12
Magnus krążył niespokojnie po plaży, tułając się z jednego końca na drugi. Nie mógł sobie znaleźć miejsca z prostego powodu. Jego miejsce było w ramionach pewnego Nocnego Łowcy.
Nocnego Łowcy, który właśnie się dowiedział o ogromnej zmianie w jego życiu i został z nią zupełnie sam, bo Magnus musiał strzelać swoje fochy.
Teraz strzelił sobie facepalm'a.
Jak mógł podejrzewać, że Alexander go zdradził? Nawet jeśli, to miał jakieś powody. Bane nie powinien go zostawiać, przecież wszystko da się wytłumaczyć i wybaczyć. Alec na pewno nie...
Magnus zamarł.
Co jeśli ktoś go zgwałcił a Lightwood zbyt się wstydził i bał komukolwiek powiedzieć?!
Spanikowany Azjata odwrócił się w stronę hotelu. Co jeśli właśnie płacze, że Magnus posądza go o zdradę? Właśnie przez takie zachowania mógł bać się mu powiedzieć.
- Kurwa... - Bane przerażony swoim pomysłem pomknął biegiem do hotelu.
***
Alec opadł na ziemię, czując jak cały świat go przytłacza. Właśnie stracił ukochanego i to pewnie na dobre. Magnus miał wszelkie powody żeby go oskarżać o zdradę. Był bezpłodny a Alec nagle zaszedł w ciążę.
I mimo że bardzo chciał to nie mógł być zły na to dziecko. Nie był w stanie. Był zły tylko i wyłącznie na siebie. Nie zdradził Magnusa, ale... co jeśli ta cała Nana maczała w tym palce? Dała mu coś do wypicia i...
O, Aniele.
Alec zadrżał, gdy doszła do niego prawda. Na pewno dała mu eliksir, który sprawił że ma w sobie dziecko demona.
Zaciążył z demonem.
Z jakimś obrzydliwym...
Lightwood myślał, że zaraz zemdleje, czuł jak świat wiruje. Na chwiejnych nogach ruszył do łazienki aby obmyć twarz wodą.
Niestety to nie umywalka przyciągnęła jego wzrok jako pierwsza.
Zrobiły to ostrza od golarki.
Mógłby sobie podciąć żyły i zginąć. I tak nic już nie znaczył dla nikogo, wszystko tylko zepsuł.
Zawiódł na pełnej linii.
Chciał to zrobić. Chciał w tej chwili umrzeć.
Chwycił ostrze w rękę, przyglądając się mu uważnie. Ono może być jego ratunkiem i deską do grobu. Może być przyjacielem i najgorszym wrogiem. Nie czuł jak łzy płyną mu po policzkach, dopóki widok nie zaczął mu się zamazywać. Sam nie wiedział co się dzieje, nie mógł się uspokoić a jego rozpacz zwiększała się i zwiększała, nie mógł racjonalnie myśleć.
Nie pamiętał już dlaczego, ale wiedział że chce ze sobą skończyć.
Zaraz. Nie, chwila, nie! Nie może się zabić.
Wtedy umrze dziecko. Niewinne...
Coraz ciężej mu było oddychać, powietrze było jak woda w płucach. Uciążliwe i bolesne. Dusił się. I to całkiem sam.
***
Magnus żałował, że nie może otworzyć Bramy. Był na to zbyt rozgorączkowany i to mogło się źle skończyć. Zresztą, tu linie nie były stabilne. Biegł najszybciej jak mógł, gdy zadzwonił jego telefon. Zirytowany, że musi odebrać bo to może być coś ważnego, wcisnął zieloną ikonkę.
- Czego? - warknął od razu.
- Magnus, czy Alec jest obok ciebie? - usłyszał głos Izzy.
- Izzy, to nie najlepszy moment na plotki między rodzeństwem, akurat... - po drugiej stronie usłyszał szmer i teraz mówił Jace. Dyszał jakby każdy oddech był dla niego trudny a jego głos był zbolały i pełen smutku.
- Magnus, gdzie jest Alec? Czuję, że coś jest bardzo nie tak. Wiesz jaki on jest, on czasem ma... on miał w przeszłości myśli samobójcze, znów to czuję jako parabatai. Musisz go znaleźć! - krzyknął.
- Pędzę. - przerażony Magnus rozłączył się i w trybie ekspresowym dotarł do hotelu. Wbiegł po schodach na ostatnie piętro, zadziwiająco szybko jak na siebie. Otworzył drzwi, które nawet nie zostały zamknięte po jego wyjściu. - Alec? - zawołał, rozglądając się po pustym salonie. - Alec?! Alexandrze, błagam powiedz coś! - krzyknął histerycznie. Głos mu drżał a w gardle rosła gula.
Co jeśli on już nie żyje? - zapytał irytujący głosik w jego głosie - to będzie kolejna osoba, która przez Ciebie się...
Zamilcz!
- Alexander! - przetrząsnął salon i kuchnię, po czym pobiegł do ich sypialni. Pusto. Chciał już biec na balkon, gdy zobaczył że spod drzwi łazienki widać cień Alec'a. Odetchnął z ulgą i poszedł do niego. Otworzył drzwi, ku jego zdziwieniu nie były zamknięte. Widać Lightwood był zbyt smutny żeby o tym pomyśleć. Najpierw go zobaczył. Co prawda z oczami czerwonymi od płaczu, ale żywego.
Dopiero potem spojrzał na podłogę, całą we krwii.
Jego krwii.
- Alec... - szepnął wysokim głosem, zbyt przerażony by cokolwiek zrobić. Przepiękne, białe przedramiona jego męża były pokryte nierównymi, gwałtownymi nacięciami. Poziomymi, o tyle dobrze że nie podciął sobie żył. Może próbował, ale nie umiał. Ran było tak dużo, obficie krwawiły.
Klęknął przy nim, chwycił ręcznik i przycisnął do prawego przedramienia, prawdopodobnie potęgując ból, ale tamując krwawienie.
- Magnus... - głos Alec'a był bełkocący i zachrypnięty. - Magnus, ja przepraszam. Nie zdra... ja naprawdę nie... - mówił bez ładu, zbyt rozkojrzany żeby splecić całe zdanie. Bane zauważył, że wygląda jakby zażył narkotyki, ale nieco inaczej. Jakby był pod wpływem jakiegoś uroku.
- Wiem, kochanie, wiem. Wszystko będzie dobrze... - szeptał Magnus, mimo swoich łez. Teraz musiał być silny. Dla niego. - Chodź tu, groszku. - starał się mówić spokojnie i czule, jakoś tak wyszło. Podniósł Alec'a w górę i z wysiłkiem na zwiotczałych nogach zaniósł go łóżka. Alexander był cięższy niż zwykle albo Magnus zbyt słaby i przerażony. Jednak adrenalina zadziałała i szybko doniósł tego wysokiego chuderlaka na łoże. Nie wiedział co robić. Wołać obsługę? Dzwonić do szpitala? Narazie tamował krwawienie.
- Alec, kochanie. Gdzie twoja stela? - oprzytomniał. - Musisz użyć tej swojej runy...
- Nie chcę. - odwrócił głowę. - nie dam rady.
No to mamy problem - pomyślał Magnus.
Nie bijcie, proszę.
Nie chcę umrzeć.
Wszystko się wyjaśni, słowo. Możecie pisać swoje teorie :0
Jak się podobało?
No i... do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top