1. Powrót do Konohy
Było już grubo po północy, kiedy czarny Jeep Cheronee mijał tabliczkę informującą, że do Konohy pozostało jeszcze 50 kilometrów. Kierowca nowiutkiego terenowego auta widząc ją po raz kolejny przeklął w duchu swój brak zorganizowania. Nic by mu się nie stało, gdyby spakował się wczoraj i dziś wyruszył kilka godzin wcześniej. Ale nie, Naruto Uzumaki-Namikaze nigdy nie robił niczego z wyprzedzeniem. On ciągle żył z dnia na dzień, nie planując i nie działając wcześniej niż to konieczne. Dlatego też, kiedy dzisiejszego ranka wreszcie zaczął przygotowywać się do podróży okazało się, że nie ma nawet walizki, do której mógłby spakować swoje rzeczy. Skutkiem czego była konieczność zakupu nowej, co biorąc pod uwagę sobotnie tłoki w centrach handlowych, doprowadziło do opóźnienia wyjazdu o całe cztery godziny.
Potarł zmęczone oczy wpatrując się w przednią szybę. Miał wrażenie, że jeszcze chwila i zaśnie, a jego sytuacji wcale nie poprawiał fakt, iż największą uwagę poświęcał mijanym, przydrożnym latarniom, które na swój sposób go hipnotyzowały.
- Lampa... lampa... lampa... - mamrotał sam do siebie, a jego powieki powoli zaczynały opadać zwiastując nieuchronnie kolejną kraksę na drodze i tak już naznaczonej licznymi krzyżami na poboczach.
- Patrz jak jedziesz Młotku! Chyba że znowu chcesz zakończyć swój nędzny żywot – usłyszał nagle za sobą zimny głos, który w jednej chwili przywołał go do porządku.
- Nie spieszy mi się na tamtą stronę – odparł Naruto nadymając policzki i spoglądając we wstecznym lusterku na odbicie pary bystrych oczu. Oczu, które najprawdopodobniej każdego normalnego człowieka przeraziłyby na śmierć, ale nie jego. Uzumaki wręcz uwielbiał te, jarzące się czerwoną poświatą, ślepia.
- Coś się stało, kochanie? – zaspany głos jego dziewczyny uprzedził kolejny komentarz mający go uchronić od rychłej śmierci.
- Kochanie – usłyszał rozbawione prychnięcie zza swojego fotela. Kiedy po raz kolejny chciał spojrzeć na ich towarzysza w lusterku udało mu się dostrzec tylko odbicie tylnej szyby samochodu.
- Wszystko w porządku – odparł z krzywym uśmiechem wiedząc, że Sakura i tak nie była w stanie niczego usłyszeć ani zobaczyć.
Kątem oka spojrzał na dziewczynę, która teraz poprawiała zagłówek, aby móc się wygodniej oprzeć i najprawdopodobniej ponownie zasnąć. Przeliczył się myśląc, że ta zaproponuje zajęcie jego miejsca za kierownicą. Odetchnął ciężko, po raz kolejny zastanawiając się co ją podkusiło do zmiany koloru włosów na tak wyrazisty róż. Jego zdaniem w swoim naturalnym, ciepłym brązie wyglądała o niebo lepiej, ale kiedy ostatnio ją o tym poinformował skończył z pokaźnym guzem i kilkoma siniakami. Dziewczyna była bardzo przewrażliwiona na punkcie swojego wyglądu, więc na żadną, nawet najszczerszą, krytykę nie mógł sobie pozwolić.
Po kolejnych trzydziestu minutach podróży oczom Naruto ukazał się upragniony widok – znak ,,Konoha wita!". Uzumaki nie wiedział czy kiedykolwiek w swoim, już prawie trzydziestoletnim, życiu, aż tak ucieszył się widząc tą wyblakłą, zieloną tablicę. Przemierzał puste o tej porze uliczki rodzinnego miasta starając się wyłapać zmiany jakie w nim zaszły. Jakby nie było, od ukończenia tutejszego uniwersytetu pięć lat temu nie odwiedził tego miejsca ani razu. Mijając centrum, gdzie przybyło biurowców będących siedzibami znanych firm i olbrzymią liczbę sklepów, których wcześniej tam z pewnością nie było uznał, iż Konoha nie ustępuje wcale rozbudowanym, nowoczesnym aglomeracjom. Nie opuszczało go jednak dziwne wrażenie, że coś tutaj jest nie na miejscu. Zawsze kiedy przebywał w rodzinnej miejscowości miał właśnie takie odczucia. Nie potrafił sprecyzować co mu nie grało, ale co do tego, iż coś jest nie tak, nie miał wątpliwości.
