ROZDZIAŁ 4

Szczęśliwego Nowego Roku, Kochani! <3 Wreszcie się doczekaliście, bo przyszłam z prezentem w postaci nowego rozdziału :D Mówiłam ostatnio, że niedługo wrócę i cóż... dotrzymuję obietnicy! Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodoba, bo powoli zaczynamy budować fabułę tej części ;))))


— To pieprzony absurd!

— O co chodzi?

Suigetsu wszedł do gabinetu, zamknął drzwi i stanął na środku pomieszczenia, unosząc brew w wyraźnym pytaniu, ponieważ drugi mężczyzna nadal klął pod nosem, stukając brutalnie klawisze laptopa. Po chwili obrócił ekran w stronę Hozukiego, posyłając mu ponaglające spojrzenie.

— Czy ty to, kurwa, widzisz? — zapytał Uchiha gniewnie. Jego nozdrza zadrżały w wyrazie furii.

Suigestu podszedł bliżej i pochylił się, aby zobaczyć to, co tak wzburzyło przyjaciela. Początkowo zdjęcie Sasuke i Sakury z lotniska nic mu nie powiedziało, ale tytuł artykułu już tak.

— Kochanka prezesa Uchihy — przeczytał na głos, marszcząc brwi i zagłębiając się w tekst. Dziennikarz zdecydowanie poszalał z wyobraźnią, ponieważ ze spotkania z Haruno uczynił jedno wielkie rendez-vous, jakby zapominając o fakcie, że Sasuke niedawno wziął ślub i to z mężczyzną. Uznał też, że Sasuke ma w sobie nutkę romantyzmu, skoro sam ośmielił się przyjechać na lotnisko po ukochaną. Wszystko to, na oko Suia, brzmiało dość żenująco, a przede wszystkim nie różniło się od plotkarskich forów.

— Podpisał się inicjałami — zauważył Hozuki, wskazując palcem na koniec tekstu. Autor oznaczył siebie jako JB, chociaż w rzeczywistości nic im to nie powiedziało. Zresztą na chwilę obecną problem tkwił w czym innym, a był nim sam gotujący się Uchiha.

— Ktoś musiał nieźle mu zapłacić za tę stertę bzdur — osądził Sui, gdy Uchiha nadal nic nie powiedział, zaciskając z całych sił knykcie na krańcu blatu. — Albo bardzo im zależało na podjudzeniu cię, albo chcieli pozyskać więcej czytelników, wywołując świadomą kontrowersję. Jedno z dwóch.

Sasuke oderwał ręce od biurka, poluźnił krawat, po czym odetchnął. Ponownie na jego twarzy wstąpiło złudne opanowanie. Nawet bruzda między brwiami się wygładziła. Sui patrzył na oblicze przyjaciela, czując nikłą ulgę. Ostatnio ich praca była naprawdę stresująca i bał się, że to właśnie będzie moment, kiedy Sasuke straci kontrolę. Niemniej jednak widocznie udało mu się powstrzymać. I niczego nie rozwalić w swoim biurze, za co Hozuki w duchu mu nawet pogratulował. Na głos oczywiście nie wygłosił żadnych gratulacji, ponieważ prawdopodobieństwo, że to pogorszy obecny nastrój prezesa Uchiha Company, było bardzo wysokie.

— Spodziewałem się, że paparazzi może się kręcić na lotnisku — przyznał Sasuke sucho — aczkolwiek tylko szaleniec mógł przypuszczać, że wpadną na coś takiego. Szczególnie, że przesadnie nie kryliśmy się z tym spotkaniem.

— Nie musisz mi się tłumaczyć, nie jestem twoim mężem — wtrącił Hozuki, próbując rozładować atmosferę żartobliwym tonem. Niestety, Sasuke nie wychwycił żartu i posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.

— Nie mam potrzeby się tłumaczyć Naruto, ponieważ wiedział, że po nią jadę. Mówiłem mu — zaznaczył ostro. — Nie podoba mi się jednak to jawnie zniesławienie. Może źle wpłynąć na firmę i nasze inwestycje.

