Rozdział 20# Jebać tytuły
Wstałam obudzona przez ból pleców. Gdy spojrzałam na telefon była godzina 4:10. Uznałam, że już nie zasnę więc założyłam dresy i wyszłam potrenować. Postanowiłam potrenować siłę i wytrzymałość. Ustawiłam minutnik na telefonie na godzinę i odłożyłam go na trawnik.
Skoczyłam najwyżej jak potrafiłam żeby dosięgnąć gałęzi drzewa na którym zazwyczaj ćwiczyłam podciągnięcia za pomocą skrzydeł. Nawet nie wyskoczyłam bo samo wyprostowanie pleców bolało. Starałam się bez skoku dostać do gałęzi, ale te starania poszły na marne. Gałąź była za wysoko, ja byłam za niska, a pień drzewa był wygładzony przez to że kiedyś używałam go jako worka treningowego więc nie mogłam się wspiąć.
Jedyne co mi pozostało to próby nieudolnego skakania. Pierwsza próba zakończyła się tym że wylądowałam na twarzy. Druga tym że udało mi się wybić na wysokość 5 centymetrów. Wkurzona swoją niemocą postanowiłam użyć siły wilkołaka. Dzięki czemu przy trzecim podejściu udało mi się musnąć koniuszkiem palca upragnionego celu. Załamana upadłam na kolana bo nie wyprostowałam nóg.
Nagle usłyszałam znajomy śmiech. Odwróciłam głowę w stronę domu i zobaczyłam wujka Takamiego stojącego z kubkiem kawy w drzwiach domu.
- Co w tym takiego zabawnego - zapytałam robiąc z ust dziubek i odwracając głowę w drugą stronę
- Nic, nic. Podsadzić cię - powiedział przy czym parskną śmiechem
W końcu sama zaczęłam się śmiać, bo się zorientowałam jak to zabawnie musiało wyglądać z boku.
- Nie trzeba, tym razem mi się uda - powiedziałam wstając z kolan
Ustawiłam minutnik od nowa i stanęłam pod gałęzią. Tym razem miałam jeszcze lepszy plan. Użyłam siły i atrybutów wilkołaka. Wybiłam się na tyle wysoko żeby dosięgnąć wszystkimi palcami do boku gałęzi. W ostatnim momencie wysunęłam pazury i wbiłam je w drewno. Jak ten kot wdrapałam się na górę i z uśmiechem zwycięscy spojrzałam na wujka.
- Brawo, jednak ci się udało - powiedział
- A jak - potwierdziłam - Mówiłam że mi się uda
- Chcesz kawy, bo akurat zrobiłem
- Dzięki, ale nie pijam kawy
- To z kąt ty masz tyle energii, ja muszę z samego rana wypić kilka kaw, żeby przeżyć dzień
- Nie mam jej. Po prostu jestem do tego przyzwyczajona, najchętniej teraz bym leżała pod kołdrą ale wujek kazał mi minimum cztery godziny dziennie spędzić na treningu, a w porównaniu do tego ile trenowałam kiedyś to mało. Więc nie zależnie od tego jak źle się czuję czy jak bardzo mi się nie chce to i tak trenuję. Przynajmniej tyle powinnam robić.
- Widać że jesteś bardzo wdzięczna Wiktorowi za treningi
- To była mordęga ale się opłacała - powiedziałam po czym przypomniałam sobie o treningu
Zwiesiłam się z gałęzi na rękach i tak wisiałam.
