. Wypadł na korytarz, gdzie siedziała demonica, która na widok Albrechta od razu rzuciła się w jego kierunku i pomogła mu wstać.
— Już kochany, spokojnie. Wszystko w porządku? — uspokajała zatroskana, obejmując go. — Martwiłam się o ciebie, gdy musiałam tutaj zostać. Chodź, umyjemy cię, bo cały spocony jesteś.
Mężczyzna nie był w stanie nic powiedzieć Lusperinie, która prowadziła go w stronę łazienek. Ciężko oddychał, gdyż to sprawiało mu trudności. Po drodze widział znajome twarze. Dowódców, króla, ludzi z placu, z kolacji. Wszyscy zaniepokojeni patrzyli na niego, jak próbował normalnie iść, ale nie udawało się to mu. Chciał przynajmniej stworzyć pozór, że wszystko w porządku.
— Zaraz dotrzemy, spokojnie. — szeptała mu do ucha Lusperina chcąc uspokoić go.
Przed węższymi, w porównaniu do tych sypialnych, drzwiami przyspieszyła i uderzyła barkiem, otwierając wejście. Albrecht zaniepokojony spojrzał na jej twarz, ale ta mu odpowiedziała łagodnym uśmiechem. Tak naprawdę odczuwała ból. Drewniana konstrukcja była masywna, ale kobieta nie wiedziała, że aż tak.
Podeszła do małej ławeczki i posadziła na niej żołnierza, powoli rozbierając go i odkładając jego ubrania wraz ze sprzętem na półce obok. Albrecht odwrócił wzrok, jednocześnie podziwiając pomieszczenie. Była to naprawdę wielka łazienka z przestrzenią na... Sam nie wiedział co. Spora część była chyba po prostu. Wyłożona kafelkami, ale niczego nie było, ani wanien, ani luster. Wszystko było przy ścianach, a środek był kompletnie nie zagospodarowany.
Kiedy demonica rozebrała mężczyznę, zamknęła drzwi mosiężnym zamkiem. Następnie sama zaczęła się rozbierać.
— Będziesz wolał w wannie, czy w szklanej? — zapytała go spokojnym głosem, zdejmując z siebie ubrania.
— Czym jest szklana? — podpytał zdziwiony.
— W takim razie szklana — oznajmiła Lusperina.
W końcu podeszła do niego naga i chwyciła go, pomagając wstać Albrechtowi. Zaprowadziła go do rogu łazienki, który był obudowany grubym szkłem. Odsunęła jedną z przezroczystych ścianek i weszła do środka, wprowadzając też mężczyznę.
W podłodze były porobione małe otwory, a z góry zwisały cztery sznurki. Kobieta chwyciła za jeden i pociągnęła, a wtedy z sufitu zaczęła lecieć gorąca woda, przez którą zaczęło parować.
— Stój nieruchomo. Umyję cię, bo sam nie dasz rady — powiedziała i wzięła szczotkę, na którą nałożyła płyn.
Albrecht w ciszy stał, dając się umyć demonicy. Co jakiś czas mocniej go przyciskała szczotką lub ciałem, kiedy próbowała umyć jego przód, mimo że stała za nim. Do tego widząc jego zachowanie, pociągnęła za drugi sznurek, przez co zaczęła zlatywać chłodniejsza woda. Od czego Albrecht wzdrygnął się.
— Ogarnij się już. Rozumiem, że przeżyłeś okropne rzeczy, ale teraz jest ta chwila relaksu. Rozluźnij się. — szepnęła mu do ucha, opierając głowę na jego ramieniu. — Czekaj, czekaj...
Lusperina stanęła przed nim i przyglądała się mężczyźnie.
— Kompletnie nie reagujesz... Albrechcie, czy podobam ci się? — zapytała stanowczo, przeszywając go wzrokiem.
— Ależ oczywiście, że... Przecież wiesz, że... B-Bar... Nie potrafię tego powiedzieć? — roztargniony żołnierz podniósł głowę.
— Wszystko w porządku? Ta rana nie jest zwykłym skaleczeniem się, prawda? — dotknęła dłonią ślad po ugryzieniu Anny, na ramieniu Albrechta. — Co ci zrobiła? — dopytała głosem bez jakichkolwiek emocji.
Woda, która opadała na nich, stała się całkowicie lodowata. Cudem było to, że nie zamarzła jeszcze. Szyby pokryły się szronem. Zanim Albrecht był w stanie jakkolwiek zareagować, zorientował się, że woda na samym dole przymarzła mu do stóp, do takiego stopnia, że w końcu nie mógł się ruszyć z miejsca.
