14.
Dni się tutaj dłużą niemiłosiernie. Jest środek drugiego tygodnia mojego pobytu w wariatkowie, a mam wrażenie, że siedzę tu od ponad trzech miesięcy. Ciągle ten sam schemat. Rozmowy z blondynkiem, zabawy w wariatów, nuda w pokoju zabaw i porąbane sny. Czuję się jak dziecko w kojcu, w klatce. Któremu jak karzesz jeść, to musi jeść, któremu jak dasz zabawkę, to musi się bawić. Gdyby nie Fudou i Fubuki, umarłabym tu z nudy. Pewnie teraz siedziałabym obok blondyny i rozmawiała ze ścianą, albo paliła króliczka Rumi. Ewentualnie słuchałabym opowieści Midorikawy, jak to chciał podbić świat piłką nożną. Może zamknęli go za schizofrenię?
- Chcę przepustkę - Mruknął Fudou leżąc na dywanie z rozłożonymi rękami i nogami - Chcę przepustkę! - Powiedział już głośniej, przez co wzrok wszystkich skierował się na niego - Jak długo trzeba być grzecznym, by dostać przepustkę?
Przepustka... Mogłabym na dwa dni wyrwać się z nudy. Ale do tego musiałabym współpracować podczas terapii. Nie, nie. Nie mam zamiaru spowiadać się ze swojej niedolnej próby zabicia się z powodu straty chłopaka, z którym nie widziałam się od trzech lat. Teraz w sumie ciężko mi uwierzyć, że chciałam się z tego powodu powiesić. Chyba po to nas zamykają, po nieudanych próbach. Po to, byśmy mogli przemyśleć to, i dojść do wniosku, jak głupią podjęliśmy decyzję.
- Ktokolwiek spoza psychiatryka czeka na to, byś dostał przepustkę? - Zawołałam do niego z parapetu. O tej godzinie pielęgniarki miały nas w dupie, ponieważ grały w scrabble. Dzięki temu mogłam siedzieć na tym prestiżowym miejscu - Podobno nie masz rodziny
- Nie zmienia to faktu, że nudzenie się w nocy bez celu jest ciekawsze niż ciągłe gadanie o problemikach i myśleniu, czy dobrym była decyzja o zabiciu się przez przejedzenie. Jak teraz o tym myślę, to wybrałem najgorszą z możliwych opcji. Mogłem się powiesić. Wtedy umarłbym od razu i miałbym spokój do końca świata - Przeturlał się pod parapet - Ty byś nie chciała przepustki?
- Nie uśmiecha mi się grzeczne spowiadanie się czemu się zabiło tak, a nie inaczej. Wszyscy chyba mamy prawo do śmierci, prawda? Nie jesteśmy w Korei Północnej, by dawali naszym bliskim karę, za to, że się zabijemy - Zeskoczyłam z parapetu prawie lądując na brzuchu Akio
- Gdybym wiedział, że zamkną mnie za próbę podbicia świata piłką nożną, nie wybierałbym tak bardzo lekkomyślnej drogi - Odezwał się Midorikawa odchylając od swojego notesu, w którym pisał podczas każdej chwili wolnego czasu - Jakie są prostsze drogi do podbicia świata?
- Zabij kogoś, albo zgwałć małych chłopców - Odparł Caleb - Wtedy podbijesz świat swoją głupotą i trawisz za kratki na kilka lat - Prychnął podnosząc się do siadu
- W wariatkowie i tak nic nie zdziałasz, bo kontrolują nas z każdej strony - Dodałam zabijając jego ambicje - Gdyby kapitan mojej drużyny dowiedział się, co chciałeś zrobić - Pomachałam głową, udając zawiedzioną - Zaraz strzelałbyś mu na bramkę
- Grasz w piłkę nożną? - Dołączył do rozmowy Fubuki. Pomachałam głową - Ja też gram! - Uśmiechnął się - Mam nawet dwie techniki hissatsu
- Też z samodzielnych mam dwie - Pochwaliłam się - Jedna ofensywna, druga defensywna
- Też mam jedną defensywną i... - Spuścił głowę - Jedną ofensywną... - Wyraźnie posmutniał
- Również kiedyś coś tam grałem - Założył ręce za głowę i znów położył się na dywanie - To było dawno, aktualnie się tam specjalnie nie pcham
- Hej, skoro wszyscy jesteśmy jakoś powiązani z piłką nożna, to może opowiem wam jak próbowałem podbić świat, przy użyciu tego sportu? - Ucieszył się Ryuuji odwracając się do nas na krześle
- Nie - Odparliśmy wszyscy niemal równocześnie
- No tak...
***
- Dobrze więc.. - Poprawił okulary, splótł razem palce u rąk i podpierając łokcie na stole zmierzył mnie wzrokiem - Nim zaczniemy terapię, mam ci jedną ważną rzecz do przekazania
- Ktoś umarł? - Spytałam obojętnie. W wariatkowie śmierć czaiła się praktycznie wszędzie, dlatego też nikt nie miał żadnych oporów, by ten temat był w rozmowie. Jedynym wyjątkiem był Fubuki, ze złymi wspomnieniami tego tematu
- Nie - Pomachał głową zawiedziony moim pytaniem - Nie mówiłem ci tego wcześniej, ponieważ nie chciałem, byś się martwiła
- A... Podglądacie mnie pod prysznicem? - Rzuciłam kolejnym pytaniem - Spodziewałam się tego - Wzruszyłam ramionami - Te prysznice od początku wydawały mi się podejrzane. W męskim pewnie też są kamery - Założyłam ręce na piersi i również pomachałam głową z dezaprobatą - Nie ładnie, proszę pana, nie ładnie...