Kierował się na obrzeża miasta starając się zignorować dziwne myśli, które aktualnie podsuwał mu wymęczony podróżą umysł. Kiedy wreszcie dotarł do jednorodzinnego domku z dużym, zadbanym podwórkiem odetchnął z ulgą. Nie byłby w stanie dłużej wysiedzieć w samochodzie, nawet gdyby ktoś go do tego zmuszał. Wysiadł powoli, aby nie obudzić Sakury i przemierzył wolnym krokiem wysypaną żwirem ścieżkę prowadzącą do jego nowego domu. Chociaż to określenie nie było precyzyjne. To był dom, w którym Naruto się wychował, tyle tylko, że kiedy jego rodzice odnieśli sukces w branży farmaceutycznej, opracowując jakiś innowacyjny lek wspierający leczenie astmy, wyprowadzili się do stolicy. On natomiast mieszkał tutaj tylko do czasu ukończenia studiów. Dom stał więc pusty przez całe lata, aż do dzisiaj, kiedy to Naruto postanowił ponownie się w nim osiedlić.
Uzumaki otworzył powoli drzwi i zapalił światło w korytarzu lustrując uważnie nowe miejsce zamieszkania. Jeszcze przed przekroczeniem progu chciał się upewnić czy nie miał nieplanowanych gości. Wszystko wyglądało jednak tak, jak to zostawił dwa dni temu, kiedy razem z Gaarą przywozili część jego rzeczy. Uspokoiło go to na tyle, że wszedł do środka.
- Konohamaru? – rzucił w przestrzeń nie licząc szczególnie na żaden odzew, bo gdyby chłopak ciągle tam był, to spotkałby go przy ostatniej wizycie.
Stał kilka chwil na środku salonu wsłuchując się w ciszę, która miała być jego odpowiedzią. Kiedy tutaj wracał miał nadzieję, że zastanie swojego przyjaciela z dzieciństwa wyglądało jednak na to, iż ten musiał już odejść. Naruto wiedział, że to lepiej dla Konohamaru, w końcu to nie był jego świat i zbyt długi pobyt ,,po tej stronie" nie wpłynąłby na niego dobrze. Świadomość tego nie pozwoliła mu jednak pozbyć się uczucia utraty bliskiej osoby, za jaką uważał ducha dziesięciolatka. W zasadzie Konohamaru był jednym z pierwszych nadnaturalnych bytów, jaki Naruto kiedykolwiek zobaczył i czuł się z nim związany. Tym bardziej, że nie licząc siedzącego w samochodzie Kuramy, był jedynym jak do tej pory, który nie planował go podstępem uśmiercić, albo opętać. Spuścił głowę oddychając kilka razy głęboko, po czym rzekł smętnie ,,Żegnaj Konohamaru", jakby miał nadzieję, iż ten ciągle może go usłyszeć.
Obrócił się wolno mając zamiar wrócić do samochodu, kiedy jego uszu dobiegł cichy odgłos wchodzenia po schodach. Nie miał wątpliwości czyje, miękkie kroki słyszy. Skierował się ponownie na korytarz, gdzie od razu zauważył tańczące w powietrzu dziewięć rudych kit.
- Jednak postanowiłeś wyjść, co Kurama? – rzekł blondyn z lekkim uśmiechem przypominając sobie jak lis jeszcze jakiś czas temu twierdził, że nie ma zamiaru ponownie mieszkać w ,,tej ruderze", jak to określił jego dom, i woli już koczować w samochodzie.
- Dziwisz się, Młotku? – zapytał z przekąsem lisi demon, a widząc niezrozumienie na twarzy Naruto od razu wyjaśnił. – Tam jestem chwilowo skazany na Sakurę, więc z dwojga złego już wolę siedzieć tutaj.
- Naprawdę nie wiem co do niej masz... Mama ją lubi - szepnął zrezygnowany blondyn.
- Taa... Kushina tak... I czasami mam wrażenie, że tylko ona – rzucił w odpowiedzi jego rudy towarzysz. – Nieważne. Zajmuję twoją starą sypialnię i powiedz Sakurze, że jeśli zakłóci mój spokój spłonie w lisim ogniu – oznajmił jeszcze znikając w ciemnym korytarzu na poddaszu.
