Rozdział 17# Wypad na miasto
Stałam przed szkołą i czekałam na Kendou. Gdy nagle po plecach przeszedł mnie dziwny dreszcz, który oznacza że zaraz ma się coś zdarzyć. W ułamku sekundy moje oczy zaświeciły czerwienią. Poczułam jakieś poruszenie za plecami, ale uznałam że w takim miejscu i przy tylu ludziach nic mi nie grozi więc zrezygnowałam z samoobrony, bo jakby ktoś chciał mi zrobić niespodziankę a ja bym mu nabiła śliwę pod okiem to bym się tylko ośmieszyła.
Nagle na plecy skoczyła mi Kendou. Mimo iż wiedziałam że to się zdarzy, to i tak się wystraszyłam.
- Ha ha, ale się wystraszyłaś. Gdybyś tylko widziała swoją minę - śmiała się
- We prawie zawału dostałam - złapałam się aktorsko za serce
- Sorki. To... idziemy - zapytała
- Pewnie
- Może przejdziemy się na lody do parku. Co ty na to
- TAK. Ludzie, wieki nie jadłam lodów
- Naprawdę - spytała zdziwiona
- Tak nigdy nie miałam czasu. Ostatni raz jadłam lody jak pojechałam do wujka na wakacje trzy lata temu
- Rzeczywiście dawno
Podczas spaceru rozmawiałyśmy o pierdołach typu ulubiony smak lodów albo gdzie pójdziemy potem. Nim się obejrzałyśmy wylądowałyśmy w parku.
- O, a poza tym widzieliśmy cię dziś na lekcji - powiedziała Kendou
- Co? Kiedy? Gdzie? Kto?
- Ha ha ha, spokojnie - zaśmiała się - na lekcji przez okno mój kolega zauważył cię i powiedział że w 1A jest nowa dziewczyna. Mieliśmy wychowawczą i nauczyciel pozwolił nam popatrzeć co robicie. Dałaś tam niezły popis dziewczyno - powiedziała rozradowała i z całej siły klepnęła mnie w plecy
- A, nie chciałam żeby ktoś pomyślał, że się popisuje - zkuliłam się ze wstydu
- Czemu? W branży bohaterskiej popularność jest ważna
- Nie dla mnie. Mi zależy tylko na pomaganiu ludziom. Chcę być jak mój tata, pomagać setkom i pozostać w cieniu. Widziałam obie perspektywy. Nikt nigdy nie zatrzymał mojego taty w drodze do sklepu i nie zawracał mu gitary, a jak byłam u wujka to w spokoju nawet taksówką nie mogliśmy pojechać.
- Aaa. Rozumiem. Ale wiesz czasem to przyjemne gdy ludzie cię kojarzą i witają się z tobą po imieniu ... - przerwałam jej
- A ty nie wiesz co odpowiedzieć bo nie znasz ich imion a twarzy jest tak dużo że ich nie pamiętasz - zaśmiałam się
- Wiesz czasami to jest zabawne a czasami krępujące
- Ja tam nie lubię krępujących sytuacji aż mnie ściska w żołądku
- Ha ha, wyobraziłam se to. Patrz to tu - wskazała na budkę z lodami
- LODYYYY - aż krzyknęłam ze szczęścia, a w moich oczach zaświeciły się gwiazdki ✪ ω ✪
Kupiłyśmy lody i siadłyśmy na trawniku patrząc się na staw. Jadłyśmy i kontynuowałyśmy rozmowę.
- A w ogóle nie było okazji spytać - powiedziała Kendou
- Hym - spojrzałam na nią i kiwnęłam głową dając jej znać żeby mówiła
- Jaka jest twoja indywidualność
- Moja indywidualność to skrzydlaty wilkołak. Odziedziczyłam indywidualności po obojgu moich rodziców. Tak jak tata mogę się przemieniać w wilka i wyostrzać wszystkie zmysły i tak jak moja mama mogę wysuwać z pleców skrzydła i latać z zawrotną prędkością. Potrafię także leczyć rany za pomocą piór i przejmować ból ale nie mogę z tym przesadzić bo mogłabym zginąć. A ty? Jaka jest twoja indywidualność - zapytałam Kendou po której było widać, że jest w lekkim szoku
- No, moja indywidualność nie jest taka efektowna. Nazywa się duże dłonie, potrafię powiększyć swoje dłonie do dużych rozmiarów i to tyle.