- Proszę, posłuchaj mnie - Podniósł nieco ton
- Oj ja wiem... Pan pewnie chce mnie przeprosić. Nie wiem, czy będę skłonna panu wybaczyć. Prawo nakazuje mi zgłosić takie zachowanie na policję. Może pan za to siedzieć nawet kilka lat, to o wiele więcej niż te dziesięć tygodni, w ciągu których może mnie pan tutaj podglądać... - Chciałam dokończyć, lecz mi przerwał
- Posłuchaj mnie jak do ciebie mówię - Uderzył otwartą dłonią o blat i prawie krzyknął, wypowiadając to zdanie. - To naprawdę ważna sprawa - Wrócił do swojego normalnego stanu
- Okej... - Odpuściłam mu
- Wracając. Nie chciałem ci tego mówić, ponieważ mogłabyś tym być nieco zmartwiona - Otworzyłam usta, z chęcią przerwania mu, lecz po chwili je zamknęłam przypominając sobie jego wcześniejszą reakcję - Odkąd trafiłaś na ten oddział, wokół miejsca, w którym próbowałaś popełnić samobójstwo wielokrotnie krążyła policja
- Mam zapytać dlaczego? - Spytałam, po kilku sekundach ciszy, po jego skończonej wypowiedzi. Pomachał twierdząco głową - Dlaczego?
- Ponieważ przyczyny twojego przeżycia nie są znane - Odparł poprawiając okulary - Lina była mocna, a węzeł był dobrze zawiązany - Pogratulowałam sobie w myślach swoich umiejętności wieszania się - Jedyną możliwością jest, że ktoś cię uratował
- Czyżby Burn mnie śledził? - Zażartowałam
- Nie. Osoba która cię uratowała wciąż nie jest nam znana, a myślę, iż chciałabyś dowiedzieć się kto to był
- W sumie to nawet jestem tej osobie wdzięczna. Dzięki niej moja głupia decyzja się nie ziściła - Zaśmiałam się w duchu - Więc dlaczego mi pan o tym mówi akurat teraz? Coś się chyba stało, skoro zszedł pan z decyzji nie mówienia mi o tym z obawy, iż będę się martwić?
- Owszem, stało się - Wyciągnął z szuflady biurka niewielki list - Dzisiaj rano znaleziono ten list na gałęzi, na której wisiała twoja lina - Podał mi list. Widziałam w jego oczach ciekawość. Ku mojemu zdziwieniu koperta była otwarta. Pewnie musieli sprawdzić, czy nie ma tu narkotyków albo innych żyletek
Przyjrzałam się przedmiotowi. Zwykła, biała koperta bez znaczka i żadnego podpisu. Pod palcami nie czułam nic innego, niż papier. Niepewnie wyjęłam kartkę. W środku nie było nic innego, oprócz tego, czego się tam spodziewałam, czyli listu. Otworzyłam papier zgięty na pół i zaczęłam czytać.
"Gdzieś daleko, za gejszami, za górą Fudżi. Tam czekam na Ciebie, Aiko. Moje tchórzostwo nie pozwala mi, by porozmawiać z Tobą w cztery oczy, dlatego piszę ten list. Cieszę się, jeżeli do ciebie dotarł. Będę przy tobie, kiedy tylko będziesz tego potrzebowała. Będę cię chronić jak tylko będę w stanie. Mam nadzieję, że dasz radę wybaczyć mi moją decyzję."
- I jak? - Spytał członek BTS, gdy zauważył, że skończyłam czytać - Od kogo?
- Nie podpisał się. Powiedzmy, że od tajemniczego wielbiciela - Schowałam list do kieszeni.
Czyli ktoś, chce się bawić ze mną w podchody, co? Nie podoba mi się to. Chociaż bardzo nie mam ochoty na myślenie, kto zdjął mi linę z szyi, chyba będę musiała się nad tym zastanowić. Niestety nazwisk części znajomych sprzed śpiączki nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Za gejszami, za górą Fudżi, co? Jeżeli dobrze pamiętam lekcje geografii, jest w Kioto. Przynajmniej tyle wiem. No to zaczynamy moją największą życiową zagadkę, zaraz po "Dlaczego pralka zjada skarpetki?"
Licznik słów: 1235
Data napisania: 19.04.19r
Dwa rozdziały w jednym tygodniu. Dawno nie pisałam tak często. Jak wam podoba się list? Chciałam umieścić go znacznie wcześniej, lecz nie miałam zielonego pojęcia jak ładnie go wpleść w fabułę. Był on w planach od początku więc życzę miłego główkowania od kogo on jest! To tyle. Bayo!
Ps. Przepraszam za spóźnienie ;-;
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top