1

Przez Norę codziennie przewijały się tłumy ludzi, lecz tego właśnie wieczoru pojawiło się ich zdecydowanie najwięcej. Każdy członek Zakonu Feniksa musiał obowiązkowo stawić się na comiesięczne zebranie. Oznaczało to, że Molly Weasley będzie biegała po kuchni w celu przygotowania swoich pysznych pasztecików oraz innych równie smakowitych przysmaków. Do tej pory kobiecie udało zagonić się do pracy wszystkich swoich płomiennowłosych synów oraz męża – Artura. Chłopcy z cierpiętniczymi minami zanosili, czy raczej lewitowali, na stół w jadalni kubki, talerze, sztućce, wazy z różnymi rodzajami zup, tace pełne mięs i ryb, misy z sałatkami. Kto by pomyślał, że w czasie wojny ludzie zajadają się takimi przysmakami. Otóż, pani Weasley robiła wszystko co w jej mocy, aby poplecznicy Albusa Dumbledore'a, a w szczególności ci najmłodsi, mieli chociaż namiastkę spokojnego życia. Dlatego właśnie na spotkaniach każdy miał okazję spróbować domowych smakołyków Molly, za co oczywiście wszyscy byli jej dozgonnie wdzięczni.

Gdy do pomieszczenia wszedł Harry Potter ruchy pracujących braci Weasley stały się dużo bardziej energiczne. Ze wszystkich stron można było usłyszeć wesołe okrzyki na widok wybrańca, który na każdy z nich odpowiadał szczerym uśmiechem.

- Harry, kochaneczku, czy mógłbyś nam pomóc? – zaszczebiotała wesoło rudowłosa głowa domu.

- Oczywiście, pani Weasley – zadeklarował się chłopak. Kobieta podała mu stosunkowo sporych rozmiarów wazę z rosołem i poprosiła o dostarczenie jej na stół.

- Tylko się nie poparz! – rzuciła na odchodne i ruszyła w kierunku z lekka już dymiącego piekarnika.

Harry od razu pożałował swojej chęci niesienia pomocy, gdyż naczynie było niezwykle gorące, a jego dłonie już zrobiły się czerwone i gdzieniegdzie widać było białawe bąble. Bardzo chciał sięgnąć po różdżkę, ale przepisy zabraniały nieletnim używać czarów poza Hogwartem, co czyniło jego i Ginny jedynymi osobami w całej Norze, którym nie wolno było korzystać z magii.

Lawirował pomiędzy rzędami krzeseł poustawianymi we wszystkich możliwych miejscach, ludźmi oraz gnomami, które najwidoczniej znudzone siedzeniem na dworze postanowiły wemknąć się do jadalni. I właśnie te małe stworki były przyczyną lawiny następujących po sobie wydarzeń, przekleństw i gróźb. Harry przypadkowo nadepnął na jednego z gnomów, przez co tamten przeraźliwie zaskrzeczał jednocześnie szykując się do ucieczki. Zahaczył o nogę Pottera, który stracił równowagę i razem z wazą poleciał prosto do przodu. Cała zawartość naczynia wylądowała na nieśmiertelnych szatach Mistrza Eliksirów. Mężczyzna zacisnął wargi jeszcze ciaśniej niż zwykle, co uczyniło je prawie niewidocznymi, dłonie uformowały pięści, a źrenice rozszerzyły się.

- Potter – wycedził z nieukrywaną nienawiścią w głosie, jednocześnie różdżką oczyszczając szaty i lecząc poparzenia.

- To nie moja wina profesorze, gnomy... – Snape mu przerwał.

- Nie obchodzi mnie czyja to wina. Ciesz się, że jesteśmy wśród ludzi, bo gdybyśmy byli sami, trochę gorzej by się to dla ciebie skończyło. – mężczyzna odszedł z charakterystycznym szelestem szat.