- Sugeeee - powiedziałam z gwiazdkami w oczach
*Suge - w wolnym tłumaczeniu znaczy "niesamowite", "super", "ale super", "łał" ( a przynajmniej tak zapamiętałam podczas oglądania jednego anime )
- To twoja indywidualność jest super
- Tak właściwie to wszystkie są, zależy jak się na nie spojrzy - poprawiłam ją - uważam że twoja indywidualność jest bardzo niesamowita
- Naprawdę tak uważasz - zapytała
- Oczywiście, że tak
- A zmieniając temat. Wiesz może o co chodziło z tym alarmem dzisiaj
- Jakim alarmem
- No wiesz tym na przerwie obiadowej
- Yyy he he he. Bo wiesz. Chyba go przespałam - powiedziałam drapiąc się po karku
- Poważnie - Kendou zrobiła slap facea i dodała - Jak? Jak można przespać alarm i tłumy tratujące się na korytarzach
- No bo wiesz. Na przerwie obiadowej to ja zazwyczaj śpię, a jak już mam do tego okazję to nic mnie nie obudzi
- Takie coś każdego obudzi
- Nie mnie, przespałam nawet wybór przewodniczącego klasy. O mało nie przespałam wiadomości o jutrzejszej wycieczce
- Macie jutro wycieczkę ? Zazdro. A do kąd jedziecie
- Niestety tą informację przespałam
- Aj Laura. Atak terrorystyczny też prześpisz - zapytała rozbawionym głosem
Gadałyśmy jeszcze przez długi czas. Nawet nie poszłyśmy do żadnego sklepu, a już było późno.
Mój telefon pokazywał 18:21 . Odprowadziłam Kendou pod dom bo mieszkała obok parku i poszłam na stację. Z początku dziewczyna chciała mnie odprowadzić ale się uparłam i w końcu odpuściła.
Gdy dotarłam na peron okazało się że muszę czekać jeszcze godzinę na pociąg. Postanowiłam nie nadużywać pozwolenia od taty i poczekać.
Wybrałam spacer bo nie chciałam przesiedzieć bezczynnie godziny. Odeszłam od stacji i poszłam do najbliższego sklepu. Kupiłam sobie żelki i wyszłam. Po chwili dotarłam na publiczną siłownię, plac zabaw z maszynami do treningu. Z daleka zobaczyłam, że większość sprzętu jest zajęte, a na pozostałych łatwo ktoś by mógł mi zajrzeć pod spódnice. Został plac zabaw i czekanie aż coś się zwolni.
Podeszłam do dwuosobowej huśtawki, usiadłam i wyciągnęłam żelki . Nagle usłyszałam znajomy głos dochodzący z siłowni.
- Hej Laura
- O. Hej Kirishima.
Chłopak podbiegł do mnie i siadł na sąsiedniej huśtawce.
- Co tu robisz
- Czekałam na pociąg i pomyślałam że się przejdę, a ty
- Przyszedłem potrenować i właśnie miałem kończyć
- A, okej. Chcesz żelka - zaproponowałam i wystawiłam paczkę z jego stronę
- Chętnie, dzięki. Jeździsz do szkoły pociągiem - zapytał po chwili
- Tak, będę teraz codziennie jeździć po pół godziny w jedną stronę, a ty mieszkasz tu gdzieś nie daleko
- Obok stacji. Jak chcesz mogę ci dotrzymać towarzystwa zanim pociąg przyjedzie
- Dzięki, jesteś bardzo miły - powiedziałam po czym chłopak się lekko zarumienił, wyglądał naprawdę uroczo
- Nie ma za co. O której masz pociąg - zapytał
Spojrzałam na telefon była 18:38 - Za prawie godzinę. Na pewno chce ci się tyle czekać - zapytałam
- Bez obaw dla mnie to nie problem - zapewnił mnie
Lekko się zarumieniłam i błagałam w myślach żeby on tego nie zauważył. Na moje nieszczęście zauważył i zaczął się cicho śmiać pod nosem. Człowiek normalnie by tego nie usłyszał ale ja z moimi wyostrzonym słuchem słyszałam.
