20

- Jak możesz?! - rodzice krzyczeli na niego Izzy i Magnusa już od dobrych pięciu minut. - Pomyślałeś o naszym dobrym imieniu?!

- o pozycji jaką reprezentujesz?!

- o tym z kim masz to dziecko?!

Izzy próbowała się z nimi kłócić, Magnus siedział z ironicznym uśmieszkiem pogardy, wycelowanym w rodziców Aleca.
A on sam spuścił głowę i zaczął nerwowo gnieść swój sweter. Jego rodzice zareagowali okropnie.

Chciał im coś odpowiedzieć, ale w tym momencie okropnie mocno zakłuło go coś w dole brzucha. Jęknął i złapał się za bolące miejsce.

- Alexander? - Magnus od razu się podniósł i znalazł przy nim, kucając. - co Cię boli, słońce? - zapytał spokojnie.

- Brzuch, bardzo... ciężko mi oddychać. - czuł się jakby ktoś ścisnął go od środka i boleśnie wykręcił.
Aż mu się łzy w oczach zebrały. - Magnus, pomóż... - poprosił.

- Już, spokojnie. Idziemy stąd - czarownik szybko użył zaklęcia siły i dźwignął męża w górę.
Maryse spojrzała z paniką na syna.

W tej chwili zapomniała o całej złości na syna. - co mu jest? - zapytała Magnusa, wstając szybko. - mogę jakoś pomóc?

- Myślę, że wystarczająco pomogliście. - powiedział Bane, spokojnie acz dramatycznie.
Sam nie do końca wiedział co dzieje się z Alekiem, ale stwierdził że to może być wyjątkowo bolesny skurcz od stresu. Odszedł z nim w stronę portalu i wrócili do mieszkania.

Położył go na łóżku i przykrył - kochanie? Bardzo boli?

Alec z trudem pokiwał głową.
Powstrzymywał jęki, ale podkulał nogi od widocznego cierpienia.
Magnus strasznie się martwił, zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
Gdy widział cierpiącego ukochanego, sam cierpiał dwa razy mocniej mentalnie.

- Już, już, słoneczko. Przygotuję ci zioła i zadzwonię po katarinę, dobrze? - pocałował go w czoło i popędził do kuchni.
Włączył czajnik i wybrał kontakt do przyjaciółki - Catarina? - zapytał od razu.

- Co?

- Musisz tu przyjechać, coś niedobrego dzieje się z Alekiem. Ma skurcze i ciężko mu oddychać.

- Jadę.

To krótkie słowo a tak wiele znaczy. Magnus prawie się wzruszył. Catarina zawsze była dla niego dobra, pomagali sobie nawzajem. Jej dobre serce było dla wszystkich. Pokazała właśnie ile on dla niej znaczy.

- Słonko, Catarina już jedzie. - wrócił do ukochanego. - Alec?! - krzyknął, upuszczając kubek z ziołami, gdy zobaczył to.

Jego ukochany leżał nieprzytomny na ziemi, na jego już lekko wypukłym brzuchu pojawiła się dziwna, czarna plama.

***

Uważnie obserwował Madzie. Była świetnym przykładem tego, że dzieci z dodatkiem genów demona mogą być lepsze i silniejsze.

Niestety, część projektów wymknęło się spod kontroli. Nowi nosiciele ciąży uciekli z zakładu.

A wśród nich jego największy skarb, Clary Fairchild, która była najciekawszym obiektem.

Był załamany. Ale dostrzegł okazję.
Obserwował mieszkanie Catariny, która właśnie wyszła, zostawiając małą Madzie samą. To szansa dla niego.

Sebastian wstał i z demonicznym uśmiechem ruszył w stronę auta.

Cześć kochani, przepraszam za przerwę ale nie miałam weny. Już mam i kolejny rozdział będzie szybciej.

Jak się podoba?
Co myślicie o tym wszystkim?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top