Do Harry'ego podeszła Hermiona, wyjęła różdżkę i kilkoma zgrabnymi ruchami nadgarstka uleczyła rany chłopaka.

- Czy ten dupek zawsze musi wyrastać spod ziemi? – burknął Wybraniec.

- Harry! – żachnęła się dziewczyna – to jest nauczyciel!

- Nie zmienia to faktu, że jest dupkiem – brunet wzruszył ramionami.

Hermiona przewróciła oczami. Po chwili do uszu dwójki nastolatków dobiegł donośny głos Hagrida.

- Cholibka, nie możesz ich wiecznie trzymać pod kluczem, Molly! Wszyscy są już dorośli.

- Nie prawda! – odkrzyknęła kobieta. Słychać było rozpacz w jej głosie. – Harry i Ginny jeszcze nie są!

Do rozmowy wtrącił się Dumbledore, który najwyraźniej przed momentem musiał wejść do Nory.

- Harry ma swoje siedemnaste urodziny w stosunkowo niedalekim czasie. Poza tym, musisz zauważyć, że każde z nich już od dawna w jakimś stopniu bierze udział w akcjach zakonu. Twoje dzieci od pierwszych lat w szkole pakowały się w nie lada tarapaty i zawsze z nich wychodziły. Będzie dla nich bezpieczniej, jeżeli poznają całą prawdę. – słowa dyrektora Hogwartu zadziałały na roztrzęsioną panią Weasley, bo delikatnie pokiwała głową i otarła łzy.

Dumbledore podszedł do krzesła stojącego na czele stołu tak aby każdy mógł go doskonale widzieć, przyłożył różdżkę do szyi i zwielokrotnił donośność swojego głosu zaklęciem Sonorus.

- Moi drodzy! Zapraszam wszystkich do stołu! Usiądźcie proszę i wysłuchajcie tego, co mam wam do powiedzenia, a potem możecie wrócić do konsumpcji tych niezwykle bosko wyglądających pasztecików.

Po krótkiej chwili wszystkie szepty, dyskusje i poszczękiwania sztućcami ustały, a oczy (lub oko w przypadku Szalonookiego) obecnych zwróciły się w kierunku starca.

- Dziękuję bardzo za dzisiejszą liczną frekwencję! Na wstępie pragnę podziękować Molly oraz reszcie osób pomagających przy dzisiejszej kolacji. Wszystko wygląda znakomicie – na twarzy wspomnianej gospodyni pojawił się mocno czerwony rumieniec. Szybko wyszeptała: „Nie ma za co, dyrektorze. To sama przyjemność.", na co siwowłosy odparł: „Nie bądź skromna, Molly. Zasługujesz na wszelkie pochwały." i uśmiechnął się dobrodusznie, podczas gdy Mistrz Eliksirów spoglądał na Harry'ego ze złością. - Teraz przejdziemy do poważnych spraw, więc proszę każdego o uwagę. Severusie, chciałbyś zacząć?

Czarnowłosy wstał z krzesła z cierpiętniczą miną. Zgrabnym ruchem ręki wyczarował mapę Wysp Brytyjskich, na której naniesione były liczne czerwone, zielone i żółte kropki.

- Nie będę się powtarzał, więc radzę słuchać – przejechał po zebranych groźnym spojrzeniem. - Czarny Pan zamierza przeprowadzić serię ataków na różne placówki, zarówno magiczne i mugolskie. To, co zaznaczone jest na czerwono ma dla niego największe znaczenie, czyli między innymi Dziurawy Kocioł w Londynie, Bank Gringotta, Stacja King's Cross oraz mugolska podstawówka Aldgate – gdy mężczyzna wypowiedział ostatnią lokację, płeć żeńska jednogłośnie pisnęła, a Ginny wyjąkała:

- Podstawówkę? - z twarzy dziewczyny odpłynęła cała krew, przez co rude włosy wydawały się jeszcze bardziej pomarańczowe niż zwykle.

