2

Ranek nie przyniósł błyskawic i deszczu.
Aleca obudziło coś małego i włochatego.

- Magnus, przestań... - sapnął, jeszcze zaspany.

- Załamujesz. - usłyszał nad sobą - jak mogłeś pomylić dotyk kota z moim dotykiem? - dobrze znany głos i sposób mówienia.
Łagodny ton, udający focha.
To był jego ukochany.
Uśmiechnął się, jeszcze w poduszkę i westchnął.
Ciepło, które utrzymywała kołdra magicznie znikło.
I sama kołdra też. A to wszystko za pomocą pstryknięcia palców Bane'a.

- Jesteś okrutny. - mruknął chłopak, powoli się podnosząc do siadu.

- Moja śpiąca królewna. - rzucił wesoło czarownik i dał mu buziaka w policzek.

- Kto? - zdziwił się Alec, marszcząc brwii.
Załamany Magnus wymruczał coś o tym, że trzeba go wyszkolić pod względem sztuki.

***
Odetchnąłem z ulgą, gdy Magnus nie poruszył tematu moich nocnych wycieczek do łazienki.
Może nawet tego nie pamiętał? Tym lepiej.
Musi wiedzieć, że jestem jego oparciem, jego silnym mężczyzną. Że mu pomogę i go wysłucham.
Tymczasem tulę się do niego po nocach, jakby to on miał mnie obronić.
Nie chcę być dla niego ciężarem.

- Nie jesteś dla mnie ciężarem. - zapewnił Bane, gry kroiłem składniki na śniadanie (to Magnus mi pozwalał. Nie wiem czemu, ale obiad zawsze robił sam.)
A to drań...!

- Przecież zabroniłem Ci czytać w moich myślach! - oburzyłem się.
Uśmiechnął się figlarnie.

- Wiem, wiem, ale nie mogłem się powstrzymać.

Zaśmiałem się krótko.
Ten ranek był taki przyjemny. Jakby wcale nie było nigdy wojny... Całusom i przytuleniom nie było końca.

***

Praca jak to praca, jest męcząca. Odpoczynek po niej jest najlepszym co może być.
Magnus wracając do domu miał nadzieję, że szybko wyczaruje jakąś romantyczną kolację, obejrzą z Aleciem, a potem...może pójdą do łóżka?
Pogwizdując, podszedł do drzwi. Uśmiechał się, do czasu gdy poczuł zapach spalenizny.

Czyżby Alec znów przechodził kryzys pewności siebie i próbował udowodnić wszystkim a zwłaszcza sobie, że jest dobrym mężem i próbował, PRÓBOWAŁ coś ugotować?

Magnus westchnął głęboko i powolnym krokiem wszedł do środka. Swąd się nasilił, węgiel wręcz latał drobibkami w powietrzu.
Z kuchni wyskoczył Alec w niebieskim fartuchu.
Widok byłby bardzo rozczulający, gdyby nie świadomość tego co się zaraz stanie.

- Hej. - rzucił mężczyzna, wyraźnie zdenerwowany i podekscytowany - zrobiłem chińszczyznę i wygląda naprawdę dobrze. Prawie jak ta w Japonii. - pokiwał głową, jak gdyby chciał wzmocnić swoją wiarygodność.

- Alec, w Japonii jedliśmy japońskie jedzenie. Chińskie i japońskie jedzenie to nie to samo. - cierpliwie wytłumaczył Bane, siadając na wysokich krzesłach przy wyspie kuchennej.
Jego mąż coś mruknął i podszedł do kuchenki, aby przełożyć swoje dzieło z patelni na talerze.

- Spróbuj. - zarzadził, jak na szefa Instytutu przystało.

Magnus westchnął po raz kolejny, wiedząc że już nie ma ucieczki. Niechętnie sięgnął po widelec i włożył do ust jak najmniejszy kęs potrawy.

- Wow, to jest naprawdę dobre! - zawołał zdziwiony.

- No oczywiście, że jest a czemu miałoby nie być?

Czarownik zaśmiał się, od razu nakładając sobie więcej. - Jesteś najlepszy, Alec. - mrugnął do niego.
Lightwood zarumienił się i uśmiechnął od ucha do ucha.

- Ty też jesteś najlepszy, Magnus. - mruknął pod nosem.

Może jest jeszcze szansa na wino i łóżko? A w zasadzie po co, tak też jest fajnie - pomyślał Bane, obejmując męża.

Kto więc zamierza zniszczyć tę sielankę?

Witajcie w nowonaskrobanym rozdziale. Akcja dopiero się rozkręca.
Jak się podobało?

Jeśli macie jakieś uwagi, to walcie śmiało. Jestem w fanodmie świeżakiem... możecie też mnie polecić innym! ^-^

No cóż, do następnego. :)))

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top