Rozdział 4
Byłam pierwsza. Nie było ani Nicholasa, ani Oscara, więc ja wybrałam stolik. Oczywiście ten, przy którym zawsze siadamy z Nico. Dzięki temu, że wzięłam ze sobą książkę spędzenie kilkunastu minut na czekaniu nie było dla mnie problemem. Wręcz przeciwnie – nawet cieszyłam się z tej chwili samotności.
Nie trwała ona jednak bardzo długo, ponieważ już chwilę później zobaczyłam, jak do środka kawiarni wchodził Oscar. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, więc uśmiechnęłam się do niego i wstałam, aby podejść i się przywitać.
— Siema – powiedział, obejmując mnie, co trochę mnie zszokowało, bo wcześniej ledwo ze sobą rozmawialiśmy. Odwzajemniłam jednak jego gest. – Tego twojego przyjaciela jeszcze nie ma?
Ok, to zabrzmiało niemiło.
— Cześć – powiedziałam. – Nie jeszcze go nie ma, ale myślę, że niedługo przyjdzie. Nicholas się nie spóźnia.
Usiedliśmy, ja schowałam książkę, ale żałowałam tego, bo między nami zapadła bardzo niezręczna cisza. Na co dzień spotykaliśmy się tylko na zajęciach teatralnych, więc szczerze wątpiłam, żebyśmy mieli jakiekolwiek szanse na wielką znajomość. Nicholas by się z nim prędzej zaprzyjaźnił, pomyślałam.
— Więc... – zaczęłam niepewnie, czym zwróciłam jego uwagę – zastanawiałeś się, dlaczego Lee wybrała nas bez żadnego castingu?
— Czy to nie oczywiste? Twoja uroda i mój talent przyciągną tłumy.
Och. Czyli typ ma ego top. A ja, oprócz urody, nie mam absolutnie nic. A Nicholas to w ogóle nie istnieje. Nieźle.
Miałam zrobić się tą niemiłą, bardzo rzadko spotykaną Florą, ale pojawił się Nicholas. Dzięki Bogu, bo mogłoby dojść do dość nieprzyjemnej konwersacji.
— Cześć, Flo! – uśmiechnął się do mnie. Wstałam i podeszłam do niego od razu przytulając go i chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Mój przyjaciel także oplótł swoje ręce wokół mojej talii, mocno mnie do siebie przyciągając, jakbyśmy nie widzieli się przynajmniej kilka lat.
— Jezu, Nicholas, to jest masakra! – powiedziałam dobitnie, ale jednak cicho, aby Oscar mnie nie usłyszał. – Ja nie wiem jak ja wytrzymam z nim te kilka miesięcy. I to jeszcze grając zakochaną w nim dziewczynę.
— Floro. To nie ty masz z nim wytrzymać, stokroteczko – uwielbiałam, kiedy mówił do mnie stokroteczko. To było na maksa urocze i tylko on tak do mnie mówił, więc było jeszcze bardziej wyjątkowe i wyłącznie nasze. To twoja Christine ma wytrzymać z jego Raoulem. A jeżeli nadal gra tak źle, jak do tej pory, to szybciej straci tę rolę niż ją dostał.
Wywróciłam oczami, bo Nicholas nie rozumiał powagi sytuacji w jakiej się znalazłam. Nie wiem, jak Margaret Lee mogła obsadzić kogoś takiego w roli głównej. I jak widać, Nicholas też to zauważył.
— Idźmy stąd jak najszybciej, błagam. Chcę z tobą pogadać, ale nie chcę tego robić przy nim! – specjalnie zaakcentowałam ostatnie słowo.
— Jeśli jest tak źle, jak mówisz, obiecuję, że zmyjemy się stąd w ułamku nanosekundy. Uwierz mi, że ja też wolę spędzać czas tylko w twoim towarzystwie, ale skoro mamy pracować z Oscarem przez następne kilka miesięcy, to dobrze by było, gdybyśmy utrzymywali z nim chociaż pozornie dobre relacje.
Musiałam przyznać mu rację. Jeżeli nie chciałam, żeby miesiące prób, które nas czekały, były jeszcze gorsze niż się zapowiadały, to musiałam przeboleć jakoś tę godzinę czy dwie w jego towarzystwie.
Zamówiliśmy sobie po kawie. Ja i Nicholas postawiliśmy jak zwykle na latte, Oscar wziął americano. Rozmawialiśmy głównie o musicalu, o tym jak go sobie wyobrażamy. Na szczęście rozmowa nie zeszła na żadne inne tory. Ostatnie, czego bym chciała to dzielić się z Oscarem swoim prywatnym życiem.
Zdaję sobie sprawę, że jeszcze kilka dni temu byłam zdania, że powinniśmy lepiej się poznać, ale to było zanim postawił się przede mną w złym świetle.