— Czy wymieniła się z tobą krwią? Jak to zrobiła? Kiedy to było? Chwila... Nie... Tamta pielęgniarka... To była ona, tak?!
W łazience nagle rozniosło się echo czyiś kroków, co zdumiło Lusperinę. Miała pewność, że usłyszy jak ktoś będzie próbował wejść. Brzmiały one, jakby osoba ta szła w dość masywnych butach. Demonica przeczuwała, że to na pewno Anna Kardos, więc chwyciła za ręcznik, którym przysłoniła trochę ciała i wyszła z kabiny.
— Panno Lusperino, miałam pomóc przy kąpieli pana Albrechta, prawda? — zapytała spokojnym głosem młoda kobieta.
Była ubrana w czerwony fartuch, ciągnący się prawie do kafelek. Większość jej ubioru stanowiła sukienka, której kształt przypominał odwrócony kwiat tulipana i była w kolorze białym, pomijając ramiona, gdzie były one pozłacane.
— Przepraszam... Przestraszyłam się, że wszedł tu ktoś zagrażający życiu Albrechta. — westchnęła demonica, delikatnie uśmiechając się. — I nie ma potrzeby pomagać Lufijo, sama dam radę. Poza tym... — uśmiechnęła się szerzej i zbliżyła do rozmówczyni. — Chciałabym pobyć z nim trochę sama, akurat podczas kąpieli.
— Ah, no tak! Zapomniałam, że miałam rozwiesić pranie! — odpowiedziała udając zaskoczenie oraz puszczając oczko do Lusperiny. — Przepraszam za to najmocniej!
Zapewne służąca, opuściła łazienkę, zostawiając pierwotną dwójkę. Ucieszyło to demonicę, która po chwili wróciła do Albrechta.
— Miałeś mi chyba coś wyjaśnić, prawda? — przypomniała mu, delikatnie otulając go.
— Em... Zrobiła to przez... Usta... Pocałunek... — odpowiedział niechętnie.
— Pocałowała?! Nie, nie, nie...! — warknęła spanikowana.
Wbiła się w jego usta, dotykając ich językiem, jakby szukała czegoś. Albrecht natomiast wpatrywał się w jej płonące czerwienią oczy. Ale od początku pocałunku, atmosfera zaczęła ocieplać się. Lód powoli topniał, a woda spływająca, była tylko lekko chłodnawa.
Mężczyźnie zdawało się, jakby ta chwila trwała już kilkadziesiąt minut. Mimo to, demonica wciąż trzymała go w objęciu, wessana w jego usta. Miłej atmosferze towarzyszył przyjemny trzepot skrzydeł, którego częstotliwość zwiększała się z każdą kolejną sekundą.
W końcu, Lusperina, puściła Albrechta, który nie był w stanie uwierzyć w to, co przed chwilą przeżył. Drżącą dłonią dotknął swych ust. Spojrzał na nią, a potem na kobietę naprzeciw.
— Musiałam cię oczyścić z jej brudnej krwi... Ale skoro mowa o jej wymianie... Nie chciałbyś może tego zrobić ze mną? — zapytała zaintrygowana jego odpowiedzią, przyszpilając go do ściany. — Czystszej krwi nie znajdziesz. Poza tym, nasze więzi byłyby mocniejsze. — przekonywała mężczyznę spokojnym głosem.
Albrecht chciał od razu odpowiedzieć, ale coś go zatrzymało, więc jeszcze chciał przemyśleć propozycję. W międzyczasie Lusperina przyłożyła dłoń do jego klatki piersiowej, lekko dopychając go jeszcze na ścianę. Przyznawał jej w głowie, że naprawdę ma dar przekonania, nie potrafił się jej oprzeć.
— Zgadzam się. Zróbmy to jak najszybciej. — rzekł stanowczo i spojrzał w oczy demonicy.
Jej skrzydła zatrzepotały ostatni raz, ale już mocniej. Wpatrywała się w niego jak na swoją ofiarę, jakby planując coś. Szybkim ruchem pociągnęła za sznurek, po czym woda zmieniła się na gorącą.
— Przygotuj się, bo może mnie ponieść. — oznajmiła kusząc go palcem. — I przepraszam za to co zaraz zrobię.
