Lost Dreams | Poland National Football Team

Przychodzą takie momenty, że choć chcesz krzyczeć, milczysz jak zaklęty. Mimo że w twojej głowie wiruje tysiące myśli, nie wypowiadasz nawet jednego słowa. Ignorujesz wszystko, z niezmiennym, zaciętym wyrazem twarzy, jakby wykuty ze skały. Wrzaski cichną, świat traci kolory, a ty trwasz w tym stanie, nie wiedząc czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie. Bo nie wiesz kiedy i jak te nagromadzone emocje ujrzą światło dzienne.

Oni doskonale wiedzieli. Schodząc z boiska i nie widząc trenera, obserwując miny sztabu, sami wewnętrznie czując, jak bardzo zawiedli. To bolało. Bolało każdego z nich, nieważne jak grali. Bolało Cionka, bo samobójcza bramka na otwarcie mundialu to najgorszy możliwy scenariusz. Bolało Szczęsnego, bo przecież nie po to wygrał ciężką walkę o miejsce w bramce z niezawodnym Fabiańskim, by popełniać takie błędy. Bolało Milika, bo ta wewnętrzna blokada i ogromna presja blokowały go od środka, nie pozwalając wspomóc drużyny. Bolało Lewandowskiego, bo nie uniósł tego ciężaru na swoich barkach; będąc nadzieją polskiej kadry, nie poradził sobie. To wszystko rozpalało ich od środka, kazało wracać i walczyć, ale zabrzmiał gwizdek i oni mogli tylko zejść z boiska ze spuszczonymi głowami, aby nie patrzeć w zawiedzione oczy kibiców.

Ta szatnia, zwykle wypełniona śpiewami, rozmowami, wesołymi okrzykami, tym razem spowiła się w napiętej, pełnej rozczarowania ciszy. Nie znajdowali nic na swoje usprawiedliwienie. Nie potrafili wypowiedzieć słów, mogących choć trochę poprawić nadszarpnięte nadzieje. Nawet on - najlepszy z najlepszych, gwiazda, chwała i duma, kapitan, pełen empatii i zrozumienia boiskowy kolega; on, Robert Lewandowski, nie umiał złożyć swojej standardowej, motywującej przemowy. Nie był w stanie, nadal nie wierzył; te dziewięćdziesiąt minut jawiło mu się jedynie sennym koszmarem. Siedział więc, bezwiednie wpatrzony w przestrzeń, z dłońmi zaciśniętymi na butelce wody, niezmiennie czując na sobie niepewne, acz wypełnione niemą prośbą spojrzenia tych młodych zawodników, pełnych werwy, zapału i optymizmu, tak boleśnie przywróconych do rzeczywistości. Milczał jednak, a oni powoli odwracali wzrok; tym razem nie mógł im pomóc.

Czekali. Dziesięć minut, piętnaście, dwadzieścia, pół godziny... Po godzinie zostali zawołani do autobusu. Nikt niczego nie wyjaśniał, ale oni wiedzieli, że już się nie doczekają. Nie tego wieczoru, nie tego dnia. I to stanowiło dla nich największą gorycz. Bo trener zawsze przychodził. Nieważne jak źle było, zawsze wchodził do szatni, wnosząc do niej nową porcję wiary, przygaszonej przez słabe spotkanie. Nawet po najgorszych meczach, po wysokich porażkach, po haniebnej grze. Był z nimi i dla nich. Ale wtedy nie przyszedł. I zrozumieli dobitnie, że zawiedli nie tylko siebie i czterdzieści milionów Polaków. Zawiedli człowieka, którego zawieść nigdy wcześniej nie zdołali.

Dwa głupie błędy i brak własnej inicjatywy. To przesądziło o wyniku tego spotkania, być może najważniejszego z ich perspektywy na tych mistrzostwach. Tylko i aż tyle, a kosztowało tak wiele. Nie byli jeszcze pewni jak wielką cenę będą musieli zapłacić za to zaniedbanie. Obawiali się, że najwyższą. I nie mieli pojęcia, jak po tym spojrzą w te rozczarowane twarze w swojej ojczyźnie. Co powiedzą, gdy przyjdzie im tłumaczyć się z kolejnego turnieju rozegranego pod ten sam scenariusz. Czy jakiekolwiek tłumaczenie cokolwiek da? Przecież wszyscy skreślili ich już po tej pierwszej, niespodziewanej porażce. Polscy kibice nie należą do tych cierpliwych. Szybko zapominają radosne momenty, do końca pamiętając złe. Są najlepsi na świecie, ale potrafią zmieszać z błotem po każdym, nawet drobnym niepowodzeniu. I piłkarze przeczuwali, że właśnie na to są skazani.

Nie dziwili się temu ani trochę. Znów trzy spotkania - otwarcia, o wszystko i o honor? Być może. A może jeszcze odwrócą swój los. Podniosą głowy, po upadku wstaną silniejsi i dumnie dzierżąc orła na piersi ruszą po swoje. Zawalczą, by nie utracić swoich marzeń bezpowrotnie.
_______________________________
Witajcie!

Cóż, szczerze mówiąc nie sądziłam, że będę się z wami dzisiaj witać w tak paskudnym humorze, dając wam do czytania takie dość pesymistyczne, choć z optymistycznym akcentem na koniec cuś. Jest to wyraz mojego rozczarowania, zawodu i jakichś tam obserwacji zachowania poszczególnych osób. Może nie będę się tu za bardzo rozpisywać, powiem tylko, że jestem bardzo zawiedziona szczególnie jedną decyzją Nawałki - wystawieniem Milika w tym meczu od pierwszej minuty. Nie potrafię tego zrozumieć, naprawdę. Nie dość, że on zdecydowanie nie jest gotowy na granie całych spotkań czy nawet ich większej części, to jeszcze dostaje szansę w meczu z tak silnym, wymagającym rywalem, do czego się zwyczajnie nie nadaje, przynajmniej w obecnej formie. Widziałam jego jedno dobre zagranie przez cały jego udział w meczu. Jedno. A przy tym niezliczoną ilość zepsutych akcji i oczywiście marnowanie sytuacji bramkowych. Nie mówiąc już o tym, że on wygląda tak, jakby bał się piłki...

Ech, tak, przyznaję to otwarcie - jestem rozczarowana. Spodziewałam się, że będzie trudno, ale nie sądziłam, że przydarzą nam się dwa tak głupie błędy przy marnym zaangażowaniu i braku dokładności. W efekcie mamy to, co mamy, czyli ciężką sytuację, z której, mam nadzieję, jakoś wybrniemy. Jedynym pocieszeniem pozostaje fakt, że większość czołowych reprezentacji nie spisuje się na miarę swoich możliwości, żeby nie powiedzieć tego dosadniej. Zawsze można przypomnieć, że przecież Niemcy też przegrali...

Jeśli chcecie, koniecznie podzielcie się swoją opinią zarówno odnośnie tej miniaturki, jak i rzecz jasna meczu. Obyśmy następnym razem widzieli się już w lepszych humorach c;

Buziaki ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top