2. Asuma

Opadł ciężko na granatowy fotel stojący obok jego biurka. Wreszcie mógł sobie pozwolić na przerwę. Niby sam Naruto jej nie potrzebował, ale uznał, że jego studenci zasługują aby chwilę odetchnąć po intensywnym wprowadzeniu w zagadnienia antropologii kulturowej jakie im zafundował.

Spokojnie przesunął wzrokiem po barwnej gromadce zebranej na sali. Całe szczęście, że licząca niespełna trzydzieści osób grupa okazała się chętna do współpracy, bo nikłe doświadczenie zawodowe nie pozwoliło mu przygotować się na wydobywanie podstępem wiedzy z milczących uczniów. Ciągle zastanawiał się jak udawało się to Kakashiemu, który wiecznie żalił się, na niektóre grupy nie podzielające jego zainteresowania klasykami literatury i na to, jak musi ich zmuszać, żeby zaczęli z nim dyskutować. Chyba nie groził im wstawieniem negatywnych ocen, jeśli nie będą interpretować jakiś tekstów, prawda?

- Dobra czas zaczynać – szepnął spoglądając na wiszący na końcu auli zegar.

Szybko przywołał do porządku zebranych na sali, którzy jak to zazwyczaj w przerwach, a niekiedy i w trakcie wykładów zdążyli sobie znaleźć tysiąc innych zajęć. Nie, nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie. Doskonale pamiętał, że sam robił dokładnie to samo będąc studentem. Uśmiechnął się lekko. Przecież dopiero rok temu obronił tytuł, a już zaczynał jakieś melancholijne przemyślenia, godne wieloletniej profesury. To takie nie w jego stylu...

- Tak jak wcześniej wspominałem jednym z elementów pozwalających ludziom od wieków na tworzenie społeczności jest wspólna kultura. – zaczął nawiązując do wątku sprzed przerwy. - Pytanie jednak, czym ona tak właściwie jest? Widzicie Benedict Ruth uznała, że kulturą jest wszystko to, co łączy ludzi. Wszystkie więzi i wspólne dla nich zachowania, czy wartości. Co o tym sądzicie, co według was łączy ludzi? – zapytał. – Śmiało. Nie ma złych odpowiedzi.

- Ból – padło gdzieś z końca sali, a w tym samym momencie Naruto poczuł jakby temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni.

- Ciekawa koncepcja – uznał po chwili zastanowienia spoglądając na czerwonowłosego chłopaka, który to powiedział.

- Religia – wtrącił się do dyskusji ktoś inny i tym samym wyratował Naruto od dalszego komentowania poprzedniej wypowiedzi.

Kolejne minuty wykładu minęły Uzumakiemu względnie spokojnie. Względnie... Nie mógł bowiem uciec od wwiercającego się w niego spojrzenia brązowych oczu należących do mężczyzny, którego z całą pewnością na sali być nie powinno. Ba! Jego nie powinno w ogóle być ,,po tej stronie". Naruto starał się jednak uparcie udawać, że go nie widzi tak jak robił to z wszystkimi nadnaturalnymi bytami spotykanymi w ciągu ostatnich kilku lat.

Do dziś pamiętał słowa Ino: ,,Im bardziej ty zagłębiasz się w świat duchów, tym większy one otrzymują dostęp do twojego. Aż wreszcie sprawią, że staniesz się jednym z nich". Padły one niedługo po tym jak kobieta wyratowała go od śmierci z rąk Kabuto, zjawy którą spotkał mając niespełna dziesięć lat. Do dziś często miewał koszmary, w których widywał tego ducha. Jego przepełnione gniewem, czerwone oczy, błyszczące niepohamowaną żądzą zemsty na każdym kogo spotkał. Tak różniące się od tych ciepłych, a jednocześnie zadziornych posiadanych przez Kuramę.

------------------------------------------

Mimo woli wrócił myślami do tamtych wydarzeń, a przynajmniej do tego, co z nich zapamiętał...

Obóz treningowy w środku lasu. Stara leśniczówka, do której dotarł kiedy zgubił się podczas gry w podchody. Godziny spędzone w samotności, tylko po to, żeby razem z zachodzącym słońcem pojawił się on. W pierwszej chwili, niedoświadczony jeszcze w tym wszystkim, Naruto nawet się nie zorientował, że przybysz nie jest żywy.

W zasadzie, to rozpoznawanie tego za młodu sprawiało mu wiele trudności przez co nieraz pakował się w nieprzyjemne sytuacje mówiąc do kogoś, kogo nikt inny zobaczyć nie mógł. Oczywiście po pierwszych wizytach u psychiatry, na które wysłali go zaniepokojeni rodzice, szybko nauczył się żeby tego nie robić. Ale to nie zmienia faktu, iż w tamtej chwili, dziesięcioletni Naruto spoglądał na wchodzącego do leśniczówki nastolatka, jak na wybawienie. Sądził, że chłopak jest tam, ponieważ go szukał.

