02. Głupcy nie znają konsekwencji

Grudzień 1979

Regulus Black był głupcem jeśli sądził, że sama śmierć na dwadzieścia pięć sekund była wystarczająco obciążające dla jego ciała. Był głupcem jeśli sądził, że skoro nie odczuwał bólu od razu po obudzeniu, to ten już go nie dosięgnie. Był głupcem jeśli sądził, że pazury i zęby, które Inferiusy tak chętnie wtapiały w jego ciało nie zniszczyło go doszczętnie.

Regulus Black był głupcem.

Niezaprzeczalnie, nieodwracalnie i w pełni świadomie. Dotarło to do niego, gdy obudził się po raz drugi, a Stworka znowu przy nim nie było. Zasnął zaraz potem jak dowiedział się wszystkiego o własnym pogrzebie i stwierdził, że wykorzysta ten fakt. Był tak bardzo zmęczony i otumaniony tymi wszystkimi eliksirami. Kiedy jednak obudził się po raz kolejny w tym nieznanym pokoju i samotność krzyczała do niego z każdego rogu, dotarło do niego na co właściwie się skazał.

Chciał wykorzystać fakt własnej śmierci, by móc zacząć nowe życie. Problem w tym, że nie wiedział jak się za to zabrać.

***

To była ulga. Tak duża, że powietrze uszło z jego płuc za jednym głośnym zamachem, a usta zostały otwarte w niemym szoku. Drżącymi palcami prawej ręki dotknął bladej skóry na lewym przedramieniu. Miał wrażenie, że patrzył na cud. Najprawdziwszy i tak wyjątkowy.

Znak, który dostał w wieku lat szesnastu, przyjął z poczuciem dumy i radości, by trzy miesiące po zakończeniu Hogwartu czuć jedynie obrzydzenie, gdy widział ten tatuaż na własnym przedramieniu. Zamiast powodu do dumy, że należał do tej grupy ludzi z poczuciem misji i obowiązku, czuł jedynie wstyd.

Mroczny Znak na jego przedramieniu przypominał mu o błędach, które popełnił. Zaklęciach, które rzucił na szlamy, posiadające tak samo czerwoną krew jak jego, i które kupiły różdżkę w tym samym sklepie co on. Słowach, które wychodziły z jego ust, kiedy rodzina pytała go o opinię w sprawie mieszańców. To wszystko było jego porażką, która dusiła go gardle niczym dym wydobywający się z ogniska i przypominała o każdej złej rzeczy, słowie i czynie, który popełnił w tym krótkim okresie, kiedy był dumny z Mrocznego Znaku. Potem nastąpiła wielka zmiana w jego rozumowaniu czym faktycznie byli Śmierciożercy. Czym stał się on sam.

Teraz jednak Mroczny Znak zniknął. Jego przedramię było czyste, jakby nigdy nie było tam tego okropnego tatuażu. Regulus podejrzewał, że było to związane z tym, że umarł na całe dwadzieścia pięć sekund. Ale dziękował Merlinowi i każdemu innemu bóstwu, że tak się stało.

Był wolny. Czarny Pan nie miał nad nim władzy.

Merlinie, ta myśl była tak upajająca, tak odurzająca i powodująca ucisk w klatce piersiowej. Regulus zacisnął mocniej palce na lewym przedramieniu.

Nigdy więcej nie będzie musiał czuć bólu wezwania, Czarny Pan nie będzie mógł torturować go za pomocą Znaku. Nie istniał dowód na to, że kiedykolwiek należał do tej grupy ludzi, którzy uważali się za kogoś więcej i chcieli, by ludzie składali im hołd, tylko dlatego, że mieli Mroczny Znak na przedramieniu, krew tak czystą jak tylko było można i wręcz oddychali ideologią tępienia szlam i zabijania mugoli.

Merlinie, Regulus tak bardzo żałował, że kiedyś chciał do nich dołączyć i był dumny z noszenia tego piętna na własnym przedramieniu. Był wtedy takim głupcem.

***

Gdy Regulus w końcu otrząsnął się z szoku w jakim było odkrycie, że nie posiadał już Mrocznego Znaku, chciał wstać z łóżka i pójść do łazienki. Problemy zaczęły się kiedy odchylił kołdrę i koce, którymi był przykryty i chciał przesunąć nogi poza krawędź łóżka.

To ból go zatrzymał w połowie ruchu. Nadal eliksiry i magia uzdrawiająca Stworka działały na niego, bo czuł jak krążyły w jego żyłach, ale ten mimo wszystko nie stłumiły bólu, który poczuł.

Kiedy skierował wzrok na swoje kończyny, zobaczył jak prawa noga, była prawie całkowicie pokryta białym bandażem. Czuł mrowienie tej nogi, jednoczesny ból i poczuł zapach maści, która Stworek musiał nałożyć. Ale najważniejsze pytanie brzmiało co kryło się pod bandażami.

