15. Prawda
- Suka skomle, jak słodko. Tęskniłem za tobą.- powiedział i ...
... pocałował mnie brutalnie. Chciał pogłębić pocałunek, ale uniemożliwiałam mu to, do momentu, kiedy złapał mnie za tyłek. Ciche "ał" wyrwało się z mojego gardła, co blondyn wykorzystał, wkładając swój język do mojej buzi. Kiedy myślałam, że skończył, zaczął przygrywać moja dolna wargę, aż nie poleciała z niej krew. Kiedy poczuł ten metaliczny smak oderwał się ode mnie i przyssał się do mojej szyi. Kiedy chciałam go odepchnąć, złapał mnie za nadgarstki i mocno ściągnął, myślałam, że mi połamie kości. Ból był na tyle duży, że zapomniałam o jego wargach na mojej szyi.
- Alex puść. To boli.
- Już skończyłem kocie. - powiedział, przyglądając się soczystej malincę na mojej szyi. - Nie zrobimy tego tutaj, ale nadrobimy to. - na tamto wspomnienie przeszedł mnie zimny dreszcz. - Do zobaczenia niedługo kocie. - pocałował mnie nachalnie w usta i wyszedł zostawiając mnie samą w pomieszczeniu jak gdyby nigdy nic. A ja załamana i obrzucona sobą, zjechałam po mału na podłogę. Zakładam twarz dłońmi i zaczęłam płakać jak małe dziecko. On miał nie żyć. Zabiłam go! Co on tu robi. Jak mnie znalazł. Dlaczego jak wszystko zaczyna się układać, musi się znaleźć coś albo ktoś kto to zniszczy. Po chwili do łazienki wybiegł Tony. Widząc mnie w takim stanie podbiegł do mnie.
- Wszystko dobrze. Co się stało?- zaczęłam jeszcze bardziej płakać, chłopak chciał mnie przytulić, ale odsunęłam się od niego. Przypatrzył mi się i jak poparzony, wybiegł z pomieszczenia, mrucząc pod nosem. " Zabije sukinsyna" Wstałam szybko na trzęsących się nogach i ruszyłam w kierunku z którego dochodziły odgłosy bijatyki. Kiedy przedarłam się przez tłum, zobaczyłam bijącego się Tonego z Alex'em. Stark wpadł jakąś furie. Powalił blondyna na ziemię i zaczął okładać po twarzy pięściami. Pobiegłam szybko do niego i próbowałam odciągnąć go od ledwo przytomnego chłopaka.
- Tony nie warto. Na robisz sobie problemów. - chłopak spojrzał na mnie uważnie i chwycił mnie za nadgarstki. Na co załkałam z bólu. Wzrok chłopaka błyskawicznie przeniósł się na moje dłonie. Widząc je cały sine ponownie wpadł w furie. Złapał blondyna za koszulę i wysyczał.
- Jeszcze raz się do niej zbliżysz chociaż na pół kilometra to cię zabiję. Zostaw ją w spokoju! Dotkniesz jej jeszcze raz to spotkasz się z diabłem po drugiej stronie. A to za to że przez ciebie dzisiaj płakała. - powiedział i przywalił chłopakowi z całej siły w nos, łamiąc go, przez co chłopak stracił przytomność. Stark wstał z chłopaka i poszedł do mnie i próbując przytulić, ale znowu się odsunęłam. Czuję obrzydzenie do samej siebie. Chłopak wykorzystał mają chwilę nie uwagi i przytulił mnie mocno do siebie. Gładząc po plecach i szepcząc do ucha ucha.
- Już dobrze mała. Więcej Cię nie skrzywdzi. Ciii. Już dobrze. - wsłuchałam się w bicie jego serca, po mału się uspokajając.
- Panie Stark? - zapytałam odsuwając się od niego.
- Kochanie jakie " Panie Stark"?
- Nie zasługuje...- nie dał mi dokończyć.
- Nawet nie kończ. To nie twoja wina. Kocham cię i zawsze będę mimo wszystko. Czy to jest jasne?- złapał mnie za barki i spojrzał głęboko w oczy.
- Ale Tony?
- Nie ma żadnego "ale" kochanie. Wracamy do domu. Musisz odpocząć.- złapał mnie w talii i zaczął prowadzić do wyjścia z galerii, prowadzącego na parking. Kiedy tylko weszliśmy do auta, przyłożyłam głowę do szyby, odwracając się od chłopaka. Złapał mnie za łokieć.
- Ann?
- Zawieś mnie do domu . Proszę. - mówię łamiącym się głosem.
- Ale Ann. Musimy porozmawiać.
- Panie Stark, proszę. - znowu zaczynam łkać.