- Zdjąć cię - zapytał Takami
-Nie, chciałam potrenować wytrzymałość i siłę
- Dlatego teraz wisisz na gałęzi - uniósł jedną brew i przechylił głowę
- Tak, a co nie widać
- No w sumie jak się tak zastanowić to rzeczywiście
- A zmieniając temat, to mam do ciebie jedno, a dokładniej dwa pytania
- Wal - powiedział po czym upił łyk kawy
- Pierwsze jak ty to robisz
- Ale co
- No, jak śpisz ze skrzydłami
- Przyzwyczajenie i zazwyczaj się nimi przykrywam jak kołdrą lub śpię na boku
- Ramiona cię od tego nie bolą
- Jak mówiłem. Przyzwyczajenie. Jakie jest drugie pytanie
- Drugie to takie. Nie wróciłeś do domu na noc - zapytałam
- Chyba mówiłem ci że mam urlop, czy nie
- Nie pamiętam
- A, widać jak słuchasz
- He he, zdarza się. Toooo, jak długo u nas zostaniesz
- Na dwa tygodnie
- Ale fajnie
- No ale następną noc śpię na materacu, nie wytrzymam tyle na kanapie
- Widać że żeś nie wyspany - zaśmiałam się - Mogę mieć jeszcze jedno pytanie
- Czemu mnie pytasz o pozwolenie. Wal śmiało jesteś w śród swoich
- Z kąt wiedziałeś że potrafię latać, no wiesz, wtedy
- Jak byłem mały to widziałem to u twojej matki. W wieku pięciu lat dalej nie miała indywidualności, a przynajmniej tak to wyglądało. U mnie aby skończyłem cztery lata zaczęły mi się pojawiać skrzydła. Najpierw były to pojedyncze piórka ale z każdym dniem mi ich przybywało. Morgana uważała, że skoro jesteśmy bliźniakami to jej też powinny rosnąć ale nic się nie działo
- Jak to - zapytałam
- Daj mi dokończyć. W wieku pięciu lat poprosiła mnie bym obejrzał jej plecy i powiedział czy na pewno tam nic niema. Podobno gdy śniły jej się koszmary w nocy to budziła się z obolałymi plecami jakby spała na kłodzie
- Ja rano miałam takie uczucie
- No widzisz. Gdy spojrzałem na jej plecy nic na nich nie było ale dostrzegłem dwa podłużne wgłębienia. Nic jej nie powiedziałem ale postanowiłem to sprawdzić. Zarwałem dwie nocki. Pierwszej się nic nie stało, za to drugiej zaczęła się wiercić i coś mruczeć pod nosem. Wyglądała jakby ktoś ją atakował. Gdy ją szturchnąłem żeby się obudziła zostałem uderzony przez wielkie skrzydło, a przynajmniej wtedy uważałem, że było wielkie teraz bym stwierdził, że było malutkie, ale byliśmy dziećmi więc no. Rzuciłem się na skrzydło, trzymałem je z całej siły i krzyczałem żeby obudzić niczego nieświadomą Morganę.
- Ale co to ma do mojego pytania
- No daj mi dokończyć. Gdy Morgana się obudziła wciągnęła skrzydło z powrotem nie zdając sobie z tego sprawy. Powiedziałem jej o tym ale mi nie wierzyła. Wtedy wziąłem świeczkę i postawiłem przed swoją twarzą. Uwierzyła mi tylko dla tego że z nosa poleciała mi stróżka krwi po uderzeniu. Nadal pamiętam jaka była wtedy szczęśliwa. Gdy podniosła ręce do góry w triumfalnym geście to po raz drugi dostałem w twarz. - zaśmiał się przywołując wspomnienie - Niestety nie umiała wydobyć skrzydeł na plecy, udało jej się to dopiero gdy jakieś rabusie nas zaatakowali. Przez długi czas się uczyła kontroli nad nimi.
- Nigdy mi o tym nie opowiadała
- Tamte czasy to nie był najlepszy okres w naszym życiu
- Ale dalej nie rozumiem jaki to ma związek z moją mocą
- A taki, że kiedyś jak cię poklepałem po plecach, żeby cię pochwalić za coś. Już nie pamiętam za co. To poczułem, że też masz takie wgłębienia, ale nie byłem wtedy do końca pewny. Jak biegaliśmy gdy byłaś u mnie to tak się spociłaś, że koszulka przylepiła ci się do pleców. Wtedy byłem pewny. Zabrałem cię na dach żebyś instynktownie je rozłożyła, a resztę to już znasz
- Czemu wydajesz się być dumny z tego, że zrzuciłeś mnie z dachu- uniosłam brew
- A... - przerwałam mu
- To było pytanie retoryczne - powiedziałam z irytacją, a po chwili złagodniałam i spokojnym głosem dodałam - Zapewne chciałeś dobrze - odparłam wzruszając ramionami mimo iż wisiałam za ręce na gałęzi
Wujek z pokorną lecz szczęśliwą miną zwiesił głowę i otworzył usta po czym je od razu zamkną. Zapewne chciał coś powiedzieć, ale w tym przypadku nic nie wyraziło by tego wszystkiego na raz. Bo w sumie co miał powiedzieć. Powiedział by jedno ale co z resztą nie wypowiedzianych słów.