— Tak, przepraszam, masz rację — westchnął Hozuki, przeczesując palcem włosy, które i tak od samego rana się nie układały zbyt dobrze. Nie tylko Sasuke w ostatnim czasie źle sypiał, będąc nieustannie zmęczonym oraz przepracowanym, samego Suia też się to tyczyło. Nawet Karin mu to wypominała na każdym kroku, ponieważ nawał pracy sprawiał, że kłócili się częściej, niż przez poprzednie lata.

Ale musieli to przetrwać. Okres przejęcia TE Games nie był dla nikogo łatwy, choć niewątpliwie wkrótce wszystko powinno się unormować. Jeszcze czekało ich kilka miesięcy, a potem rzeczy wrócą na właściwy tor. To pokrzepiało Hozukiego. Sasuke zresztą też.

— Powinniśmy skontaktować się z właścicielem gazety. Trzeba usunąć artykuł z Internetu. Mam się tym zająć?

Sasuke zaprzeczył ruchem głowy, przykładając telefon do ucha.

— Już dzwonię — poinformował go. — W międzyczasie przygotuj dokumenty na spotkanie, mamy jeszcze pół godziny przed zebraniem. Nie miałem czasu ich jeszcze posortować, odkąd Janet przyniosła je na moje biurko.

— W porządku.

Suigestu zabrał się za to, o czym mówił Uchiha. Usiadł na jego miejscu, kiedy mężczyzna ruszył do okna wieżowca, zerkając przez szybę, na budzące się do życia miasto. Przy okazji od czasu do czasu rzucał polecenia do telefonu, ale mimo poprzedniej złości, teraz udało mu się utrzymać ton w neutralnej barwie. Jakby nic z tego, co miało miejsca, na niego nie wpłynęło.

Nadal jest zaskakująco dobrym aktorem — pomyślał mimowolnie Sui. Chociaż trzeba było przyznać, że wiele rzeczy w przeciągu ostatnich lat zmieniły się w jego przyjacielu. Zdawał się wydorośleć. I wreszcie się ustatkował, czego Hozuki nie sądził, że kiedykolwiek dożyje. Jak dziś pamiętał tego aroganckiego dupka, który co miesiąc sprowadzał nowego kochanka lub kochankę do domu. Przelotne romanse trwały do czasu, aż Sasuke nie znudził się swoimi zabawkami. Potem wyrzucał je niczym zużyte śmieci.

Tylko dwie osoby okazały się wyjątkami w tej sprawie. Pierwszą była Kurenai, drugim — Naruto. Chociaż, jak Uzumaki pojawił się w życiu Sasuke jako naiwny nastolatek, Uchiha planował z nim zrobić to samo, co ze swoimi pozostałymi partnerami. Sui mimowolnie przypomniał sobie dziwne zachowanie Uchihy w tamtym okresie. Starał się tego nie dać po sobie poznać, ale w którymś momencie w jego spojrzeniu pojawiło się czyste szaleństwo, które Sui i tak przejrzał. Dlatego Sasuke próbował się pozbyć Naruto ze swojego życia, udawał, że znowu się znudził nowym nabytkiem... dlatego, że to szaleństwo było czymś, czego wtedy Sasuke bał się najbardziej — było początkiem głębszych uczuć. Mroził go strach, że zostanie zdradzony i zraniony jak w przypadku Kurenai.

Sui cieszył się, że to jednak Naruto odszedł od niego, że pokazał pazury i nie uległ Sasuke. Dzięki temu Uchiha stał się o wiele lepszym człowiekiem nie tylko w stosunku do swoich "ofiar", ale także dla samego siebie. Przestał pieprzyć wszystko, co się ruszało oraz zaczął przykładać wagę do relacji międzyludzkich, bo uświadomił sobie, że miłości nie da się utrzymać siłą. Jeśli się kogoś kochało, trzeba było mu to pokazać nie tylko słowami, ale przede wszystkim poprzeć je czynami. Sasuke musiał udowodnić, że się zmienił.