Przez cały czas sztucznie się uśmiechałam, przytakiwałam i udawałam zainteresowaną rozmową, która się toczyła. Zdawałam sobie sprawę, że źle robię skupiając się na niechęci do partnera, ale, o zgrozo, to było silniejsze ode mnie.
— Ja myślę, Florence, że powinniśmy spotykać się częściej i ćwiczyć nasze piosenki – powiedział Oscar.
— Mam na imię Flora, Oscarze. I uważam, że twój pomysł jest dobry, ale należy uwzględnić w nim także Nicholasa. On też, jakby nie patrzeć, gra główną rolę. Tytułową – podkreśliłam.
— Myślałem, że to oczywiste, że on też jest zaproszony. Takie rzeczy powinny być oczywiste. Przynajmniej według mnie.
O Boże wszechmogący, jak ja chcę stąd iść.
Miałam ochotę coś mu powiedzieć, konkretniej coś bardzo nieeleganckiego, ale byliśmy w mojej ulubionej kawiarni, do której praktycznie nikt nie przychodził, a właściciel znał mnie ładne parę lat, dlatego nie chciałam zmieniać jego zdania o mnie.
Wiedziałam, że postrzegał mnie jako zawsze uczynną, dobrą, pomocną i takie tam dziewczynę, co zresztą się zgadzało, bo rzeczywiście taka byłam, ale jak każdy człowiek miałam swoje momenty słabości. Nie miałam jednak w planach ich tutaj pokazywać.
— Myślę, że będę się powoli zbierać – oznajmił mój zdecydowanie nie ulubiony kolega.
Słodki Jezu w morelach, co za ulga mnie ogarnęła.
— W porządku, my też już idziemy, prawda, Nicholasie? – uśmiechnęłam się słodko do swojego przyjaciela.
— Tak, Flo. Prawda.
Odetchnął z ulgą, tak jak ja. Znałam go już zbyt dobrze, żeby mógł coś przede mną ukryć. Wiedziałam też, że Nicholas, podobnie jak ja, nie polubił się z naszym teatralnym partnerem.
Wcześniej miałam przeczucie, że Oscar może okazać się takim typem, ale wolałam nie przykładać do tego jakiejś większej wagi, żeby się do niego nie uprzedzić, ale jak widać miałam rację. I teraz chciałam się dowiedzieć, czy to tylko moje odczucia, moje i Nicholasa, czy też inni też tak o nim sądzili.
☕
Z naszymi przyjaciółmi spotkaliśmy się w Hyde Parku, który znajdował się zupełnie niedaleko mojej ulubionej kawiarni, w której siedzieliśmy wcześniej.
Po drodze wygadałam się Nicholasowi w związku z wyjazdem Rose do Szkocji. Był tak naprawdę jedyną osobą, która mogłaby mnie zrozumieć. Chociaż z rodzicami miałam bardzo dobry kontakt i mogłam z nimi porozmawiać o wszystkim, w głębi serca czułam, że akurat w tym temacie nie zrozumieliby mnie, zwłaszcza mama. Powiedziałaby, że tylko mi się wydaje, ale poza tym nie zrobiłaby nic, aby coś na to poradzić. Czasami miałam wrażenie, że choć mama urodziła się w Szkocji, to jednak nie lubiła odwiedzać swojego kraju.
— Zazdroszczę jej, wiesz? Rose. Chciałabym odwiedzić dziadków, tak cholernie za nimi tęsknie, Nicholasie.
— Może następnym razem wybrałabyś się z nią? Mogłabyś przecież nawet zapłacić za swój bilet, chodzi tylko o to, żebyś nie leciała sama, prawda?
— Tak. Głównie o to chodzi. Mama nie chce się zgodzić, żebym poleciała sama, nawet jeśli mam osiemnaście lat. Mam wrażenie, że ona nie chce, żebym ja ich odwiedzała. Nie wiem, może to jest spowodowane tym, że obraziła się na nich, że nie chcieli się przeprowadzać, czy coś, ale ja ich rozumiem. Mieszkają w Aberdeen całe życie, poza tym nie są już tacy zdrowi i silni jak kiedyś.
— Rozumiem, Floro. Ale może powinnaś jednak porozmawiać o tym z mamą, co? Powiedzieć jej, jak się czujesz, ale szczerze, nie bać się, że ją zranisz. Inaczej będziesz czekać, aż sama zdecyduje się pojechać do rodziców i będziesz tym ranić siebie nie widząc dziadków. A odbiegając od tego, myślę, że oni też za tobą strasznie tęsknią i też chcieliby cię zobaczyć.
— Marnujesz się na tym aktorstwie – stwierdziłam, co oczywiście było ironią w czystej postaci. Idealnie się do tego nadawał. – Powinieneś zostać jakimś psychologiem albo psychiatrą.
— Albo psycholem – zaśmiał się, trącając mnie w ramię.