Już po pierwszym spojrzeniu w twarz przybysza zrozumiał jak bardzo się mylił.

Płonące czerwienią oczy. Okrutny, zimny uśmiech. Niezrozumiałe słowa, przepełnione jadem i nienawiścią. Jedyne co z nich wychwycił to imię zjawy – Kabuto. Strach. Łzy. Przeraźliwy chłód, bijący od stojącej przed Uzumakim postaci. Wreszcie modlitwy, nie robiące najmniejszego wrażenia na duchu, a wręcz wprawiające go w jeszcze większą wściekłość. I bezradność, obezwładniająca niemoc ogarniająca ciało i umysł Naruto.

Jedyne co był w stanie wtedy zrobić to wsłuchiwać się w piskliwy głos zjawy, wdzierający się w najgłębsze zakamarki jego serca. Przypatrywać się szeroko otwartymi, ze strachu oczami w nienaturalnie wykrzywioną twarz, kiedyś zapewne przystojnego chłopaka. Sparaliżowany lękiem Naruto nawet się nie bronił, kiedy kolejne rzeczy kierowane siłą gniewu ducha w niego uderzały. Nie zwracał uwagi na cięcia ostrych krawędzi szkła, czy stłuczenia po ciężkich przedmiotach raniących jego ciało. Nie liczyło się nic poza ogarniającym go przerażeniem, doprowadzającym wręcz na skraj świadomości.

I w którymś momencie faktycznie stracił resztki kontaktu z rzeczywistością, bo to co pamięta jako następne to biały, szpitalny pokój i wpatrującą się w niego ciepło blondynkę, którą później poznał jako Ino.

------------------------------------------

- Profesorze? – z gonitwy nieprzyjemnych wspomnień wyrwał go głos jakiegoś studenta siedzącego w kącie auli i przyglądającego się mu uważnie.

- Ach tak, Przepraszam, zamyśliłem się – rzucił wracając do treści wykładu.

Mimo wszystko udało mu się skończyć zajęcia przed czasem, a z uwagi na nieprzewidzianego uczestnika, powiedział tylko co studenci mają przygotować na następne zajęcia i planował się jak najszybciej ulotnić. Zaczął zbierać rozłożone po całym biurku notatki, kiedy poczuł na karku nieprzyjemny, zimny oddech. W jednej chwili na całe jego ciało wstąpiła gęsia skórka. Bał się tego co może zobaczyć kiedy się odwróci. Niby duch wcześniej nie wyglądał groźnie i raczej na takiego, który był tutaj od niedawna, ale z nimi nigdy nic nie wiadomo. Jego ręka sama z siebie przesunęła się do pamiątek po tamtym spotkaniu z Kabuto, blizn przypominających wąsy, które zdobiły oba jego policzki.

- Wiem, że mnie widzisz – usłyszał nagle za sobą i zamarł.

Mimowolnie złapał za zawieszony na szyi naszyjnik z zielonym kryształem, do którego przywiązany był Kurama chcąc wezwać demona. Trzymane przez niego notatki rozsypały się po katedrze na której stał, a on powoli się odwrócił, aby spojrzeć na jak sądził swojego przyszłego kata. Za sobą zobaczył wysokiego, czarnowłosego mężczyznę mającego w ręku paczkę papierosów. Jego oczy wpatrywały się w Naruto ze smutkiem, a spierzchnięte, blade wargi były lekko wygięte ku górze. Z uwagi na zapadnięte policzki i szarawą skórę wyglądało to bardziej na dziwny grymas niż uśmiech, potęgując tym samym negatywne wrażenie.

- Dobrze się pan czuje? – dobiegł go głos jednego z jego studentów.

Naruto przyglądał się miejscu, gdzie wcześniej stała zjawa. Zniknęła zaraz po usłyszeniu jego ucznia. Coś nowego, pomyślał. Jednak uczucie chłodu i bycia obserwowanym nie przepadło razem z duchem. Wręcz przeciwnie, nasiliło się. Odwrócił się z głupkowatym uśmiechem usilnie starając się wymyślić sensowną odpowiedź, na niby banalne, a w gruncie rzeczy bardzo niewygodne pytanie, jakie mu zadano. Zmierzył wzrokiem od góry do dołu stojącego przed nim chłopaka.

- Wszystko w porządku? Wygląda pan jakby zobaczył ducha – ocenił przyglądając się Naruto ze znudzoną miną Shikamaru Nara. Póki co będący jedynym z jego studentów, którego udało mu się zapamiętać. Stało się to głównie dlatego że był on tym geniuszem, o którym wspominał Kakashi, więc Uzumaki nie mógł przepuścić okazji, żeby samodzielnie również ocenić jego wiedzę.

- Nie wątpię, że tak wyglądam – zaśmiał się cierpko Uzumaki. – Zakręciło mi się w głowie – rzekł wolno licząc na to, że zabrzmi choć trochę wiarygodnie.