- W twojej obecnej formie, to najwyżej możesz jej robić za zapalniczkę – zaśmiał się Uzumaki doskonale wiedząc, że demon aktualnie nie byłby w stanie nikogo skrzywdzić.
Naruto wrócił do samochodu żeby zabrać stamtąd swoją dziewczynę, kiedy jednak zobaczył, że ta ciągle twardo śpi postanowił zanieść ją prosto do łóżka w sypialni, którą kiedyś zajmowali jego rodzice. W końcu, następnego dnia czekała ją jeszcze droga powrotna do stolicy, a nie chciał żeby była nieprzytomna w poniedziałek w pracy. Mimo, że Sakura była jego dziewczyną, a zgodnie z nadziejami jego matki, przyszłą żoną, nie dostawała żadnej taryfy ulgowej w pracy. Można wręcz powiedzieć, iż z tego powodu wymagano od niej jeszcze więcej. Zupełnie jakby jego rodzice uznali, że przyszła pani Uzumaki-Namikaze musi być równie dobra w tworzeniu leków co jej teściowie. Naruto uśmiechnął się cierpko na tą myśl. Faktycznie musiał przyznać, że jeśli tego oczekiwali od jego wybranki, to powinien z miejsca oświadczyć się właśnie pannie Haruno, bo lepszej pracownicy laboratorium nie znał. Pogłaskał dziewczynę po głowie wyobrażając sobie jak wyglądałoby ich wspólne życie. Niestety wnioski do jakich doszedł spowodowały, że tylko lekko się skrzywił. Zdecydowanie nie miał jeszcze ochoty na ożenek, nie wspominając już o dzieciach, do posiadania których od przeszło roku starała się go przekonać matka.
Naruto szybko uznał, że i jemu dobrze zrobi kilka godzin snu zanim zabierze się do rozpakowywania rzeczy. Pospiesznie zdjął spodnie i wśliznął się pod kołdrę obok Sakury mając nadzieję, że uda mu się zasnąć i porządnie wypocząć. Następnego dnia czekały go jeszcze przygotowania do wykładu na uniwersytecie, a nie mógł sobie pozwolić na zepsucie pierwszego wrażenia.
----------------------------------------
- Na pewno sobie poradzisz? Zawsze mogę jechać następnym pociągiem – zapewniała Sakura, którą właśnie starał się pożegnać na dworcu.
- Wszystko będzie dobrze – odparł z przekonaniem. Haruno, z tą jej przesadną troską naprawdę go irytowała. Może i był czasami nierozgarnięty, ale nie miał pięciu lat i nie wymagał stałej opieki.
- Naru... - zaczęła słodko, a on już wiedział, że nie zwiastuje to nic dobrego. Nie wspominając już o tym jak bardzo nie znosił kiedy tak się do niego zwracano. – Ostatnio dużo o nas myślałam...
- O pociąg! – krzyknął rozradowany wpatrując się w nadjeżdżający środek lokomocji, który wydawał mu się teraz wybawieniem od niechcianej rozmowy.
Doskonale wiedział na czym skończyła by się ta dyskusja. Dokładnie tak samo jak osiemdziesiąt procent tych, które ostatnio odbywał z Kushiną. A Naruto zdecydowanie nie zamierzał się jeszcze żenić. Nie! Nie! I jeszcze raz nie! Dobrze mu było tak, jak było teraz. Po co te całe obrączki? Miał dopiero dwadzieścia osiem lat, całe życie przed nim. Zdąży jeszcze do ołtarza.
– Porozmawiamy jak przyjedziesz – rzucił niemal wpychając Sakurę do pociągu i pospiesznie oddalając się żeby przypadkiem do głowy jej nie przyszło wyjść za nim.