Zaczął powoli odwijać bandaż, który miał zawiązany wokół uda. Z każdym centymetrem, Regulus coraz bardziej obawiał się tego co może tam zobaczyć. Jak bardzo jego ciało zostało zniszczone. I kiedy w końcu odkrył ostatnią warstwę bandaża, znieruchomiał.

To było gorsze niż przypuszczał. To nie przypominało tego do czego był przyzwyczajony. Jak przez mgłę pamiętał ugryzienia i wbijające się zęby oraz pazury inferiusów, ale nie spodziewał się, że to było coś czego nie dało się wyleczyć magią. A ufał Stworkowi w magii uzdrawiającej. Dotarło do niego również, że rany zadane przez Czarną Magię są o wiele trudniejsze do wyleczenia. W tej konkretnej sytuacji Czarny Pan zaczarował dodatkowo inferiusy, które same w sobie były mroczną magią, by czyniły jeszcze większe zło.

Inferiusy wyrwały mu kawał mięśnia prawej nogi, zostawiając ogromną dziurę, poszarpane mięśnie i jak podejrzewał poprzerywane nerwy. Łydka była w nieco lepszym stanie, ale ślady zębów starały się tam wyraźniejsze. Poza tym na całej nodze widniały ślady pazurów inferiusów. Cienkie linie były wszędzie.

Regulus dotknął delikatnie skóry na udzie i wzdrygnął się z powodu tego. Poczuł jak mięsień zadrgał pod jego palcami, a ból przeszył go, jakby się sparzył.

Tak jak nie mógł uwierzyć, że Mroczny Znak zniknął z jego przedramienia, tak rany na nodze były równie trudne do zaakceptowania. Regulus może i był głupcem, ale jego wiedza na temat czarnomagicznych zaklęć, rytuałów i obiektów była całkiem duża, patrząc na fakt, że miał dopiero osiemnaście lat. I wiedział, że to co zrobiły mu inferiusy było trwałe. Nie istniała żadna magia, żaden eliksir, zaklęcie czy rytuał, który mógłby wyleczyć jego nogę.

Regulus zacisnął zęby. Merlin mu świadkiem miał ochotę krzyczeć z tej całej bezsilności. I nie mógł pozbyć się myśli, że naprawdę lepiej, by było jakby zginął w tej przeklętej jaskini, bo nie wyobrażał sobie życia, które miał teraz wieść.

Ta złość nakręciła go na tyle, że nie patrzył na konsekwencje, tylko przesunął ciało na kraniec materaca i opierając się na rękach i sile przedramion, które były zbyt chude, o czym często przypominała mu Bella, podniósł się do pionu. Przechylił się tak, że cały ciężar ciała trzymał na lewej nodze i mimo że ból stawał się coraz silniejszy, Regulus nie miał zamiaru odpuszczać. Chciał dostać się do łazienki i miał zamiar tam pójść. Mógł być upartym osłem, ale gdyby nim nie był połowa jego planów rozpadła się w połowie. I żadna przeszkoda, a przede wszystkim nie jego ciało, nie będzie powodem, dla którego z czegoś zrezygnuje.

Regulus nie zdążył zrobić dwóch kroków od łóżka. Wystarczyła próba skierowania prawej nogi do przodu i przełożenia ciężaru ciała na nią, by Regulus upadł bezwładnie, opętany bólem, który emanował z każdego kawałka jego kończyny.

W ostatnim momencie zamortyzował upadek, opierając się na rękach, by nie uderzyć twarzą w dywan, który było położony na dębowych deskach pokoju. Och, na Merlina...

Regulus próbował wstać. Merlin mu świadkiem, że próbował. Wręcz słyszał głos Walburgii, która szydziła z jego marnych prób i nazywała namiastką czarodzieja. Ale z każdą próbą coraz bardziej ciężko oddychał, jego ręce bolały, a napięcie w nogach było nie do wytrzymania. Siedział na dywanie w pokoju, dwa kroki od łóżka, gdzieś cztery kroki do drzwi łazienki i nie miał żadnego punktu podparcia.

Jego ciało nie chciało współpracować, tylko było coraz bardziej osłabione. A Regulus musiał z trudem przyznać, że nie był w stanie poradzić sobie sam. Nie mógł zrobić jednego, głupie kroku. Nie potrafił wstać.

Przymknął oczy i w końcu się poddał. Zrozumiał, że nie poradzi sobie sam. Był po prostu głupcem.

– Stworek – wysyczał przez zaciśnięte z bólu zęby. Zaczął przeklinać w myślach, na to, że musiał wezwać skrzata, pokazać swoje słabości i prosić o pomoc, bo był zbyt słaby, by dotrzeć z powrotem do łazienki. By wstać o własnych siłach. – Stworek – zawołał go ponownie, tylko tym razem głośniej. Gdzie podziewał się ten skrzat?

– Panicz Regulus, wzywał Stworka – zapytał się skrzat zaraz po tym jak teleportował się do pokoju. Skłonił się nisko w trakcie wypowiadania tego zdania. Dopiero jak podniósł wzrok, zobaczył gdzie był jego pan.