- Mam wrażenie, że jeśli powiem, iż wcale w to nie wierzę wplątam się w coś bardzo kłopotliwego – mruknął. – Uznajmy lepiej, że tak właśnie było. Poza tym przyszedłem w innej sprawie. Słyszałem, że zajmuje się pan również związkami między psychologią, a spirytyzmem i demonologią.

- Stare dzieje – odparł nieco nerwowo.

Rzeczywiście, Uzumaki miał za sobą epizod kiedy opublikował kilka tego typu artykułów, ale każdy z nich został ostro skrytykowany przez naukowych sceptyków. W zasadzie to nawet się temu nie dziwił. Próbował w nich przecież dowieść, że nie każda osoba, u której diagnozuje się schizofrenię czy inne zaburzenia psychiczne rzeczywiście ma urojenia. Ale jak można próbować empirycznie wyjaśnić coś na co nie ma się dowodów? Nie da się. Przecież ducha nie można dotknąć, zmierzyć, zważyć czy przeprowadzić na nim eksperymentów. To nie zmieniało jednak faktu, że one istniały, czy to się komuś podobało, czy nie. Dlatego właśnie Naruto porzucił tamtą część swojej pracy i oficjalnie uznawał ją za ,,wpadkę" w naukowej karierze.

- Chcę się o tym czegoś dowiedzieć – oznajmił prosto z mostu Nara wprawiając Uzumakiego w lekkie osłupienie. – I uprzedzając wszystkie podejrzenia, nie zamierzam krytykować pańskich poglądów. Zależy mi na wiedzy, którą zebrał pan przygotowując te publikacje.

,,Im bardziej ty zagłębiasz się w świat duchów, tym większy one otrzymują dostęp do twojego. Aż wreszcie sprawią, że staniesz się jednym z nich" – wręcz zabrzmiało w uszach Naruto, kiedy już zbierał się do odpowiedzi.

- Jeśli interesują cię te zagadnienia polecam poszukać wiedzy w innych źródłach. A teraz, proszę wybaczyć, spieszę się – rzucił zbierając swoje rzeczy i wychodząc z sali.

Nie zważał na żadne słowa Shikamaru. Nie mógł. W tym jednym, jedynym wypadku wiedza nie była potęgą. Ona była przekleństwem. Przekleństwem, którego Naruto nie zamierzał na nikogo ściągać.

---------------------------------------

Pospiesznie przemierzał korytarz chcąc jak najszybciej opuścić teren uniwersytetu. Od chwili kiedy tylko zobaczył ducha mężczyzny na sali wykładowej, ciągle czuł na sobie spojrzenie tych smutnych, brązowych oczu. Chłód, który zawsze towarzyszył obecności zjawy w tej chwili sprawiał, że cały dygotał jak w gorączce. Miał przeczucie... Nie. On wiedział, że musi się stamtąd wydostać. Wystarczy, że przekroczy próg budynku i wszystko wróci do normy, przekonywał sam siebie.

Był właśnie przy głównej auli uniwersytetu, kiedy poczuł jak silne szarpnięcie po raz kolejny wyrywa mu z rąk kartki z notatkami. Jęknął głośno wiedząc co to oznacza i jednocześnie w głębi serca dziękując Bogu, że ta część korytarza jest aktualnie pusta. Nie drgnął nawet o milimetr wsłuchując się w charakterystyczny szelest upadających fragmentów papieru.

- Nie uciekniesz – usłyszał szept tuż przy swoim uchu.

Nie zareagował.

- Jesteś mi potrzebny – dotarł do niego głos, a duch pojawił się znikąd dokładnie przed nim.

Zacisnął usta starając się zapobiec wydostaniu się z nich jakiegokolwiek dźwięku.

- Pomożesz mi – powiedział duch wyciągając w jego kierunku rękę, tak jakby chciał pogłaskać go po policzku.

Naruto otworzył szerzej oczy. Jego umysł zalała fala przerażenia i zdumienia, ze szczególnym naciskiem na to pierwsze. Chciał się odsunąć, ale po raz kolejny jego ciało nie chciało współpracować. Dlaczego, do cholery, musiał być taki bezbronny?

- Nie bój się – usłyszał jeszcze od zjawy, której palce od jego skóry dzieliły zaledwie milimetry.

- Asuma stój!

*****************************

Aj wiem, że miałam pisać dzisiaj coś innego, ale znowu wyszło, jak wyszło.... Moja wena zmienna i kapryśna, jak Saska przed okresem :P

Ale żeby nie było, nie zamierzam się opierdzielać i postaram się jak najszybciej napisać kolejny rozdział :D

Dzięki za wszystkie komentarze i gwiazdki pod poprzednim rozdziałem. Naprawdę się cieszę, że dzielicie się ze mną swoimi przemyśleniami o tym co piszę :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top