Następnie nacięła mu lekko dolną wargę paznokciem, co Albrecht już znał. Lusperina widząc jak jego krew ścieka i miesza się z wodą na dole, szybko zrobiła to też i u siebie, a wtedy znów, wręcz przykleiła się do jego ust. Albrecht czuł ogromną przyjemność nie tylko z pocałunku, a też z nietypowego uczucia, które płynęło wzdłuż jego całego ciała. Zaczynał odczuwać też cały gorąc, który skumulował się w kobiecie i dopiero w tym momencie błagał wewnątrz siebie, by ściekała na niego chłodna woda, tylko po to żeby ostudzić się.
— Podoba się? — usłyszał głos demonicy w swojej głowie, co mocno go przeraziło.
Może to jego wyobraźnia zaczęła pracować? Ale język Lusperiny wchodzący do jego ust, przekonał go, że jednak to ona przemówiła do niego. Nie miał pojęcia jak odpowiedzieć na pytanie.
— Słyszę wszystko co myślisz, nie musisz się zastanawiać, jak to zrobić. Po prostu myśl.
— Tak jak teraz? To znaczy, że dowódca strzelców gwardyjskich wie co się działo do tego czasu?
I wtedy kobietę zamurowała. Namiętny pocałunek stał się zwykłym. Z niewiadomych przyczyn, Albrecht nie słyszał tego co myśli Lusperina, a na pewno w jej głowie działo się wiele. Po chwili demonica agresywnie przycisnęła go, wracając do gorącego całowania. Aż w końcu jakby... Wypaliła się. Zrobiła krok do tyłu i zsunęła się w dół, wzdłuż ściany. Z niższej pozycji spojrzała na mężczyznę.
Nastała niezręczna cisza. Albrecht myślał to o pocałunku, to o demonicy w gorszym stanie, przynajmniej tak mu się wydawało. Był już świadomy, że jest teraz na podsłuchu kobiety, która siedziała na kafelkach przed nim.
— Lusperino, czy mógłbym cię umyć? — zapytał na głos, chcąc zabić nieprzyjemną atmosferę.
— Myślałeś o dziwnych rzeczach, ale tego się ani trochę nie spodziewałam. — westchnęła i przysunęła się na środek. — Ale... Nie zabraniam ci. Możesz.
Mężczyzna przykucnął przy niej i nałożył płyn bezpośrednio na dłoń, zaczynając od jej szyi. Lusperina odchyliła głowę do tyłu, odsłaniając swą szyję, tak, by bez problemu mógł je umyć.
- Wiesz co to znaczy, kiedy kobieta odsłania przed mężczyzną swoją szyję? - podpytała go z delikatnym uśmiechem.
— Nie mam żadnego pojęcia. — rzekł zaskoczony pytaniem. - A powinienem wiedzieć?
— Wtedy byś wiedział co się szykuje. — odpowiedziała pewna siebie.
Wtedy doszło do czegoś, czego Albrecht by się nie spodziewał. Lusperina chwyciła jego nadgarstki, przysuwając je w kierunku swoich piersi. Było oczywiste, że mężczyzna zareaguje... No właśnie czym? Jego ręce drżały, a on sam zdezorientowany spojrzał w oczy demonicy. Ona za to, czuła jak jego puls się zwiększa i jej to odpowiadało. W końcu jego dłonie dotknęły biustu. Myślał, by chociaż lekko chwycić się go, ale nie miał pewności co do tego.
— No śmiało, przecież pozwalam ci. — szepnęła. — Za chwilę nie będziesz racjonalnie myślał, czuję to.
Jednak w końcu zacisnął zagiął palce na jej piersiach, zamykając oczy. Nie był w stanie teraz spojrzeć na twarz demonicy. Poczuł tylko jak puściła jego nadgarstki i swoje dłonie położyła na jego.
— Lepiej się poczułeś? I niestety na dzisiaj to by było tylko tyle. Chciałam tylko by moja krew dobrze rozprowadziła się po twoim ciele. — poinformowała go lekko zawiedzionym głosem. — Chciałabym teraz to dokończyć, co zaczęliśmy, ale... I tak byś tego nie zrozumiał.
Puściła jego dłonie, delikatnie uśmiechając się. Mimo to, na jej ustach był widoczny też grymas... Nienasycenia. Było widać, że nie osiągnęła czegoś. Nie wypełniła pewnej pustki w sobie. Albrecht oszołomiony trzymał dłonie w tym samym miejscu, nie wiedział, czy może je teraz szybko zabrać, czy jednak Lusperina oczekuje od niego więcej. Do tego, jak sama kobieta powiedziała - nie myślał już racjonalnie, został przejęty przez nerwy, skrajne emocje, które wywołały w nim małą burzę. Dostał jednak jakiś impuls, który spowodował, że zaczął lewą ręką delikatnie masować pierś.