Do dzisiaj Sui czuł zdumienie z powodu tego, że mu się udało tego dokonać, ale zdecydowanie był to pozytywny szok. Z tego wszystkiego nadal nie mógł się przyzwyczaić, że Uchiha Sasuke posiadał teraz męża. Wciąż przyłapywał się na tym, iż momentami w myślach nazywał Naruto jego chłopakiem.

— Posortowałeś?

Pytanie sprowadziło go z powrotem do rzeczywistości. Hozuki mrugnął dwa razy, nim skierował przytomniejszy wzrok na bruneta. Wyrównał kartki w dłoni, po czym wsunął je zręcznie do teczki.

— Tak, możemy iść — przytaknął. — A ty? Udało ci się coś zdziałać?

Sasuke zatrzasnął laptopa z donośnym hukiem, co zdecydowanie oznaczało, że nie wszystko poszło gładko, a przynajmniej nie po jego myśli. Hozuki czekał przy drzwiach, aż brunet do niego dołączy, ponieważ istotnie musieli się spieszyć, bo mimo że został im kwadrans, to trzeba było przygotować jeszcze salę. Rozstawić rzutniki, dopilnować personel oraz sprawdzić po raz dziesiąty prezentację.

— Powiedzieli — rozpoczął Sasuke, kiedy razem wyszli do korytarza — że usunięcie tego ze strony może potrwać nawet kilka dni, a z fizycznymi egzemplarzami mogą niewiele zrobić, co najwyżej wstrzymać dodruk. — Sasuke prychnął, podkreślając swój stosunek do tej wymówki. Suigetsu też był przekonany, że o żadnym dodruku na tym etapie nie było mowy. Już w obieg ruszył cały nakład.

— Będziemy ich pozywać? — zaciekawił się Sui, dotrzymując przyjacielowi kroku. Poruszali się w równym, wręcz wyćwiczonym tempie, stykali się też ramionami, jakby chcieli tym samym dodać sobie wzajemnie wsparcia. Szli właśnie na tak zwaną rzeź, bo miały posypać się zwolnienia wśród starych pracowników TE Games.

— Nie — mruknął niechętnie Sasuke. — To nam przysporzy więcej problemów. Teraz media śledzą nasz każdy krok, a zatargi z jakimś szmatławcem są poza naszymi standardami. Jeśli podczas konferencji reporterzy zapytają wprost o ten incydent, to wtedy ukrócę tę szopkę, ale teraz moje życie prywatne zostawmy na drugim planie. Niech myślą, co chcą.

Przez chwilę Sui zastanawiał się, czy to faktycznie dobre rozwiązanie. Z drugiej strony Sasuke miał rację — ostatnio byli nieustannie w centrum uwagi i nie potrzebowali kolejnych błysków fleszy skierowanych w swoją stronę. Poza tym, czy było warto przejmować się plotkami?

Sui stwierdził, że nie, chociaż pojawiło się w nim jakieś nieprzyjemne przeczucie, które jednak zdusił w zalążku. Być może, stwierdził, mu się tylko wydawało, że słyszy głos w swojej głowie, mówiący mu, że nie powinni ignorować żadnych insynuacji wokół siebie.

Tak... z pewnością... wydaje mi się — dodał w duchu, wchodząc przez oszklone drzwi do kolejnego pomieszczenia za Sasuke. I nawet jeśli wcześniej faktycznie czuł jakieś wątpliwości, to po przekroczeniu progu, one całkowicie zniknęły. Hozuki skupił się na tym, co mieli do zrobienia, a wszystkie inne rzeczy straciły na znaczeniu.

***

Zwykle Naruto nie czytał żadnych gazet, które pod rezydencję przynosił listonosz. I dzisiejszego popołudnia też nie miał zamiaru tego robić, ale wydarzyło się coś, co sprawiło, że zmienił zdanie.

Najpierw rozbrzmiał natarczywy dźwięk dzwonka. Naruto wzdrygnął się, ponieważ pisał w skupieniu na komputerze i w ogóle nie spodziewał się żadnego gościa. Poza tym do tej pory żaden z listonoszy nie dzwonił, a jedynie rzucał listy przed bramę albo do skrzynki pocztowej. Dlatego z początku Naruto naprawdę sądził, że to jakiś niespodziewany znajomy go odwiedza. I nawet się zastanawiał, kto to może być, otwierając drzwi przyciskiem przy domofonie.