- Ann spójrz na mnie. - mówi czule. Nie reaguje, nie zasługuje na niego. Zasługuje na dziewczynę że swoich stref, bez przeszłości. Łapie mnie za podbródek i próbuje odwrócić w swoją stronę, ale opieram się. Nie powinien mnie dotykać, po tym co zrobił Alex. Łapie moja twarz w dwie dłonie i odwraca w swoją stronę. Przez co zmusza mnie, żebym spojrzała w jego oczy. Te cholernie hipnotyzujące czekoladowe oczy. Odwracam jednak po chwili wzrok.
- Kochanie spójrz na mnie, proszę. - odwracam głowę jeszcze bardziej. - Co to? - wychyla się i patrzy na malinkę na mojej szyi. Nie odpowiadam na jego pytanie. - Co on Ci zrobił Ann?!- pyta załamany. Jego głos też się łamie. - Kochanie powiedz mi.
- Panie Stark, proszę.
- Jakie " panie Stark" do kurwy. Co on ci zrobił. Powiedz mi. - mówi załamany. Kątem oka widzę jak po jego policzku spływają łzy.
- To nic. - udaje mi się wydusić. Co z resztą jest prawda. W porównaniu z poprzednim to nic.
- Jak to nic! Błagam powiedz mi!- łapiąc mnie mocno za nadgarstki. Przez co z mojego gardła, wydobywa się krzyk, a z oczu lecą łzy. Chłopak szybko puścił moje ręce i spojrzał na opuchnięte i sine już nadgarstki. Zamarł a ja wykorzystałam jego zamyślenie do odwrócenia się w drugą stronę, podciągając nogi do klatki piersiowej. Chłopak wyszedł szybko z auta i pobiegł gdzie. Ja ten czas wykorzystuje na rozmyślania. Zdecydowanie muszę mu powiedzieć o nazistowskiej bazie i Alex'ie. Czym mniej będę wiedział, lepiej dla niego. Po chwili, przybiegł, otworzył drzwi po mojej stronie i kucnął z całą torbą z apteki.
-Daj ręce, opatrzę ci te nadgarstki. -mówi delikatnie łapiąc moją lewą dłoń. Podczas opatrywania nie rozmawialiśmy. Kiedy już skończył odezwał się ponownie.
-Jeśli nie chcesz mówić, to okej. Nie będe naciskał, ale wiedz, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć.
-Ma pan rację, panie Stark. Musimy porozmawiać. - mówię próbując się nie rozpłakać.
-Dobrze, ale w domu. Musisz odpocząć.
-Nie! Tu i teraz. -mówię patrząc na jakiś punkt za nim. Nie mogę patrzeć na niego, bo się rozpłaczę albo co gorsze -znowu stchórzę.
-Dobrze kochanie. - kładzie swoją dużą i ciepłą dłoń na moim policzku i zaczyna krążyć po nim kciukiem, ale szybko ściągam jego dłoń i zamykam drzwi. Chyba zrozumiał przekaz bo zajął miejsce kierowcy. Tkwimy w niekomfortowej ciszy, już jakiś czasi czuję, że szatyn nie zacznie tej rozmowy. Zbieram się na odwagę i zaczynam opowiadać swoją historię.
-To był mój były chłopak. -zaczynam powoli. Wzrok mam utkwiony w jakiś punkt przed sobą, a wzrok Tonego czuję na sobie. - Poznaliśmy się jakieś 4 miesiące temu, zauroczyłam się nim. Był odważny, stanowczy, uroczy na swój sposób. Adorował nie na okrągło. Było dobrze, puki nie zamieszkałam u niego. - zatrzymałam się, żeby się uspokoić. - Wtedy stał się chorobliwie zazdrosny, zaborczy i brutalny. Nie wypuszczał nie z domu przez dwa tygodnie. Bił za każdym razem gdy coś mu nie pasowało. - poczułam jak po moim policzku zaczeły spływać łzy. - Znęcał się psychicznie jak i fizycznie. Aż pewnego dnia powiedział, że jedziemy gdzieś. - przeszedł mnie zimny dreszcz na wspomnienie tamtego dnia. - Ucieszyłam się, że wkońcu wyjdę z zamknięcia, ale okazało się, że nie jedziemy do miasta, ani do znajomych, tylko -zaciełam się. Wziełam głęboki wdech i kontynuowałam. - do domku w lesie. Kiedy dojechaliśmy wprowadził mnie do środka i zamknął w jednym z pokoi. Wieczorem przyszedł i zaczął się do mnie dobierać. - teraz już rzywnie płakałam. -całował wszędzie, obmacywał i zaczął rozbierać. - widziałam jak Tony cały się spiął. -Zaczęłam się szarpać, więc postanowił mnie związać. Kiedy się odwrócił złapałam pierwsze co było pod reką i walnęłam go w głowę. Upadł martwy, wszędzie było pełno krwi. Przynajmniej tak myślałam. Narzuciłam na siebie tylko koszulkę i spodenki i czym prędzej zaczełam biec jak najdalej stamtąd. W połowie drogi zaczął jechać z mną jakiś czarny smochód . Myślałam, że to jacyś porywacze, ale na szczęście to byli leśnicy i zabrali mnie do pobliskiego szpitala i wezwali policję. Nie złożyłam zeznań bo byłam pewna, że go zabiłam. Przeprowadziłam się do Nowego Jorku i zaczełam nowe życie. - skończyłam jedną z historii i czuję się jak u skraju możliwości, a czeka mnie gorsza, dłuższa i boleśniejsza. Poczułam jak moja koszula i spodnie są całe mokre. Po chwili, ktoś przytulił mnie do siebie. Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie, ale nie mogę się do niego jeszcze bardziej przywiązywać. Odepchnęłam go od siebie. Wydawał się skołowany. Patrzył na mnie niepewnie.