- Mówiłem, że nie będę się powtarzał – syknął Snape – ale tak, Weasley, podstawówkę. Jeżeli chcesz dołączyć do Zakonu to zacznij się przyzwyczajać, że Czarny Pan jest bardziej okrutny niż mówi się w szkole.

- Severusie, okaż trochę empatii, a przede wszystkim, oszczędź szczegółów – Dumbledore zmarszczył brwi i podrapał się po nosie.

- Mieli poznać prawdę, czyż nie, Albusie? - spojrzał krytycznie na dyrektora. - Prawda w oczy kole.

Po krótkiej pauzie kontynuował:

- Miejsca zaznaczone na żółto oraz zielono są mniej istotne w tej chwili, dlatego omówimy je przy innej okazji. Jako iż pierwszym celem będzie atak na mugolską szkołę podstawową, powinniśmy już dzisiaj stworzyć plan kontrataku. - tym razem szybkie machnięcie różdżką spowodowało, że zebrani widzieli cały plan placówki wraz z terenami wokół.

- Dlaczego jego pierwszym celem jest właśnie podstawówka a nie King's Cross? - zapytała zdziwiona Hermiona. - Z logicznego punktu widzenia większy sens ma atak na stację aby odciąć dostęp do Hogwartu.

- Spójrz na to z innej strony, Granger. Nie sądzisz, że najpierw lepiej zwrócić na siebie uwagę i przy okazji pozbyć się ponad setki mugoli?

- Mimo wszystko uważam, że strategicznie nie ma to sensu... - czarodziej przerwał jej ze złością.

- Jak zwykle musisz wtrącić swoje trzy grosze, nieprawdaż Granger? Nie obchodzi mnie, co uważasz za strategiczne, a co nie, więc z łaski swojej zachowaj ciszę. - Hermiona pokiwała głową ze smutkiem.

- Panna Granger ma rację, Severusie – odezwała się Profesor McGonagall. - Co jeżeli Sam-Wiesz-Kto podejrzewa, że ma zdrajcę w szeregach i planuje w sekrecie atak na King's Cross?

- Nie bądź niemądra, Minerwo. Czarny Pan nie robi niczego bez wcześniejszej konsultacji ze mną.

- Może myśli, że jesteś szpiclem Dumbledore'a? - zaznaczył Szalonooki. - Bez urazy Albusie.

- Nie przyjęta – staruszek uśmiechnął się dobrodusznie i włożył do ust trzy cytrynowe dropsy.

- Nonsens. Ale jeżeli uważacie, że Czarny Pan ma inne plany, to proszę, obstawcie King's Cross, nie będę się wtrącał.

- Severusie, nie denerwuj się. Wszyscy są po protu zestresowani, ale ci ufają. Mów dalej – poprosił Dyrektor.

Mistrz Eliksirów przewrócił oczami, ale ciągnął dalej.

- Plan polega na tym, że w całej akcji weźmie udział Wewnętrzny Krąg, czyli najlepsi z najlepszych. Lestrange, Malfoy, Yaxley, Selwyn, Rosier, Karkarow, Dołohow, Amycus i Alecto Carrow, Avery i oczywiście ja. - Hermiona wzdrygnęła się, ale nic już nie powiedziała z obawy przed kolejną reprymendą. Na szczęście jej obawy wyraził Artur Weasley.

- Jeżeli mamy walczyć przeciwko Wewnętrznemu Kręgowi, a przede wszystkim tobie, Severusie, to jesteśmy upieczeni. Nie może nas tam być przecież zbyt wielu, bo Sam-Wiesz-Kto będzie coś podejrzewał. Jak mamy więc walczyć?

