Rozdział 8
Rano czułam się strasznie źle. Byłam słaba i kręciło mi się w głowie. Podejrzewałam, że to tylko stres związany z presją rodziców i przemęczenie. Przez ostatnie dni spałam tylko po kilka godzin.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 11:00, przetarłam oczy, żeby upewnić się czy dobrze widzę. Nigdy tak długo nie spałam, nawet w weekendy.
Słysząc, że mój brzuch domaga się jedzenia, postanowiłam zejść na dół i zrobić sobie śniadanie. Leniwie odkryłam kawałek pościeli, czując po nagich skrawkach ciało, zimno przeszywające je na wylot.
Wstałam powoli, czego od razu pożałowałam. Z powrotem usiadłam na łóżku, chwytając się za głowę, przetarłam dłonią czoło i znowu uniosłam się do pozycji stojącej. Tym razem było już dużo lepiej.
Zeszłam na parter, zauważając naszą sprzątaczkę, która gorączkowo próbuje ogarnąć cały dom.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się lekko, zakładając do lodówki.
- Hej Naomi - rozpromieniała. - Zrobię ci śniadanie, co byś chciała? - próbowała odpędzić mnie od lodówki.
- Nie ma mowy! - wypychnęłam ją. - Sama sobie zrobię, wystarczy, że pani sprząta już dom - położyłam na blat produkty.
- Dzisiaj muszę wyjść wcześniej, bo mam z młodym do lekarza - wzięła do ręki płyn, wlewając następnie go do wody.
- Coś się stało? Chory? - zmarszczyłam brwi, wiedząc, że Adam cały czas choruje.
- Prawdopodobnie przeziebienie, ale niepokoji mnie jego kaszel - przejechała ręką po czole, odgarniając włosy, które spadały jej na oczy.
- Mnie chyba też coś zbiera, a jest początek lata - westchnęłam. - Chyba dzisiaj cały dzień spędzę w łóżku.
- Zrobię ci za chwilę herbatę - uśmiechnęła się, wychodząc z pomieszczenia.
Zjadłam w spokoju śniadanie, widząc jak pani Johanson od czasu do czasu. przemyka przez kuchnię.
Będąc w łóżku, postanowiłam sprawdzić wszystkie portale społecznościowe, na których mam konto. Jednak ktoś mi przeszkodził.
Na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie Kelly. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo? - opadłam plecami na łóżko.
- Hej, wstałaś już?
- Tak.. Znaczy źle się czuję i chyba dzisiaj poleżę w łóżku.
- Ale w sensie jesteś chora, zmęczona?
- Nie wiem Kelly, głowa mnie boli, wszystko jak z waty.
- Dziewczyno ty kaca masz, a nie chora - usłyszałam jej roześmiany głos.
- Nie.. Nic nie wypiłam.
- Środek lata, a ty chora.. Miałaś mi opowiedzieć o wszystkim.
- To przyjdź do mnie.
- Okey - powiedziała uradowana. - Będę za 15 minut - i rozłączyła się.
Odłożyłam na bok telefon i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Rozejrzałam się po pokoju, zauważając przy biurku Kelly, która pije.. MOJĄ herbatę.
- Kelly ty idiotko - warknęłam, a ta w momencie odwróciła się do mnie.
- O obudziłaś się! - odłożyła na bok napój. - Ale przywitać się to ty mogłaś w Innym stylu - podeszła do mnie i usiadła na łóżku.
- Wypiłaś moją herbatę - zmrużyłam oczy. - Moją - powtórzyłam.
- Nawet herbaty mi żałujesz? - prychnęła, podsuwając się do ściany.
- Nawet tego - zgodziłam się.
- Ty mi tutaj opowiadaj o twoim Romeo - zaśmiała się, kładąc dłonie na moich kolanach.
- Co by tutaj opowiadać - udawałam zmyśloną, drażniąc się z nią.
- Chcesz żebym zadzwoniła do Diego? - mówiąc to wyjęła z kieszeni telefon i spoglądając na mnie pytającym wzrokiem.
- Tylko nie to! - wyrwałam jej z dłoni urządzenie.
- On się o ciebie tak martwi - na jej twarzy pojawił się cwany uśmiech.
- Martwi się, aż za bardzo - wywróciłam oczami. - Jakby się dowiedział, że umawiam się nocami z chłopakami, to by mnie chyba zabił.
- Naomi.. - spojrzała na mnie. - On może jest twoim ojcem - wybuchnęła śmiechem.
- Ej ale serio, mój ojciec nawet tak się o mnie nie martwi - spuściłam wzrok.
- Hej, no coś ty - przysunęła się bliżej i przytuliła mnie. - Oni się martwią, ale tego tak nie okazują.
- Nadzieja matką głupich - prychnęłam.