— Już. Przestańmy. Nie może nas ponieść. — rzekła chłodnym głosem, przez co Albrecht od razu zabrał ręce.
— Przepraszam... Uniosłem się trochę... — odparł i wrócił do mycia demonicy.
Tym razem robił to o wiele ostrożniej, a momentami zamykał oczy, myjąc ją trochę na oślep. Natomiast Lusperina przyglądała się mu zaciekawiona. Słyszała co myśli, a to było dla niej intrygujące. Nigdy nie miała wglądu w czyjeś wewnętrzne przemyślenia.
Mężczyzna docierając do piersi, zwolnił ruchy. Bał się, że znów go poniesie, ale kiedy tylko o tym pomyślał, poczuł dłoń kobiety na swojej głowie, która delikatnie go głaskała. Dzięki temu był w stanie, chociaż delikatnie, uspokoić się.
Dłonie przejeżdżały coraz niżej. Obejmował jej biodra, a od tamtego momentu z powrotem zestresował się. Ręce drżały, a Albrecht docierał do jej pośladków, przy których myciu czuł się znakomicie. Ale kiedy choć na chwilę odpływał myślami, próbował się oprzytomnieć. Nawet wtedy towarzyszył mu cichy śmiech Lusperiny, którą to trochę bawiło. Na przekór, położyła się na kafelkach. Miała nadzieję, że to zawstydzi jej ukochanego jeszcze mocniej. Nie myliła się. Mężczyzna podnosząc jej nogi, by dokładnie je domyć, musiał jeszcze wysilić się, poprzez podnoszenie kończyn. Ręce wtedy prawie mu dygotały.
— Wiem, że dasz radę. Na spokojnie, kochany. — uspokajała go łagodnym głosem.
Albrecht wziął głęboki wdech i powiedział do siebie "Weź się w końcu w garść, kompromitujesz się". A to wywołało uśmiech u demonicy. Za to mężczyzna kontynuował dokładne mycie jej ud. Najbardziej obawiał się, że kobieta może nagle go chwycić za dłoń, to go najmocniej stresowało.
— Nie zrobię tego... Przynajmniej dzisiaj. — powiedziała mu cicho.
Dotarł do kolan, gdzie raczej był już bezpieczny, więc robił to bez żadnych obaw.
Absurdalne było dla niego to, że stresował się tak prostą sprawą, tak jakby zależało od tego jego życie. Chociaż kto wie... Może faktycznie tak było.
W końcu skończył, to co miał zrobić i odetchnął z ulgą.
— Aż tak ciężko było? — zapytała go, cicho śmiejąc się. — Tak jak myślałeś, to zwykłe mycie drugiej osoby. Swojej partnerki, nieprawdaż? — dopytała z ciekawością, co odpowie mężczyzna.
— Oczywiście, to nie było takie trudne, po prostu czułem się...
— Tak jakbym pilnowała każdego twojego błędu? Spokojnie, nie zwracałam uwagi na to. Poza tym, sam mi to zaproponowałeś. — stwierdziła, wstając i rozprostowując się. — To był udany turniej, prawda? Mam nadzieję, że mimo to... Nie, nie powinnam teraz psuć atmosfery. — odparła i odwróciła wzrok od Albrechta.
— Możesz śmiało powiedzieć, Lusperino. — powiedział spokojnym głosem, chwytając jej dłoń. — Przecież... Jestem twoim partnerem. — dodał i uśmiechnął się ciepło.
Kobieta nie odwróciła się do niego, ale widząc, że jej skrzydła zatrzepotały, mógł się domyślić jaka była jej reakcja. Następnie usłyszał coś... Czego nie był w stanie nazwać. Mógł to określić jako "kumulowanie się emocji, by zaraz wybuchnąć". I tak też się stało. Po chwili Lusperina rzuciła się na niego i zaczęła głośno mruczeć, wciskając się w Albrechta, który ledwo zdążył zareagować na zmianę zachowania demonicy.
