rozdział szósty
W końcu podszedł tak blisko, że mógł już spokojnie mnie dotykać i zaczął. Już myślałam, że mnie skrzywdził gdy nagle...........
Dostał z bara od jakiejś postaci, która była ubrana na..... Różowo !?!? A no tak... Przecież to miasto nie jest normalne więc czego się spodziewałam. Po chwili zczajiłam, że to był ten księciulek z mojej szkoły.... Uuuuu.... A ja myślałam, że jest on raczej typem człowieka, który nikogo by nie uderzył, a tu takie zaskoczenie. Po chwili typu, który dopiero mnie obmacywał uciekł jakby nigdy nic ciesząc się. Mam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam.....
-Hej nic ci nie jest??? Lora prawda ??? Cześć jestem balonowy książę, ale możesz na mnie mówić po prostu balon..... A więc, że tak zapytam co ty tutaj robisz obtej godzinie??
- Może to ja powinnam zapytać się co robisz o tej godzinie w takiej dzielnicy tego miasta z tego co zdążyłam zauważyć jest ona dosyć niebezpieczna, a księciu takiemu jak ty coś mogło by się przytrafić.... Hahah....
- Nie bądź chamska, dupę ci w końcu uratowałem !!! A jeśli jesteś już taka ciekawska to mieszkam w tej okolicy.
- Taki wielki książę jak ty.... Tutaj???
Zauważyłam jak jego twarz z różowe staje się mocno czerwona. Chyba nie lubi kiedy ktoś się z niego naśmiewa - zresztą kto lubi-...
- No dobra spokojnie tylko się z tobą drażniła. Dziękuję, że mi pomogłeś. Jestem ci bardzo wdzięczna... gdyby nie ty niewiadomo co by mogło mi się stać.
- No dobra spoko no ale powiesz mi w końcu dlaczego tutaj jesteś ?
- W moim domu jest pewien osobnik płci przeciwnej w domu, który jest ranny, ale próbował się do mnie dobrać no to uciekłam se swojego domu.
- Matko to straszne.... Jesteś strasznie nieodpowiedzialna! Zostawiłaś dom sam, a w nim jeszcze do tego rannego człowieka! Koniec tego wsiadaj do mojego auta podwioze cię do niego.. Vincent !!!! Szykuj samochód jedziemy!!
Po chwili przyszedł jego szofer i zabrał nas do jego samochodu... Łał, ale piękny ! Nie wiem co mam na ten samochód powiedzieć...
- Bo dobra to jaki masz adres domu ?
- Yyyy to jest chyba....
- Nie mów mi, że nie pamiętasz...
- Dobra więc ci o tym nie powiem.....
- No dobra w takiej sytuacji siadaj z przodu i prowadź... Tylko nas nie zgub to nie będzie za ciekawie...
Jechaliśmy dobre 15 minut, ale nareszcie dojechaliśmy. Nawet nie wiedziałam, że to miasto jest takie duże. No, ale dobra mniejsza z tym.
Weszłam z buta do domu i na moje szczęście Marshall nadal w nim siedział.
- Gdzie ty byłaś!!! Zostawiłaś mnie tutaj samego !! Jak mogłaś !!
- To wszystko twoja wina gdybyś się do mnie nie dobierał to pewnie dawno był byś już w domu i nie musiałbyś pilnować mojego!!!
- Nie sądzę, że byłbym teraz w swoim domu....
- A to niby dlaczego hee ....
- No bo jakby to ująć.... No ten.... No .... Ja.... Yyyy... No ja ten nie mam domu....
- No, ale jak to nie masz domu ?!?!?
- Myślisz, że kłamał bym w takiej kwestii. Wiem może nie jestem idealny ale to nie jest dobry temat dla mnie do rozmowy z innymi......
- Czy ktoś o tym wie... Masz jakąś rodzinę... To gdzie ty normalnie spędzasz noce???
- Odpowiedzi to nie, nie i śpię gdzie popadnie, nie jestem wybredny. Już się dobrego przyzwyczaiłem.....
Czułam się wtedy bardzo niezrecznie... Nie chciałam wpędzać Marshalla w taką sytuację. Chyba trochę trzeba rozluźnić atmosferę....
- Daj opatrzę ci te rany...
- Nie chce, żebyś robiła to z litości. Poza tym nic mi nie będzie.....
- Proszę daj mi tobie pomóc.... Proszę...
On tylko w geście poddania się skinął głową na znak, że mogę mu opatrzeć rany. Może to dziwnie zabrzmi, ale czułam takie przyjemne ciepło w sobie, że mogę komuś pomóc. W końcu to nie zdarza się zbyt często...
Poszłam więc do kuchni, aby wziąć bandaże oraz wodę utlenioną, aby zdezynfekować rany..
- Marshall proszę pokaż mi swoje rany...
On tylko poniósł rękę i czekał jakby na śmierć. Ja natomiast wzięłam się do roboty. Najpierw zaczęłam opatrzeć rękę.
-Shhhhh..........
- Czy to cię boli ???
- Nie wszytko jest okej....
- Wiesz co Marshall przepraszam cię za taki niezręczny temat... Sama wiem jak to jest być samą. Na codzienne zazwyczaj jestem sama....
- Spoko nie musisz się tłumaczyć... Wiem, że nie zrobiłaś tego specjalnie...
- Wiesz co może jestem trochę głupia, ale mam bardzo dziwną propozycje.... CZY ZAMIESZKAŁ BYŚ ZE MNĄ ???
Lysandra-ever
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top