Nasi przyjaciele zjawili się punktualnie, co skwitowałam oklaskując ich teatralnie. Cała trójka – zarówno Ada, jak i Shane i Adrien – miała w zwyczaju się spóźniać, chyba że byli czymś bardzo podekscytowani lub było to coś bardzo ważnego.
Nie powiem, wizja tego, że spotkanie ze mną i Nicholasem ich ekscytowało łechtało moje ego.
— Siema, młoda! – zawołał Shane na mój widok. Podszedł do mnie i przytulił podnosząc do góry.
— Puść mnie, Brandon! Idioto! – pisnęłam. Podziałało, bo od razu odstawił mnie na ziemię.
Podeszłam potem do Adriena, który także mnie objął, ale na szczęście, w przeciwieństwie do brata, mnie nie podniósł, a następnie przytuliłam swoją przyjaciółkę.
Adriana wyglądała dzisiaj wyjątkowo ładnie. Ubrała się inaczej i pomalowała odrobinę mocniej niż zwykle, co dało mi do myślenia. Może miała jakąś randkę po spotkaniu z nami? Chociaż było już po osiemnastej, zrobiło się ciemno, a do domów rozejdziemy się pewnie dopiero za jakieś dwie godziny. Niemniej jednak Ada wyglądała jak milion funtów.
— Addie, ładnie wyglądasz! – zachwycił się Nicholas, przeczesując palcami jej ciemne, falowane włosy.
Zawsze zazdrościłam Adzie urody. Jej ciemniejsza karnacja idealnie współgrała z ciemnobrązowymi włosami. Ja byłam blada jak śnieg, a moje włosy również były brązowe, ale dużo jaśniejsze niż jej. I do tego miałam piegi. Ale to akurat uważam za swój atut. Jednak to jej bliskowschodnia uroda była obiektem zainteresowań ludzi ze szkoły.
Ale to nie tak, że jakoś specjalnie zabiegała o ich uwagę.
— Dzięki, Johnson, ty też jesteś niczego sobie – sarknęła.
Moi przyjaciele kochali się przedrzeźniać. A ja kochałam to obserwować.
— Mordy, ale mieliście nam w końcu powiedzieć co z tymi waszymi rolami, cholera! – upomniał się Adrien.
— Floro, czyń honory – zachęcił mnie Nico. Ja jednak miałam ochotę trochę podrażnić moich przyjaciół.
— Nicholasie, jesteś starszy. Starsi mają pierwszeństwo.
— Ale ty jesteś kobietą, więc jako gentlemen ustąpię ci pierwszeństwa.
— Nicholasie, nalegam!
— FLORA! – Adrien wydarł się na mnie normalnie na cały głos, co oczywiście zwróciło uwagę niewielu spacerujących w parku osób.
— Ciszej bądź, pajacu. W miejscu publicznym jesteś, stary. – powiedziałam powoli. Zrobiłam to specjalnie, żeby jeszcze bardziej go drażnić.
Wspominałam już, że to moje ulubione zajęcie? Nie? No to teraz wspominam o tym.
Adrien oraz Ada i Shane popatrzyli na mnie i Nicholasa z wyrzutami. Przewróciłam oczami i skrzyżowałam ręce na piersi.
— Co wy jesteście tacy w gorącej wodzie kąpani? – zapytałam retorycznie.
Wwiercali się w nas spojrzeniami, przez co ledwo powstrzymywałam śmiech, ale zlitowałam się nad nimi i powoli wprowadzałam swój plan w życie:
— I am the mask you wear – zaczęłam śpiewać.
— It's me they hear – przyłączył się do mnie Nicholas.
Nasi przyjaciele zdawali się nie łapać, o co nam chodzi, dlatego dalszy fragment, który powinien im rozjaśnić co nie co, zaśpiewaliśmy razem:
— Your spirit and my voice in one combined...
— My spirit and your voice in one combined...
Kochałam śpiewać z Nicholasem, ale najlepszym uczuciem było śpiewanie z nim mojej ulubionej piosenki z mojego ulubionego musicalu.
— The Phantom of the opera is there. – zakończyliśmy razem.
W tym momencie nie liczyło się dla mnie nic, poza tą chwilą. Była taka magiczna. Chciałabym móc zatrzymać czas, żeby ta chwila trwała wiecznie, żeby nigdy się nie kończyła.
Zapatrzyłam się w szare oczy Nicholasa. Były w nich iskierki. Był szczęśliwy, widziałam, że był i to mnie cieszyło najbardziej. A ja czułam, że się zarumieniłam, tkwiąc tak w jego ramionach, chociaż nawet nie wiem kiedy mnie objął. Bo to wszystko było takie nagłe. Świat musiał się wokół nas zatrzymać kiedy śpiewaliśmy.
I to było coś, co w sztuce kochałam najbardziej na świecie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top