Rozdział Trzeci

Deszcz zacinał pod każdym możliwym katem, wpadając na szybę okna znajdującego się na dachu piętrowego domu. Cisza zapadła w całym domu, jedynie dało się słychać głośny telewizor z dołu i stukanie talerzy w kuchni. Chłopak nachylał się nad zeszytem podpierając głowę na rękach opartych twardo o blat biurka. Ekran monitora był czarny, co świadczyło o tym, że jest wyłączony, natomiast migało małe światełko, zwiastujące ciągłe podłączenie do prądu.

Burza nadciągała i lada moment miał uderzyć piorun, który poprzedzały gromy unoszące się nad miastem od kilku godzin. Szare chmury wisiały na niebie od dłuższego czasu ale dopiero teraz zaczęło grzmić.

Drzwi od pokoju lekko się uchyliły. Stróżka światła wpadła głębiej do pokoju, zatrzymując się tuż przed łóżkiem. Stuk talerza i kubka dał o sobie znać, że tej osobie trzęsą się ręce. Chłopak podniósł gwałtownie głowę do góry, odwrócił się na pufie i spojrzał na postać stojącą w drzwiach.

- Zdecydowanie za dużo bierzesz sobie na głowę. -

Powiedział chłopak i poprawił włosy z czoła. Wstał i energicznie podszedł do swojej rodzicielki, po czym uśmiechnął się i zabrał od niej naczynia, które niemalże od razu znalazły się na biurku. Kobieta bezwładnie oparła się o framugę drzwi do pokoju syna, spoglądając na niego ze zmęczonym uśmiechem.

- Kolacja będzie gdzieś za godzinę. Jeżeli piorun nie uderzy blisko nas i znowu nie padnie zasilanie. -

Odpowiedziała i chudą ręką sięgnęła do jego włosów, starmosiła je i pocałowała go w czółko. Chłopak pokiwał lekko głową, na znak zatwierdzenia informacji, po czym uśmiechnął się lekko do kobiety stojącej w progu.

- Powinnaś iść na jakiś urlop mamo, Tobie się to najbardziej nale-... -

W tym momencie z dołu rozległ się niski głos, lekko zachrypnięty, słowa się plątały jedne przez drugie, ale z całego bełkotu dało się wyciągnąć sens całego zdania.

- Prynjesi mji piwuo! -

Chłopak wzdrygnął się kiedy do jego uszu doszedł nieprzyjemny dźwięk i doskonale wiedział do kogo on należy. Nie był zadowolony też z sensu wypowiedzi i tonu jakiego użył właściciel głosu.

- Powinnaś się go już dawno była pozbyć... -

Burknął niezadowolony widząc pojawiający się smutek na twarzy swojej rodzicielki.

- Jest twoim ojcem... -

- Jest tylko dawcą nasienia. Nic oprócz płci po nim nie mam. Nie wnosi nic dobrego do naszego życia, poza tym... Tak źle Ciebie traktuje to dlaczego nie znajdziesz kogoś lepszego na jego miejsce? -

Chłopak już się rozpędzał, kiedy z dołu usłyszał dźwięk pękającej szklanek butelki. Kobieta zbiegła po schodach, wpadając do korytarza, po czym znikła. Atlas nie chciał tam stać i zacząć się przysłuchiwać kolejnej kłótni z pijanym ojcem, więc wrócił do pokoju i zamknął za sobą drzwi. W słuchawkach puścił jedną ze swoim muzyk i lekko kiwając głową usiadł do biurka.

Jednak muzyka nie była w stanie zagłuszyć całego hałasu dochodzącego z dołu. Przez następne kilka godzin leżał na łóżku, wtulony twarzą w poduszkę próbując zatrzymać łzy przed spłynięciem po miękkim materiale. Chciał pomóc matce, aby nie musiała nigdy więcej mierzyć się sam na sam z mężczyzną który jest kilkukrotnie silniejszy od niej, jednak chłopak był słabszy od niego. Wiedział że dla niego to się jeszcze gorzej skończy.

Kolejna fala burzliwych kropel spadała na okno pod ukosem, od razu spływając w jeden strumień wzdłuż dachówek. Szum deszczu było słychać wyraźnie w pokoju na poddaszu. Chłopak wciąż leżał na łóżku, skulony pod kołdrą i dodatkowym kocem aby jeszcze bardziej stłumić krzyki dochodzące z dołu.

Gdzieś w równoległym kącie pokoju rozległo się ciche "puff" zagłuszone trochę przez szum dochodzący zza okna. Chłopak ani drgnął, leżał nieruchomo na materacu, jeszcze bardziej wtulając twarz w poduszkę, próbując uspokoić swój oddech i łomoczące serce w klatce piersiowej, które zachowywało się, jakby miało z niej zaraz wyskoczyć.

Powietrze nie docierało do niego pod tak grubą warstwą materiałów, że chłopak teoretycznie się tam dusił. Nie mógł znaleźć świeżego powietrza, co skutkowało duchotą i byciem spoconym jak szczurek.

Postać która pojawiła się w pomieszczeniu, to Kaia. Dziewczyna podeszła do łóżka i siadając na brzegu sięgnęła ręką do skrawka koca, odkryła kołdrę po czym chłopaka. Zdyszany leżał głową na poduszce, wciąż powstrzymując łzy, jednak kilka się wydostało, mocząc poduszkę.