- Dość tego! - krzyknęła, od razu wróciłam do rzeczywistości. - Nie rozmawiajmy o tym, ja chcę się dowiedzieć coś o twoich chłopakach.
*****
I tym o to sposobem przegadałyśmy całe 3 godziny. Nawet nie wiem kiedy upłynął ten czas. Opowiedziałam jej o wszystkim. Kelly na początku była w szoku, dopiero po kilku minutach uwierzyła w to, że taka dziewczyna jak ja poszła na nielegalną walkę i do tego umówiła się z jednym z zawodników. Oczywiście szybko wytłumaczyłam jej, że nie ma nic pomiędzy nami oprócz znajomości. Nawet nie wiem czy kiedykolwiek się jeszcze spotkamy. Przecież on ma tyle dziewczyn koło siebie, to dlaczego akurat mnie miał wybrać? A po za tym ja do niego nic nie czuję i on także.
Odprowadzając Kelly do wyjścia, znowu dopadł mnie okropny ból głowy i poczułam, że za chwilę odlecę.
- Pa Nao - pocałowała mnie w policzek, a ja uśmiechnęłam się, aby nie budzić u niej zaniepokojenia. Od razu by kazała mi jechać do lekarza, powiedziałaby moim rodzicom. A to naprawdę nie jest konieczne.
- Pa - rzuciłam ledwo słyszalnie, zamykając delikatnie drzwi. Chciałam tylko dojść do salonu i położyć się, jednak nie było mi to dane. Zobaczyłam przed oczami mroczki, a później tylko ciemność.
Kiedy po chwili otworzyłam oczy, zobaczyłam tylko biały sufit i lampę. Musiałam zemdleć. Podniosłam się leniwie na łokciach, siedząc teraz po turecku i biorąc głęboki oddech. Dobrze, że pani Johanson już sobie poszła, bo by znowu mnie zabrała na pogotowie jak kiedyś, gdy wytknęłam sobie palca.
Podeszłam powoli do szafki, opierając ręce na blacie i biorąc kilka mocnych wdechów, a następnie wypuszczałam powoli powietrze z ust. Wzięłam do ręki szklankę i nalałam do niej wodę. Upiłam dwa łyki, czując, że tego właśnie było mi potrzeba.
Słysząc z góry dźwięk dzwoniącego nachalnie telefonu, postanowiłam udać się do swojego pokoju.
Kiedy przeczytałam imię na wyświetlaczu, długo wahałam się czy odebrać. Nie wiedziałam dlaczego do mnie dzwoni. Widzieliśmy się wczoraj, to czego on dzisiaj oczekuje.
- Halo? - rzuciłam.
- Hej Naomi.. - przeciągał, jakby zastanawiał się. - Co tam u ciebie?
- Matko Aaron mów o co ci chodzi, a nie będziesz owijał w bawełnę.
- Ugh.. No dobrze - westchnął. - Nie chciałabyś przyjść na trening?
- Twój? - zmarszczyłam brwi.
- Nie, mojego dziadka.
- Jeśli twojego dziadka, to bardzo chętnie.
- Pytam poważnie.
- A ja odpowiadam poważnie.
- Dobra nie było pytania, do zobaczenia.
- Czekaj no..
- Czekam.
- Dzisiaj nie za dobrze się czuję.
- Co się dzieje?
- Nic takiego, nie przejmuj się. A co do treningu, to przepraszam nie dam rady.
- Umm.. No dobrze. Może przyjadę do ciebie? Może czegoś potrzebujesz?
- O nie! Nie! - krzyknęłam, a moje serce zaczęło mocno walić. Przecież on nie może się dowiedzieć, że podałam mu zły adres.
- Już wszystko rozumiem. Mogłaś mi wprost powiedzieć, że nie zamierzasz utrzymywać ze mną kontaktów, a nie okłamywać mnie, że jesteś chora.
- Aaron, to.. - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ brunet się rozłączył.
Próbowałam się jeszcze do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Po paru próbach, wyłączył telefon. Byłam wściekła na siebie za te wszystkie kłamstwa, w których co raz bardziej się zaplątuję. Aaron za to jest zbyt impulsywny i reaguje nerwowo.
Postanowiłam zadzwonić do jeszcze jednej osoby, mając nadzieję, że ona mi chociaż poprawi humor.
_______
W końcu rozdział.
Przepraszam, ale nie miałam nawet chwili czasu.
Starałam się jak mogłam i wyszło to co wyszło.
Miałam mieć wolne popołudnie i planowałam napisać długi rozdział, a wyszło na to, że dopiero o 21 znalazłam się na watt.
Wiem, że nudny ten rozdział, ale musiał się on pojawić, bo będzie mial związek z dalszymi losami bohaterów.
Chętnie poczytam wasze komy 💞
Do zobaczenia miśki ❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top