- Właśnie miałem to powiedzieć, Arturze. Uznałem, że można postawić jedną osobę do pilnowania szkoły. Wypije ona eliksir wielosokowy i będzie udawać nauczyciela. Musi być to ktoś, kto zna mugolską kulturę na tyle dobrze, aby bez podejrzeń prowadzić zajęcia. Do głowy przychodzi mi jedynie Granger, bądź Potter. Mimo, że bardzo chętnie zobaczyłbym jego kompromitację w roli wykładowcy, to niestety ta wątpliwa przyjemność nie dojdzie do skutku, gdyż nie może on opuszczać barier obronnych. Pozostaje więc Granger.

Hermiona przełknęła głośno ślinę.

- Proszę? - musiała wyglądać wyjątkowo głupio mówiąc to, ale została kompletnie zbita z tropu słysząc swoje nazwisko w kontekście, w którym padło.

- Cóż za elokwencja, Granger – prychnął Severus. - Dobrze słyszałaś. Tydzień przed atakiem będziesz pod przebraniem udawać nauczycielkę na zastępstwie, a gdy zacznie się atak wyślesz do reszty patronusa z informacją o początku walki.

- Mam sama walczyć z Wewnętrznym Kręgiem? - przeraziła się.

- Nie. Będziesz walczyć tylko ze mną.

- Jeszcze lepiej – prychnął Szalonooki. - Snape, dobrze wiesz, że nikt z nas nie jest w stanie cię pokonać, a co dopiero młodzież.

- W ten sposób mam zamiar ochronić jej życie, Moody. Bo gdyby dobrał się do niej inny Śmierciożerca to nie przeżyłaby tego starcia. Będę rzucał tylko drobne klątwy, które bez problemu powinna odbić tarczą. - ponownie zwrócił się do Hermiony – Tylko pamiętaj, Granger, że podczas bitwy nie będziesz już pod działaniem eliksiru, więc musisz grać wystraszoną tym, że mnie widzisz po przeciwnej stronie. Masz nawet szansę wykrzyczeć na mnie całą swoją frustrację. Bądź przekonująca, bo jeżeli nie, to wszyscy przez ciebie zginiemy.

Hermiona lekko pokiwała głową. Niepokój nie pozwalał jej mówić. Zacisnęła mocno dłonie starając się uspokoić.

- Dobrze, zrobię to. Kiedy mam być gotowa?

- Za dwa tygodnie zaczniesz brać wielosokowy. Codziennie będę się z tobą teleportować w obie strony, żeby nikt cię nie namierzył.

- A czy Sam-Pan-Wie-Kto nie namierzy pana w ten sposób?

- Powiem, że oceniam teren i sporządzam dokładne plany przed atakiem – odparł rzeczowo, jednocześnie zakładając ręce na piersi.

- Może mi się zdawać, ale nie będzie to podejrzane, jeżeli nagle w losowej podstawówce znajdzie się członek Zakonu pod przebraniem, którym będzie akurat przyjaciółka Harry'ego Pottera, Hermiona Granger? - Lupin spojrzał na Snape'a z pytającym wyrazem twarzy.

- Nie zdaje ci się, Lupin. Dlatego pomyślałem, żeby wmówić Czarnemu Panu, iż Zakon po ostatnich atakach na mugoli Zakon postanowił ochraniać ważniejsze placówki w miastach – ze spokojem oznajmił czarnowłosy, lecz nie był on do końca pewien czy jest to dobry pomysł. Nikt jednak nie dostrzegł jego wahania. Zapadła cisza.

- Dziękuję, Severusie. Czy jest jeszcze coś, o czym powinniśmy wiedzieć? - milczenie przerwał Albus Dumbledore. - Jeżeli nie, pragnąłbym przejść do prawidłowego zaprzysiężenia naszych nowych sprzymierzeńców.

Mistrz Eliksirów pokręcił przecząco głową i usiadł z powrotem na krześle, przybierając na twarz swój charakterystyczny grymas niezadowolenia.

- Dobrze więc. Harry, Panno Granger, Panno i Panie Weasley, proszę, podejdźcie do mnie i wyciągnijcie przed siebie prawe dłonie.