-----------------------------------------
Naruto szedł szerokim jasnobrązowym korytarzem z olbrzymimi oknami po obu stronach. Musiał przyznać, że od czasu, gdy ukończył uniwersytet w Konoha wiele się tam zmieniło. Budynek odremontowano i unowocześniono. Wyposażenie również uległo modernizacji, a mało znana uczelnia, mogła z powodzeniem konkurować z najlepszymi. Wyglądało na to, że metamorfozie uległa również kadra, na którą składali się głównie młodzi, a już znani na polu naukowym, profesorowie oraz doświadczeni wykładowcy dojeżdżający na zajęcia z terenu całego kraju. Musiał przyznać, iż poziom kształcenia był o wiele wyższy niż za jego czasów, ale atmosfera uniwersytetu też była inna. Brakowało wiecznie pogodnego wykładowcy historii, profesora Hiruzena Sarutobiego, który potrafił całymi godzinami dyskutować w bufecie ze swoimi studentami o ciekawostkach, których nie zdążył przedstawić na wykładzie. Nie widział też nigdzie ekscentrycznego wykładowcy botaniki, doktora Yamato, niestrudzenie twierdzącego, iż drzewa mają takie same dusze jak ludzie.
Ogólnie, brakowało mu znajomych twarzy przez co czuł się lekko skrępowany. Niby miał świadomość tego, jak ciężko pracował na swój tytuł doktorski, ale nie zmieniało to faktu, że był młodym i mało doświadczonym wykładowcą, który na tle całej tej śmietanki naukowego światka wypadał po prostu blado. Zdecydowanie poczułby się lepiej, gdyby mógł porozmawiać z Kakashim. W końcu to on go tutaj ściągnął.
- Gdzie ta sala 102A? – zapytał sam siebie po raz kolejny przemierzając ten sam korytarz na pierwszym piętrze.
Zawsze mógłby poprosić któregoś ze studentów o wskazanie drogi, ale Naruto uznał, iż w ten sposób już pierwszego dnia podkopałby swój autorytet. Szukał więc na własną rękę, chociaż miał wrażenie, że jeśli tak dalej pójdzie, to w ogóle nie dotrze na swój wykład.
Kiedy mijał kolejne, ciemnobrązowe drzwi ozdobione ciężką srebrną klamką, poczuł nagły powiew chłodu. Obejrzał się gwałtownie, gdyż uczucie to było mu dobrze znane i nie miało nic wspólnego z otwartym oknem, przez które do korytarza wpadały lekkie promienie jesiennego słońca. Nie dostrzegł jednak w pobliżu nikogo, albo raczej niczego, co mogłoby powodować nieprzyjemne wrażenie. Pokiwał głową jakby chciał odpędzić od siebie czarne myśli. Przecież uniwersytet nie może być nawiedzony, prawda?
- Tutaj jesteś! – usłyszał za sobą ciepły głos byłego nauczyciela.
- Witaj Kakashi-sensei – rzucił blondyn obracając się w stronę wykładowcy literatury klasycznej. - Chyba się troszkę pogubiłem – zaśmiał się pocierając włosy na karku, jak to miał w zwyczaju kiedy się denerwował.
- Mam jeszcze czas przed moimi zajęciami, chętnie cię oprowadzę. Po remoncie placówki zmieniono numerację sal, więc może być ci ciężko się odnaleźć – zaproponował. – I nie musisz tak oficjalnie. Już nie jesteś moim uczniem.
- Przyzwyczajenie – podsumował spoglądając jeszcze kątem oka na tabliczkę zawieszoną na drzwiach, przy których stał chwilę temu. Asuma Sarutobi.
- Cieszę się, że jesteś, Naruto. Będziesz miał okazję poznać naszego uczelnianego geniusza. Studiuje jednocześnie na dwóch kierunkach i zalicza praktycznie wszystkie fakultatywne przedmioty. Bóg jeden wie jak on znajduje na to czas. Widziałem też, że jest zapisany na twoje zajęcia z antropologii – informował Uzumakiego były nauczyciel oprowadzając przy okazji po kolejnych piętrach.
- Już nie mogę się doczekać.
*************************
Wygląda na to, że moja wena postanowiła mi sprawić psikusa :P Miałam pisać dalej Saskę, a tu proszę... Tak spontanicznie wyszło coś zupełnie innego :P
Chciałam zmienić trochę klimat i dostałam takie Supernatural dla ubogich heh :P No ale nic, nie załamujmy rąk (ja tam uwielbiam ten serial), coś z tego stworzę i mam nadzieję, że się spodoba ;)
Opowiadanko będzie miało sporo nadnaturalnych wątków. Mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzać, co? Poza tym oczywiście narusasu/sasunaru (niepotrzebne skreślić, albo lepiej zachować oba).
Więc co sądzicie? Będzie coś z tego? :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top