- Ile będziesz tak wisieć - zapytał jakby nasza wcześniejsza rozmowa nie istniała
- Dopóki czas się na telefonie nie skończy - odparłam tym samym tonem
- A okej - spojrzał na ekran - czyli jeszcze dziesięć minut
- Naprawdę - zapytałam zdziwiona
- Tak, zrobić ci herbatę - zapytał
- W sumie czemu nie
- Ile słodzisz
- A zależy, możesz mi osłodzić półtorej łyżeczki
- Już się robi - poklepał mnie lekko po głowie i zaczął iść w stronę domu - naprawdę zadziwiające z ciebie dziecko - dodał pół szeptem
Mimowolnie się uśmiechnęłam i skupiłam na gałęzi. Długo się na niej nie skupiłam bo po głowie zaczęły mi chodzić słowa wujka.
Ludzie mi mówią że jestem zadziwiająca albo mądra. Szczerze, to miłe z ich strony ale ja tak nie uważam. Jestem taka przez swoje nie szablonowe, szybkie myślenie. Lubię łamigłówki, a to co dla ludzi jest trudne, dla mnie jest łatwe, a to co dla nich jest łatwe, dla mnie okazuje się małym kłopotem.
Gdy myślałam nad tym co dla innych jest łatwe, a dla mnie trudne do głowy przyszedł mi temat miłości.
Dla większości ludzi jest to coś trudnego do pojęcia. Ja uważam, że to jest proste, a raczej uważałam tak do czasu gdy...
Nagle zadzwonił mi telefon z komunikatem, że czas mi się skończył. Puściłam się gałęzi i schyliłam przy telefonie. Podniosłam i wyłączyłam alarm, gdy tak stałam nad ekranem dotarło do mnie, że ja rzeczywiście nie rozumiem " pewnych spraw ".
Gdy weszłam do domu zobaczyłam wujka który właśnie zalewał wodą kawę i herbatę. Uśmiechnęłam się, podeszłam i zagaiłam rozmowę.
- Tooo. Co będziesz robił przez ten cały czas na urlopie - zapytałam siadając przy blacie na obrotowym krześle
- Na razie mam plany które będą mi zajmować od godziny do dwóch dziennie - odpowiedział przysiadając się obok mnie
- Aha. Słodzisz - wskazałam na kubek z kawą
- Czasami, tym razem chyba nie, poprzednią przesłodziłem - zaśmiał się
- he he - zaśmiałam się pod nosem sięgając po cukierniczkę
- Słyszałeemmm - przeciągną nie mogąc się powstrzymać od śmiechu
W końcu oboje się cicho chichraliśmy jak debile.
- A co to za plany, które sobie wymyśliłeś - zapytałam zaciekawiona
- A takie że będę jeździł pociągiem - odparł dumnie
- Przecież ty nienawidzisz pociągów - stwierdziłam
- Tak ale lubię z tobą spędzać czas
- To znaczy - zapytałam upijając łyk gorącego naparu
- To znaczy, że będę z tobą jeździł pociągiem do szkoły i będę po ciebie przychodził po szkole i z tobą przyjeżdżał. Czyli pół godziny w jedną stronę, to tak jak mówiłem znalazłem se zajęcie na jedną, dwie godziny dziennie - odparł dumny
- A co w tym czasie
- Którym
- No pomiędzy przejazdami. Ja będę w szkole, a ty co wtedy będziesz robił
- Wiesz że lubię zwracać na siebie uwagę
- Co kombinujesz
- Ubiorę się jak człowiek i połażę po mieście. Zapewne rozdam trochę autografów, bo NIE, nie mam zamiaru się maskować. Polatam sobie, pozwiedzam. Może przylecę tu z powrotem, zrobię obiad, polecę po ciebie i z tobą wrócę. A przynajmniej taki mam plan na dziś
- To fajnie, ale czemu mam wrażenie, że ktoś ci kazał mieć na mnie oko
- Oj, uspokój się
- Jestem spokojna ! - wrzasnęłam w żartach
- Właśnie widzę - zaśmiał się wujek - tylko będę jeździł z tobą pociągiem. Pojadę z tobą, po wyjściu ze stacji się rozejdziemy, a gdy będziesz wracać ja będę na stacji. Zrozumiem jak umówisz się ze znajomymi, wtedy albo wrócisz sama, albo ja przylecę później.
- Dzięki. Wiesz? Lubię z tobą spędzać czas. Chętnie bym z tobą pokręciła się po mieście, po lekcjach.