– Stworek – wypowiedział po raz trzeci imię skrzata.

– Paniczu Regulusie! – zawołał Stworek. – Panicz nie powinien wychodzić z łóżka!

Skrzat podbiegł na swoich chudych nogach do leżącego Regulusa i wyciągnął palce, które były obandażowane po ostatniej karze jaką sobie wymierzył.

– Panicz potrzebuje pomocy!

To było upokarzające. Musieć polegać na pomocy skrzata domowego, by dotrzeć do łazienki, a potem do łóżka. Ale Regulus zacisnął zęby i nie poskarżył się na nic. Ale jego duma cierpiała zbyt mocno, by było można uznać to za normalne.

***

Regulus Black był samotnym głupcem. Dotarło to do niego w momencie, kiedy siedział kolejną godzinę zamknięty w pokoju, bez możliwości ruchu, z bólem, który coraz bardziej mu przeszkadzał i przeświadczeniem, że tak to będzie teraz wyglądało.

– Głupcy nie znają konsekwencji – powiedział sam do siebie, by cisza, która wręcz go uciskała, odrobinę odpuściła.

Dotarło do niego – zbyt szybko i w pełni, że nikt mu przecież nie odpowie.

Wiedział, że to w jakim jest teraz stanie, to konsekwencja jego czynów. Ale mimo wszystko liczył, że umrze w tamtej jaskini. Plan nie obejmował tego, że przeżyje. I tu dla niego zaczynały się problemy. Tu zrozumiał, że był głupcem, który szedł w zaparte i nie widział tego jakie może ponieść konsekwencje.

Regulus przeżył wykradnięcie horkruksa.

A teraz był przykuty do łóżka, do czasu, aż wyzdrowieje (jeśli wyzdrowieje), z nogą, gdzie zamiast mięśni udowych, była ziejąca dziura, z śladami zębów inferiusów. Jego łydka w nieco lepszym stanie, ale nadal nie było szansy, by wyleczyć to całkowicie. Jedyną dobrą rzeczą, był fakt, że jego Mroczny Znak zniknął.

Reszta była absolutnie okropna. 

***

Następnego dnia, kiedy Stworek przyszedł do niego z obiadem i położył tacę na szafce nocnej, gdzie było kilkanaście kolorowych fiolek z eliksirami, Regulus poprosił o coś skrzata.

– Przynieś mi pergamin, pióro i kałamarz – powiedział cicho i na tyle pewnie, na ile mógł.

– Oczywiście, paniczu – odpowiedział skrzat i skłonił się głęboko.

Regulus kiwnął głową w podzięce i wziął tacę z obiadem. Jadł prawie automatycznie, nie czując smaku jedzenia.

Gdy dostał wszystkie rzeczy, zamoczył stalówkę pióra w kałamarzu i zawahał się z piórem w ręku tuż nad rolką pergaminu. Zrozumiał, że list, który chciał napisać, że nie mógł być wysłany. Chciał napisać do Syriusza, że żyje. Pragnął poinformować Narcyzę, że nie powinna się martwić. Uspokoić Barty'ego i Evana, że nic mu nie jest. Ale nie mógł. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że żył.

I do Regulusa dotarło, że skazał się właśnie na samotność.

***

Dobrze, musiał ponieść konsekwencje swoich czynów. Niech tak będzie. Poświęci na to tyle czasu ile musi. Ale niech go piekło pochłonie jeśli nie stanie się tak, że po tym wszystkim nie wyjdzie z tego silniejszy. A potem skończy to co zaczął. I zniszczy każdego horkruksa, którego Czarny Pan stworzył.

***

Tydzień po obudzeniu, Stworek teleportował się w środku nocy i obudził Regulusa, który chwycił różdżkę spod poduszki i wycelował nią w skrzata. Stworek miał łzy w ogromnych oczach i wykrzywioną twarz w grymasie.

– Co się dzieje? – zapytał Regulus, który był zaspany, ale jednocześnie gotowy do walki.

– Orion Black nie żyje. 





****

W tym rozdziale miało się zadziać nieco więcej, ale spokojnie, przełożę to na następny. Jednocześnie oznacza to, że Harry wejdzie dopiero w czwartym rozdziale, ale na najlepsze trzeba trochę poczekać ;) 

Jeśli ktoś ma wątpliwości do tego jak zachowuje się Stworek. Chciałam jedynie pokazać, że to nie ten sam skrzat i on naprawdę uwielbiał Regulusa. Nie jest to ten Stworek, który spędził lata w opuszczonym Grimmauld Place, mając jedynie za towarzystwo portret Walburgii i nie był otumaniony poczuciem winy, że nie był w stanie uratować Regulusa z jaskini, a Medalion Slytherinu i jego zniszczenie nie ciążyło mu każdego dnia.

Dajcie znać jak wrażenia po rozdziale i jaka jest wasza reakcja na obrażenia Regulusa. 

Do następnego, 

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top