Każde z nich zrobiło to, o co prosił dyrektor. Powtórzyli zgodnie jego słowa i nie zawahali się nawet przez sekundę odnośnie podejmowanej przez nich decyzji. Byli świadomi niebezpieczeństwa jakie ich czekało, ale nie przerażało ich to, byli gotowi ponieść wszelką ofiarę byleby zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskim. Po złożeniu Wieczystej Przysięgi po wewnętrznej stronie ich prawego nadgarstka pojawił się niewielki, bladoczerwony feniks, który miał być symbolem przynależności do Zakonu. Dzięki zaklęciom rzuconym przez Dumbledore'a był on widoczny jedynie dla wtajemniczonych członków, tak aby nikt z zewnątrz nie był świadom kto do owego ugrupowania należy. Harry z dumą przyglądał się zwierzęciu na swojej ręce. Czuł się przez to ,w swój pokręcony sposób, bliżej z rodzicami i Syriuszem. Wszyscy oni także byli w Zakonie, więc Wybraniec miał wrażenie, że kontynuuje ich dzieło nawet po śmierci.

- Moi drodzy, dziękuję za waszą gotowość do działania na rzecz naszej organizacji. W ramach inicjacji, każde z was będzie miało jakieś zadanie do wykonania na początek.

- Albusie! Nie możesz ich wysyłać w teren! To jeszcze dzieci! A pomysł Severusa z oddelegowaniem Hermiony na najbezpieczniejszą misję od dawna jest po prostu niedorzeczny! - Molly Weasley nie wytrzymała już chowania wybuchu, który widocznie kreował się w jej głowie od momentu rozmowy dotyczącej ataków Voldemorta.

- Molly, dobrze wiesz, że ze wszystkich tu zgromadzonych największą wiedzę na temat świata mugoli mają Hermiona oraz Harry, a domyślam się, że Severus wytłumaczył doskonale, iż z przyczyn oczywistych nie możemy wysłać Pana Pottera w teren. - ze spokojem powiedział Dumbledore, który zdawał sobie sprawę, że owa dyskusja może być trudna.

- A co z Arabellą, Andromedą czy chociażby z Arturem? - oczy gosposi zrobiły się szkliste i zaczęły z nich wypływać pierwsze łzy. - Jeżeli Hermionie coś się stanie, co powiemy jej rodzicom? Nigdy nie wybaczyłabym sobie jej śmierci! - kolejne krople spłynęły po policzkach kobiety.

- Arabella jest charłakiem, więc nie wyczarowałaby patronusa, żeby powiadomić resztę Zakonu – zaczął siwowłosy, ale Pani Weasley mu przerwała:

- Andromeda i Artur w takim razie, Albusie – zapłakała.

- Moja matka nie należy do Zakonu, Molly – powiedziała delikatnie Tonks. - Przykro mi.

- Twój mąż wie dużo na temat mugoli, to prawda, ale nigdy nie był w ich szkołach i nie ma pojęcia na czym polegają tam zajęcia, moja droga. A stawka jest naprawdę zbyt wielka, żeby coś poszło nie tak. I pamiętaj, że z Panną Granger będzie Severus, który nie pozwoli, żeby spadł jej włos z głowy, prawda? - dyrektor spojrzał znacząco na mężczyznę w czarnych szatach. Ten niechętnie pokiwał głową, lecz po sugestywnym kopnięciu w kostkę przez Profesor McGonagall powiedział:

- Nie martw się, Molly. Będę pilnował, Granger – po czym dramatycznie przewrócił oczami.

- Trzymam cię za słowo, Severusie – kobieta otarła łzy i głośno wysmarkała nos w chusteczkę podaną przez Pomonę Sprout. - Dziękuję i przepraszam, już nie przeszkadzam, Albusie.

- Nie szkodzi, Molly – starzec uśmiechnął się. - Gdzie to ja skończyłem? Ah no tak, zadania. Chciałbym, abyś ty Harry, zajął się ponownie oklumencją, ale tym razem pod okiem Horacego. Zdaję sobie sprawę, iż z Severusem nie mogliście dojść do porozumienia.