- Ohh, naprawdę? Aż tak mnie lubisz - powiedział przesłodzonym głosem Takami
- Yhm - pokiwałam energicznie głową
- Ale ty wiesz, że będę celowo lub przypadkiem robił ci wiochę. Ludzie potem będą cię obskakiwać i o mnie wypytywać. Będziesz zwracać na siebie uwagę
- Nie szkodzi - uśmiechnęłam się szeroko - nie wstydzę się swojej rodziny, a z natrętami umiem sobie radzić. Wystarczy, że udam, że się boję i zacznę się jąkać jak opętana. Alboooo, jest drugie wyjście. Po prostu ucieknę - ostatnie zdanie wypowiedziałam beznamiętnie
- To świetny plan. Ale ty masz pomysły
- Wiem - odparłam głosem dumnego z siebie debila
- Ha ha ha, dobra idź się przebrać, a ja zrobię śniadanie
- Haj - odpowiedziałam i poszłam do pokoju
Przebranie się stanowiło dla mnie wielkie wyzwanie, bo za chiny nie wiedziałam co zrobić ze skrzydłami. Bolało jak diabli ale zrobiłam jak uważałam. Mimo iż wiedziałam, że nie powinnam i, że mi nie wolno to i tak to zrobiłam.
Razem z gipsem i bandażami schowałam skrzydła w plecy. Zerknęłam w lustrze na moje plecy. W miejscu gdzie u ludzi widać wystające łopatki, u mnie są wgłębienia. Zdziwiło mnie to, że bandaże wchodziły we wgłębienia i tam znikały jakby się łączyły ze skórą.
Założyłam mundurek, ubrałam się, stanęłam tyłem do lustra i wyciągnęłam skrzydła. Pielęgniarka zabroniła mi ich chować, więc postanowiłam że będę przynajmniej się starać i większość czasu mieć je na wierzchu. Jak zawsze skrzydła przeniknęły ciuchy, jak duch ściany. Gdy się bliżej przyjrzałam, bandaże były połączone z mundurkiem jakby stanowiły jedność.
Zaczęłam się zastanawiać czy da się tak bez chowania skrzydeł w plecy. Nagle moje rozmyślania przerwał głos wujka wołający mnie na śniadanie. Gdy wyszłam z pokoju uderzył mnie mocny zapach placków na sodzie ( Tak się tylko nazywają, nie są zrobione z sody). Jak burza zbiegłam po schodach i wparowałam do kuchni. W ułamku sekundy siedziałam przy stole i smarowałam kawałek dżemem truskawkowym.
- Wujku - powiedziałam pytającym głosem
- Hmm, coś się stało
- Odprowadziłbyś mnie dziś pod szkołę - zapytałam
- Pewnie - odparł szczęśliwy jak nigdy
Czułam jakby brakowało mu czułości i bliskości innych ludzi. Nie widać tego po nim bo świetnie to ukrywa, ale mojego węchu nie oszuka. Gdy ktoś go zlewa, albo obraża lub mówi prosto z mostu, że go nie lubi to udaje jakby ktoś mówił to w żartach albo udaje oburzonego dając przy tym poznać że sobie żartuje. Lecz ja wiem, że w tych momentach czuje się odosobniony i nie kochany, jakby nikomu na nim nie zależało i jakby nie istniał. Zapewne dlatego został bohaterem i się tak starał, żeby ktoś go zauważył. Gdy o tym myślę to aż płakać mi się chce.
Dalej jedząc śniadanie wyciągnęłam telefon i napisałam do Kirishimy, że nie musi na mnie czekać, na peronie bo jadę z wujkiem i że mnie odprowadzi pod szkołę. Nie czekając na odpowiedź schowałam telefon do torby i jadłam dalej.
- Mogłabym wziąć kilka do szkoły jako lunch - zapytałam na co wujek tylko uśmiechnięty pokiwał głową. Mimo iż nie prosiłam zaczął mi pakować placki do pudełka, dorzucił mi nawet pudełeczko z dżemem i łyżeczką - Arigatoooo - krzyknęłam po czym uwiesiłam się wujkowi na szyi
- Już, już, nie ma za co - poklepał mnie lekko po plecach
- Jest - odparłam puszczając go i wracając do pochłaniania swojego śniadania
10 minut później usłyszałam wołanie z pod drzwi.
