( 🌿 )────rozdział trzydziesty
Minęło dokładnie pół księżyca od tajemniczej przepowiedni, a mimo dość, krótkiego czasu w klanie dość dużo się zmieniło. Przede wszystkim, Jodełek i Pokrzywek otworzyli oczy i zaczęli już powoli mówić — co prawda nie wyraźnie, ale zawsze coś. Mysi Wąs mimo młodego wieku już przeniosła się do żłobka będąc w ciąży z Rzecznym Promukiem, który wyzdrowiał już z zatrucia tak samo jak Oszroniony Liść.
Przywódca właśnie biegł przez las na ponowne spotkanie samotniczki. Kocur znalazł z nią wspólny język i ich wcześniej niezręczne rozmowy zamieniły się w prawdziwe debaty trwające naprawdę długo. Jego łapy udeżały o podłoże pokryte miękką zieloną trawą na, której błyszczały w słońcu kropelki rosy. Niebo przybierało odcień czystego błękitu, który w niektórych miejscach był przecinamy przez złoty i jasnyróż tworząc piękny obraz wczesnego poranka. W koronach drzew można było dosłyszeć ciche szeleszcznie zielonych liści poruszanych przez ledwo wyczuwalny, orzeźwiający wiatr. Ptaki jeszcze milczały, ale można było dosłyszeć gdzieś w oddali dzięcioła, który stukał w korę drzewa lub ciche popiskiwanie myszy gdzieś u podłoża.
— Gronostaj! Tu jestem. — Usłyszał lekko zachrypnięty głos zaprzyjaźnionej kotki, więc zatrzymał się i zakradł się do krzewów gdzie przeważnie się spotykali.
— Cześć, Pęd. — Wymruczał przywódca i liznął na przywitanie kotkę w ucho. Dwójka kotów spotyka się od około księżyca, ale mimo są już dość bardzo zaprzyjaźnieni ze sobą
Dwójka kotów usiadła obok siebie i zaczęli opowiadać sobie co ostatnio stało się u nich. Przywódca oczywiście wiedział, że przez te rozmowy z samotniczką nie jest dokońca lojalny, ale nie niezbyt się tym przejmował bo w końcu znalazł kogoś z kim może szczerze porozmawiać. Od kąd został przywódcą nawet jego najlepszy przyjaciel zaczął go traktować inaczej, nie tak jak wcześniej przez co zaczęli coraz rzadziej się do siebie odzywać. Zawsze byli sobie bliscy, a teraz czym dłużej czasu mija tym bardziej ich dawna, bliska więź zanika. Kocur czuł jak powoli traci przyjaciół, a ta myśl go dobijała coraz bardziej i bardziej. Pręgus popadał powoli w pewnego rodzaju szaleństwo czując jak nie może się uwolnić od wspomnień, które wciąż ciążyły w jego głowie.
Kocur podniósł wzrok ciemnozielonych oczu na Pęd, która czujnie go obserwowała.
— Ej, wszytsko w porządku? — Miauknęła dugając łapą bark masywnego, pręgowanego kocura.
— Tak. — Odpowiedział krótko starając się unikać przenikliwego wzroku bursztynowych oczu samotniczki. Jej półdługie futro uniosło się lekko na podmuchu wiatru jednak później z powrotem opadło. Kocica owinęła swoje łapy ogonem dalej wpatrując się w kocura.
— Już ci wierzę. — Miauknęła z ironią w głosie i przewracając błyszczącymi oczyma.
— Po prostu te wszytskie wspomnienia mnie dobijają.. — Westchnął czując jak nie może już dłużej wytrzymać napięcia. Samotniczka o popielatym futrze zamrugała kilka razy z szerzej otwartymi oczami.
— Wspomnienia? — Dopytała łaciata koteczka i zmierzyła badawczym wzrokiem przywódcę.
— Cóż, długo by opowiadać.
— Mam czas, możesz mi opowiedzieć co cię tak dręczy. — Uśmiechnęła się lekko starając się dodać otuchy pręgusowi. Kocur na chwilę się zawachał, ale po krótszej chwili wypuścił ciężko powietrze z ust i spojrzał kotce głęboko w te piękne bursztynowe oczy.
— Wszystko zaczęło się kiedy byłem jeszcze wojownikiem i nosiłem imię Gronostajowy Pysk. Wtedy nad moim klanem panował Szczawiowa Gwiazda, a jego zastępcą był Zamroczony Sen. Ja wtedy miałem partnerkę o imieniu Malinowa Pieśń. Była sroga pora Nagich Drzew, trwała walka o zwierzynę z klanem Wiecznej Ciszy gdzie panowała wtedy Strzyżykowa Gwiazda, a Malinowa Pieśń była w ciąży ze mną, a zapewne przez stres związany z brakiem jedzenia i walką zaczęła za wcześnie rodzić. Podczas porodu straciła za dużo krwi i... — Gronostajowa Gwiazda przerwał czując jak do jego oczu napływają łzy, a głos zaczął się łamać. Wziął głęboki wdech, wytarł pośpiesznie oczy z łez i kontyunował: — Umarła. Urodziła dwójkę moich kociaków, Sosenka i Niedźwiadka. Zaniosłem ich do obozu i zajęła się nimi Miodowe Futro, która wtedy była karmieclką. Niestety, ale kiedy kociaki umarły z powodu zimna. Kiedy były naprawdę małe wyszły poza żłobek i gdzieś się skryły w śniegu zamarzając. Ja...Straciłem wtedy wsyztstko co miałem i nie mogę się z tym pogodzić. Nie umiem się od tego uwolnić.. — Opowiedział po czym wstał i z nisko opuszonym ogonem zaczął wracać do obozu.
Zdziwiona zachowaniem przywódcy samotniczka siedziała sama w osłupieniu podążając wzrokiem za pręgusem. Kiedy kocur oddalił się wystarczająco na jej pysku pojawił się uśmiech satysfakcji, a w bursztynowych oczach zalśniła iskierka rozbawienia.
◆ ▬▬▬▬▬▬ ❴✪❵ ▬▬▬▬▬▬ ◆
◆ ▬▬▬▬▬▬ ❴✪❵ ▬▬▬▬▬▬ ◆
[695 słów]
jak gdzieś jest - zamiast — to jest to wina wattpada, a ja naprawię to dopiero podczas korekty. tak samo z małymi literami na początku, poprawie to podczas ogólnej korekty książki, więc prosiłabym aby mi tego cały czas nie przypominać. rozumiem raz, ale niektórzy mi o tym mówią po kilka razy co staje się powoli irytujące.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top