Dziewczyna nachyliła się na nim, delikatnie miziając jego mokry policzek czubkiem pióra ze skrzydeł. Po chwili cały pliczek był już suchy, a para zmęczonych, zapłakanych oczu wpatrywała się w oczy anioła.

- Dlaczego przyszłaś akurat teraz? -

Powiedział pretensjonalnie, podnosząc się z poduszki, tym samym odpychając Stróża od siebie. Chłopak oparł się o zimną ścianę za sobą, po czym spojrzał na nią smutnym wzrokiem.

- Cały dzień Cię nie było! To nie tak że miałaś przy mnie być i nade mną czuwać? Kim do cholery jesteś? Bo chyba mijasz się ze swoim zadaniem co? -

Burknął jeszcze bardziej pretensjonalnie kiedy dziewczyna chciała się do niego przytulić i go uspokoić, ale ten zsunął się z łóżka na podłogę i stojąc przed nią zaczął jeszcze ciężej oddychać niż poprzednio.

- Nie masz nawet zielonego pojęcia, co się dzieje i myślisz że jak raz na tydzień sobie się pojawisz to co? To będzie zajebiście? -

Chłopak jeszcze bardziej się nakręcał, jednak Kaia nie dawała się sprowokować, oba też również wstała, mimo że była niższa od niego, nie bała się jego. Poza tym, ona była nieśmiertelna i dopiero sztylet z piekła rodem mógłby ją załatwić na amen. Ale w świecie śmiertelników takie rzeczy nie mają miejsca, no nie?

W tym momencie, kiedy chłopak już chciał powiedzieć kolejne słowa, które co chwilę wymyślał jego umysł, dziewczyna zrobiła gwałtowny ruch i znów szepcząc coś pod nosem, zakryła jego uszy. Chłopak przestał protestować, próbując się wyrwać z jej oblężenia. Nie wiedział co dokładnie dziewczyna mówiła, ale dzięki temu nie pamiętał tego co się działo wieczorem, bo niemalże od razu zaczął zasypiać. Przed snem usłyszał kilka niewyraźnych słów...

- Domine dormi, adduc eum somnum, fac illum pulcherrimum. -


***


Kaia przechadzała się po białych jak śnieg korytarzach, oglądając obrazy nad zawieszonymi drzwiami. Każde z nich posiadało pewnego rodzaju rozdział, kategorię do której należał dany sen. Anioł spoglądał uważnie na każdą parę drzwi szukając odpowiednich.

Stanęła przed błękitnymi drzwiami, nad którymi rozpościerał się obraz latarni morskiej, paru mew w oddali i rozciągającego się od krawędzi do krawędzi niebieskiego morza.

Stróż nie zawahał się, tylko przekręcił gałkę u drzwi i pchnąwszy je wszedł do środka...


Dookoła szumiała wysoka, zielonkawa trawa z płatami blado żółtego piasku znajdującego się u brzegu ów wcześniej widzianego morza. Dziewczyna stąpała po piaszczystej ścieżce, ciągnąc za sobą po ziemi białą szatę.

Kilka kroków dalej, w jej ręce zmaterializowała się druga, bardziej blada ręka. Z kolei następnie pojawiło się przedramię, nadgarstek, bark, klatka piersiowa, głowa, po drugiej stronie klatki piersiowej pojawiała się ręką, a od żeber w dół, pas i w dół nogi sięgające piasku.

- Gdzie my jesteśmy? -

Głos był znajomy. Atlas szedł prowadzony za rękę przez anioła do samego brzegu zielonkawego teraz już morza. Dziewczyna milczała, prowadząc go w ciszy.

Kiedy wyszli spomiędzy zielonkawych zarośli, dziewczyna puściła jego rękę i się zatrzymała. Przed nimi rozpościerał się zielona otchłań, będąca po prostu wodą. Chłopak zapatrzył się w zieloną toń rozpościerającą się przed nim.

- To się dzieje naprawdę? - zapytał lecz odpowiedział mu już tylko szum morza i odgłosy mew nadbiegające z oddali.


***


Deszcz dalej szumiał na dworze, grzmotów już nie było tak mocno słychać. W pokoju co jakiś czas się błyskało, ale panowała błoga cisza. Kaia opierała się o ścianę za łóżkiem, Atlas zaś powoli się budził. Nie zauważyła tego. Wpatrywała się w ciemną otchłań, pogrążona swoimi myślami i snem, który przywołała dla swojego podopiecznego, którego głowa właśnie spoczywała na jej kolanach.

- Co to... było..? -

Zapytał dość cicho, ale Kaia momentalnie zwróciła na niego swoja uwagę, po czym lekko się uśmiechnęła.

- Sen. Podobał Ci się? -

Zapytała cicho, wskazując skinieniem głowy na uchylone drzwi od jego pokoju.

- Był dość nietypowy... Zwłaszcza że ja mam tylko koszmary. -

Powiedział do niej, po czym położył z powrotem głowę na jej kolanie. Pierwszy raz miał spokojny sen i nie budził się zlany potem w środku nocy. To było zupełnie nowe dla niego uczucie.

- Było znacznie przyjemniejsze od tych które wcześniej miewałem... -

Kolejna porcja kropli spadła na okno na poddaszu, uderzając z impetem o szybę i rozpryskując się na wszystkie strony. Szare chmury nie odpuszczały i wciąż krążyły nad miasteczkiem, waląc piorunami i grzmiąc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top