Bałam się że pomyśli że mi się podoba ale dotarło to do mnie. On naprawdę mi się podoba, a jego śmiech jest taki uroczy. Więc tylko się uśmiechnęłam.
Huśtaliśmy się, gadaliśmy, wcinaliśmy żelki i pajacowaliśmy w najlepsze aż w pewnym momencie usłyszałam jadący pociąg, gdyż stacja była po drugiej stronie ulicy.
- Pociąg jedzie - powiedziałam
- Co, z kąt wiesz - zapytał
- Mam wyostrzony słuch i słyszę jak jedzie
- Czyli, co? Musisz już iść - zapytał lekko załamanym głosem
- Niestety tak - odparłam
- Choć odprowadzę cię
Wstał i podał mi rękę, a ja ją chwyciłam. Nim się obejrzeliśmy, szliśmy trzymając się za ręce.
- O której godzinie wysiadasz z pociągu - zapytał
- O 7:20, a co
- Nic, tak tylko pytam
Aby dotarliśmy na stacje pociąg przyjechał. Gdy drzwi się otwożyły poczułam jak Kirishima puszcza moją rękę, zrobiło mi się smutno bo była ciepła i miła w dotyku.
Odwróciłam głowę żeby spojrzeć na chłopaka. Ten miał wzrok wbity w ziemię i czuć było od niego zapach smutku.
Chciałam go jakoś rozweselić ale niestety nie jestem w tym zbyt dobra.
- Dzięki za dziś - powiedziałam po czym go przytuliłam, chyba podziałało bo się uśmiechną
- Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość
- Odjazd - krzykną konduktor
- Musze lecieć. Pa
Wskoczyłam do pociągu i mu pomachałam. Widać było że się trochę rozweselił. Stał na stacji dopóki nie odjechałam.
Gdy pociąg ruszył Kirishima momentalnie znikną z mojego pola widzenia.
Nie chciałam marnować czasu, bo było późno a ja miałam przed sobą jeszcze 3 godziny treningu. Więc zaczęłam odrabiać lekcje.
Zkończyłam idealnie przed stacją. Założyłam torbę na plecy odeszłam od ludzi i się przemieniłam z dala od gapiów.
Pobiegłam do domu bocznymi uliczkami i lasami. Na miejscu byłam pół godziny później co uznałam już jako trening.
Weszłam do domu, położyłam torbę na łóżku przebrałam się i wyszłam trenować.
Dwie i pół godziny później zkończyłam. Wróciłam do domu, złapałam piżamę i poszłam się myć. Gdy wróciłam do pokoju zdałam sobie sprawę z faktu, że nie mam jeszcze kostiumu a jutro są potrzebne.
Jednak jest ten mały plus bycia przezornym. Zdjęłam z szafy moje magiczne pudełko. Było w nim to czego akurat potrzebowałam.
Wzięłam plecak na sznurkach, wrzuciłam do niego zawartość pudełka i powiessiłam na worku treningowym.
Zjadłam kolację, niestety sama bo było późno i położyłam się spać.
Wybaczcie że dopiero teraz wstawiam rozdział ale choróbsko mnie rozłożyło na łopatki ( dosłownie ).
1467 słów.
Życzę wam miłego dnia/nocy/południa/wieczoru/popołudnia czy jaką tam porę teraz macie.
Dziana ;P
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top