Jego partnerka zapewne sparaliżowała go lub jej urok uniemożliwił mu wykonanie czegokolwiek, gdyż leżał na kafelkach nie próbując nawet drgnąć. "Oprawczyni" przyłożyła bok głowy do jego klatki piersiowej i nagle ucichła, kierując wzrok prosto w oczy partnera. Nasłuchiwała czegoś. Bardzo możliwe, że jego serca. Za to on próbował uspokoić jego bicie.
— Czy ja powinnam zmusić ojca, by odwołał kontrakt z Anną Kardos? — zadała nagle pytanie poważnym głosem.
— Ale... Jego chyba nie da się zerwać...
— To może powinnam jej wszystko wytłumaczyć? — dociekała, a jej głos zdawał się powiewać grozą.
— Co masz na myśli przez to? — wykrztusił z siebie, czując lekką obawę.
— To, że nie powinna robić z moim kochankiem takich rzeczy... Do teraz jeszcze wszystko słyszała...
— Co?! Niemożliwe. Przecież... Jak mogłaby? — wyrwało mu się z gardła.
Lusperina wstała. Wzięła ręcznik, owijając go wokół swojego ciała i uchyliła lekko drzwi na korytarz. Albrecht podniósł się i zbliżał się do niej ostrożnym krokiem.
Nagle demonica otworzyła szerzej drzwi i szybko wciągnęła kogoś do środka pomieszczenia. Na ułamek sekundy mężczyzna mógł ujrzeć w oczach partnerki ogień. Chyba, że z emocji przewidziało mu się.
Po chwili dopiero zorientował się, że Lusperina zaciągnęła Annę Kardos, przybijając ją prawie że do ściany.
— Lusperino, spokojnie! — wydobył głos niepewnie.
— Dlaczego to robiłaś?! — ryknęła demonica, trzymając mocno wampira.
— Czyż to nie oczywiste? Czekałam na jakąś gorętszą akcję. Jeszcze nie spisano żadnych informacji o twojej odmianie podczas stosunku. — zaśmiała się, będąc pewna siebie. — Wiesz jaki byłby to materiał?
— Nie jestem jakimś zwierzęciem! — wrzasnęła wściekła i zaczęła mocno ściskać dłonią gardło przeciwniczki.
— Naprawdę... Uspokójcie się... Lusperino... — westchnął, kryjąc w sobie strach.
Zbliżył się do demonicy i chwycił jej ramię delikatnie. Od razu zareagowała, przysłaniając widok wampira skrzydłem.
— Nie musisz tego widzieć. — powiedziała oschłym głosem.
— Wiesz jaki skandal to będzie, jak udusisz dowódcę gwardyjskich strzelców? Nie będziesz miała wtedy życia wariatko! Gdy tylko uwolnię się, odstrzelę ci ten pusty łeb! Dla kuli to nie będzie żaden opór, skoro tam nic nie ma poza...
— Dosyć! — uciszyła ją krzykiem. — Czego chcesz ode mnie?! Czego chcesz od nas?!
— Albrechta Engels, czyż to nie oczywiste? — odpowiedziała, nadzwyczaj spokojnym głosem, jak na to, że była trzymana za gardło. — Codziennie piłabym jego krew. Starałabym się ją jakoś uzupełniać, ale z tymi sprawami udałabym się do sanitariusza. Wyobrażasz to sobie? Pić przynajmniej raz dziennie jego cudowną krew. — tłumaczyła się, jednocześnie próbując poluźnić dłoń Lusperiny. — Dzięki niemu czuję się lepiej... Czuję się silniejsza. Wiesz, że to mogłoby pomóc w podbojach naszego królestwa? Niczego nie rozumiesz.
— Nawet nie myśl, że oddam ci go! On sam decyduje za siebie, prawda Albrechcie? — wycedziła przez zęby, tłumiąc złość. — Nie chcesz do niej dołączać... Tak?
Odsłoniła go skrzydłem i zapadła kompletna cisza. Mężczyzna myślał. Nasuwała mu się oczywista odpowiedź, ale jednak... Coś było nie tak. Dlaczego się jeszcze zastanawia? Przecież wiedział, że Anna brutalnie pożywiała się jego krwią. Przecież to był ból nie do zniesienia. Więc dlaczego się wahał?
— Wahasz się? — podpytała wampirzyca, uśmiechając się pogardliwie. — Myślałam, że od razu zdecydujesz.
— Przestań! Nie przeszkadzaj mu! — ryknęła od razu demonica.
— Decyduj... Decyduj... Czas mija. — zaśmiała się. — Którą wybierasz?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top