1
W nocy strachy lubią nas najbardziej.
Domagają się uwagi, podsuwając dziwne myśli i skojarzenia.
Magnus był ostatnio zabiegany. Bardzo zabiegany. Miał mnóstwo spraw i klientów jako Wielki Mag, przez co był zmęczony.
Więc budzenie go w nocy z powodu burzy, byłoby fatalnym pomysłem.
A może żałosnym? Wahałem się pomiędzy tymi dwoma określeniami, gdy wiatr znów zawył, uderzając o szybę.
Podłoga zatrzeszczała i miałem wrażenie, że dom się rozpadnie.
Piorun głośno...zapiorunił?, a ja się spiąłem.
O co chodzi?
Jestem dorosłym, silnym mężczyzną.
Jestem Nocnym Łowcą.
Przetrwałem wojnę, zabiłem tyle demonów.
Nie mogę bać się burzy!
Szlag...myślenie o zabijaniu i demonach jeszcze bardziej pogorszyło sprawę.
Nie wiem do końca czym jest strach, ale, wiem że wtedy na pewno się bałem. Bardzo.
Przed oczami przelatywały mi te wszystkie potwory, Edon, opętany Jace...
O-opętany ja, zabijajacy matkę Clary...wbijałem palce w jej klatkę piersiową, pozbawiłem ją życia i oddechu...
Stop!
Za wiele.
Tego nie wytrzymałem. Nie bacząc na to, że mogę obudzić swojego męża, pobiegłem do łazienki (oczywiście po drodze się gubiąc). Zamknąłem brzozowe drzwi i spojrzałem w lustro.
Morderca. - rzuciło mi oskarżycielsko odbicie.
Morderca. - powtórzyły wszystkie kosmetyki i ręczniki.
Zamknąłem na chwilę oczy, aby się uspokoić. I rzeczywiście, pomogło. Zwykle nie dochodzi u mnie do wytrysku emocji, ale teraz gdy doszło, potrafiłem szybko go opanować.
Patrząc na swoje dłonie nadal miałem wizję, że są one zakrwawione.
Umyłem ręce i wytarłem je, po czym najciszej jak potrafiłem wyszedłem z łazienki.
Ale to było na nic, Magnus już nie spał. Pewnie od jakiegoś czasu, bo teraz siedział na naszym łóżku i bacznie lustrował sypialnię swoimi oczami czarownika.
A, że w sypialni, dokładnie na przeciwko łoża były drzwi do łazienki, gdzie właśnie stałem, jego wzrok zatrzymał się na mnie. Widziałem, że uważnie patrzył na całą moją sylwetkę, w górę i w dół.
Od mojej głupiej głowy po wielkie stopy.
Uroczo.
Jego oczy stały się już normalne.
- Co się stało? - zapytał nieco zaspany. Widok naprawdę rozmiękczał serce.
- Przepraszam, że Cię obudziłem. Myłem ręce. - wypowiedziałem te słowa, zanim zorientowałem się jak głupio muszą brzmieć.
Myłem ręce w środku nocy, Magnusie. I to wcale nie jest dziwne.
Ale zamiast wybuchnąć śmiechem czy coś podobnego, on poruszył znacząco brwiami.
A ja swoje zmarszczyłem.
- Aż tak gorący jestem? - zapytał, szczerząc się jak głupi do sera.
Przepraszam, co do ma do rzeczy?
- Słucham? Nie rozumiem. - przyznałem.
Chyba było to po mnie widać, bo on tylko pokręcił głową.
- Nie słuchaj, jestem zboczonym staruchem. Chodź tu. - wyciągnął ręce, a ja mimowolnie, bezwolnie wręcz, podszedłem do łóżka i usiadłem obok niego, nie myśląc zupełnie niczym.
Przyciągnął mnie do swojego ciepłego ciała. I teraz byłem bezbronny. Nagi emocjonalnie.
Mógł czuć każde moje napięcie, odruch czy drżenie.
A gdy kolejna błyskawica uderzyła gdzieś niedaleko, musiałem się spiąć. Chciałem sięgnąć po miecz i zabić tę całą burzę.
Ale nie tak działa świat, niestety.
- Alec...? - zaczął Bane.
Ja tylko pokręciłem głową, na znak że nie chcę kontynuować tematu. - no, dobrze, ale rano się nie wymigasz. - oświadczył i położył się, przyciskając mnie do swojej nagiej klatki piersiowej.
Równomierny oddech Magnusa rozsiewał przedziwną aurę spokoju. Ręka gładzaca moje włosy dawała przyjemność i ukojenie.
Ciepło bijące od ciała, poczucie bezpieczeństwa.
Po chwili to wszystko udzieliło się mi. Przerażenie, złość i smutek jakby wyparowały. Zostało tylko ciepło.
Tak działał na mnie mój czarownik. Samą swoją obecnością potrafił rozświetlić mi życie, uspokoić, rozweselić i...uspać.
Bo wtedy zasnąłem mu w ramionach i śniłem same dobre rzeczy. A to wszystko tylko dzięki samego bycia Magnusa obok mnie.
***
Alec wydawał się taki roztrzęsiony.
Wiedziałem, że nie powie mi o co chodzi i, że nie zaśnie.
Taki przestraszony i zły...
Wiem, że nie powinienem, ale zaczarowałem go, tak aby się nie domyślił.
Co mu mogłem dać innego, niż magię? Tylko to miałem.
Nie jestem dobry w związki, jestem beznadziejny.
Głaszcząc go po głowie wtarłem zaklęcie, które niweluje wszystkie złe myśli. Potem jeszcze zaklęcie słodkiego snu i gotowe.
Niezwykle przystojny książę spał w mych ramionach. A ja mogłem się tylko domyślać o co chodzi.
Jest taki niewinny i czysty. Działa pod dotykiem impulsu, ciała, myśli. Chwilowej.
Albo się zastanawia, myśląc czy ja czegoś od niego wymagam, czy powinien to zrobić czy nie.
Taki niedomyślny i niezboczony. W przeciwieństwie do mnie, niestety.
Cicho westchnąłem, całując go w czubek głowy.
Jest taki silny i taki delikatny zarazem.
Pełen niepewności, przeciwieństw i tajemnic.
I dlatego tak cholernie pociągający.
A teraz mój. Mój mąż.
Witam w pierwszym rozdziale.
Jak się podobało?
(Ostrzegam, to mój pierwszy malec o Malcu i jakoś tak, wiecie... nie jestem pewna czy dobrze mi to wychodzi.)
Od razu mówię. Jako autor wymagam odzewu. W sensie, gdy widzę strasznie mały odzew jakoś tak odechciewa mi się cokolwiek robić.
Poproszę o szczerą opinię i może gwiazdkę, jeśli Ci się podoba.
Byłoby mi bardzo miło, gdybyś polecił to wschodzace coś innym, którzy lubią Maleca.
Z góry dzięki.
I...do zobaczenia w kolejnym. Będzie się działo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top