Profesor Slughorn pomachał do Harry'ego z radością, a Wybraniec odetchnął z ulgą. Był gotów na wszystko, tylko nie na dodatkowe godziny ze Snape'm, więc zmiana nauczyciela była ogromnym plusem.

- Oczywiście, dyrektorze, zajmę się tym – odparł pewnie.

- Ronaldzie, do ciebie mam nietypową prośbę. Otóż, poprosiłem twojego brata, Charliego o udostępnienie kilku smoków do obrony szkoły. Umieszczone zostałyby w Zakazanym Lesie, tak jak podczas Turnieju Trójmagicznego, ale ktoś musiałby się nimi zaopiekować. Jeżeli pamięć mnie nie myli, to gdy Hagrid sprawił sobie norweskiego kolczastego, byłeś dla niego świetną pomocą.

- Nie licząc tego, że bestia mnie potwornie ugryzła, to myślę, że na coś się przydałem. Chociaż do umiejętności i wiedzy Charliego bardzo dużo mi brakuje – Ron poczerwieniał na twarzy.

- Nie umniejszaj swojej wiedzy, chłopcze. Gdyby nie było to problemem, chciałbym żebyś zajął się okazami, które przybędą. Nie martw się, Molly. - rzucił szybko, gdyż widział, że kobieta już nabierała powietrza, żeby coś powiedzieć – Hagrid będzie z twoim synem przez cały czas.

- Jak będzie trza, to ochronię Rona swoim ciałem, cholibka. - półolbrzym klepnął chłopaka w plecy tak mocno, że prawie wypluł płuca – Oj wybacz, młody.

- W takiej sytuacji, nie zostaje mi nic poza zgodzeniem się – Ron kiwnął twierdząco głową do staruszka.

- Znakomicie! - Dumbledore klasnął w dłonie. - Pozostaje nam jeszcze Panna Weasley. Czy byłabyś w stanie zająć się pomocą Profesor Hooch w obowiązkowych szkoleniach latania na miotłach? Harry oraz wiele innych członków drużyny zawsze wychwalali twoje zdolności. Niestety nie wszyscy należący do Zakonu są utalentowani w tej dziedzinie, a może się ona okazać bardzo przydatna w późniejszych etapach działań naszej organizacji.

- Będę bardziej niż rada pomóc Pani Profesor w tym zadaniu – rudowłosa dziewczyna powiedziała z ekscytacją.

- Mam nadzieję, że uda ci się dotrzeć do Filiusa i niektórych, bo ja już nie mam siły tłumaczyć tego samego – Rolanda westchnęła, Ginny oraz kilku innych zgromadzonych parsknęli śmiechem, a Profesor Flitwick przybrał naburmuszoną minę.

- Nie moja wina, że miotły są dla mnie po prostu za duże – mężczyzna założył ręce na piersi.

- Dla ciebie prawie wszystko jest za duże, Filiusie – nauczycielka latania potarła zmęczona skronie.

- Kochani, myślę, że na dzisiaj to koniec – przerwał im Dumbledore – zaczynacie sobie już niepotrzebnie dogryzać. Zjedzcie, odpocznijcie i wróćcie do rodzin. Miłej nocy!

Staruszek wstał z krzesła, podziękował grzecznie za kolację, zapewnił ponownie Molly Weasley, że zadba o bezpieczeństwo jej dzieci oraz Hermiony i Harry'ego oczywiście, a następnie wyszedł do ogrodu i zebrani w środku usłyszeli charakterystyczne pyknięcie oznaczające, że dyrektor właśnie się aportował.

_________________________

Zgadnijcie kto po raz trzeci wraca do pisania tego samego fanfika bo jakoś nie mam serca przestać xD

Anyways, hope u enjoy 

Buźka 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top