Klub
Derek coraz więcej czasu spędzał ze Stilesem. Zaprzyjaźnili się i spędzali ze sobą prawie każdy wieczór rozmawiając na wszystkie tematy.
***
Wreszcie nadszedł wyczekiwany piątek. Po lekcjach cała paczka ustaliła, że idą do klubu. Podzielili się na grupki, jeśli chodzi o dojazd. Derek miał zabrać Stilesa i Scotta. Allison Erice, Boyda i Isaaca. Za to Lydia, miała jechać z Malią, Ethan'em, Aiden'em i Danny'm. Zgodnym chórem ustalili, że o dwudzistej pierwszej spotkają się pod klubem.
Gdy było po dwudziestej Stiles zaczął się ubierać. Wyjął z szafy koszulkę w paski i do tego czarne spodnie.
Kiedy była dwudziesta czterdzieści chłopak był już gotowy.
Wyszedł więc na zewnątrz i siedząc na wyrandzie czekał na Scotta i Dereka. Mężczyzna miał po nich przyjechać o dwudziestej pięćdziesiąt więc zostało mu jeszcze trochę czasu. Pięć minut później w jego kierunku zmierzał Scott.
-Siema Scotty! Co tam brachu? - zaczął krzyczeć Stiles.
-Hej Stiles dobrze, a tam?- odpowiedział i zapytał o to samo McCall. Nie miał ostatnio dla przyjaciela czasu i było mu przez to naprawdę przykro. Chciał to naprawić.
-A dobrze. Chcę się dzisiaj upić tak więc ty tego nie rób, bo w końcu ktoś musi mnie wynieść z tego klubu.- odpowiedział Stiles z uśmiechem.
Rozmawiali ze sobą pare minut, podczas których Scott przeprosił Stilesa za to, że ostatnio w ogóle nie spędzał z nim czasu, a Stilinski mu wybaczył.
Nagle ich oczom ukazało się czarne Camaro. Gdy się zatrzymało Stiles wepchnął Scotta do tyłu, a sam wygodnie usadowił się obok Dereka. Jechali niecałe dziesięć minut i gdy dojechali na miejsce przed wejściem stała ich cała paczka. Przywitali się z przyjaciółmi i chwilę później byli już w klubie.
-Stary, ale tutaj jest zajebiście.- powiedział Stiles do Dereka. Było bardzo głośno, ale wiedział, że ten go usłyszy (atuty bycia wilkołakiem). Derek lekko się uśmiechnął i oboje skierowali się w stronę baru podczas, gdy reszta popędziła na parkiet.
-Mam zamiar się dzisiaj upić. Tak, to bardzo dobry pomysł.-zaśmiał się Stilinski.
-Jeżeli chcesz mieć jutro kaca, to droga wolna.-powiedział mu Hale.
Po ośmiu kieliszkach postanowili trochę potańczyć. To znaczy Stiles postanowił, bo był już lekko pijany, no a Derek przecież nie tańczy więc dalej stał przy barze.
Widział stamtąd jak Stilinski przepycha się przez tłum i gdy werszcie znalazł sobie miejsce, zaczyna chaotycznie "tańczyć". Wyglądało to naprawdę komicznie więc nic w tym dziwnego, że na twarzy Dereka pojawił się uśmiech.
Przez te kilka tygodni, a dokładnie od tamtej nocy kiedy przyszedł do Stilesa, zaprzyjaźnił się z nastolatkiem. Na samą myśl nastolatku robiło mu się cieplej na sercu.
Nagle zobaczył jak jakiś koleś przyczepił się do chłopaka. Mężczyźni zwolnili tempo i zaczęli się o siebie ocierać, to znaczy ten chłopak ocierał się o Stilinskiego.
Złość zaczęła w nim buzować i nie rozumiał, dlaczego tak jest, ale wiedział, że to złe. Natychmiast odwrócił się w stronę baru i zamówił kolejne trzy kieliszki. Chwilę później stanął przy nim Stiles z nienaturalnie wielkim uśmiechem.
-Der.-na zdrobnienie jego imienia serce zabiło mu odrobinę szybciej. Tak mówiła do niego jego siostra, jego starsza siostra, która została zamordowana.- pomyślał wilkołak.