-Panie Stark, nie zasługuję - przerwał mi w pół słowa.
-To nie prawda. Nikt nie zasługuję bardziej niż ty. To nie twoja wina, co zrobił Ci ten sukinsyn. Nie musisz się go już bać. Już jesteś bezpieczna. - tym razem to ja mu przerwałam.
-Nie panie Stark. Ja nigdy nie będę bezpieczna. Muszę panu coś jeszcze powiedzieć. Tylko proszę pamiętać, że pana kocham.
-Zawsze. -usmiecham się niemrawo.
-Po śmierci moich rodziców, nie uciekłam. Zostałam porwana przez nazistowską organizację. Jako dziecko było dobrze. Uczyłam się jak moim rówieśnicy, chociaż w tej bazie w której się wychowywałam byli prawie sami dorośli. Jednak kiedy skończyłam dwanaśnie lat - zaczełam mówić co raz szybciej. - Zaczeły się coraz to boleśniejsze i trudniejsze treningi. Czyszczenia pamięci. Po morderczych trzech latach. Stwierdzili, że jestem gotowa na pierwszą misję. Nic z niej nie pamiętam, bo po niej znowu usuneli mi pamięć i tak było przez kolejne dwa lata. Byłam mordercą na jedno skinienie. -zaciełam się. Chciałam powiedzieć Hydry, ale nie mogę. Dla jego bezpieczeństwa. -moich oprawców. Byłam niezawodna, nieomylna -najlepsza. Jednak wszystko się zmieniło w jednej chwili. Zaczełam odsyskiwać pamięć, kiedy pokazali mi zdjęcie. A mój oprawca powiedział -załkałam- Zlikwidować! To miała być moja pierwsza samodzielna misja. Pojechałam w wyznaczone miejsce i spojrzałam na fotografię i znowu miłam przebłyski z przeszłości. Przypomniłam sobie rodziców. Zawróciłam, pojechałam do lasu, porzuciłam motor, wyciełam nadajnik - podwinełam bluzkę, na moim prawym boku była niewielka blizna, a jednak tak znacząca.- i pobiegłam jak najszybciej do miasta. Zciełam włosy, ukradłam jakieś ubrania, zamieszkałam w jakimś pustostanie w centrum. Potem zaczełam zabijać na zlecenie, żeby zarobić na mieszkanie i podstawowe rzeczy niezbędne do przeżycia. Kiedy załatwiłam fałszywe dokumenty uciekłam tu i zaczełam pracę. To tu, to tam. Byle by nie musieć zabijać. Chciałam iść na studia, więc dokończyłam twój projekt, który znalazłam w moim starym pokoju, w domku gdzie kiedyś mieszkaliśmy. Tak dostałam się na uczelnie. Pewnie chcesz wiedzieć dlaczego wzieli mnie, a nie zabili od razu? Też chcciałabym wiedzieć. Mój koszmar odnosił się do Ciebie, nie osobiście, ale jednak. Dokładniej do mojej pierwszej samodzielnej misji. - spojrzałam w końcu na Tonego, był zaskoczony, delikatnie mówiąc.
-Kto był twoją - przełknął głośno ślinę - misją.
