23. Nasza Mantra
Dzisiaj na reszcie nadszedł ten dzień. Mogę opuścić mury tego cholernego budynku. Nie żeby mnie źle traktowali, czy coś z tych rzeczy, po prostu wszyscy się mną interesowali, pomagali i robili wszystko za mnie, co było bardzo nie komfortowe, zważywszy na to, że całe życie radziłam sobie że wszystkim sama. Jednak dzisiaj wracam do domu. Czekamy tylko z Tonym na przyjście Chrisa. Tak przeszliśmy na ty, mimo że na początku trochę się opierałam. Tony od kilku dni jest jakiś nieobecny. Przy mnie stara się zachowywać normalnie, ale jak myśli, że nie patrzę, widzę że odpływa gdzieś myślami. I nie są to raczej pozytywne rozmyślenia.
- Kochanie? - sprowadzam go na ziemię
- Tak. Czegoś ci potrzeba? Coś Cię boli? - zasypuje mnie masą pytań, jakbym co najmniej była w stanie agonalnym. A przecież to było tylko zasłabnięcie.
- Nie wszystko jest ze mną w jak najlepszym porządku. Ale z Tobą nie jest najlepiej. - patrzy na mnie zdziwiony, moim stwierdzeniem. -Co się dzieje Tony?
- Nic kochanie. Wszystko jest okej. Naprawdę. - okej nie chcę mówić, to nie. Poczekam aż sam mi powie, przecież to nie mogą być jakieś straszne wieści. Poza tym Stark przejmuje się ostatnio każdą drobnostką, więc jego zachowanie może wynikać z wszystkiego. Nie takiej temperatury, nie takiej pogody, nie takiego kanału w TV.
- Więc, tak... - z letargu wyrywa mnie wejście Chrisa. Kręcę głową na boki żeby oprzytomnieć. - Tak jak mówiłem. Twoje serce mimo operacji jest mocno osłabione. Dlatego zalecam kilka dni jeszcze poleżeć w domu, żadnego wysiłku, dźwigania i tego typu rzeczy które obciążającą serce. Do tego dochodzi odpowiednia dieta. - kiwam głową że wszystko rozumiem - Na jakiś czas to wystarczy, ale patrząc długofalowo myślę że niezbędny będzie jednak ten przeszczep. - widząc moją minę, widzę lekkie zdziwnie na jego twarzy i podążam za jego wzrokiem który teraz jest utkwiony w Tonym.
- Jaki przeszczep? O czym ty mówisz? Chcecie mnie otwierać? Z moim sercem wszystko jest w najlepszym porządku! Musiałeś pomylić teczki! Tony powiedz mu coś! - chłopak patrzy na mnie tak smutnym wzrokiem, który przekazuje mi wszystko co chciałam wiedzieć. On wiedział, że bez tego się nie obejdzie i nic mi nie powiedział. Dlatego się tak zachowywał. - Jak mogłeś mi tego nie powiedzieć! - zaczynam okładać go pięściami gdzie popadnie. Jednak on błyskawicznie blokuję moje ruchy biorąc mnie w swoje ramiona.
- Uspokój się. Nie możesz się forsować ani denerwować. Nie umiałem Ci tego powiedzieć. Nie zasługujesz na to wszystko. - mówi cicho a ja czuję jak jego klatka piersiowa szybko się unosi i opada. Moja złość lekko opada, ale nie odpuszczę mu tego. Wyswobadzam się z jego ramion i spoglądam na Chrisa.
- Ile czasu mi zostało, jeśli nie zgodzę się na przeszczep?
- Co? - krzyczy Tony, wstając z łóżka - Jakie nie zgodzę się na przeszczep? Zgodzisz się!
- Zadałam pytanie.
- Jakieś pół roku. Maksymalnie dziewięć miesięcy, więcej twoje serce raczej nie wytrzyma. - mówi smutny. Wzdycham głęboko.
