19. Czy my się znamy?
- Nic się nie bój. Będzie dobrze. Jestem cały czas obok Ciebie. - ścisnął moją dłoń i uśmiechnął się lekko. - Gotowa? - pyta wskazując głową na Stark Industries.
- Nie. Ale bardziej nie będę. - przełykam gule w gardle i wychodzę z samochodu. Po chwili, obok mnie już jest Tony, złącza nasze palce. Za co jestem mu wdzięczna, bo dzięki temu poczułam się ciut pewniej. Jednak kiedy podeszliśmy do wind. Ktoś zaczął wołać Tonego. Odwróciliśmy się i wtedy zamarłam.
W naszą stronę szedł Howard. Moje serce się zatrzymało, kiedy stął przed nami. Dużo się nie zmienił. Dalej trzyma się nadzwyczajnie dobrze, jedyne co się zmieniło to kolor włosów. Już nie ma tych włosów co Tony. Teraz jego twarz zdobi siwizna, ale odziwo nie postarza go. Wystaszona spojrzałam na Tonego, a on scisnął mocniej moją ręke, żeby dodać mi trochę otuchy. Biorę głęboki odech, przyozdabiam twarz uśmiechem i dopiero odwracam się w stronę Starka Sr.
- Co się stało? - pyta beznamiętnie Tony.
- Chciałem z Tobą porozmawiać. Na osobności. - spojrzał na mnie z wyższością. Już wiem po kim Tony to odziedziczył.
- Jak coś chcesz ode mnie, to mów tutaj. Nie mam tajemnic przed Ann. - zdziwienie na twarzy Howard'a było bezcenne.
- Dobrze. Za chwilę powinna przyjść ta dwójka z twojej uczelni.
- I co z tego?
- Weź ich oprowadź trochę po firmie. - Tony znowu mu przerwał.
- Czyli znowu mam zrobić to co robię co roku? - zapytał retorycznie.
- Tak. Muszę jeszcze coś załatwić. - chciał się dalej tłumaczyć, ale szatyn znów wszedł mu w słowo.
- Dobra. - stałam cicho, przysłuchując się ich wymianie zdań. Liczyłam, że Howard zaraz pójdzie załatwić te swoje ważne sprawy, i tym razem mi się upiecze. Nic bardziej mylnego.
- Czy my się znamy? - zapytał lustrując mnie wzrokiem. Już otwierałam budzie, żeby zaprzeczyć, ale zmieniłam zdanie.
- Tak. Poznaliśmy się na balu. Anna Archer. - uśmiechnęłam się. Szok na twarzy mężczyzny jeszcze bardziej się pogłębił.
- Howard Stark. - znowu zaczął mi się przyglądać. Po czym zadał kolejne pytanie. - Nie spotkaliśmy się wcześniej?
- Wątpię. Dopiero przeprowadziłam się do Stanów. - zadziwiające jak kłamstwo łatwo mi przychodzi.
- Wyglądasz bardzo znajomo. - wzrok mężczyzny spoczął na naszych splecionych dłoniach. - Przyszliście razem? - w odpowiedzi uprzedził mnie chłopak.
- Tak. Przyszliśmy i wyjdziemy. Wiem, że już się znacie, ale przedstawiam moją dziewczynę.
- Tony. - mężczyzna westchnął głośno. - Dziecko daj sobie z nim spokój. Zabawi się Tobą i zostawi jak zawsze. A szkoda takiej zdolnej dziewczyny. - wmurowało mnie. Jak własny ojciec może tak mówić o własnym synu. Po mału zaczynam rozumieć Tonego. Spojrzałam szybko na twarz chłopaka, na której gościła wściekłość. Muszę trochę załagodzić sytuację, bo zaraz skoczą sobie do gardeł.
- Dziękuję za radę, ale nie skorzystam. Tony się zmienił. - zaczęłam się nakręcać. - Od dziecka mogłam na niego liczyć. I wiem, że mnie nie skrzywdzi. A teraz przepraszam, ale idę przywitać się z przyjacielem. - Tim pojawił się w najodpowiedniejszym momencie. Znowu wybawił mnie z opresji. Powiedziałam o kilka słów za dużo i czuję, że przyjdzie mi za to słono zapłacić.