- Laura, choć już! Idziemy na piechotę. Chyba nie chcesz się spóźnić na pociąg
- Już! Pędzę
Szłam sobie z wujkiem spacerkiem na stację i rozmawiałam o tym co nam się śniło. To był jedyny temat jaki nam przyszedł do głowy, więc gdy się skończył to opowiadaliśmy co nam się śniło kiedyś. Ta rozmowa tak nas pochłonęła, że nawet nie zauważyłam jak wsiadłam do pociągu, z resztą wujek też.
Dowiedzieliśmy się o tym fakcie dopiero gdy przyszedł konduktor na kontrolę biletów. Nasze zdziwienie było tak wielkie, że mężczyzna myślał że nie mamy biletów. Chciał wołać kanara ale go uspokoiłam i pokazałam bilety.
Aby wyszedł zaczęłam z wujkiem śmiać się jak opętana. Gdy się uspokoiliśmy zaczęliśmy rozmawiać dalej.
- Tooooo - zaczął Takami
- Toooo, co - zapytałam zdziwiona
- Tooooo? Jest jakiś szczególny powód dla którego chcesz żebym cię odprowadził? Chodzi o tego chłopaka? Boisz się z nim iść sama? Myślałem, że go lubisz
- Lubię i to bardzo ale... - urwałam zastanawiając się czy powiedzieć mu co myślę
- Ale... Wiesz, że mi możesz powiedzieć
- Wiem że to może być trochę, no, nie zbyt, ale, no jakby ci to delikatnie wytłumaczyć
- Po prostu wytłumacz
- Uważam że brakuje ci miłości w życiu i że nikt się tobą nie interesował. Dlatego chciałam cię jakoś rozweselić i dać ci do zrozumienia, że masz mnie.... Że jak jest ci smutno, to możesz przyjść do mnie, bo ja zawsze będę i nie uważam cię za głupiego śmieszka, sądzę że to tylko maska żeby ktoś zwrócił na ciebie uwagę. Uważam że naprawdę jesteś porządną, poważną osobą której ewidentnie brakuje w życiu troski bijącej od innych ludzi.... Dobrze wiem że takich rzeczy nie mówi się na głos, ale musiałam to powiedzieć
- J-Ja - zaciął się
Nic dalej nie mówił. Po chwili wstał, usiadł obok i mnie przytulił. Wtulił się we mnie jak małe dziecko gdy jest smutne. Zaczęłam go głaskać po głowie szczęśliwa, że mnie zrozumiał i że się nie obraził. Po paru minutach się odezwał i powiedział.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mam przy sobie kogoś takiego jak ty.... Mało kto widzi prawdziwe uczucia innych ludzi. Dziękuję, spędzanie z tobą czasu da mi kupę radości - zaśmiał się
- Też się cieszę. Jesteś najlepszym wujkiem na świecie
- Wiesz, możesz mi po prostu mówić Takami, jak do przyjaciela
- Spróbuję się do tego przyzwyczaić, Takami
Tkwiliśmy w uścisku jeszcze chwilę po czym wujek mnie puścił i wrócił na swoje miejsce, czyli naprzeciwko mnie. Przed nami był jeszcze kawałek drogi więc zaczęliśmy rozmowę.
- Tak właściwie z kąt wiedziałaś - zapytał
- Ale o czym
- No wiesz o tym co mi naprawdę leży na sercu
- Zauważyłam to już dawno ale nigdy nie miałam pewności. Ale za którymś razem zdziwiło mnie to już dobitnie więc postanowiłam się tym zainteresować. Za każdym razem gdy ktoś mówił ci coś nie miłego, przyglądałam się twojej reakcji i starałam wywąchać twoje prawdziwe uczucia. Reszta to była zwykła układanka jak 2 dodać 2. Wystarczyło dodać do siebie fakty i uzupełnić luki logiką.