- Okej, w takim razie zróbmy wszystko żeby to było najlepsze pół roku mojego życia. - uśmiecham się przez łzy.
- Evans wyjdź stąd! Już! - krzyki Starka pewnie słuchać w Waszyngtonie. Kiedy tylko blondyn opuszcza pomieszczenie chłopak siada koło mnie i bierze moją twarz w swe dłonie zmuszając mnie do patrzenia w te cudowne patrzały.
- Jakie pół roku? Jakie pół roku pytam?! Poddasz się temu jebanemu przeszczepowi czy czemu będzie trzeba i będziesz żyć! Żyć razem ze mną! Ja nie chcę żadnego pół roku, rozumiesz?! Ja chce całego życia z Tobą. - mówi już spokojniej, ale jego oczy pokazują jaką wewnętrzną walkę toczy. - Jeśli będzie trzeba oddam Ci swoje serca, ale będziesz żyła, rozumiesz?! Kocham Cie i będziesz żyła do usranej starości ze mną u boku. Rozumiem kurwa?! - kiwam lekko głową, że rozumiem. I na prawdę rozumiem, ale ja nie ufam lekarzom.
- Boję się Tony. - ślipie. - Cholernie się boję. Wszystkie te zabiegi z Hydry wróciły. Ten ból. - tama puściła, z moich oczu leci już wodospad. - Ja po prostu nie chce się już bać i czuć bólu. Też cię kocham i chcę spędzić z Tobą resztę życia. Ale tak cholernie się boję. - wtulam się w niego z całych sił i czuję się bezpiecznie. Jakby miał mnie uchronić przed całym złem tego świata.
- Wiem mała. Ja też się boję, ale poradzimy sobie, ze wszystkim. Razem.
- Zawsze.
- I na zawsze.
- To może być nasza mantra. - uśmiecham się przez łzy.
- Zawsze i na zawsze. - powtarza Tony po czym łączy nasze usta z powolnym, przepełnionym uczuciami pocałunku. Jest on inny niż wszystkie poprzednie, niesie on ze sobą obietnicę lepszego jutra. Naszego wspólnego jutra. Tylko on i ja na zawsze. Piszę się na takie życie. Jeśli mam to przy płacić chwilą strachu a zyskać całe życie z tym mężczyzną, jestem gotowa podjąć rękawice.
- Zawsze i na zawsze. - opowiem czoło o jego i tkwimy tak, dopóki do sali znowu ktoś nie wejdzie.
- Proszę tu Twój wypis. - mówi Chris, podając mi świstek papieru, zwalniającego mnie z tego miejsca. - Jeśli zdecydujesz się na przeszczep, umieszczę Cię na liście oczekujących. Nie ukrywam że czym szybciej to zrobię tym lepiej.
- Zróbmy to. - mówię pewnie. Czym zadziwiam wszytkich w pomieszczeniu. - Ale mam jeden warunek.
- Jaki?
- W sumie dwa. Pierwszy. Ty wykonujesz zabieg. - wskazuję na niego palcem, na co on kiwa głową na zgodę.
- A drugi?
- Nad wszystkim będzie czuwał Tony i James. Będą na balkonie i będą obserwować przebieg operacji.
- Myślę że uda się to załatwić. - odpowiada już w owiele lepszym humorze kardiochirurg. W takim razie odrazu wpisze Cię do rejestru i dam znać jak będziemy coś mieli. - zmierza w kierunku drzwi, a ja wstaje powoli z łóżka, trzymając się ramienia bruneta. - Aaa. Jeszcze jedno. - błyskawicznie spoglądamy na niego. - Widzimy się na kontroli za dwa tygodnie.
- Pewnie. Dziękuje za wszystko Chris. - mówię z lekkim uśmiechem. Naprawdę bardzo dużo mu zawdzięczam.
- Czego się nie robi dla ulubionej pacjentki. - puszcza mi pawie oczko i szybko opuszcza salę. A ja widząc morderczą minę Starka parskam lekko śmiechem.