Tyle że minęła chwila, a nikt nie wszedł do środka domu. Naruto poczekał jeszcze chwilę, wreszcie zerknął na obraz z monitoringu, za co skarcił siebie, że nie zrobił wcześniej, bo co, jeśli to jakiś paparazzi? Ale i wtedy się zdziwił, ponieważ nie było przed bramą nikogo. Na chodniku jedynie leżał stos gazet. Stos, który był większy niż można by uznać za normalny.

Naruto zmarszczył brwi. Właściwie nie wiedział, co zrobić: czy zignorować papiery, czy kazać je zabrać któremuś z pracowników sprzątających dom. Ostatecznie blondyn zdecydował się samemu rozwiązać ten problem i wyszedł na zewnątrz.

Przeszedł przez ścieżkę, mrużąc powieki, ponieważ dziwnym trafem dzisiejsza pogoda była aż nadto słoneczna. Mimo że okropnie wiało, to promienie dawały się w znaki, podnosząc temperaturę o kilka nieznacznych stopni. Naruto miał na sobie tylko T-shirt, więc natychmiast odczuł spotkanie z zimnym powietrzem, gdy tylko znalazł się przed posiadłością. Słońce zdawało się wcale nie pomagać. Od razu też pożałował, że nie narzucił na siebie choćby bluzy, ponieważ zaczęły doskwierać mu nieprzyjemne ciarki, które obejmowały całe ciało. Istniała jednak szansa, że mrowienie na skórze nie spowodował jedynie chłód.

Naruto otworzył furtkę i nachylił się, by podnieś stos gazet. Było ich całkiem sporo. Bez zainteresowania przejrzał pierwsze strony, ze zdziwieniem orientując się, że jakiś pieprzony listonosz zostawił mu piętnaście kopii tej samej prasówki. To był co najmniej absurd.

Naruto miał ochotę wszystko wyrzucić do śmieci, ale właśnie wtedy, kiedy zaczął kierować się do czarnego śmietnika, stojącego obok skrzynki, gwałtownie przystanął. Jego oczy zatrzymały się na głównym nagłówku.

Kochanka prezesa Uchihy — brzmiał tytuł. Spojrzenie Naruto automatycznie przesunęło się w dół strony. Zignorował artykuł i po prostu zerknął na zdjęcie. Tyle mu wystarczyło.

Egzemplarze rozsypały się po chodniku w tej samej chwili.

***

Uspokój się.

Uspokój...

— Kurwa, uspokój! — warknął do siebie Naruto, który, po tym nagłym szoku, zebrał te pieprzone gazety i wrzucił wszystkie do kominka. Teraz drżał, patrząc na, pochłaniający resztki papieru, ogień. Wcale nie czuł ulgi, ale niepokój. Niepokój, który wzrastał z każdą chwilą.

Nie wiedział, skąd taka reakcja. Przecież to było tylko głupie wydawnictwo, które stworzyło sobie nierealną opowieść o romansie Sasuke i Sakury. Nawet nie przytoczyli żadnych argumentów, które mogłyby potwierdzić tę tezę. Ale to nie zmieniało faktu, że Naruto dostawał skurczy żołądka. Nie mógł też zapomnieć, że ktoś chciał bardzo, ale to bardzo, żeby zobaczył ten artykuł. Listonosz? Zaczynał poważnie w to powątpiewać. Nie wierzył w aż takie przypadki, aby pracownik poczty nagle podrzucił mu większość gazet, bo nie chciało mu się ich roznosić.

Może niepotrzebnie wpadał w histerię, pomyślał po tym, jak wziął głęboki oddech. W końcu to nie tak, że Sasuke nic nie powiedział o wizycie na lotnisku. Sam uprzedził go, że jedzie po Sakurę.