- Wiesz, też coś zauważyłem - powiedział szczerząc się
- Co takiego - uniosłam jedną brew
- Mimo że wszyscy mają cię za geniusza to tak nie jest
- No nareszcie do kogoś to dotarło
- Ha ha, tak właściwie jesteś bardzo mądra, ale geniuszem nie jesteś. Ty po prostu myślisz na opak, wszystko kalkulujesz i analizujesz, masz już w tym tak dużą wprawę że robisz to nawet nie świadomie i w ekspresowym tempie. Jak powiążesz ze sobą dwa fakty to pojawia się następne powiązanie, które cię prowadzi do następnego faktu i tak dalej. Można to porównać do włóczki i supłów
- A widzisz, właśnie pomyślałeś w ten sam sposób
- Naprawdę? Rzeczywiście. Ale to było dziwne. Powiedziałem jedno i nagle w ułamku sekundy pojawiły się inne logiczne myśli
- To już wiesz jak się czuję, przez takie myślenie ludzie mówią że jestem genialna
- Ale to jest proste
- Nom
- Fajnie zapewne się czujesz gdy ludzie ci mówią że jesteś mądra
- Wtedy to naprawdę czuje się jak ameba życiowa.
- Czemu
- Bo ludzie którzy mi tak mówią nie zdają sobie sprawy z faktu iż wcale taka mądra nie jestem. Ich niewiedza mnie wtedy tak przytłacza, że czuje się jak debil.
- Dobrze, że przynajmniej my się rozumiemy
- No, każdemu jest potrzebna taka osoba która zna cię lepiej niż ty sam
- Trzeba mieć się komu zwierzyć
- Jak chcesz możeś się mi wypłakać w ramię - zaśmiałam się mimo iż mówiłam na poważnie
- Dzięki, jak będziesz chciała porozmawiać o chłopakach to wal śmiało do mnie. Wiem że koleżanka zapewne lepiej by cię zrozumiała ale się postaram jak tylko mogę - uśmiechną się
- Tak właściwie to ten temat jest dla mnie trudny
- A rozumiem - posmutniał
- N-Nie chodzi mi o to że nie chcę z tobą o tym porozmawiać, po prostu tego nie rozumiem i chciałabym cię czasem zapytać o radę - prawie wykrzyczałam machając rękami na wszystkie strony bo zapewne mnie źle zrozumiał
- Aaaa, uf, już myślałem że mi jednak nie ufasz i nie chcesz ze mną rozmawiać, a tamto mówiłaś żeby nie było mi przykro - uśmiechną się
- Ej, ja to wszystko mówiłam na poważnie - wtrąciłam z poważną miną
W ułamku sekundy oboje parsknęliśmy śmiechem i się nachyliliśmy. Akurat gdy to zrobiliśmy pociąg się zatrzymał a my wylądowaliśmy na podłodze. Po chwili ciszy i zastanawiania się co się odwaliło, znowu zaczęliśmy się śmiać i podnosić z ziemi.
- Choć, zapewne ktoś na ciebie czeka - zaczął wujek
- Nie, nikt. Napisałam wcześniej Kirishimie, że idę z tobą i żeby na mnie nie czekał
- Aaaaa, okej
Droga do szkoły minęła szybko. Cały czas gadaliśmy. Oczywiście nie obyło się bez dociekliwych spojrzeń i postojów bo ktoś poprosił o autograf. Zatrzymaliśmy się przy bramie do akademii U.A..
- Musze już iść, za niedługo zaczynam lekcje - powiedziałam
- Miłego dnia w szkole i uważaj na siebie - powiedział wujek
Skoczyłam mu na szyję i go przytuliłam.
- Ty też na siebie uważaj - szepnęłam mu do ucha
- Oczywiście... Dziękuje, dobrze wiesz za co - szepnął
Puściłam jego szyję, a on odstawił mnie na ziemię. Zrobiłam parę kroków w stronę szkoły i się odwróciłam.
- Pa Takami - krzyknęłam machając mu
- PA - odpowiedział i mi odmachał
Znowu szłam w kierunku szkoły ale przyciągałam uwagę innych. Już sama nie wiem czemu, czy ze względu na zabandażowane skrzydła, czy przez Takami"ego. Jakby mało mnie to interesowało.
Szłam przed siebie z bananem na twarzy, kierując się do klasy.
Witam wszystkich czytelników. Miałam duży problem z tym rozdziałem, bo pisałam go cały tydzień. Zazwyczaj mi wystarczył wieczór publikacji, ale ostatnio jestem podirytowana przez brak weny.
Jak widać wstawiłam ten sam art, a tytuł jest taki bo nie miałam pomysłów. Więc tytuły nie zawsze będą.
Przegięłam też z długością rozdziału bo napisałam aż 3389 słów.
Bez zbędnego przydłużania życzę wszystkim miłego dnia/nocy/południa/wieczoru/popołudnia czy jaką tam porę teraz macie.
Dziana ;P
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top