-Oni! - powiedziałam i wyciągnęłam z kieszeni tamto zdjęcie. Spojrzałam po raz ostatni na Howarda i Marię i rzuciłam nim w niego, jak poparzona. Otworzyłam szybko drzwi i wybiegłam z samochodu. Biegłam ile sił w nogach . Znowu muszę uciec. Znowu zacząć od nowa. Sama jak zawsze. Nogi zaprowadziły mnie do central parku nad jezioro, w którym Tony uczył mnie rzucać kaczki. Na to wspomnienie zaczełam znowu płakać. Dotarło do mnie, że nie chcę żyć bez niego. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i odpaliłam jednego, potem drugiego, aż nie został ani jeden. Oparłam się o drzewo, podkuliłam nogi i zaczęłam płakać. Wspomnienia z Hydry były na tyle silne, że wyrwałam z podszewki torebki scyzoryk i przyłożyłam do kostki robiąc kilka głębokich nacięć. Po chwili całą kostkę miałam w krwi, ale nie zwracałam na to uwagi. Ból fizyczny, zawsze pomagał, ale tym razem jest to zakorzenione zbył głębokie, żeby zwykłe takie nacięcia mogły pomóc.
-Chciałabym umrzeć. - powiedziałam i jak na zawołanie zaczął padać śnieg. Kiedy płatki śniegu spotkały się z ranami na nodze, zaczeło przezażliwie piec. Słońce już zaszło, zresztą czemu się dziwić. Mamy początek grudnia. 'Nie dożyje rana' z taką myślą oparłam głowę o pień i czekałam aż to wszystko się skończy. Z racji, że mamy grudzień temperarura, błyskawicznie z czterech stopni celcjusza znieliła się na minus cztery stopnie, a jest pobiero około szesnastej. Chciałam zasnąć i rano się już nie obudzić, ale to nie jest takie proste. Za dużo emocji mną targało. Żeby się odstresować znowu wziełam scyzoryk i ponowiłam poprzednią czynność. Potem doszłam do wniosku, że jak mam umrzeć w tym parku to chociaż pod naszym drzewem. Nie wiele myśląć udałam się w tamtym kierunku. Chciałam zobaczyć, która godzina, więc wyciągnąłam i odblokowałam telefon. Zamarłam w bez ruchu. Miałam mnóstwo nieodebranych połączeń i jeszcze więcej wiadomości od chłopaka.
On: Ann, gdzie jesteś?!
On: Odezwij się!
On: Ann błagam! Odbierz!
On: Ann?!
On: Gdzie jesteś?!
On: Odbierz ten telefon!!!
Ja: Nie dzwoń więcej. Daj mi odejść. Żegnaj Tony. - patrzyłam chwilę na te wszystkie wiadomości. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszły nowe.
On: Nie! Gdzie jesteś?!
On: Odbierz!
On: Musimy porozmawiać.
Ja: Nie będzie okazji. Kocham Cię. Żegnaj. -po tej wiadomości wyłączyłam wyświetlacz i poszłam dalej. Usiadłam pod naszym dębem i zaczełam pogłębiać grawerunek naszych inicjałów, który zrobiliśmy jako dzieci. Kiedy skończyłam, nie czułam już palców. Czułam, że po mału już odpływam, więc zadzwoniłam do Tonego, to był impuls. Odebrał natychmiast.
-Ann! Gdzie jesteś?!
-Tony - zaczełam kaszleć - Dzwonię się pożęgnać. Pamiętaj, że Cię kocham.
-Nigdzie się nie żegnamy! Gdzie jesteś?!
- Drzewo. Kocham Cię. -rozłączam się i kładę głowę na ziemii, czekając na śmierć.
Pov. Tony
Telefon zaczął dzwonić, odebrałem od razu.
-Ann! Gdzie jesteś?!
-Tony - zaczeła kaszleć- Dzwonię się pożegnać. Pamiętaj, że Cię kocham. - zamarłem. Jak to pożegać? Nie mogę stracić jej po raz drugi.
- Nigdzie się nie żegnamy! Gdzie jesteś?!
- Drzewo. Kocham Cię. - jej głos był coraz słabszy i rozłączyła się.
-Ann! Nie rób nic głupiego! - rzuciłem się biegiem do Central Parku. Po nie całych pięciu minutach byłem na miejscu. Nigdy tak szybko nie biegłem. Zamarłem na widok tego co zobaczyłem.
#############################
Hey kochani♥
Zbliżamy się wielkimi krokami do końca tej książki☻
><
\
\
\
\
\
\
\
\
\
><
Żarcik! Nie bijcie! Mam nadzije, że zasiałam w was ziarno niepewności?
Jak tam się macie?
Proszę #zostańwdomu jeżeli nie będziemy się stosować do zaleceń może to potrwać dużo dłużej niż na początku przypuszczali :( Wbrew temu co wszyscy mówią, teraz wszystko zależy głównie od nas (młodzieży), to nam po tym wszystkim będzie gorzej funkcjonować. Więc proszę zostańcie w domach i nie wychodźcie bez potrzeby ♥
Słów: {2275}
Do następnego♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top