- Cześć Tim. - mówię przytulając się do chłopaka na przywitanie.
- Hey Aniu. Może wyskoczymy w przerwie na kawę.
- Jeszcze nie zaczęliśmy a ty już myślisz o przerwie. - mówię uśmiechając się. Po czym chłopak też się uśmiecha. - Dam ci znać potem okej? A teraz chodź. Tony oprowadzi nas po firmie. - łapie go za rękę i ciągnę w stronę mojego mężczyzny, kiedy widzę, że Howard znika na drzwiami windy. Kiedy podchodzimy do szatyna pytam:
- Zaczynamy? - chłopak nie zareagował. - Kochanie? - łapie go delikatnie za ramię.
- Hmm?
- Pytałam czy zaczynamy?
- Pewnie. Cześć. - rzucił w stronę chłopaka.
- Siemka.
- Chodźcie zaczniemy od sal konferencyjnych. - mówi jakimś nie obecnym głosem. Ale tym zajmę się potem. Zwiedzanie biurowej części zajęło nam sporo czasu. Ja jednak zamiast na układzie pomieszczeń, skupiłam się na zachowaniu Starka. I mogę stwierdzić, że ewidentnie jest coś nie tak. Może to przez słowa Howard'a. Kiedy weszliśmy do jednej z hal produkcyjnych, Tim podszedł do jakiegoś pracownika przy taśmach produkcyjnych, i zadawał multum pytań. Natomiast ja złapałam Tonego za rękę i pociągnełam w stronę wyjścia. Kiedy staliśmy odpowiednio daleko od innych pracowników odezwałam się.
- Co się stało? - pytam zmartwiona.
- A co się miało stać. Wszystko w porządku. - próbuje się uśmiechać,ale mu nie wychodzi. A poza tym w ogóle na mnie nie patrzy.
- Przecież widzę, że coś jest na rzeczy. To przez słowa twojego ojca. - pytam najdelikatniej jak potrafię.
- Nie. Po prostu - zawahał się - zapraszają nas dzisiaj na kolację. I ... - zauważyłam strach na jego twarzy, więc złapałam go za dłoń.
- I ...
- Chyba Cię poznał. Albo chociaż coś podejrzewa. - z mojej twarzy odpłynęła chyba cała krew. - Przepraszam mieli się nie dowiedzieć. - przyłożyłam mu palec do ust, żeby przestał mówić.
- Ej. To nie twoja wina. Próbowałam czegoś prawie, że nie możliwego. Nie przejmuj się tym. - próbowałam zachować spokój, ale w środku panikowałam jak małe dziecko. - Pójdziemy na tą kolację i powiemy im kim naprawdę jestem. - szok na twarzy Tonego był tak samo duży jak mój.
- Jesteś pewna? - pyta zaniepokojony moją nagłą zmianą zdania.
- Tak. W końcu i tak by się domyślili. - uśmiecham się i całuję go delikatnie. - A teraz, już chcę wiedzieć tego Tonego Starka, który niczym się nie przejmuję. - chłopak od razu się uśmiecha. W ten sposób zarezerwowany tylko dla mnie.
- Od razu lepiej, a teraz dokończ nas oprowadzać. Bo musimy jechać na zakupy. - przytakuję i przyciąga mnie do siebie czule całując. Po czym łapie za rękę i ciągnie w stronę Schmit'a.
####################
Hey wszystkim
Z góry przepraszam za tak długą nie obecność, ale nie miałam pojęcia jak dalej ciągnąć tą historię 😒 Ale jakoś dałam radę napisać dla was ten rozdział. Wiem, że jest krótki, ale to przedsmak tego co wydarzy się w najbliższych rozdział. Mam jeszcze jedno pytanie.
Uważacie, że jest sens to dalej ciągnąć, czy lepiej zrezygnować z tej historii?
Słów : { 937}
Do następnego ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top