Na ułamek sekundy posmutniał, jednak nie chciał, żeby Stiles to zauważył więc szybko się uśmiechnął. Nie wiedział, że Stiles to jednak dostrzegł, ale nie chciał na niego naciskać.
-Stary, widzisz tę dziewczynę w czerwonej sukience i faceta, który ją całuje i obmacuje? -kontynuował Stiles wypijąc to co Derek przed chwilą zamówił.
-Widzę i co w związku z tym? -zapytał Hale nie zwracając nawet uwagi na to, że chłopak wypił jego alkohol.
-Oni są jak banan i małpa. On ją w całości pożera, a ona mu się oddaje. Są dla siebie stworzeni. Też chcę mieć swojego banana. -odpowiedział Stiles ledwo trzymając się na nogach.
Derek zaczął się śmiać. Wiedział, że Stiles był mocno wstawiony więc postanowił, że nadszedł najwyższy czas na powrót do domu. Zresztą dochodziła prawie północ, więc chłopak na pewno się już zabawił.
-Stiles, tobie już na dzisiaj wystarczy, zabieram cię do domu. -powiedział stanowczo mężczyzna.
Nie chciał, żeby chłopak był w jeszcze gorszym stanie niż w tej chwili i nie chciał też, żeby jacyś obcy mężczyźni przyczepiali się do jego przyjaciela. Ale czy to była tylko przyjaźń? Nie chciał się wtedy nad tym zastanawiać, albo najlepiej nigdy.
-Nie... ja chce jeszcze potańczyć! Derek, proszę zostańmy jeszcze chwilę. Prosz... -Stiles mówił coraz ciszej, aż w końcu nie dokończył, ponieważ zasnął. Zasnął na stojąco. Czy to w ogóle możliwe?!?!
Derek w ostatniej chwili złapał nastolatka w pasie i przerzucił sobie przez ramię, żeby nie musieć go ciągnąć na siłę w stronę wyjścia.
Gdy wychodził z śpiącym Stilinskim przerzuconym przez ramię spotkał Scotta i Allison.
-A temu co? Mówił, że chce się upić, ale że zrobił to do tego stopnia? -zapytał Scott na co Allison się zaśmiała.
-Tak, upił się do tego stopnia, że zasnął na stojąco. -podkreślił ostatnie słowo Derek.
Wszyscy troje zaczęli się śmiać. Tak, tylko Stlies tak potrafił. Połowa ich paczki to wilkołaki, więc nie mogą być pijani. No, a Allison, Lydia i Danny potrafią zachować umiar w alkoholu.
-Dobra zawiozę naszego alkoholika do domu, a wy się dalej bawcie. -powiedział w końcu Hale.
-Dzięki Derek, naprawdę. -powiedział Scott i uśmiechnął się lekko do Hale'a.
-Dobra lecę, bo jednak on trochę waży i to zdecydowanie więcej niż wygląda.- mówiąc to lekko poprawił chłopaka na ramieniu.
-Okey, to na razie. -pożegnała się z nim para.
Derek szybko wyszedł z klubu, a gdy dotarł do swojego samochodu, położył Stilinskiego na miejscu pasażera i zapiął mu pasy. Chwilę później siedział przed kierownicą, jadąc w stronę domu osiemnastolatka.
Gdy dojechali na miejsce Stiles dalej spał. Derek nie chcąc go budzić delikatnie wyjął go z samochodu i zaczął zmierzać w stronę wyrandy. Tym razem trzymał go na rękach jak małe dziecko.
Śpiący Stiles wygląda naprawdę uroczo.- pomyślał wilkołak.
Nacisnął klamkę i lekko kopnął drzwi nogą. Zdziwiło go, że mieszkańcy nie zamykają drzwi. Nie wiedział o tym wcześniej, bo zawsze wchodził i wychodził przez okno, ale w sumie, kto by był na tyle głupi żeby włamywać się do domu szeryfa?-pomyślał.
Wszedł po schodach, a potem skierował się w stronę pokoju nastolatka. Położył go na łóżku i podszedł do okna. Kiedy był już po drugiej stronie, zamykając okno spojrzał jeszcze raz na nastolatka. Cieszył się, że w jego życiu jest ktoś taki jak Stiles Stilinski.
***
Kolejny rozdział. Jej 1000 słów *-* Nie wierzę. Proszę dajcie znać, czy się podobało. Dziękuję. xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top