- Jesteś taki uroczy, kiedy jesteś zazdrosny. - całuje go w policzek po czy łapie za dłoń ciągnąc w stronę drzwi. - Proszę chodźmy już stąd.
- Dobrze kochanie. - łapie w wolną dłoń moją torbę. I trzymając moją dłoń opuszczamy salę w której spędziłam ostani tydzień swojego życia. Kiedy siedzimy już wygodnie w zabawce Starka, rozluźniają się moje mięśnie, które nawet nie widziałam że są spięte.
- Jedziemy do mnie czy do Ciebie? - pyta, odpalając wóz.
- Do mnie. - mówię bez chwili zastanowienia. A on bez zbędnych dyskusji rusza w wyznaczonym kierunku. Po niecałych trzydziestu minutach parkujemy przed moją kamienicą. Tony zakłada sobie torbę na ramię i idzie ze mną ramię w ramię, aż dochodzimy do schodów. Kiedy stawiam krok na pierwszy stopień, moje nogi odrywają się od podłoża i ląduje w objęciach bruneta.
- Żadnego przemęczenia się słyszałaś?
- Ale po schodach chyba mogę sama chodzić.
- Nie. - odpowiada składając na moich ustach szybkiego buziaka, co skutecznie zmyka mi usta. Nie chcąc być niewdzięcznicą, zarzucam mu ręce na szyję i wtulam w jego gorący tors. Kiedy jesteśmy już w moim mieszkaniu, sadza mnie na kanapie, sam zajmując miejsce obok. Ewidentnie coś go gryzie.
- Powiedz to, bo cie zje od środka. - mówię z uśmiechem, żeby go zachęcić.
- Tak sobie myślałem...
- O czym?
- I tak cały czas spędzamy razem. Albo u ciebie albo u mnie u rodziców. Może zamieszkamy razem? Wynajmiemy jakieś mieszkanie. Co ty na to? - pyta ewidentnie zestresowany.
- Sam pomysł wspólnego zamieszkania bardzo mi się podoba.
- Ale?
- Nie wystarczy, że wprowadzisz się do mnie.
- Kochanie nie obraź się, ale teraz to mieszkanie nie jest przystosowane do Ciebie. mieszkasz ma trzecim piętrze bez windy. To za duży wysiłek dla twojego serca. Zawsze możemy zostawić to mieszkanie, i wynająć coś bardziej spełniającego nasze obecne wymogi, a jak już będzie po wszystkim, wprowadzimy się tutaj. Co ty na to?
- Jestem za. - śmieje się lekko, a z mojej twarzy nie chce zejść banan. - Tylko jak my to ogarniemy finansowo?
- Spokojnie mała. Na biednych nie trafiło. Mam 25% udziałów w firmie, a w przyszłości przejmę całość. Ty też masz w banku spadek po rodzicach. Damy sobie jakoś radę.
- No dobrze. - uśmiecham się jeszcze szerzej. - Nie mogę w to uwierzyć. Zamieszkamy razem.
- Tak mała. Teraz będę mógł być z Tobą dwadzieścia cztery na siedem. - teraz nie wytrzymuje i zaczynam się śmiać, co podłapuje też Tony. Resztę wieczoru spędzamy na wspólnym gotowaniu z mojej nowej diety. Albo inaczej ja gotuje, a Tony przeszkadza. Oraz przeglądaniu ofert mieszkań do wynajęcia.
- Tony wiedz co? - spogląda na mnie z nad ekranu komputera. - Kocham Cię.
- Ja ciebie też mała. Zawze i na zawsze. - po czym całuje mnie w czółko. A ja wtulam się w jego bok, dalej przeglądając oferty.
#########
Hej miśki ☺
Mamy już nowy rozdział, mam nadzieję że wam się spodoba, nie jest sprawdzony, ponieważ jest pisany pod napływem weny i motywacji po pewnym komentarzu. Nie przedłużając. Miłej lektury i dobrej nocy/dnia.
1430 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top