Naruto podskoczył, ponieważ usłyszał jakiś dziwny hałas, dobiegający z góry. Ostrożnie ruszył z salonu w tamtą stronę. Przeszedł schody i znalazł się na pierwszym piętrze. Jego zszargane już nerwy ponownie były napięte jak struna. Wolno otworzył drzwi do gabinetu męża.

I zobaczył Sasuke, który w roztargnieniu przekopywał sterty kartek na biurku. Od razu mu ulżyło, chociaż duszące uczucie w sercu nadal nie zniknęło całkowicie.

— Co tu robisz? — zapytał Naruto, otwierając szerzej drzwi i stając jawnie w progu. Sasuke nawet na niego nie zerknął, jakby spodziewał się, że w którymś momencie do niego wtargnie. Nadal z frustracją przeglądał papiery.

— Zostawiłem gdzieś ważny wykres — odrzekł zimno. Naruto wzdrygnął się, nie spodziewając się takiego nieprzyjemnego tonu. Potem jednak założył dłonie na ramiona i zmarszczył brwi w wyraźnym niesmaku.

— Mógłbym ci pomóc, ale jakoś nie mam do tego nastroju — stwierdził bezczelnie. I osiągnął zamierzony efekt, bo Sasuke wreszcie zamarł i skierował na niego swój wzrok.

— Nie mam czasu na twoje pieprzone humorki, Naruto — mruknął Sasuke, odrywając od niego spojrzenie i powracając do szukania wykresu. — Zwolniłem się z zebrania, na które muszę wrócić i to jak najszybciej, więc, proszę cię, nie utrudniaj mi tego...

— Moje pieprzone humorki? — powtórzył niedowierzająco Naruto. Natychmiast się w nim zagotowało. Mógł się założyć, że w ostatnim czasie wykazywał się wyjątkową cierpliwością.

W oka mgnieniu podszedł do biznesmana, naruszając jego przestrzeń osobistą. Stanął tuż przed nim, tyłkiem opierając się o tył krzesła i tym samym uniemożliwiając szukanie czegokolwiek na blacie czy w szafkach. Sasuke nie miał wyboru i teraz musiał się z nim skonfrontować.

— To ja znoszę twoje pieprzone humorki, Uchiha. Znikasz na cholerne godziny, wracasz po nocach, nawet mnie już nie pieprzysz tak często jak powinieneś, ale to ja jestem nie do zniesienia? Tak?

— Uchiha? — warknął Sasuke, nachylając się do niego i dysząc mu prosto w twarz. — Przypominam ci, że teraz, kochanie, mamy to samo nazwisko i tym samym brzmisz dość śmiesznie w tym momencie.

— Pieprz się.

— Odsuń się — nakazał Sasuke. — I nie rób scen. Nie mam na to czasu.

— Cóż... nie obchodzi mnie to — podkreślił Naruto, nie przejmując się rosnącym gniewem w czarnych tęczówkach.

Sasuke jednak naprawdę nie zamierzał się z nim bawić w żadne gierki. Odepchnął go gwałtownie na bok, na co Naruto nie był gotowy. Czuł jak kraniec blatu wbija się boleśnie w jego biodro.

— Potem porozmawiamy — powiedział Sasuke, z powrotem przeglądając dokumenty.

— Nie obchodzi mnie to — oświadczył Naruto, patrząc z nienawiścią jak Sasuke odrzuca niepotrzebne notatki. W końcu wyprostował się z satysfakcją na twarzy i — z niezrozumiałym dla Naruto — wykresem finansowym w dłoni.

Nim blondyn się zorientował, Sasuke już chwycił jego podbródek w swoje palce i ugryzł ponętnie dolną wargę blondyna.

— Uszykuj się na dzisiejszy wieczór — warknął Sasuke prosto do jego ucha. Tętno Naruto natychmiast przyspieszyło. — Chyba muszę cię naprawdę porządnie wypieprzyć, skoro czujesz się tak zaniedbany.

Naruto nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ Sasuke zbyt szybko skierował się do wyjścia. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył, bo przecież miał godność i nie zmierzał rozkładać nóg na żądanie bruneta.

Mimo że już teraz był twardy jak skała.

— Drań — szepnął do siebie, choć brzmiało to bardziej jak jęk.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top